Z dedykacją dla Jessie i S. Dzięki, że czytacie i komentujecie <3
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ale
mi łeb pękał. To było straszne. Nie miałam siły otworzyć nawet
jednego oka. Wszystko docierało do mnie bardzo powoli, minuta po
minucie. Przypomniałam sobie, że byłam razem ze sforą. Najpierw w
jakimś klubie i... o rany! Co ja najlepszego robiłam? Byłam taka
jak nie ja. Taka... dzika. Widziałam twarze zupełnie obcych
facetów.
Około czwartej się
stamtąd zmyliśmy z Jake'em. Potem...
odprowadzał
mnie. A potem, całowałam go?! Ale się wpakowałam!! I jeszcze
bredziłam coś, że jest przystojny. I jeszcze jakieś... inne..
Suuuuuper. To, że przed wyjazdem do Paryża obiecałam sobie, że
będę odważniejsza w stosunku do Jacob'a nie oznaczało, że aż
tak. Kurczę, muszę to jakoś wytłumaczyć. Tylko jak?
Potem był u mnie.
Umyłam się a on, został przy mnie...
Właśnie, gdzie on
właściwie był? Odwróciłam się nerwowo w drugą stronę w tym
samym czasie otwierając oczy. Nie było go. Zostawił za to liścik.
Podniosłam się szybko i tylko huknęło mi w głowie. To było
straszne. Ledwo wygramoliłam jedną rękę spod kołdry. Sięgnęłam
powoli po liścik i zaczęłam czytać.
„Ness, nie
chciałem cię budzić a ja musiałem już iść. Mam nadzieję,że
lepiej się już czujesz. Dzięki, że spędziłaś ze mną tego
sylwestra. Przyjdź jak będziesz miała czas i będziesz chciała.
Wiesz gdzie.
Twój
Jakie ”
Chciałam
się z nim spotkać choćby z tego względu, że musiałam mu
to jakoś wytłumaczyć. To co zaszło. Tylko jeszcze nie wiedziałam
jak. Zaczęłam się podnosić z łóżka ale było ciężko. Bardzo
ciężko. W końcu jakoś wstałam i podreptałam do garderoby. Teraz
zaczynało się pod górę bo musiałam pomyśleć w co się ubrać.
Nie miałam do tego głowy więc sięgnęłam po to, co miałam pod
ręką. Wzięłam po prostu ciemne rurki, biały podkoszulek i
niebieską bluzę od Nike. Do tego zwykłe czarne adidasy. Ból głowy
nadal się utrzymywał ale i tak było już lepiej. Poszłam jeszcze
trochę ogarnąć włosy. Makijażu nie chciało mi się nakładać
ale miałam podkrążone oczy-jakaś nowość. Podeszłam do schodów
ale bałam się zejść na dół. Edward z Bellą już na pewno
wrócili. Usiadłam na pierwszym od góry schodku i zaczęłam
nasłuchiwać.
-Bello, ale ona musi
ponieść jakieś konsekwencje. Jakbyś tylko mogła zobaczyć co ona
wyprawiała. To głupota spić się tak, że nawet się nad sobą nie
panuje. A co jakby ją ktoś wtedy zaatakował? Naprawdę nie widzisz
z tego problemu?-nawijał Edward. Super, z jego punktu widzenia
musiało to wyglądać jeszcze gorzej.
-Tak wiem, wiem ale
przecież był z nią Jacob. Wiesz, że specjalnie sam nie pił, żeby
jej pilnować. Ona ma ochronę 24 godziny na dobę mimo, że nic jej
nie grozi. A przynajmniej Alice nic nie wykryła w swoich wizjach ze
strony Volturi. Ona nie jest już mała.
-Tak wiem ale dorosła
też nie jest. Zresztą zasadniczo ma tylko sześć lat. Naprawdę
nie widzisz problemu?
-Edwardzie, widzę
problem i to duży, jednak wydaje mi się, że nie możemy jej surowo
ukarać. Przez cały ten czas i tak była wzorową córeczką. Nie
uważasz?
