środa, 20 lutego 2013

Rozdział 10: Teraz już nic nie rozumiem, może nie chcę rozumieć. Wszystko się zmienia, i to w zastraszającym tempie a ja już sama nie wiem kim jestem.

  Ten rozdział dedykuję wszystkim, którzy komentują mojego bloga :D
Miłego czytania :**

Dni mijały a ja z każdym z nich zapominałam o Jacob'ie. To już przecież ponad dwa miesiące od kiedy właściwie nie utrzymujemy kontaktu. Ostatnio nawet wpadłam na niego na korytarzu i nie odczułam nic na dotyk jego ciała. Powiedziałam tylko „sory” i poszłam dalej. Nie spędzaliśmy razem czasu, nie rozmawialiśmy, nawet na siebie nie patrzyliśmy choć dość często kręcił się blisko mnie w szkole na przerwach, czego nie rozumiałam skoro tak mnie nienawidził. Nie chciał mi przecież nawet podać powodu jego zachowania. Na jego miejscu to bym siebie unikała a on dziwnym sposobem wciąż jest blisko.
Nie siedział już z nami w czasie lunchu. Znalazł swoją „paczkę” a ja go już nie obchodziłam. No i znowu mi coś tu nie pasuje. Skoro go nie obchodziłam to co on cały czas robił koło mnie? To pytanie dręczyło mnie każdego dnia. Ale nie ważne. Sama też dałam sobie z nim spokój.
Chociaż czasami, wracając wspomnieniami do Jacob'a wydawało mi się, że jednak za nim tęsknię, że mi go brakuje. Ale zawsze w takich chwilach przypominałam sobie jak bardzo mnie skrzywdził. Wtedy znów witała we mnie nienawiść i o nim zapomniałam.
Była zima. Święta minęły szybko, za trzy dni nowy rok a w szkole głośno było o balu karnawałowym, który miał się odbyć zaraz po przerwie świątecznej, czyli po sylwestrze. Nie miałam zamiaru na niego iść bo nie miałam z kim. O tej całej Katelyn słuch wszelki zaginął. Nie znaleziono jej ani żywej ani martwej. Po prostu przepadła jak kamień w wodę. Było wczesne popołudnie, weekend i właśnie zbieraliśmy się z rodzicami na polowanie. Założyłam zwykłe jasne rurki, fioletową bluzę z adidasa a pod nią ciemny podkoszulek. Włosy związałam w wysoki koński ogon i założyłam adidasy. Kurtki już nie zakładałam. Mimo że ubrana byłam na sportowo to wyglądałam całkiem ładnie. Zeszłam na dół i Edward zagwizdał.
-Ale laska.-Bella szturchnęła go w ramię.-No co? Nie zgodzisz się ze mną?
-No zgodzę, zgodzę.-Pokręciłam głową ale i tak się uśmiechnęłam.
-To co idziemy? Głodna już jestem.-zaproponowałam.
-No to chodźmy. -Otworzył przed nami drzwi tato.-panie przodem.
Zaczęliśmy biec. Chcieliśmy dzisiaj pobiec w jakieś inne miejsce. Trochę dalej. Znaleźliśmy się na jakieś łące, na której pasło się stado reniferów. Tak, dobiegliśmy do Kanady. Pachniały wspaniale. Nie oglądałam się na rodziców i upolowałam sobie pierwszego.
-Całkiem niezłe.-stwierdziłam gdy wypiłam już z niego całą krew. Rodzice też sobie zjedli. Wracaliśmy już do domu ale ja w połowie drogi się zatrzymałam i zapytałam, czy mogę się iść gdzieś przejść. Sama. Nie byli co do tego przekonani ale puścili mnie bo w końcu nie byłam małą dziewczynką. Odbiłam na północ i zaczęłam biec. Moim celem była łąka, którą kiedyś pokazała mi Bella. W pewnym momencie, usłyszałam, że w odległości jakiś dwóch kilometrów biegnie Jacob. Wiedziałam to od razu bo teraz poznawałam go po rytmie. On nadal nie wiedział jak dobry mam wzrok, i że go widzę. Nie wiedział również, że wiem, że zawsze mnie śledzi i znam na pamięć każdy jego ruch. Gdziekolwiek byłam, on zawsze był w pewnym sensie przy mnie. Tak jakby mnie pilnował. Nie chciałam go o to pytać bo nie chciałam, żeby przestał bo to był jedyny