piątek, 15 lutego 2013

Rozdział 2:To był jeden z największych błędów jakie w życiu popełniłam

Wieczorem długo nie mogłam zasnąć i tato chyba bardzo się o mnie martwił bo chyba poszedł po Jasper'a. Gdy przyszli nagle ogarnęła mnie fala spokoju i senności. Nie chciałam się jej poddawać ale nie miałam też siły z nią walczyć. Rano obudziłam się już w lepszym nastroju ale nadal nie było w porządku. Podeszłam do lustra i aż się wystraszyłam. Tak strasznie to nigdy nie wyglądałam. Miałam bardzo zapuchnięte oczy od płaczu i... No właśnie płaczu. W tej chwili wszystko mi się przypomniało. Cała wczorajsza noc. Teraz tak naprawdę, to nie mogłam ogarnąć dlaczego płakałam. Przecież nic takiego nie zrobiłam. Ale gdy przypomniałam sobie tą załamaną głowę Jacoba to mnie zakuło coś w sercu. On cierpiał a ja nie wiedziałam dlaczego. Gdybym była jego prawdziwą przyjaciółką to na pewno chciałabym mu jakoś pomóc a ja wczoraj go po prostu zostawiłam.
Weszłam do garderoby. Nie chciało mi się nic szczególnego wymyślać więc założyłam po prostu zwykłą granatową bluzkę na ramiączkach i krótkie jeansowe spodenki. Do tego śliczne czerwone trampki i wysoki kucyk. Postanowiłam jeszcze to delikatnie urozmaicić i dorzuciłam czerwoną bransoletkę. Stanęłam przed lustrem i powiem szczerze, wyszło całkiem nieźle. Na koniec delikatny makijaż i mogłam zejść na dół. Edwarda chyba nie było więc chciałam skorzystać z okazji i pogadać z Bellą.
-Bello, przepraszam cię bardzo za wczoraj, ja naprawdę...-
-Nie musisz przepraszać, ja rozumiem-Bardzo ją kochałam, za to, że właśnie zawsze mnie rozumiała i wiedział czego chcę.
-Dziękuję, ale naprawdę mi bardzo głupio.
-Spoko, Ness. Tylko proszę, nie płacz już więcej bo mi samej jest wtedy smutno. A najbardziej wtedy, gdy nie wiem jak ci pomóc.
-Kocham cię-powiedziałam i przytuliłam się do niej.
-Ja ciebie też. Może jesteś głodna? Idziemy na polowanie? Tylko we dwie?-zaproponowała a ja bardzo się ucieszyłam. W sumie nigdy nie byłam z nią sama na polowaniu. Zostawiłyśmy Edwardowi karteczkę gdzie jesteśmy i pobiegłyśmy w las.
Na początku zaczęłyśmy biec w stronę La Push ale szybko się zatrzymałam i powiedziałam jej, że nie chcę tam teraz iść. Zawróciłyśmy więc a mama obiecała mi, że zaprowadzi mnie w pewne miejsce. Po drodze upolowałyśmy sobie po dwa jelenie i dotarłyśmy tam.
-Ness, to jest łąka, na której Edward pokazał mi kim naprawdę jest.-zaczęła Bella. Łąka była naprawdę cudowna. Rozglądałam się po niej uważnie i słuchałam jej dalej.-Widzisz, kiedy się o tym dowiedziałam musiałam podjąć pewną decyzję. Chodzi o to, że miałam przemyśleć sobie czy chcę żyć takim życiem jak teraz aby być z mężczyzną którego kocham nad życie. No i właśnie o to chodzi. Byłam w stanie zrezygnować ze swojego życia by tylko z nim być.-Ciągnęła dalej a ja w ogóle nie mogłam wpaść na to, do czego zmierza. Spacerowałyśmy dalej po polanie.- Jednak Edward miał inne plany wobec mnie. Nie chciał bym dla niego tak ryzykowała bo już i tak przez sam fakt, że wiedziałam kim jest byłam narażona na Volturi. Mnie to jednak nie przeszkadzało. Chciałam być z nim. Wiesz co było potem. Chciał się zabić by mnie chronić. Nie chciał bym z nim była dla mojego dobra. Teraz ...-tu przerwała bo chyba nie wiedziała czy o czymś mi powiedzieć. Zastawiała się-Posłuchaj, mam nadzieję, że wpadniesz prędzej czy później na to, o co mi chodziło.-Skończyła a ja wtedy kątem oka zauważyłam napis na jednym z drzew na drugim końcu łąki. Podbiegłam jak najszybciej i przeczytałam szeptem: „Bella i Edward, miłość na zawsze”. Zaraz koło mnie znalazła się Bella i przytuliła mnie mocno.
-Wracajmy już. Edward będzie się martwić.- Faktycznie, dość długo nas już nie było. Całkiem szybko odnalazłyśmy drogę. Weszłyśmy do domu ale nikogo tak nie zastałyśmy.
-Na pewno jest jeszcze u Carlise`a. Może obejrzymy jakiś film?
-Jasne, ale tylko jakąś komedię.