-Skończymy tę rozmowę
kiedy indziej.-powiedział Edward.- Renesmee, znowu
podsłuchiwałaś.-Zawołał tato. Podniosłam się powoli i
niechętnie zeszłam do kuchni.
-Dlaczego znowu nas
potajemnie podsłuchiwałaś?-zapytał.
-Przecież
wiesz.-Odparłam.
-Powiedz mamie.-Rzucił.
-Bo się
bałam.-powiedziałam szczerze.
-Bo masz czego! Pokaż
mamie co wyprawiałaś jak jesteś taka mądra.-warknął.
-Nie krzycz tak. Boli
mnie głowa.-rzekłam chociaż po wypowiedzeniu tych słów nie
uznałam ich za dobry argument.
-Trzeba było się nie
upijać! Teraz masz za swoje. No dalej.-Dodał. Podeszłam do mamy,
przyłożyłam jej do twarzy i ze wstydem pokazałam ze wstydem
ostatnią noc. Prawie się przy tym popłakałam. Edward dobrze
wiedział jak cierpię i że to już jest dla mnie kara. Bella była
lekko wstrząśnięta.-Jak mogłaś by taka lekkomyślna i
nieodpowiedzialna?! Czy tobie do reszty odbiło?!-krzyczał na mnie
Edward.
-Dobra Edward. O co ci
chodzi? Może nie jestem pełnoletnia ale nic ci do tego czy się
upiłam czy nie!-To raczej też nie było dobrym argumentem ale
emocje brały nade mną górę i mówiłam co tylko mi ślina na
język przynosiła.
-Okej, wiesz! Masz
rację rób sobie co chcesz! Ale jak ktoś będzie chciał zrobić ci
krzywdę to ja się będę potem obwiniał a nie ty!! Dlaczego nie
szanujesz tego, że chcemy żebyś była bezpieczna!? Poza tym, mam
prawo mieć na ten temat jakieś zdanie bo jestem twoim
ojcem!-krzyczał na mnie. Pierwszy raz.
-Przecież Jake był ze
mną więc o co ci chodzi znowu pytam! Gdybym nie wiedziała, że
ktoś mnie pilnuje nigdy bym czegoś takiego nie zrobiła! Co w tym
złego, że chociaż raz chciałam sobie zaszaleć?! Choć raz nie
byłam idealną córeczką tatusia i to ci tak przeszkadza?! Bella
powiedz coś.-wyrzuciłam z siebie wszystko co chciałam.
-Jesteście
nienormalni.-stwierdziła z kpiną w głosie i wyszła. Trochę się
z nią zgadzałam ale i tak byłam zła na Edwarda. Chociaż
wiedziałam, że on ma sporo racji...
-Nie będę na ciebie
krzyczał ale nie obędzie się bez kary...-dodał już mniej surowym
tonem ale nadal bardzo poważnym
-Przepraszam tato, nie
powinnam była...-tłumaczyłam choć wiedziałam, że i tak spotka
mnie kara
-Owszem, spotka cię
kara ale pomyślimy jeszcze nad nią z mamą.. Przypomniał mi się
Jake. Chciałam do niego iść by mu wszystko wytłumaczyć.
-Mogę iść do Jake'a?
Proszę.-Zapytałam, mimo że nie wiedziałam czy mi pozwolą.
Poczułam jednak jeszcze głód więc pewnie jeszcze wstąpię coś
zjeść na jakąś łączkę.
-No okej, leć, musicie
sporo wyjaśnić-Powiedział znacząco kiwając głową Edward co
trochę mi nie pasowało i zmarszczyłam brwi.-Idź póki nie masz
szlabanu.-powiedział
-Dzięki.-zaświergotałam
i pobiegłam do drzwi. Byłam dość szybko na miejscu. Podeszłam
do drzwi i zapukałam. Ktoś podszedł z drugiej strony i otworzyły
się.
-Hej Ness, jak tam
głowa?-To był Jake, jak zwykle wspaniale wyglądał.
-Już dobrze ale rano
było kiepsko.-A on jak zwykle w dobrym humorze.-Masz czas
pogadać?-rzuciłam prosto z mostu.
