Ten rozdział dedykuję wszystkim, którzy komentują mojego bloga :D
Miłego czytania :**
Dni mijały a ja z
każdym z nich zapominałam o Jacob'ie. To już przecież ponad dwa
miesiące od kiedy właściwie nie utrzymujemy kontaktu. Ostatnio
nawet wpadłam na niego na korytarzu i nie odczułam nic na dotyk
jego ciała. Powiedziałam tylko „sory” i poszłam dalej. Nie
spędzaliśmy razem czasu, nie rozmawialiśmy, nawet na siebie nie
patrzyliśmy choć dość często kręcił się blisko mnie w szkole
na przerwach, czego nie rozumiałam skoro tak mnie nienawidził. Nie
chciał mi przecież nawet podać powodu jego zachowania. Na jego
miejscu to bym siebie unikała a on dziwnym sposobem wciąż jest
blisko.
Nie siedział już z
nami w czasie lunchu. Znalazł swoją „paczkę” a ja go już nie
obchodziłam. No i znowu mi coś tu nie pasuje. Skoro go nie
obchodziłam to co on cały czas robił koło mnie? To pytanie
dręczyło mnie każdego dnia. Ale nie ważne. Sama też dałam sobie
z nim spokój.
Chociaż czasami,
wracając wspomnieniami do Jacob'a wydawało mi się, że jednak za
nim tęsknię, że mi go brakuje. Ale zawsze w takich chwilach
przypominałam sobie jak bardzo mnie skrzywdził. Wtedy znów witała
we mnie nienawiść i o nim zapomniałam.
Była zima. Święta
minęły szybko, za trzy dni nowy rok a w szkole głośno było o
balu karnawałowym, który miał się odbyć zaraz po przerwie
świątecznej, czyli po sylwestrze. Nie miałam zamiaru na niego iść
bo nie miałam z kim. O tej całej Katelyn słuch wszelki zaginął.
Nie znaleziono jej ani żywej ani martwej. Po prostu przepadła jak
kamień w wodę. Było wczesne popołudnie, weekend i właśnie
zbieraliśmy się z rodzicami na polowanie. Założyłam zwykłe
jasne rurki, fioletową bluzę z adidasa a pod nią ciemny
podkoszulek. Włosy związałam w wysoki koński ogon i założyłam
adidasy. Kurtki już nie zakładałam. Mimo że ubrana byłam na
sportowo to wyglądałam całkiem ładnie. Zeszłam na dół i Edward
zagwizdał.
-Ale laska.-Bella
szturchnęła go w ramię.-No co? Nie zgodzisz się ze mną?
-No zgodzę,
zgodzę.-Pokręciłam głową ale i tak się uśmiechnęłam.
-To co idziemy? Głodna
już jestem.-zaproponowałam.
-No to chodźmy.
-Otworzył przed nami drzwi tato.-panie przodem.
Zaczęliśmy biec.
Chcieliśmy dzisiaj pobiec w jakieś inne miejsce. Trochę dalej.
Znaleźliśmy się na jakieś łące, na której pasło się stado
reniferów. Tak, dobiegliśmy do Kanady. Pachniały wspaniale. Nie
oglądałam się na rodziców i upolowałam sobie pierwszego.
-Całkiem
niezłe.-stwierdziłam gdy wypiłam już z niego całą krew. Rodzice
też sobie zjedli. Wracaliśmy już do domu ale ja w połowie drogi
się zatrzymałam i zapytałam, czy mogę się iść gdzieś przejść.
Sama. Nie byli co do tego przekonani ale puścili mnie bo w końcu
nie byłam małą dziewczynką. Odbiłam na północ i zaczęłam
biec. Moim celem była łąka, którą kiedyś pokazała mi Bella. W
pewnym momencie, usłyszałam, że w odległości jakiś dwóch
kilometrów biegnie Jacob. Wiedziałam to od razu bo teraz poznawałam
go po rytmie. On nadal nie wiedział jak dobry mam wzrok, i że go
widzę. Nie wiedział również, że wiem, że zawsze mnie śledzi i
znam na pamięć każdy jego ruch. Gdziekolwiek byłam, on zawsze był
w pewnym sensie przy mnie. Tak jakby mnie pilnował. Nie chciałam go
o to pytać bo nie chciałam, żeby przestał bo to był jedyny
sposób na jakiekolwiek spędzanie z nim czasu. Mimo że o nim
właściwie zapomniałam bo nawet nie słyszałam już jego głosu to
chyba nadal lubiłam go widzieć pod postacią wilka. Był taki....
