środa, 20 lutego 2013

Rozdział 8: Jeden błąd, popełniony tak dawno. Był taki niewinny. Sama już o nim zapomniałam. A teraz zrujnował właściwie wszystko co udało mi się osiągnąć

Z dedykacją dla Jessie Black :**




No i kolejny dzień szkoły. Chociaż dzisiaj miał dojść ten nowy do naszej klasy. Podobno jest z Europy. Podjechałam tak jak zwykle po Jacob'a ale Billy powiedział, że jeszcze nie wrócił z tej całej rady i że przyjdzie do szkoły na późniejsze lekcje. Pojechałam więc sama. Byłam w szkole wcześniej niż zwykle, prawie nikogo tu jeszcze nie było. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić więc poszłam pod salę i czekałam na dzwonek. Nagle, usłyszałam czyjś znajomy głos.
-Nessie!-Usłyszałam jak znajomy głos mnie woła, nie mogłam tylko skojarzyć kto to dokładnie jest. Odwróciłam się więc w tamtym kierunku i zobaczyłam... Nathan'a! To był on, z pewnością, tylko...Tylko co on tu robił?!
-Yyymm.. hej Nathan ale.. co ty tu robisz?!-Byłam w małym szoku. Teraz już wiedziałam, że popełniłam błąd podając mu swój adres ale skąd mogłam wiedzieć, że koleś zjawi się w moim mieście dwa miesiące później? No i jeszcze co gorsze, domyśliłam się, że to on jest tym nowym z Europy bo to z pewnością nie był zbieg okoliczności.
-Hej a ty co? Nie cieszysz się? Będę z tobą chodził do szkoły.-Tłumaczył mi jak małemu dziecku.-Wiesz, ja już bardzo się za tobą stęskniłem. A mówiłaś, że na odległość to nie ma sensu.-Zamruczał mi do ucha. Znowu stanął tak jak kiedyś, w Paryżu, jakby chciał odciąć mi drogę ucieczki. Stałam więc na razie oparta o te cholerne szafki chociaż bardzo chciałam się teraz wydostać na świeże powietrze.
-Ale... Nathan.-Chciałam mu tłumaczyć, coś powiedzieć ale nagle coś zablokowało mi usta. Tak, jego usta. Całował mnie tak jak kiedyś a ja nie miałam siły byto przerwać, byłam jak zwykle za słaba na czyjeś pieszczoty. W pewnym momencie uderzyła mnie fala gorąca. Spojrzałam zaciekawiona kątem oka w tamtym kierunku. I na moje nieszczęście to był Jacob. Był wściekły, widziałam jego drgawki, chciał się przemienić. Nie wiedziałam dlaczego był taki wściekły ale coś podpowiadało mi, że to przeze mnie. Ale przecież, między nami nic nie było (choć bym chciała) a Nathan nic dla mnie nie znaczył. Może był zły, że mu nie powiedziałam o Nathanie wcześniej. W końcu mieliśmy sobie mówić o wszystkim jako przyjaciele. Szybko odepchnęłam Nathana od siebie i krzyknęłam za Jacob'em. Udawał, że nie słyszy. Odwrócił się szybko i wybiegł ze szkoły.
-Ale Ness!-Słyszałam jeszcze Nathan'a.
-Daj mi spokój!-warknęłam na niego. Nie miałam czasu mu teraz wszystkiego tłumaczyć, kiedy indziej to zrobię. Biegłam tak szybko jak tylko mogłam ale niestety bez użycia moich prawdziwych sił. Wyskoczyłam przez drzwi jak burza i chciałam wpaść na jakiś trop Jake'a. Poczułam, że pobiegł za szkołę. Ruszyłam za nim ale trop się urwał. Musiał naprawdę szybko biec jeśli tak szybko go zgubił. W tamtą stronę była jednak plaża w La Push. Udałam się więc tam bo nic innego nie przyszło mi do głowy. Nic nie widziałam bo biegłam tak szybko, że obraz mi się rozmazywał ale za to szybko dotarłam na miejsce. Na plaży nikogo nie było zaczęłam więc biec wzdłuż niej, w stronę klifów. Na jednym z nich, w górze zauważyłam czyjąś sylwetkę. Podbiegłam bliżej i zobaczyłam, że to Jake. Co on kombinował? A tak w ogóle to o co mu chodziło? Przecież tylko całował mnie jakiś gościu a Jake nigdy nie powiedział, że czuje do mnie coś więcej. A może to właśnie to oznaczało? Myśli mi się mieszały i momentami się zastanawiałam, czy ja w ogóle jeszcze żyję albo czy może jeszcze śpię. Stał na samej krawędzi. Chciał skoczyć ale z tego klifu nigdy się nie skakało. Kiedyś, dwa lata temu, jeden z członków sfory właśnie z niego skoczył i na następny dzień był jego pogrzeb. Śmierć na miejscu. Biegłam jak najszybciej tylko mogłam ale on był daleko. Po prostu go tylko widziałam bo miałam tak dobry wzrok. Podszedł jeszcze bliżej krawędzi, podniósł ręce do góry. Nie mieściło mi się to wszystko w głowe.