Włączyłyśmy telewizor i oglądałyśmy coś. Razem śmiałyśmy się i wygłupiałyśmy. Była dla mnie nie tylko mamą ale i prawdziwą przyjaciółką. Wieczorem przyszedł Edward i był wyraźnie zadowolony z nastroju jaki panuje w domu. Oczywiście musiał nam też trochę podokuczać. Zrobiło się już późno a ja byłam zmęczona więc poszłam się położyć. Czekał mnie w końcu ciężki tydzień przygotowań do szkoły.
Rano gdy wstałam byłam w bardzo dobrym humorze. To pewnie dlatego, że na dole usłyszałam głos mojej ukochanej Alice. Chyba usłyszała, że zaczęłam się zbierać bo natychmiast przyszła do mojego pokoju.
-Hej Nessie.-była jak zwykle uśmiechnięta-Zbieraj się szybko. Zaraz jedziemy na zakupy. Hhihiihi... Albo raczej lecimy.-Znowu zaczęła chichotać.
-Co? Jak to lecimy?
-Zostało już mało czasu aż zacznie się rok szkolny więc musimy jak najszybciej wymienić twoją garderobę.
-Oookeeej... Ale gdzie my tak właściwie lecimy? Przecież mamy blisko do Seattle.
-Kochana ale do Seattle może zawsze pojechać a dzisiaj lecimy do Paryża na trzy dni.
-Co? Jejku Alice to cudownie! Zawsze chciałam polecieć do Paryża. Nie mogę się doczekać aż zobaczę Wieżę Eifla. A Bella też jedzie?
-I tu mam dla ciebie niespodziankę. To był pomysł Belli i tak, oczywiście, że leci z nami. Rose też.
-Suuuper. Ale mam jeden warunek.
-Co tylko chcesz.-Powiedziała z uśmiechem
-Jedziemy moim samochodem i ja kieruję. Bierzemy go również do Europy.
-Okej. Tylko szybko się zbieraj a ja zadzwonię w takim razie na lotnisko, żeby zarezerwować to miejsce na samochód.
O nie! Właśnie! Samochód! On przecież jest u Jacoba. No to super. Kompletnie zapomniałam. Będę musiała więc go jeszcze niestety odwiedzić przed wyjazdem. Założyłam fioletową, przyległą w talii sukienkę a od pasa delikatnie puszczoną. Oczywiście była dość krótka (tak gdzieś do kolan) bo tylko w takich sukienkach chodziłam. Miała również w połowie odkryte plecy. Włosy tylko przeczesałam i cienki kosmyk zaraz przy twarzy odwinęłam do tyłu i spięłam wsuwką. Do tego subtelny makijaż, czyli tusz do rzęs, delikatny błyszczyk w odcieniu skóry i róż na policzki. Z butami miałam największy problem ale w końcu zdecydowałam się na zwykłe czarne szpilki. Do torby spakowałam potrzebne rzeczy i zniosłam na dół. Rzuciłam jeszcze tylko do dziewczyn, gdzie idę i wyszłam. Chciałam mieć to jak najszybciej za sobą więc biegłam co sił w nogach. Nim się obejrzałam byłam w La Push. Stanęłam przed drzwiami ale zanim zapukałam z przyzwyczajenia poprawiłam włosy. W końcu się odważyłam ale ktoś mnie uprzedził i drzwi się już otworzyły. Był to Jacob. Widać było, że gdy mnie taką zobaczył zaparło mu dech w piersiach. Zadowoliłam się z tego w duchu i żeby było zabawniej pomachałam mu ręką przed oczyma. On wrócił już do tego świata a ja zczaiłam, że nigdy nie miał okazji mnie takiej zobaczyć. Gdy szłam do niego ubierałam się bardziej naturalnie, a czasem sportowo. Odchrząknął i zaczął:
-Hej Renesmee.-gdy tylko wypowiedział moje imię wiedziałam, że coś jest nie tak bo nigdy nie mówił do mnie tak oficjalnie. Pewnie nadal było mu przykro po tym jak go potraktowałam. W sumie to mu się nie dziwię bo podobno byliśmy przyjaciółmi a to wyglądało tak jakbym nie miała do niego zaufania.-Zgaduję, że przyszłaś po samochód. Wybacz ale pozwoliłem sobie schować go do garażu, nie chciałem żeby rzucał się w oczy.-Super, teraz to on nie ma do mnie zaufania. Myśli, że mogłabym się na niego za coś takiego gniewać.
-Nie no nigdy ci nie wybaczę.-zaczęłam ironicznie ale chyba tego nie chwycił. Nadal na mnie nie patrzył i był.. taki jakby smutny albo... zawiedziony.-Jake nie gniewaj się na mnie, proszę. Ja naprawdę nie chciałam cię tak potraktować-Uśmiechnął się delikatnie ale nadal był smutny.-Proszę cię, nie psujmy tej przyjaźni, chociaż tak właściwie wiem, że to ja zaczęłam. Proszę... To nie jest tak, że ci nie ufam ale ja naprawdę nie mogę ci powiedzieć o co chodzi.-Nadal był smutny a to co mówiłam nie pomagało. Musiałam coś zrobić. Powoli się do niego podsunęłam i przytuliłam najmocniej jak potrafiłam ale też tak by go nie uszkodzić. To był jeden z większych błędów jakie popełniłam. Gdy tylko poczułam tak porażające ciepło jego ciała, zapach skóry i jej delikatność. Gdy