sposób na jakiekolwiek spędzanie z nim czasu. Mimo że o nim właściwie zapomniałam bo nawet nie słyszałam już jego głosu to chyba nadal lubiłam go widzieć pod postacią wilka. Był taki.... taki. No sama nie wiem. Czasami wydawało mi się, że temat z nim nie jest jeszcze do końca zamknięty w moim sercu i że tylko zepchnęłam go na bok. Dlatego często mówiłam, że już mnie nie obchodzi, że o nim zapomniałam. Chyba to sobie tylko wmawiałam ale nie potrafiłam żyć, jeśli w mojej głowie istniał on więc starałam zawsze zająć się czymś innym by nie myśleć o nim i nie cierpieć. Taka właśnie była najprawdziwsza prawda. Nadal coś czułam tylko, że to uczucie wylądowało w głębi mojego serca wraz z tym jak Jake zerwał znajomość ze mną. Biegłam całkiem powoli. Tak dla relaksu a on dokładnie w tym samym tempie. Tak jak kiedyś biegaliśmy razem gdy byłam jeszcze mała. I znowu wracają wspomnienia. Właśnie w takich chwilach zawsze spycham je na bok i skupiam się choćby na tym, że.. właśnie dobiegłam na miejsce. Las o tej porze roku był taki śliczny. Śnieg dodawał mu takiego uroku jak nigdy. Wybiegłam na polanę a Jake został między drzewami. Zaczęłam przechadzać się po łące ludzkim krokiem. Obeszłam ją już w połowie. Jake szedł równolegle do mnie tylko, że daleko. W jednej chwili poczułam pewien trochę znajomy zapach. Ale tylko częściowo. Do tego jeszcze dwa nowe. Usłyszałam jak Jake bardzo cichuteńko zawarczał. Pewnie chciał abym nie usłyszała ale na jego głos jestem bardzo wyczulona. Czułam, że zaraz stanie się coś złego. Uzmysłowiłam sobie, że ów zapach dobie z tyłu mnie odwróciłam się i na drugim końcu łąki zobaczyłam trzy wampiry. Jednym z nich była zaginiona Katelyn! Co? Ona wampirem? Do tego miała dwóch ochroniarzy. Podchodziła bliżej w moim kierunku. Gdy była już wystarczająco blisko zaczęła do mnie mówić.
-Proszę, proszę... Kogo my tu mamy? Słynna Renesmee. Nie jest ci skarbeńku zimno? Nie masz kurteczki a jest minus siedem stopni. Ale nie martw się, ten problem zaraz zniknie. Razem z tobą!-W ogóle nie rozumiałam biegu wydarzeń. Byłam oszołomiona tym, że ona jest wampirem. Szybko znalazła się koło mnie a ja nadal stała jak słup soli.-Oooo.. zatkało? Widzisz, teraz mam taką przewagę nad tobą, że nie jestem już do końca człowiekiem. Ale ty nic o tym nie wiesz.-zaczęła krążyć wokół mnie a ja się nie ruszałam. Gdy już obeszła mnie dookoła dodała.-Powiem ci jedno, świat nie jest takim, jakim się wydaje.-Zamachnęła się na mnie i myślała, że nie zdążę zrobić uniku ale ja, mimo że tylko w połowie byłam wampirem byłam od niej szybsza. Do tego całkiem nieźle wyszkolona. Schyliłam się szybko i wykonałam obrót pod jej ręką. Teraz to ją nieźle zatkało.
-Co ty nie powiesz?-odcięłam się jej.-Ty zupełnie nic nie wiesz o tym, jaki ten świat jest naprawdę.-mogę się założyć, że nie miała pojęcia o takich istotach jak wilkołaki.-Widzę, że masz ochotę zrobić mi krzywdę.-Kontynuowałam głosem małej dziewczynki.-Uprzedzę cię i to ty będziesz mieć kłopoty. -powiedziałam i rzuciłam się na nią. Piękny wykop w brzuch-mój ulubiony. Ślicznie ją podhaczyłam i już leżała.
-Mam taką zasadę, że leżącego się nie dobija więc wstawaj i się broń sprawiedliwie.-Wyciągnęłam do niej rękę by jej „pomóc” wstać. Ona oczywiście była taka naiwna i dała się nabrać. Podała mi rękę. Podniosłam ją tak, że jej twarz znalazła się bardzo blisko mojej.-Ale wiesz, jest też taka zasada, że przeciwnikowi się nie ufa.-Szepnęłam jej wrednie do ucha po czym wyrwałam jej rękę. Krzyknęła z bólu.-ojoj, to tak niechcący.