-Jake!!! Nie rób tego!!!-krzyknęłam ale na darmo.-Jacob!!!-Popatrzył tylko smutno na mnie i opuścił się w dół. Nie mogłam uwierzyć, że to zrobił. Widziałam, jak spadał w dół. Byłam przerażona. To wszystko była takie straszne. Leciał do morza a ja biegłam ile tylko sił. Wbiegłam do morza i brnęłam przez fale. Gdy było już wystarczająco głęboko zanurkowałam i zaczęłam płynąć pod wodą. Szukałam Jake'a. Na szczęście nie musiałam się wynurzać aby nabrać powietrza. Płynęłam i cały czas go szukałam. Przecież upadł gdzieś tutaj. To było przerażające. Wkoło było mnóstwo skał. A co jak na którąś z nich wpadł i...? Zobaczyłam go. Spadał powoli w głąb morza. Pomknęłam szybko do niego i złapałam w pasie. Zaczęłam się unosić ku powierzchni i w stronę lądu. Był nieprzytomny, a co gorzej nie słyszałam bicia jego serca. Nie wiedziałam co mam zrobić. Bałam się. Wyciągnęłam go jakoś na plażę ale był strasznie ciężki. Przyłożyłam ucho do jego klatki. Żył ale jego serce było strasznie słabe. To był i tak cud, że przeżył upadek z takiej wysokości. Na szczęście Carlise udzielił mi kiedyś rad jak udzielić pierwszej pomocy. Ułożyłam dłonie na jego klatce i zaczęłam odliczać uciski. Potem dwa wdechy. Bałam się jednak, że coś zrobię źle i mu nie pomogę. Musiałam więc zadzwonić po pomoc. W tej chwili usłyszałam silnik samochodu Edwarda. Czyli już wiedzieli. To nawet lepiej. Szybko znalazł się koło mnie z Carlise'em. Zabrał go natychmiast a ze mną został Edward.
-Ness jak to się stało? O co w ogóle chodziło?-Pytał się. Był zmieszany. Przyłożyłam mu rękę do twarzy i pokazałam ostatnie piętnaście minut życia. Zadałam też pytanie skąd wiedział gdzie jestem.
-Alice miała wizję.-przytuliłam się do niego.-Chodź, pobiegniemy do domu.-”tato, nie mam siły”przekazałam w myślach. Wziął mnie więc na barana. Gdy tylko znaleźliśmy się w domu rodzinnym Cullen'ów pobiegłam do gabinetu Carlise'la. Stał przed nim Sam.
-I co z nim?-zapytałam nawet się nie witając.
-Nie wiem, jeszcze nie gadałem z Carlise'em ale chyba nie za dobrze. Ness, on chciał się zabić! Tu nawet nie chodzi o stan fizyczny ale i psychiczny. Coś musiało się stać.-tak o tym nie myślałam. Faktycznie. Przecież on na pewno wiedział, że nie da rady dobrze skoczyć do wody z tamtego klifu. Coś musiało się stać. Ale przecież jedynie co to... to jak zobaczył mnie z Nathanem jak się całujemy. Może to o to chodziło? Był zazdrosny? Drzwi się otworzyły i wyszedł Carlise.