taki. No sama nie wiem. Czasami wydawało mi się, że temat z nim
nie jest jeszcze do końca zamknięty w moim sercu i że tylko
zepchnęłam go na bok. Dlatego często mówiłam, że już mnie nie
obchodzi, że o nim zapomniałam. Chyba to sobie tylko wmawiałam ale
nie potrafiłam żyć, jeśli w mojej głowie istniał on więc
starałam zawsze zająć się czymś innym by nie myśleć o nim i
nie cierpieć. Taka właśnie była najprawdziwsza prawda. Nadal coś
czułam tylko, że to uczucie wylądowało w głębi mojego serca
wraz z tym jak Jake zerwał znajomość ze mną. Biegłam całkiem
powoli. Tak dla relaksu a on dokładnie w tym samym tempie. Tak jak
kiedyś biegaliśmy razem gdy byłam jeszcze mała. I znowu wracają
wspomnienia. Właśnie w takich chwilach zawsze spycham je na bok i
skupiam się choćby na tym, że.. właśnie dobiegłam na miejsce.
Las o tej porze roku był taki śliczny. Śnieg dodawał mu takiego
uroku jak nigdy. Wybiegłam na polanę a Jake został między
drzewami. Zaczęłam przechadzać się po łące ludzkim krokiem.
Obeszłam ją już w połowie. Jake szedł równolegle do mnie tylko,
że daleko. W jednej chwili poczułam pewien trochę znajomy zapach.
Ale tylko częściowo. Do tego jeszcze dwa nowe. Usłyszałam jak
Jake bardzo cichuteńko zawarczał. Pewnie chciał abym nie usłyszała
ale na jego głos jestem bardzo wyczulona. Czułam, że zaraz stanie
się coś złego. Uzmysłowiłam sobie, że ów zapach dobie z tyłu
mnie odwróciłam się i na drugim końcu łąki zobaczyłam trzy
wampiry. Jednym z nich była zaginiona Katelyn! Co? Ona wampirem? Do
tego miała dwóch ochroniarzy. Podchodziła bliżej w moim kierunku.
Gdy była już wystarczająco blisko zaczęła do mnie mówić.
-Proszę, proszę...
Kogo my tu mamy? Słynna Renesmee. Nie jest ci skarbeńku zimno? Nie
masz kurteczki a jest minus siedem stopni. Ale nie martw się, ten
problem zaraz zniknie. Razem z tobą!-W ogóle nie rozumiałam biegu
wydarzeń. Byłam oszołomiona tym, że ona jest wampirem. Szybko
znalazła się koło mnie a ja nadal stała jak słup soli.-Oooo..
zatkało? Widzisz, teraz mam taką przewagę nad tobą, że nie
jestem już do końca człowiekiem. Ale ty nic o tym nie
wiesz.-zaczęła krążyć wokół mnie a ja się nie ruszałam. Gdy
już obeszła mnie dookoła dodała.-Powiem ci jedno, świat nie jest
takim, jakim się wydaje.-Zamachnęła się na mnie i myślała, że
nie zdążę zrobić uniku ale ja, mimo że tylko w połowie byłam
wampirem byłam od niej szybsza. Do tego całkiem nieźle wyszkolona.
Schyliłam się szybko i wykonałam obrót pod jej ręką. Teraz to
ją nieźle zatkało.
-Co ty nie
powiesz?-odcięłam się jej.-Ty zupełnie nic nie wiesz o tym, jaki
ten świat jest naprawdę.-mogę się założyć, że nie miała
pojęcia o takich istotach jak wilkołaki.-Widzę, że masz ochotę
zrobić mi krzywdę.-Kontynuowałam głosem małej
dziewczynki.-Uprzedzę cię i to ty będziesz mieć kłopoty.
-powiedziałam i rzuciłam się na nią. Piękny wykop w brzuch-mój
ulubiony. Ślicznie ją podhaczyłam i już leżała.
-Mam taką zasadę, że
leżącego się nie dobija więc wstawaj i się broń
sprawiedliwie.-Wyciągnęłam do niej rękę by jej „pomóc”
wstać. Ona oczywiście była taka naiwna i dała się nabrać.
Podała mi rękę. Podniosłam ją tak, że jej twarz znalazła się
bardzo blisko mojej.-Ale wiesz, jest też taka zasada, że
przeciwnikowi się nie ufa.-Szepnęłam jej wrednie do ucha po czym
wyrwałam jej rękę. Krzyknęła z bólu.-ojoj, to tak niechcący.