-Ty suko! Oddawaj moją rękę!-wrzasnęła
-Chcesz to?-pomachałam jej, jej ręką przed nosem.-To sobie weź.-I rzuciłam ją daleko. Ale to było dobre. Zupełnie jak aportuje się psu.
-Brać ją!-krzyknęła do swoich dryblasów. Zupełnie o nich zapomniałam. Oboje rzucili się w jednym momencie. Nie miałam pojęcia co robić. Byłam taka skołowana bo w końcu to było tak jakby dwóch Emmett'ów. W tej chwili z lasu wybiegł Jacob ale pod ludzką postacią. Co on kombinował? To nie miało sensu. Biegł w moją stronę i był wyraźnie szybszy od tych kolesi. Był już blisko. Przebiegł koło Katelyn, która poszła szukać swojej ręki.
-Jake! Nie rób głupstw! Przecież my musimy być razem!-darła się za nim ale on ją olał. Aha, on chciał jej pokazać kim naprawdę jest. Okej zwracam honor, to miało jakiś sens. Gdy był kilka metrów ode mnie wzbił się w powietrze przemieniając się nade mną w wilkołaka. Zatrzymał się pomiędzy mną i tymi idiotami i warknął ostrzegająco. No nareszcie, mój wilkołak. Oni z kolei wystraszyli się jak małe myszki wielkiego kocura. Katelyn po prostu nie wiedziała co się dzieje. Była jeszcze bardziej oszołomiona niż wtedy, gdy ja jej zaprezentowałam swoje umiejętności.
-Szkoda mi ciebie Jacob ale skoro tak bardzo chcesz to zginiesz razem z nią.-powiedziała gdy już doszła do siebie. Jej ręka się jej już zrosła. A mogłam jej nie oddawać. Rzucili się wszyscy we troje na nas. Wiedziałam, że Jake poradzi sobie z tymi tam a dla mnie została Katelyn. Biegła na mnie rozpędzona. Ja oparłam się na boku Jake'a i kopnęłam ją z całej siły w tej jej ryj. Odrzuciło ją na dobre dwadzieścia metrów. Jake zaatakował tamtych. Katelyn się podniosła a ja podbiegłam do niej zanim się otrząsnęła. Złamałam jej rękę po czym wyrwałam. To samo zrobiłam z drugą. Była tak wstrząśnięta, że zupełnie nie wiedziała co ma robić. Nie miała pojęcia o walce, o tym jak się bronić mimo że w sumie była nowo narodzonym wampirem i powinna być zasadniczo silniejsza. Chyba jednak nie potrafiła tego wykorzystać. Nie chciałam tego robić bo było to obrzydliwe ale jedynym sposobem na zabicie wampira jest rozszarpanie go i spalenie. Problem w tym, że nie miałam ognia. Nogi miała już właściwie rozwalone i nie była zdolna już do niczego. W moich uszach słyszałam tylko jej przeraźliwy krzyk. Zerknęłam jak idzie Jacob'owi. Rozprawiał się z jednym z nich a ja nie mogłam namierzyć drugiego. Nagle, zobaczyłam go biegnącego szybko w stronę Jake'a.
-Jake! Uważaj!-krzyknęłam ale było za późno. Uderzył go tak mocno w bok, na wysokości mniej więcej serca, że mój ochroniarz odleciał na drugi koniec polany i walnął kręgosłupem w drzewo po czym spadł na ziemię z wielkim hukiem. Usłyszałam tylko skomlenie i Jake się już nie poruszył. Dopiero co go odzyskałam a już go straciłam. Ten dryblas zbliżał się do niego by go dobić. Gdy był zaledwie kilka kroków od niego z lasu wybiegł Emmett i rozpędzony uderzył w tego gościa. Dosłownie moment i było po nim. Do tego miał zapalniczkę więc po sprawie.
-Emmett!-zawołałam wyciągając jedną rękę do góry. Zczaił o co chodzi i rzucił mi ją. Po kilku sekundach znalazł się na polanie Jasper. Spanikowany drugi wampir Katelyn nawet się nie poruszył. Było po nim tak samo jak po samej Katelyn. Spojrzałam na Jake'a. Leżał, w ogóle się nie poruszając pod drzewem. W sekundzie znalazłam się koło niego.