-Nie za dobrze. Ma poważny wstrząs mózgu, połamane obie nogi, rękę i obojczyk. Do tego kilka żeber no i sam fakt, że chciał popełnić samobójstwo. Nie wiem ile potrwa leczenie
-Mogę go zobaczyć? Proszę.-Chciałam go zobaczyć żeby się choć trochę uspokoić.
-Dobra, ale tylko na chwilę. Musi odpoczywać a jest w naprawdę strasznym stanie. Tylko, że i tak on jest nieprzytomny.
-Tak tak, wiem, ale ja muszę.-przekonałam Carlise'a. Po cichutku weszłam do środka i byłam przerażona. Był strasznie blady. Ciężko oddychał i słyszałam, jak jego serce niestabilnie bije. Stanęłam obok jego łóżka i dotknęłam delikatnie jego ręki. Czułam się strasznie bo to była moja wina. Już wtedy w Paryżu wiedziałam, że źle robię całując Nathana. Mimo że nie byliśmy z Jacob'em razem, i nadal nie jesteśmy. Łzy pociekły mi po policzku. Martwiłam się o niego strasznie. Czy on z tego wyjdzie?
Minęły już jakieś dwa tygodnie od tego wypadku. Codziennie przesiadywałam u Jake'a całe dnie. Zapomniałam o szkole, jedzeniu i wszystkim innym. Edward już kilka razy namawiał mnie na polowanie ale za każdym razem odmawiałam. Żyłam tylko Coca-colą, którą kupowała mi Bella. Jacob nadal był w śpiączce. Opowiadałam mu różne rzeczy bo Carlise mówił, że dobrze jest utrzymywać z nim kontakt. Wyglądał lepiej ale nadal nie był sobą. Byłam zdenerwowana tym, że tak długo się nie wybudzał. Siedziałam właśnie u niego i trzymałam za rękę. Alice nie mogła przewidzieć kiedy się obudzi i czy w ogóle to się stanie bo nie widziała wilkołaków w swoich wizjach.
-Jacob.-mówiłam do niego spokojnie.-proszę obudź się. Ja nie mam siły żyć bez ciebie. Przepraszam cię za to, co się stało, ale mnie naprawdę z nim nic nie łączy. To był przypadek. Jake proszę obudź się. Potrzebuję cię.-mówiłam dalej.-Kocham cię.-szepnęłam cicho. Poczułam jak Jacob lekko zacisnął moją dłoń. Wziął głęboki oddech i zaczął zaciskać mocniej powieki.
-Renesmee, Renesmee.-dyszał.-Nie zostawiaj mnie.-dodał i znowu odleciał.
-Carlise!-Zawołałam go. Zjawił się od razu.-Jacob coś... nie wiem mamrotał coś żebym go nie zostawiała. Chyba się wtedy przebudził bo zacisnął moją rękę ale znowu...-tłumaczyłam mu on tymczasem sprawdzał jakieś liczby na tych swoich przyrządach szpitalnych.
-Wygląda na to, że faktycznie się chwilowo wybudził ale... nie wiem nie rozumiem tego. W każdym razie jak na razie jest lepiej. Bądź przy nim bo może się obudzić w każdej chwili.-tak też było. Obudził się pół godziny później. Nic nie mówił. Patrzył tylko w sufit. Próbowałam go jakoś zagadać ale na nic.
-Jake proszę cię. Powiedz coś. Martwię się o ciebie.-Nadal nic.-Jake, chyba byłeś jeszcze w śpiączce i mówiłeś coś do mnie.-Zrobił pytającą minę ale nadal nie patrzył na mnie.-wołałeś mnie. Przez sen. Tak jakby.-No i znowu bez reakcji.-Jake ty tak jakby chwilowo się wybudziłeś ale nie wiadomo co to było. Carlise nie wie.-Wkurzało mnie to. Olewał mnie nadal.-Jak'ieee.-Próbowałam wszystkiego. Kiedyś przecież mówił, że mogę tak do niego mówić częściej.-Jacob o co ci chodzi? Przecież... to w ogóle nie ma sensu. Dlaczego nic nie mówisz?-Chyba wiedziałam ale nie rozumiałam tego. Przecież między nami nigdy nic nie było. Chyba, że o czymś nie wiem. A ten pocałunek to przecież nic nie znaczył. Chyba że.. chyba, że Edward mu coś nagadał. Właśnie Edward.-Pa Jake.-Pożegnałam się smutna i wyszłam. Zbiegłam na dół i znalazłam Edwarda siedzącego na kanapie. Wiedział o co chodzi na pewno więc od razu spytałam w myślach. „I co mi powiesz?”.