-Ty suko! Oddawaj moją
rękę!-wrzasnęła
-Chcesz to?-pomachałam
jej, jej ręką przed nosem.-To sobie weź.-I rzuciłam ją daleko.
Ale to było dobre. Zupełnie jak aportuje się psu.
-Brać ją!-krzyknęła
do swoich dryblasów. Zupełnie o nich zapomniałam. Oboje rzucili
się w jednym momencie. Nie miałam pojęcia co robić. Byłam taka
skołowana bo w końcu to było tak jakby dwóch Emmett'ów. W tej
chwili z lasu wybiegł Jacob ale pod ludzką postacią. Co on
kombinował? To nie miało sensu. Biegł w moją stronę i był
wyraźnie szybszy od tych kolesi. Był już blisko. Przebiegł koło
Katelyn, która poszła szukać swojej ręki.
-Jake! Nie rób
głupstw! Przecież my musimy być razem!-darła się za nim ale on
ją olał. Aha, on chciał jej pokazać kim naprawdę jest. Okej
zwracam honor, to miało jakiś sens. Gdy był kilka metrów ode mnie
wzbił się w powietrze przemieniając się nade mną w wilkołaka.
Zatrzymał się pomiędzy mną i tymi idiotami i warknął
ostrzegająco. No nareszcie, mój wilkołak. Oni z kolei wystraszyli
się jak małe myszki wielkiego kocura. Katelyn po prostu nie
wiedziała co się dzieje. Była jeszcze bardziej oszołomiona niż
wtedy, gdy ja jej zaprezentowałam swoje umiejętności.
-Szkoda mi ciebie Jacob
ale skoro tak bardzo chcesz to zginiesz razem z nią.-powiedziała
gdy już doszła do siebie. Jej ręka się jej już zrosła. A mogłam
jej nie oddawać. Rzucili się wszyscy we troje na nas. Wiedziałam,
że Jake poradzi sobie z tymi tam a dla mnie została Katelyn. Biegła
na mnie rozpędzona. Ja oparłam się na boku Jake'a i kopnęłam ją
z całej siły w tej jej ryj. Odrzuciło ją na dobre dwadzieścia
metrów. Jake zaatakował tamtych. Katelyn się podniosła a ja
podbiegłam do niej zanim się otrząsnęła. Złamałam jej rękę
po czym wyrwałam. To samo zrobiłam z drugą. Była tak
wstrząśnięta, że zupełnie nie wiedziała co ma robić. Nie miała
pojęcia o walce, o tym jak się bronić mimo że w sumie była nowo
narodzonym wampirem i powinna być zasadniczo silniejsza. Chyba
jednak nie potrafiła tego wykorzystać. Nie chciałam tego robić bo
było to obrzydliwe ale jedynym sposobem na zabicie wampira jest
rozszarpanie go i spalenie. Problem w tym, że nie miałam ognia.
Nogi miała już właściwie rozwalone i nie była zdolna już do
niczego. W moich uszach słyszałam tylko jej przeraźliwy krzyk.
Zerknęłam jak idzie Jacob'owi. Rozprawiał się z jednym z nich a
ja nie mogłam namierzyć drugiego. Nagle, zobaczyłam go biegnącego
szybko w stronę Jake'a.
-Jake!
Uważaj!-krzyknęłam ale było za późno. Uderzył go tak mocno w
bok, na wysokości mniej więcej serca, że mój ochroniarz odleciał
na drugi koniec polany i walnął kręgosłupem w drzewo po czym
spadł na ziemię z wielkim hukiem. Usłyszałam tylko skomlenie i
Jake się już nie poruszył. Dopiero co go odzyskałam a już go
straciłam. Ten dryblas zbliżał się do niego by go dobić. Gdy był
zaledwie kilka kroków od niego z lasu wybiegł Emmett i rozpędzony
uderzył w tego gościa. Dosłownie moment i było po nim. Do tego
miał zapalniczkę więc po sprawie.
-Emmett!-zawołałam
wyciągając jedną rękę do góry. Zczaił o co chodzi i rzucił mi
ją. Po kilku sekundach znalazł się na polanie Jasper. Spanikowany
drugi wampir Katelyn nawet się nie poruszył. Było po nim tak samo
jak po samej Katelyn. Spojrzałam na Jake'a. Leżał, w ogóle się
nie poruszając pod drzewem. W sekundzie znalazłam się koło niego.
-Jacob, Jake.-zaczęłam
mówić do niego prosząco.-Jake, proszę, nie odchodź.-Nie było
żadnej reakcji. Nie słyszałam jego serca, tym razem już w ogóle.