-Jacob, Jake.-zaczęłam mówić do niego prosząco.-Jake, proszę, nie odchodź.-Nie było żadnej reakcji. Nie słyszałam jego serca, tym razem już w ogóle. Byłam w takim tragicznym stanie, że nie da się tego odpisać.-Jake, ja cię potrzebuję. Dopiero co cię odzyskałam a teraz znowu cię tracę.-Płakałam. Chyba poczułam falę spokoju ale nie wpłynęła na mnie.-Jazz nie teraz. Jake. Obudź się. Ja wiem, że wrócisz do mnie. Nawet po tych słowach u ciebie w domu nigdy o tobie nie zapomniałam. Jacob! Proszę! Wróć! Ja...-zacięłam się bo.. musiałam coś powiedzieć. Zamknęłam powieki-Ja..-z ciszyłam głos, właściwie to mówiłam szeptem. Nachyliłam się do jego ucha.-Jake, ja cię kocham, proszę nie zostawiaj mnie.-Przytuliłam się do jego jeszcze ciepłego wilczego ciała. Płakałam tak jak nigdy. Było bardzo cicho. Emmett z Jasper'em nawet się nie ruszali. Przyłożyłam policzek do pyszczka Jacob'a. Pokazałam mu to jak bardzo ja go kocham, że nie obchodzi mnie to, że on mnie nie i że nie chcę go tracić. W tym momencie stało się po prostu coś magicznego. Jego serce zaczęło bić. Biło coraz szybciej i coraz mocniej. Powoli zaczął otwierać swoje wilcze oczka. Zabłysnęły jak małe gwiazdeczki. Podniósł powoli swoją łapę by położyć mi ją na kolanach ale zaskomlał cichutko. Był połamany. Spojrzałam na jego żebra. To one go bolały. Po tym jak kiedyś już złamał rękę a ja nie potrafiłam mu pomóc przeszłam u Carlise'a taki jakby kurs nastawiania kości. Opanowałam go całkiem nieźle, więc postanowiłam mu pomóc. Dotknęłam go delikatnie w spuchniętym miejscu i macałam palcami by dokładnie wyczuć kości.
-Jake, to może trochę zaboleć ale to ci pomoże.-powiedziałam troskliwie. Zacisnął oczy a ja postarałam się by było to szybko i jak najmniej boleśnie. Jacob tylko syknął i było po wszystkim. Zaczął powoli się podnosić. Ostrożnie by nic sobie nie zrobić. Kości były chyba dobrze nastawione bo szybko się zrastały i nie było już właściwie śladu po złamaniach. Tak, złamaniach. Miał dziesięć złamanych żeber. W sumie to nie był jakiś duży uraz więc nie rozumiałam dlaczego jego serce nie biło przez jakiś czas. Tak jakby umarł. Muszę spytać o to Carlise'a w domu. Pomogłam Jacob'owi złapać równowagę i powoli zaczęliśmy wracać do domu. Szli z nami Jasper i Emmett.
-Fajna była zabawa mała. Jak zwykle dzięki tobie.-Próbował rozstroić nastrój Emm.
-Tsaaa... ja bym powiedziała, że jak zwykle przeze mnie.-stwierdziłam. Przecież przeze mnie zginął Nathan. A teraz był Jake. Na szczęście on żyje. Czuł się już całkiem dobrze więc zaczęliśmy biec. Szybko dotarliśmy do domu dziadka. Naprzeciw nam wyszedł Edward.
-A wy co? Jak zwykle jakaś bójka.-zaśmiał się.
-Heeej, ona chciała mnie i Jake'a zabić.-Właśnie Jake. Przecież nadal nie powiedział nic na to, że go kocham. Ale też nie uciekł więc miałam małe pocieszenie. Tylko dlaczego się nie przemieniał żeby cokolwiek powiedzieć.
-Bo nie ma się w co ubrać.-Odpowiedział na moje pytanie Edward. Uśmiechnęłam się lekko do Jake'a. No tak, to było oczywiste.-Renesmee, może idź z chłopakami do domu, póki Carlise jeszcze jest, bo zaraz ma dyżur, a ja chciałbym porozmawiać z Jacob'em.-powiedział tato. Pokiwałam tylko głową i ruszyłam do drzwi. Gdy byłam już za Edwardem odwróciłam się i uśmiechnęłam do Jake'a. Gdy weszłam do środka pomaszerowałam prosto do gabinetu Carlise'a. Był jeszcze czym zajęty więc czekałam na zewnątrz. Koło mnie przechodził Jazz.
-Hej, Jasper, a tak właściwie to, skąd wiedzieliście co jest grane?-zapytałam bo właściwie to skąd oni się tam wzięli?