-No jasne, a na jaki
temat?-zapytał.
-No chodź się
przejść. Po prostu.-namawiałam go. Uśmiechnął się zabójczo i
wyszedł przez drzwi.
Ruszyliśmy w las.
Biegliśmy na łąkę, na której byliśmy ostatnio. Chyba nam obojgu
się ona podobała Po kilku minutach byliśmy u celu. Usiadłam na
moim ulubionym pniu i pokazałam Jacobowi ręką aby usiadł koło
mnie.
-Ej Jake, co do
wczoraj, to ja przepraszam cię za to. To było głupie.
Sorki.-Dodałam po czym spuściłam głowę. Wydukałam z siebie
tylko jakieś urywki i wyszłam na totalną idiotkę. Nic nie mówił
a cisza dręczyła mnie coraz bardziej. W końcu nie mogłam
wytrzymać, wstałam i zaczęłam biec w stronę ściany lasu aby
schować się chyba przed całym światem. Jake mnie dogonił
właściwie od razu. Objął mnie delikatnie od tyłu krzyżując mi
ręce z przodu.
-A ty gdzie się
wybierasz? Wczoraj nawet nie mieliśmy okazji spędzić razem nawet
kilku minut.-stałam już przodem do niego, unosząc odrobinkę wzrok
i patrząc nieśmiale w jego twarz. Jedną ręką przepasał mnie w
pasie unosząc na niej do góry. Oparłam się na nim i zaczęliśmy
wirować wśród płatków śniegu. To było takie niesamowite, móc
delikatnie oderwać się od ziemi i być, koło osoby na której
najbardziej mi zależało tak blisko jak tylko się da. Tym razem
śmielej popatrzyłam w jego oczy, te ciemne i błyszczące,
wpatrujące się tylko we mnie gwiazdeczki. Uśmiechnął się
najcudowniej na świecie, nie tak jak zawsze, uśmiechnął się tak,
jakby na świecie nie było nikogo oprócz nas. Patrzył w moje oczy
tak głęboko jak nigdy. Jak gdyby czegoś chciał się w nich
doszukać. Wolną ręką ogarnął moje długie włosy do tyłu. Moje
nogi zrobiły się jak z waty a serce waliło jak szalone. Jednak ja
przecież zawsze tego chciałam. Jake powoli, jakby pytają się mnie
o zgodę zaczął się nachylać. Prze mój umysł przebiegało mi
tysiące myśli. Stawiałam sobie pytania, czy na pewno dobrze robię,
czy nie będę tego żałować ale i od razy pojawiła się myśl, że
nie będę wiedzieć jeśli nie spróbuję. Na znak, że się zgadzam
zaczęłam powolutku wznosić się na palcach by szybciej zetknąć
się z jego ustami. Mimo że całowałam go kilka godzin temu to nic
z tego nie pamiętałam. Smaku jego ust, tego czy był namiętny...
Objęłam Jake'a jedną ręką za szyję a drugą oparłam się na
nim. Ta chwila tak się przeciągała. Jednak nagle, nasze usta się
zetknęły. Najpierw tylko tak minimalnie, ledwie wyczuwalnie. Jednak
już po chwili czułam jego usta na swoich znacznie wyraźniej. Jego
były takie ciepłe i aksamitne. Całował subtelnie i słodko. Jakby
w tym samym czasie mówił do mnie tysiące czułych słówek. Aż
westchnęłam z zachwytu. Od razu wzmocnił uścisk i zaczął
całować mnie jeszcze namiętniej. Nie mogłam się powstrzymać
wplotłam ręce w jego włosy. Była zupełna różnica pomiędzy tym
co działo się teraz a mną i Nathan'em w Paryżu. Ten pocałunek
przyprawiał mnie o przyjemne dreszcze. Nie chciałam tego przerywać,
chciałam, by trwało to wiecznie. Wiedziałam jednak, że nie może.