Byłam w takim tragicznym stanie, że nie da się tego odpisać.-Jake,
ja cię potrzebuję. Dopiero co cię odzyskałam a teraz znowu cię
tracę.-Płakałam. Chyba poczułam falę spokoju ale nie wpłynęła
na mnie.-Jazz nie teraz. Jake. Obudź się. Ja wiem, że wrócisz do
mnie. Nawet po tych słowach u ciebie w domu nigdy o tobie nie
zapomniałam. Jacob! Proszę! Wróć! Ja...-zacięłam się bo..
musiałam coś powiedzieć. Zamknęłam powieki-Ja..-z ciszyłam
głos, właściwie to mówiłam szeptem. Nachyliłam się do jego
ucha.-Jake, ja cię kocham, proszę nie zostawiaj mnie.-Przytuliłam
się do jego jeszcze ciepłego wilczego ciała. Płakałam tak jak
nigdy. Było bardzo cicho. Emmett z Jasper'em nawet się nie ruszali.
Przyłożyłam policzek do pyszczka Jacob'a. Pokazałam mu to jak
bardzo ja go kocham, że nie obchodzi mnie to, że on mnie nie i że
nie chcę go tracić. W tym momencie stało się po prostu coś
magicznego. Jego serce zaczęło bić. Biło coraz szybciej i coraz
mocniej. Powoli zaczął otwierać swoje wilcze oczka. Zabłysnęły
jak małe gwiazdeczki. Podniósł powoli swoją łapę by położyć
mi ją na kolanach ale zaskomlał cichutko. Był połamany.
Spojrzałam na jego żebra. To one go bolały. Po tym jak kiedyś już
złamał rękę a ja nie potrafiłam mu pomóc przeszłam u Carlise'a
taki jakby kurs nastawiania kości. Opanowałam go całkiem nieźle,
więc postanowiłam mu pomóc. Dotknęłam go delikatnie w
spuchniętym miejscu i macałam palcami by dokładnie wyczuć kości.
-Jake, to może trochę
zaboleć ale to ci pomoże.-powiedziałam troskliwie. Zacisnął oczy
a ja postarałam się by było to szybko i jak najmniej boleśnie.
Jacob tylko syknął i było po wszystkim. Zaczął powoli się
podnosić. Ostrożnie by nic sobie nie zrobić. Kości były chyba
dobrze nastawione bo szybko się zrastały i nie było już właściwie
śladu po złamaniach. Tak, złamaniach. Miał dziesięć złamanych
żeber. W sumie to nie był jakiś duży uraz więc nie rozumiałam
dlaczego jego serce nie biło przez jakiś czas. Tak jakby umarł.
Muszę spytać o to Carlise'a w domu. Pomogłam Jacob'owi złapać
równowagę i powoli zaczęliśmy wracać do domu. Szli z nami Jasper
i Emmett.
-Fajna była zabawa
mała. Jak zwykle dzięki tobie.-Próbował rozstroić nastrój Emm.
-Tsaaa... ja bym
powiedziała, że jak zwykle przeze mnie.-stwierdziłam. Przecież
przeze mnie zginął Nathan. A teraz był Jake. Na szczęście on
żyje. Czuł się już całkiem dobrze więc zaczęliśmy biec.
Szybko dotarliśmy do domu dziadka. Naprzeciw nam wyszedł Edward.
-A wy co? Jak zwykle
jakaś bójka.-zaśmiał się.
-Heeej, ona chciała
mnie i Jake'a zabić.-Właśnie Jake. Przecież nadal nie powiedział
nic na to, że go kocham. Ale też nie uciekł więc miałam małe
pocieszenie. Tylko dlaczego się nie przemieniał żeby cokolwiek
powiedzieć.
-Bo nie ma się w co
ubrać.-Odpowiedział na moje pytanie Edward. Uśmiechnęłam się
lekko do Jake'a. No tak, to było oczywiste.-Renesmee, może idź z
chłopakami do domu, póki Carlise jeszcze jest, bo zaraz ma dyżur,
a ja chciałbym porozmawiać z Jacob'em.-powiedział tato. Pokiwałam
tylko głową i ruszyłam do drzwi. Gdy byłam już za Edwardem
odwróciłam się i uśmiechnęłam do Jake'a. Gdy weszłam do środka
pomaszerowałam prosto do gabinetu Carlise'a. Był jeszcze czym
zajęty więc czekałam na zewnątrz. Koło mnie przechodził Jazz.
-Hej, Jasper, a tak
właściwie to, skąd wiedzieliście co jest grane?-zapytałam bo
właściwie to skąd oni się tam wzięli?