-aaa... dzięki Alice. Zobaczyła Katelyn jako wampira właśnie na tej łące. Nie widziała oczywiście ciebie. Pobiegliśmy więc tylko we dwójkę z Emmett'em sprawdzić o co chodzi. Gdy byliśmy już dość blisko ogarnęliśmy sytuację i resztę to już znasz.-wytłumaczył po krótce. Przytuliłam się do niego, stanęłam na palcach i powiedziałam do ucha.
-Dzięki za ratunek Jazz.-I pocałowałam go w policzek.
-Hej a ja to co?-poskarżył się będący w pobliżu Emmett.
-Tobie też dziękuję.-Podeszłam do niego by go również pocałować.
-Tutaj.-powiedział pokazując palcem na swój policzek zanim jeszcze podeszłam. Stanęłam na paluszkach, pocałowałam go a gdy już wracałam do normalnej postawy on złapał mnie w pasie i podrzucił wysoko do góry. Zaczęłam się śmiać. Chciałam się z nim powygłupiać ale akurat z gabinetu wyszedł Carlise.
-Dziadku, masz chwilkę?-zapytałam.
-No pewnie, ze tak.-Odrzekł.
-Bo widzisz.-zaczęłam tłumaczyć. Opowiedziałam całą historię i na końcu zapytałam jak to jest, ze Jake miał złamanych tylko kilka żeber a chwilowo jego serce stanęło w miejscu. Miałam też wrażenie, że gdybym nie powiedziała do Jake'a, że go kocham to by się już nie obudził.
-Widzisz Renesmee, Jacob otrzymał, z tego co mówisz naprawdę mocne uderzenie i to bardzo prawdopodobnie w samo serce. Zacisnęło się tak mocno, że nie dało rady wykonać rozkurczu. Jednak stało się coś, czego sam nie rozumiem ale znam tego przyczynę. Nie mogę ci powiedzieć, a przynajmniej teraz. Kiedyś, jak będziesz chciała, to ci to wytłumaczę ale na pewno nie teraz. A może kiedyś sama to zrozumiesz.-Mhmm.. super. Dużo mi to wyjaśnia.
-Dzięki Carlise. A tak właściwie, to gdzie są dziewczyny?-zapytałam jeszcze na odchodne.
-U was w domu. Przeglądają szafy w tego co zrozumiałem.
-Aaa... to idę do nich. Do zobaczenia. Pa chłopaki.-Pożegnałam się z wszystkimi i wyszłam z domu.
Zauważyłam Jake'a z tatą jakieś trzysta metrów od domu. Pomachałam im a oni mi odmachali uśmiechając się. Miałam jednak wrażenie, że nie były to uśmiechy do końca szczere. No ale cóż może tylko nie byli zadowoleni z faktu, ze jakaś babka chciała nas zabić. Pewnie właśnie o tym rozmawiali. Przekazałam tacie w myślach gdzie idę i ruszyłam do domu. Tam oczywiście musiałam opowiedzieć jeszcze wszystko dziewczynom. Ciekawiła mnie jeszcze tylko jedna rzecz. O czym rozmawiał Jake z Edwardem. No ale nie to było teraz ważne. Dla mnie liczyło się to, że znowu byliśmy przyjaciółmi. Teraz wszystko było jak dawniej. Myliłam się kiedyś, myśląc, że już go nie potrzebuję, i że nie tęsknię za nim. Wtedy czegoś we mnie brakowało a teraz czułam, że wszystko jest w najlepszej harmonii. Musiałam jeszcze jednak pójść do Jacob'a i pogadać z nim. Musiałam jednak poczekać z tym do jutra.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No i jak się podoba?
Czekam na komentarze. Spodziewaliście się, że Katelyn jeszcze wystąpi w mojej książce?

2 komentarze:

  1. Świetny rozdział! Z resztą jak każdy inny.
    Już w poprzednim rozdziale zastanawiałam się co jest z tą Katelyn. Spodziewałam się, że ona coś namiesza.
    Czekam na NN.

    Jessika.

    OdpowiedzUsuń
  2. Popieram JJ,i również czekam na nn.Biedny Jake...musiało go boleć.
    PS.Zapraszam na mojego bloga www.world-with-eyes-renesmee-cullen.blog.pl
    (jest tam dużo różnych rzeczy,które nie do końca są zrozumiałe,ale prędzej czy później wszystko się wyjaśnia.)

    Cassie

    OdpowiedzUsuń