Gdy już chyba oboje z
Jacob'em czuliśmy się choć trochę napełnieni tą rozkoszną
chwilą, powolutku zaczęliśmy się od siebie odsuwać. Byłam po
prostu najszczęśliwszą małą istotką pod słońcem. Mimowolnie
uśmiechnęłam się do Jake'a przygryzając przy tym dolną wargę.
Zastanawiałam się o czym Jake teraz myśli, może zastanawiał się
nad tym czy nie popełnił błędu. Po sekundzie moje wątpliwości
zostały rozwiane gdyż jedną ręką dotknął mojej szyi i
przyciągnął mnie delikatnie do siebie. Wtuliłam się w jego
umięśniony tors. Teraz dopiero czułam, że wszystko jest
kompletne. Było zupełnie tak, jak ja kiedyś sobie wymarzyłam.
Jake oderwał mnie od siebie. Podniósł mój podbródek dwoma
palcami do góry. Spojrzał w oczy i pocałował mnie przelotnie ale
bardzo głęboko. Oddałam mu pocałunek z wielką żarliwością,
byłam go bardzo spragniona.
-Muszę cię
odprowadzić i... chyba porozmawiać z Edwardem.-niechętnie dodał
po namyśle.
-Nie
przesadzajmy. Jeszcze mnie nie ukarali ale źle nie
było.-uśmiechnęłam się ale jakoś tak dziwnie mi się z nim
rozmawiało bo nie wiedziałam na czym stoję. Czy jesteśmy
razem czy nie? Co to w ogóle miało znaczyć? A może? A może
wczoraj w nocy stało się coś o czym nie pamiętałam?
-Jake,
bo widzisz wczoraj, no nie pamiętam co do końca
robiłam.-powiedziałam nieśmiale. Kurczę ale walnęłam. Nie
przemyślałam tego.
-No...
powiem tylko, że byłaś całkiem niezła w łóżku...-wytłumaczył
po swojemu Jake i znacząco kiwną. To co ja robiłam!? Wystraszona
odskoczyłam szybko od niego.
-Jake,
powiedz mi wprost co myśmy robili!-powiedziałam przestraszona i
niby to żartobliwie ale w sumie na poważnie.
-Hej,
wyluzuj. Nie przespaliśmy się ze sobą. Żartowałem.-Jak zwykle.
Cały Jacob. Wyszczerzył swoje ząbki, złapał mnie za nadgarstki i
zaczął przyciągać do siebie. Za karę postanowiłam się z nim
trochę podrażnić. Zrobiłam minę naburmuszonej nastolatki,
odwróciłam głowę.-Chyba się na mnie nie gniewasz?-szepnął mi
do ucha otwarcie ze mną flirtując.
-Puść
mnie, idę do domu.-Powiedziałam szorstko i oschle po czym mu się
wyrwałam i zaczęłam biec. Momentalnie mnie dogonił i chciał
złapać ale podhaczyłam go z zaskoczenia tak jak mnie Emmett
nauczył i już leżał na ziemi. Usiadłam na jego brzuchu i
rozłożyłam „na łopatki”. Tym razem to ja atakowałam i już
nic mnie nie powstrzymywało. Całkiem szybko się nachyliłam i
zaczęłam go całować ale nadal nie puszczając. Zagrałam tak, że
chyba myślał, że długo nie przestanę go całować ale tym razem
ja gwałtownie się oderwałam i szybko podniosłam.
-To
pa Jake.-Zaświergotałam i zaczęłam biec do domu. Tym razem już
za mną nie biegł. Nawet na początku się nie podnosił. Chyba był
zaszokowany, tak bym to ujęła.
Nawet
się nie zastanawiałam jak ukryć to co się wydarzyło przed chwilą
przed tatą. W końcu i tak by się dowiedział więc po co z tym
zwlekać? Wolałam mieć to od razu za sobą. Dobiegłam do domu,
podeszłam do drzwi. Położyłam rękę na klamce o trochę się
zawahałam. No dobra. Musiałam przyznać sama przed sobą, że bałam
się reakcji Edwarda. A co jak całkiem zabroni mi się spotykać z
Jacob'em? Chciałabym poczekać z tym do... No i nie dokończyłam
nawet własnych myśli bo drzwi się otworzyły. I tak jak myślałam,
miałam pecha bo stał w nich Edward.