ostrożnie acz stanowczo sam po chwili mnie przysunął do siebie to nie mogłam się od niego oderwać. On sam najwyraźniej też nie miał zamiaru tego zrobić. Staliśmy tak przez dość długi czas. W końcu nie mogłam się powstrzymać i przesunęłam ręce z jego ramion na tors i wtuliłam w niego swój policzek. Był ode mnie o głowę wyższy więc było mi tak bardzo wygodnie. On zaś mocniej objął mnie. Po chwili jedną ręką odgarnął moje włosy zasłaniające moją twarz i przejechał nią po mojej szyi. Cieszyłam się, że już wszystko w porządku ale bałam się tego dokąd nas zaprowadzi ta gra. Chciałam przestać. Moje serce waliło jak szalone a cała byłam spanikowana. Już dość! Nie chciałam już dłużej. Nie wiedziałam co mam robić. Czułam się tak jakby czas się zatrzymał a zarazem gnał jak szalony. O nie! Chyba chciał się nachylić by mnie pocałować. Ja nie będę w stanie zaprzeczyć bo sama za bardzo tego chciałam. Nagle coś zawibrowało w mojej torebce. To był telefon. Odetchnęłam z ulgą w duchu. Oderwaliśmy się od siebie ale widziałam, że Jake był trochę zły. Szybko odebrałam ten telefon i usłyszałam tylko pisk.
-Nessie!! Gdzie ty jesteś?! Za pół godziny mamy samolot ze Seattle!! Pośpiesz się!!-Nie zdążyłam nic powiedzieć a Alice się rozłączyła. Tak to z pewnością była Alice! Nikt nie umiał utrzymywać głosu w takiej tonacji by brzmiał jak pisk a zarazem był tak dźwięczny i wyraźny jak małe dzwoneczki.
-Jaki samolot? Ness, gdzie jedziecie?-zapytał a zaciekawieniem Jake.
-Lecimy, to znaczy same dziewczyny do Paryża na trzy dni na zakupy...-odpowiedziałam gdy szliśmy już w stronę garażu. Jacob rzucił mi kluczyki a ja odpaliłam samochód. Kochałam głos jego silnika. Otworzyłam jeszcze okno i powiedziałam Jacob'owi, że jeszcze raz przepraszam. On puścił mi perskie oczko i powiedział:
-Trzymaj się mała-Przy tym pokazał swoje równiutkie, białe ząbki. Jaki on był śliczny.
Szybko podjechałam do domu po dziewczyny i bagaże i pomknęłyśmy na lotnisko. W drodze obiecałam sobie, że nigdy nie będę taka nieśmiała w stosunku do Jake'a jak ostatnio. Było zupełnie inaczej dzisiaj nić poprzedniego dnia. Zdawałam sobie oczywiście sprawę, że będzie to trudne ale jakoś musiałam się wziąć w garść. Jechałyśmy na pewno jakieś 250 km/h bo inaczej byśmy się nie wyrobiły w 15 min. A do Seattle było dobre 30 km. Siedziałyśmy już w samolocie a ja rozmyślałam nad tym jak cudownie było mi gdy stałam tak z Jacob'em. Coraz częściej przechodziła mi przez głowę myśl, że może to nie tylko szczeniackie zauroczenie.

6 komentarzy:

  1. Podoba mi się! :)

    Zapraszam na nowy rozdział.
    http://another-story-twilight.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejka :)
    Napisałam koment na poprzednim adresie bloga i dopiero potem zauważyłam, że się przeniosłaś... Nie chce mi się tego wszystkiego pisać od nowa.
    Rozdziały świetne i czekam na... dokładnie to rozdział 8.
    Zapraszam na www.i-love-you-wolf.blogspot.com i www.magical-loved.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciesze sie ze sie podoba. we wtorek wieczorem ewentualnie w srode dodam nowe rozdzialy :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Blog świetny :) przeczytałam wszystkie notki z tamtego i czekam na więcej :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Oh.... tak sie ciesze super rozdzial Zapraszam cie do sb
    www.Renesmee535.blog.interia.pl
    A i na ten drugi tez
    www.Renesmee535.blog.interia.pl/bellacullenijejzycie/ zycze ci duzo weny
    Buźki ;**
    Renesmee535

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam nadzieję że to nie szczeniackie zauroxczenie,będę to uważnie obserwować bo...zaczęłam ubustwiać ten blog.dużo weny buźki:*Cassie

    OdpowiedzUsuń