wtorek, 26 lutego 2013

Rozdział 14:Pierwszy pocałunek jest jak słońce - wschodząc rozpoczyna dzień, który nigdy nie będzie taki sam jak inne

 Z dedykacją dla Jessie i S. Dzięki, że czytacie i komentujecie <3

 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Ale mi łeb pękał. To było straszne. Nie miałam siły otworzyć nawet jednego oka. Wszystko docierało do mnie bardzo powoli, minuta po minucie. Przypomniałam sobie, że byłam razem ze sforą. Najpierw w jakimś klubie i... o rany! Co ja najlepszego robiłam? Byłam taka jak nie ja. Taka... dzika. Widziałam twarze zupełnie obcych facetów.

Około czwartej się stamtąd zmyliśmy z Jake'em. Potem...

odprowadzał mnie. A potem, całowałam go?! Ale się wpakowałam!! I jeszcze bredziłam coś, że jest przystojny. I jeszcze jakieś... inne.. Suuuuuper. To, że przed wyjazdem do Paryża obiecałam sobie, że będę odważniejsza w stosunku do Jacob'a nie oznaczało, że aż tak. Kurczę, muszę to jakoś wytłumaczyć. Tylko jak?

Potem był u mnie. Umyłam się a on, został przy mnie...

Właśnie, gdzie on właściwie był? Odwróciłam się nerwowo w drugą stronę w tym samym czasie otwierając oczy. Nie było go. Zostawił za to liścik. Podniosłam się szybko i tylko huknęło mi w głowie. To było straszne. Ledwo wygramoliłam jedną rękę spod kołdry. Sięgnęłam powoli po liścik i zaczęłam czytać.
Ness, nie chciałem cię budzić a ja musiałem już iść. Mam nadzieję,że lepiej się już czujesz. Dzięki, że spędziłaś ze mną tego sylwestra. Przyjdź jak będziesz miała czas i będziesz chciała. Wiesz gdzie.
Twój Jakie ”