-Może
wejdziesz w końcu do domu?-zapytał dość surowo. No to mam
przerąbane. Szedł w stronę kanapy.-Usiądź.-dodał.-Wiedzę, że
mamy trochę do pogadania.-Aż miałam ochotę zadrżeć ze strachu
ale nie chciałam go okazywać. Mówił takim zimnym tonem jak nigdy.
No ale usiadłam na tej nieszczęsnej kanapie. Edward stał przodem
do mnie ale głowę miał odwróconą w bok. Patrzyłam prosto na nią
i obawiałam się wyroku. Pewnie wymyślił już jakąś karę. W
końcu zaczął się odwracać ale na jego twarzy nie było już
złości tylko raczej zadziwienie i może trochę smutek. Odrobinę
się rozluźniłam ale jakoś tak mi to nie pasowało.
-Powiedz
mi, czy naprawdę tak o mnie myślisz? Że mógłbym zabronić ci
spotykać się z kimś kogo kochasz?-wytłumaczył mniej więcej o co
chodzi.-Nie popieram tego co się stało między tobą i Jacob'em ale
jak widać nie mam na to wpływu.-Mówił dość ostro.-Dlaczego
nadal nie nauczyłaś się, że możesz mi zaufać?
-Bo
właściwie ja nigdy nie wiem czy mogę Ci zaufać! Jesteś
nieprzewidywalny!-wywrzeszczałam na niego bo już nie mogłam
wytrzymać.-Zawsze masz jakieś ale i denerwuje mnie to. Nie mogę
podejmować własnych decyzji! Nawet jeśli czasem są głupie! Każdy
ma prawo do błędów a ty moich nie akceptujesz!!!-wyrzuciłam z
siebie wszystko naraz, chociaż to o tych błędach nie za bardzo
miało związek z tym, o co on był zły... ale zawsze tak mam gdy
ponoszą mnie emocje.
-Masz
do mnie nie krzyczeć!-rzucił tylko i wyszedł trzaskając drzwiami.
Na początku myślałam, że dobrze zrobiłam ale gdy tylko drzwi się
zamknęły z hukiem poczułam, że przesadziłam. Zraniłam go.
Kurdę
i jak mam to teraz odkręcić? Nie no bez przesady, nie będę go
przepraszać. W tym czasie usłyszałam jak ktoś się za mną się
poruszył. Odwróciłam się gwałtownie i zobaczyłam mamę. Z jej
twarzy nie dało się nic odczytać. Pokiwała tylko przecząco głową
i podeszła aby usiąść na kanapie.
-Chodź
do mnie Renesmee.-powiedziała cicho i spokojnie. Zrobiłam to, o co
mnie poprosiła. Gdy usiadłam obok objęła mnie jednym
ramieniem.-Nessie, nie gniewaj się na tatę. On naprawdę po prostu
się o ciebie martwi. Nawet nie wiesz ile dla nas obojga znaczysz. On
nigdy nawet nie myślał o tym, że będzie mieć córeczkę, ani
jakiekolwiek dziecko. Dla mnie, kiedy jeszcze byłam człowiekiem nie
wiedzącym wszystkiego o świecie oczywistym było założenie
rodziny. Ale kiedy dowiedziałam się kim już będę nie liczyłam
nawet na najmniejszą szansę na dziecko. A teraz oboje mamy ciebie.
To jest dla nas cud. Nie bądź zła, że pilnujemy ciebie jak oka w
głowie. My po prostu nie chcemy ciebie stracić.-gdy to mówiła w
oczach miałam świeczki. Zrobiło mi się żal taty, że tak go
potraktowałam. Nigdy nie zdawałam sobie sprawy z tego jak ważna
jest moja rola w życiu Belli i Edwarda. Wiedziałam, że nie muszę
mamie tłumaczyć mojego zachowania i czym prędzej wyszłam na
zewnątrz w poszukiwaniu taty. Zaczęłam powoli wdychać jego woń i
pobiegłam jej śladem. Na początku byłam dość zagubiona ale po
jakimś czasie domyśliłam się sama dokąd poszedł. I nie
pomyliłam się co do tego gdzie był. Znajdował się na łące, na
której powiedział Belli kim tak naprawdę jest. Siedział smutny
pod drzewem. Na pewno wiedział, że przyszłam ale nie podniósł
głowy by na mnie spojrzeć. Podbiegłam więc roztropnie do niego i
usiadłam obok. Nie mówiłam nic bo nie wiedziałam do końca od
czego zacząć. Musiałam to wszystko jakoś zebrać razem.