-Ness wiesz, że nie chciałbym tego związku ale wredny nie jestem i nie mieszam się do tego.-powiedział dość ostro. Ma rację, jak w ogóle mogłam tak pomyśleć? Podeszłam do niego, usiadłam obok i przykładając rękę do policzka przeprosiłam go.
-Nie chciałam, sam wiesz, że nigdy źle o tobie nie myślałam. Kocham cię.-Przytuliłam się do niego.-Tato, a zrobił byś dla mnie jedną malutką rzecz. Sam wiesz jak mi ciężko nie wiedząc nawet o co mu chodzi.-Chciałam aby przeczytał w myślach Jacob'a co jest grane.
-Nie mogę. Prosił mnie, żeby nic ci nie mówić.-Wow, tym to mnie zaskoczył.
-No w sumie mnie też ale dałem mu obietnicę. A za to by mnie zabił bo to naprawdę jest coś... ymm... tak najprościej coś czego ja nie mam prawa za niego mówić.-Okej... czyli plan z Edwardem nie wypali. Jestem na prawie sto procent pewna, że chodzi o ten pocałunek tylko, że mi się nie zgrywa za bardzo ze sobą. Jakby czuł coś do mnie to myślę, że by mi dawno powiedział. A nawet jeśli on coś do mnie czuje to ja o tym nie wiem więc to bez sensu żeby się obrażał na mnie, że kręcę z innym sokoro.. to wszystko jest takie pomieszane. Wiem, zawsze działał na niego mój dar. Muszę mu pokazać jak mnie boli to, że się do mnie nie odzywa. Tak, powinno zadziałać.
-Dzięki Edward.-rzuciłam na pożegnanie. On tylko pokręcił głową lekko się uśmiechając. „no co?”. Zapytałam. Wzruszył ramionami. Pognałam do gabinetu dziadka. Oczywiście gdy tylko weszłam Jake się odwrócił. Nie oglądając się na nic przyłożyłam mu delikatnie dłoń do policzka. Drgnął nieznacznie. Pokazałam mu ten czas kiedy leżał nieprzytomny. To jak czekałam, aż się wybudzi, i to jak jest mi przykro, że tyle czekałam z nadzieją, która umarła. Mimo że fizycznie się obudził to dla mnie nadal jest w śpiączce. Zamknął oczy i nic nie powiedział. Zabrałam rękę i opuściłam ją. W moich oczach stanęły świeczki.
-Jake, spójrz chociaż na mnie.-Nie poruszył się, jak zwykle. Już podeszłam do drzwi jak usłyszałam, że się obraca w moją stronę. Myślał, że już wyjdę. Położyłam dla pozorów rękę na klamce i obróciłam się najszybciej jak mogłam żeby choć na dwie sekundy popatrzeć na niego. Udało się. Nie zdążył się odwrócić i zatopiłam swój wzrok w jego cudownych oczach. Patrzyłam prosto na niego przez zamglony wzrok. Zaczął się odwracać. To wszystko działo się naprawdę szybko ale dla mnie ta chwila bardzo się przedłużała. W końcu spuściłam wzrok na klamkę. Nacisnęłam ją i wyszłam na korytarz. Poszłam do dawnego pokoju taty. Gdy byłam w domu dziadków był moim pokojem. Nie chciałam wracać do domu bo cały czas chciałam czuwać przy Jacob'ie. Powiedziałam tacie, że zostanę na noc. Zasnęłam bardzo szybko, bo zmęczona byłam od płaczu.
Rano, pierwsze co zrobiłam to poszłam do Jacob'a. Miałam nadzieję, że może po nocy mu przeszło. Wpadłam do gabinetu gdzie leżał Jake i... i łóżko było puste. Dokąd on polazł?! Wybiegłam na korytarz i natknęłam się na Jasper'a.
-Gdzie jest Jake? Wiedziałeś go gdzieś?-Spytałam nerwowo, co oczywiście wyczuł i w momencie przeszła mnie fala spokoju.