Chciałam się z nim spotkać choćby z tego względu, że musiałam mu to jakoś wytłumaczyć. To co zaszło. Tylko jeszcze nie wiedziałam jak. Zaczęłam się podnosić z łóżka ale było ciężko. Bardzo ciężko. W końcu jakoś wstałam i podreptałam do garderoby. Teraz zaczynało się pod górę bo musiałam pomyśleć w co się ubrać. Nie miałam do tego głowy więc sięgnęłam po to, co miałam pod ręką. Wzięłam po prostu ciemne rurki, biały podkoszulek i niebieską bluzę od Nike. Do tego zwykłe czarne adidasy. Ból głowy nadal się utrzymywał ale i tak było już lepiej. Poszłam jeszcze trochę ogarnąć włosy. Makijażu nie chciało mi się nakładać ale miałam podkrążone oczy-jakaś nowość. Podeszłam do schodów ale bałam się zejść na dół. Edward z Bellą już na pewno wrócili. Usiadłam na pierwszym od góry schodku i zaczęłam nasłuchiwać.
-Bello, ale ona musi ponieść jakieś konsekwencje. Jakbyś tylko mogła zobaczyć co ona wyprawiała. To głupota spić się tak, że nawet się nad sobą nie panuje. A co jakby ją ktoś wtedy zaatakował? Naprawdę nie widzisz z tego problemu?-nawijał Edward. Super, z jego punktu widzenia musiało to wyglądać jeszcze gorzej.
-Tak wiem, wiem ale przecież był z nią Jacob. Wiesz, że specjalnie sam nie pił, żeby jej pilnować. Ona ma ochronę 24 godziny na dobę mimo, że nic jej nie grozi. A przynajmniej Alice nic nie wykryła w swoich wizjach ze strony Volturi. Ona nie jest już mała.
-Tak wiem ale dorosła też nie jest. Zresztą zasadniczo ma tylko sześć lat. Naprawdę nie widzisz problemu?
-Edwardzie, widzę problem i to duży, jednak wydaje mi się, że nie możemy jej surowo ukarać. Przez cały ten czas i tak była wzorową córeczką. Nie uważasz?
-Skończymy tę rozmowę kiedy indziej.-powiedział Edward.- Renesmee, znowu podsłuchiwałaś.-Zawołał tato. Podniosłam się powoli i niechętnie zeszłam do kuchni.
-Dlaczego znowu nas potajemnie podsłuchiwałaś?-zapytał.
-Przecież wiesz.-Odparłam.
-Powiedz mamie.-Rzucił.
-Bo się bałam.-powiedziałam szczerze.
-Bo masz czego! Pokaż mamie co wyprawiałaś jak jesteś taka mądra.-warknął.
-Nie krzycz tak. Boli mnie głowa.-rzekłam chociaż po wypowiedzeniu tych słów nie uznałam ich za dobry argument.
-Trzeba było się nie upijać! Teraz masz za swoje. No dalej.-Dodał. Podeszłam do mamy, przyłożyłam jej do twarzy i ze wstydem pokazałam ze wstydem ostatnią noc. Prawie się przy tym popłakałam. Edward dobrze wiedział jak cierpię i że to już jest dla mnie kara. Bella była lekko wstrząśnięta.-Jak mogłaś by taka lekkomyślna i nieodpowiedzialna?! Czy tobie do reszty odbiło?!-krzyczał na mnie Edward.
-Dobra Edward. O co ci chodzi? Może nie jestem pełnoletnia ale nic ci do tego czy się upiłam czy nie!-To raczej też nie było dobrym argumentem ale emocje brały nade mną górę i mówiłam co tylko mi ślina na język przynosiła.
-Okej, wiesz! Masz rację rób sobie co chcesz! Ale jak ktoś będzie chciał zrobić ci krzywdę to ja się będę potem obwiniał a nie ty!! Dlaczego nie szanujesz tego, że chcemy żebyś była bezpieczna!? Poza tym, mam prawo mieć na ten temat jakieś zdanie bo jestem twoim ojcem!-krzyczał na mnie. Pierwszy raz.
-Przecież Jake był ze mną więc o co ci chodzi znowu pytam! Gdybym nie wiedziała, że ktoś mnie pilnuje nigdy bym czegoś takiego nie zrobiła! Co w tym złego, że chociaż raz chciałam sobie zaszaleć?! Choć raz nie byłam idealną córeczką tatusia i to ci tak przeszkadza?! Bella powiedz coś.-wyrzuciłam z siebie wszystko co chciałam.
-Jesteście nienormalni.-stwierdziła z kpiną w głosie i wyszła. Trochę się z nią zgadzałam ale i tak byłam zła na Edwarda. Chociaż wiedziałam, że on ma sporo racji...
-Nie będę na ciebie krzyczał ale nie obędzie się bez kary...-dodał już mniej surowym tonem ale nadal bardzo poważnym
-Przepraszam tato, nie powinnam była...-tłumaczyłam choć wiedziałam, że i tak spotka mnie kara
-Owszem, spotka cię kara ale pomyślimy jeszcze nad nią z mamą.. Przypomniał mi się Jake. Chciałam do niego iść by mu wszystko wytłumaczyć.
-Mogę iść do Jake'a? Proszę.-Zapytałam, mimo że nie wiedziałam czy mi pozwolą. Poczułam jednak jeszcze głód więc pewnie jeszcze wstąpię coś zjeść na jakąś łączkę.
-No okej, leć, musicie sporo wyjaśnić-Powiedział znacząco kiwając głową Edward co trochę mi nie pasowało i zmarszczyłam brwi.-Idź póki nie masz szlabanu.-powiedział