-Tato,
przepraszam.-zaczęłam ale wcale nie było mi jakoś wesoło.-Ja nie
prawdę nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało. W mojej głowie
zupełnie inaczej t... Ja chciałam tylko co delikatnie wytłumaczyć
tylko tak jakoś.... mnie poniosło. Sam wiesz ile się ostatnio
działo. Mam po prostu zamęt i nie potrafię sobie z nim na razie
poradzić. Proszę wybacz mi. Ja..
-Ness.-przerwał
mi.-Ja też przepraszam.-Dobra, w mojej głowie był jeszcze większy
zamęt.-Przepraszam, że pilnowałem cię jak pod kloszem. Że nie
mogłaś być normalna. I przepraszam... że jestem złym ojcem. Nie
zasługuję na to by nim być.-zatkało mnie. Co on sobie myślał?
-Tato,
czy ty sobie ze mnie żartujesz?-zakpiłam. Zrobił dość ym..
dziwną minę ale nic nie powiedział.- Jesteś najlepszym tatą na
świecie. Zawsze najlepiej wiesz czego mi trzeba. Nie chodzi mi już
tylko o to całe czytanie w myślach, owszem, nie będę teraz
zaprzeczać, że troszkę za bardzo mnie pilnowałeś ale ja to
trochę też rozumiem.-Nawet nie zauważyłam kiedy po moich
policzkach zaczęły lecieć łzy. Ale ja wiedziałam, że były to
słodkie łzy, łzy szczęścia.-Popatrz, gdybyśmy wtedy się nie
pokłócili a właściwie ja bym na ciebie nie nawrzeszczała, za co
naprawdę przepraszam, to nie mielibyśmy szans na tą rozmowę. Poza
tym przecież my się nie kłócimy. Nigdy na mnie nie wrzeszczałeś,
nigdy nie miałam szlabanu. A wracając do tego, co ostatnio się
wydarzyło, to przecież ty mówiłeś do mnie zupełnie spokojnie i
to takimi słowami, że ja teraz nie mam pojęcia jak mogłam się o
nie czepiać. Do tego jeszcze mała i dość mało znacząca rzecz
ale jest. Spełniasz wszystkie moje zachcianki. W naszym mieście
nikt nie ma takiego auta jak ja. No oprócz was. Nawet nie wiem czy w
Seattle też ktoś taki ma. Moja garderoba to istny odlot a nie
wspomnę już o samym pokoju, do tego wszystkie wycieczki i w ogóle
ten cały świat, który stworzyliście mi z mamą. Jest po prostu...
idealny. Nawet w tych chwilach gdy emocje biorą nade mną górę
kocham was najbardziej na świecie.-objął mnie ramieniem.
-A
Jacob?-zapytał niespodziewanie ale chyba bardziej po to by się ze
mną podroczyć.
-Przecież
wiesz, że go również kocham, ale.. to jest inna miłość.-
-Wiem
Ness, wiem. Kocham cię.-przytulił mnie do siebie.-Chodźmy już do
domu.-powiedział. Podniosłam się razem z nim i powędrowaliśmy do
domu. Czy mogłam chcieć więcej od życia? Wydawało mi się, że
nie ma na świecie już więcej miłości niż w moim życiu i mojej
rodzinie. To było całe moje życie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Rozdział chyba troszkę dłuższy niż poprzednie albo mi się wydaje. Moim zdaniem to najpiękniejszy rozdział w całej książce. Albo jeden z piękniejszych. Najbardziej go lubię. A wy? Co sądzicie?