-aaa... dzięki Alice.
Zobaczyła Katelyn jako wampira właśnie na tej łące. Nie widziała
oczywiście ciebie. Pobiegliśmy więc tylko we dwójkę z Emmett'em
sprawdzić o co chodzi. Gdy byliśmy już dość blisko ogarnęliśmy
sytuację i resztę to już znasz.-wytłumaczył po krótce.
Przytuliłam się do niego, stanęłam na palcach i powiedziałam do
ucha.
-Dzięki za ratunek
Jazz.-I pocałowałam go w policzek.
-Hej a ja to
co?-poskarżył się będący w pobliżu Emmett.
-Tobie też
dziękuję.-Podeszłam do niego by go również pocałować.
-Tutaj.-powiedział
pokazując palcem na swój policzek zanim jeszcze podeszłam.
Stanęłam na paluszkach, pocałowałam go a gdy już wracałam do
normalnej postawy on złapał mnie w pasie i podrzucił wysoko do
góry. Zaczęłam się śmiać. Chciałam się z nim powygłupiać
ale akurat z gabinetu wyszedł Carlise.
-Dziadku, masz
chwilkę?-zapytałam.
-No pewnie, ze
tak.-Odrzekł.
-Bo widzisz.-zaczęłam
tłumaczyć. Opowiedziałam całą historię i na końcu zapytałam
jak to jest, ze Jake miał złamanych tylko kilka żeber a chwilowo
jego serce stanęło w miejscu. Miałam też wrażenie, że gdybym
nie powiedziała do Jake'a, że go kocham to by się już nie
obudził.
-Widzisz Renesmee,
Jacob otrzymał, z tego co mówisz naprawdę mocne uderzenie i to
bardzo prawdopodobnie w samo serce. Zacisnęło się tak mocno, że
nie dało rady wykonać rozkurczu. Jednak stało się coś, czego sam
nie rozumiem ale znam tego przyczynę. Nie mogę ci powiedzieć, a
przynajmniej teraz. Kiedyś, jak będziesz chciała, to ci to
wytłumaczę ale na pewno nie teraz. A może kiedyś sama to
zrozumiesz.-Mhmm.. super. Dużo mi to wyjaśnia.
-Dzięki Carlise. A tak
właściwie, to gdzie są dziewczyny?-zapytałam jeszcze na odchodne.
-U was w domu.
Przeglądają szafy w tego co zrozumiałem.
-Aaa... to idę do
nich. Do zobaczenia. Pa chłopaki.-Pożegnałam się z wszystkimi i
wyszłam z domu.
Zauważyłam Jake'a z
tatą jakieś trzysta metrów od domu. Pomachałam im a oni mi
odmachali uśmiechając się. Miałam jednak wrażenie, że nie były
to uśmiechy do końca szczere. No ale cóż może tylko nie byli
zadowoleni z faktu, ze jakaś babka chciała nas zabić. Pewnie
właśnie o tym rozmawiali. Przekazałam tacie w myślach gdzie idę
i ruszyłam do domu. Tam oczywiście musiałam opowiedzieć jeszcze
wszystko dziewczynom. Ciekawiła mnie jeszcze tylko jedna rzecz. O
czym rozmawiał Jake z Edwardem. No ale nie to było teraz ważne.
Dla mnie liczyło się to, że znowu byliśmy przyjaciółmi. Teraz
wszystko było jak dawniej. Myliłam się kiedyś, myśląc, że już
go nie potrzebuję, i że nie tęsknię za nim. Wtedy czegoś we mnie
brakowało a teraz czułam, że wszystko jest w najlepszej harmonii.
Musiałam jeszcze jednak pójść do Jacob'a i pogadać z nim.
Musiałam jednak poczekać z tym do jutra.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No i jak się podoba?
Czekam na komentarze. Spodziewaliście się, że Katelyn jeszcze wystąpi w mojej książce?
Świetny rozdział! Z resztą jak każdy inny.
OdpowiedzUsuńJuż w poprzednim rozdziale zastanawiałam się co jest z tą Katelyn. Spodziewałam się, że ona coś namiesza.
Czekam na NN.
Jessika.
Popieram JJ,i również czekam na nn.Biedny Jake...musiało go boleć.
OdpowiedzUsuńPS.Zapraszam na mojego bloga www.world-with-eyes-renesmee-cullen.blog.pl
(jest tam dużo różnych rzeczy,które nie do końca są zrozumiałe,ale prędzej czy później wszystko się wyjaśnia.)
Cassie