-Wyluzuj, żyje jeszcze. Z tego co wiem, to wrócił już do La Push. Carlise mu pozwolił.-Co? Nawet się nie pożegnał.
-Dzięki Jazz.-powiedziałam już z dołu. Wybiegłam z domu i pognałam do Jake'a. Szybko byłam na miejscu. Zapukałam bez wahania do drzwi i otworzył mi Billy.
-Hej, jest Jake?-Zapytałam od razu.
-No tak jest ale... leży.-lubiłam Bill'ego ale kiepsko kłamał.
-Tak, tak ale ja muszę się z nim zobaczyć.-Nie czekając na zaproszenie weszłam do środka. Poszłam prosto do pokoju Jake'a. Weszłam do jego pokoju. Tak, leżał... A mówiąc leżał to znaczy grał na komputerze. Spojrzał na mnie ale się nie odezwał.
-Widzę, że lepiej się czujesz.-Powiedziałam czule choć mogło to trochę inaczej brzmieć.-Jake, może dzisiaj się do mnie odezwiesz?-zaproponowałam z nadzieją w głębi serca. Wziął głęboki wdech i dał pauzę w grze. Czułam, że coś powie.
-Lepiej będzie, jak już pójdziesz.-Co? Nie to chciałam usłyszeć ale dobrze wiedzieć, że nie zapomniał jak się mówi. Stałam jednak jak wryta.-Renesmee, nie będziemy się już widywać. Rozumiesz?-Teraz, to już w ogóle mnie zamurowało. Podszedł do mnie.-Na prawdę, musisz już iść.-Zrozumiałam to. Nie chciał już mieć ze mną nic wspólnego.
-Jake? O co ci do chodzi!? Myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi!-krzyczałam. Jak on mógł mi coś takiego zrobić?-czy to chodzi o tego Nathana? Odpowiedz do cholery! O co ci chodzi?!-darłam się na niego. Zacisnął pięści, zamknął oczy, i widziałam też, jak zacisnął szczęki.
-Lepiej, żebyś nie wiedziała.-Wysyczał przez zaciśnięte zęby.-Wyjdź już, rozumiesz!?
-Jak możesz Jake!-Krzyknęłam do niego i wybiegłam ze łzami w oczach. To było dziwne, bo w jego z kolei był sam ból. Biegłam co sił w nogach. Biegłam na klify. Chciałam z niego skoczyć. Tak jak Jake z tym, że nie miałam samobójczych myśli. Chciałam się po prostu na czymś wyżyć. Byłam nieśmiertelna, więc nic nie mogło mi się stać. Usłyszałam, jak ktoś za mną biegnie. Nie chciałam się odwracać ale ciekawiło mnie kto to. To musiał być wilkołak bo biegł bardzo szybko i słyszałam cztery odbijające się łapy. Zmieniłam szybko kierunek bo chciałam się znaleźć w ramionach mamy. Chciałam, żeby mnie przytuliła. Ona nigdy mnie nie zostawiła. Tak samo jak tato. Jak burza wpadłam do domu i podbiegłam do kanapy gdzie siedzieli rodzice. Przytuliłam się do nich.
-Tak będzie lepiej Ness.-zaczęła Bella. Pewnie Edward jej powiedział o co chodzi. „dzięki.” Przekazałam w myślach bo samej nie chciało mi się nawet o tym myśleć. Zobaczyłam przez okno w oddali rdzawo-brązowego wilka. Był naprawdę daleko ale i tak go zobaczyłam. Chyba mnie nie doceniał, myśląc, że go nie dostrzegę ale nie chciało mi się teraz o nim myśleć. Ale po co Jake za mną tu przybiegł? Nie wiem. Położyłam się na kanapie trzymając głowę na kolanach mamy. Zasnęłam tak. Było mi z nimi dobrze.

1 komentarz:

  1. Dzięki na dedykację! Rozdział świetny choć już go czytałam. Dlatego czekam na next!
    U mnie także dzisiaj powinien się pojawić rozdział na www.i-love-you-wolf.blogspot.pl
    W tej notce będzie się coś działo na 100%, bo skończyły się nudnawe rozdziały ukazujące nudne i przewidywalne życie Ness.
    Także zapraszam!

    Pozdrowienia, Jessika!

    OdpowiedzUsuń