-Dzięki.-zaświergotałam i pobiegłam do drzwi. Byłam dość szybko na miejscu. Podeszłam do drzwi i zapukałam. Ktoś podszedł z drugiej strony i otworzyły się.
-Hej Ness, jak tam głowa?-To był Jake, jak zwykle wspaniale wyglądał.
-Już dobrze ale rano było kiepsko.-A on jak zwykle w dobrym humorze.-Masz czas pogadać?-rzuciłam prosto z mostu.
-No jasne, a na jaki temat?-zapytał.
-No chodź się przejść. Po prostu.-namawiałam go. Uśmiechnął się zabójczo i wyszedł przez drzwi.
Ruszyliśmy w las. Biegliśmy na łąkę, na której byliśmy ostatnio. Chyba nam obojgu się ona podobała Po kilku minutach byliśmy u celu. Usiadłam na moim ulubionym pniu i pokazałam Jacobowi ręką aby usiadł koło mnie.
-Ej Jake, co do wczoraj, to ja przepraszam cię za to. To było głupie. Sorki.-Dodałam po czym spuściłam głowę. Wydukałam z siebie tylko jakieś urywki i wyszłam na totalną idiotkę. Nic nie mówił a cisza dręczyła mnie coraz bardziej. W końcu nie mogłam wytrzymać, wstałam i zaczęłam biec w stronę ściany lasu aby schować się chyba przed całym światem. Jake mnie dogonił właściwie od razu. Objął mnie delikatnie od tyłu krzyżując mi ręce z przodu.
-A ty gdzie się wybierasz? Wczoraj nawet nie mieliśmy okazji spędzić razem nawet kilku minut.-stałam już przodem do niego, unosząc odrobinkę wzrok i patrząc nieśmiale w jego twarz. Jedną ręką przepasał mnie w pasie unosząc na niej do góry. Oparłam się na nim i zaczęliśmy wirować wśród płatków śniegu. To było takie niesamowite, móc delikatnie oderwać się od ziemi i być, koło osoby na której najbardziej mi zależało tak blisko jak tylko się da. Tym razem śmielej popatrzyłam w jego oczy, te ciemne i błyszczące, wpatrujące się tylko we mnie gwiazdeczki. Uśmiechnął się najcudowniej na świecie, nie tak jak zawsze, uśmiechnął się tak, jakby na świecie nie było nikogo oprócz nas. Patrzył w moje oczy tak głęboko jak nigdy. Jak gdyby czegoś chciał się w nich doszukać. Wolną ręką ogarnął moje długie włosy do tyłu. Moje nogi zrobiły się jak z waty a serce waliło jak szalone. Jednak ja przecież zawsze tego chciałam. Jake powoli, jakby pytają się mnie o zgodę zaczął się nachylać. Prze mój umysł przebiegało mi tysiące myśli. Stawiałam sobie pytania, czy na pewno dobrze robię, czy nie będę tego żałować ale i od razy pojawiła się myśl, że nie będę wiedzieć jeśli nie spróbuję. Na znak, że się zgadzam zaczęłam powolutku wznosić się na palcach by szybciej zetknąć się z jego ustami. Mimo że całowałam go kilka godzin temu to nic z tego nie pamiętałam. Smaku jego ust, tego czy był namiętny... Objęłam Jake'a jedną ręką za szyję a drugą oparłam się na nim. Ta chwila tak się przeciągała. Jednak nagle, nasze usta się zetknęły. Najpierw tylko tak minimalnie, ledwie wyczuwalnie. Jednak już po chwili czułam jego usta na swoich znacznie wyraźniej. Jego były takie ciepłe i aksamitne. Całował subtelnie i słodko. Jakby w tym samym czasie mówił do mnie tysiące czułych słówek. Aż westchnęłam z zachwytu. Od razu wzmocnił uścisk i zaczął całować mnie jeszcze namiętniej. Nie mogłam się powstrzymać wplotłam ręce w jego włosy. Była zupełna różnica pomiędzy tym co działo się teraz a mną i Nathan'em w Paryżu. Ten pocałunek przyprawiał mnie o przyjemne dreszcze. Nie chciałam tego przerywać, chciałam, by trwało to wiecznie. Wiedziałam jednak, że nie może.
Gdy już chyba oboje z Jacob'em czuliśmy się choć trochę napełnieni tą rozkoszną chwilą, powolutku zaczęliśmy się od siebie odsuwać. Byłam po prostu najszczęśliwszą małą istotką pod słońcem. Mimowolnie uśmiechnęłam się do Jake'a przygryzając przy tym dolną wargę. Zastanawiałam się o czym Jake teraz myśli, może zastanawiał się nad tym czy nie popełnił błędu. Po sekundzie moje wątpliwości zostały rozwiane gdyż jedną ręką dotknął mojej szyi i przyciągnął mnie delikatnie do siebie. Wtuliłam się w jego umięśniony tors. Teraz dopiero czułam, że wszystko jest kompletne. Było zupełnie tak, jak ja kiedyś sobie wymarzyłam. Jake oderwał mnie od siebie. Podniósł mój podbródek dwoma palcami do góry. Spojrzał w oczy i pocałował mnie przelotnie ale bardzo głęboko. Oddałam mu pocałunek z wielką żarliwością, byłam go bardzo spragniona.
-Muszę cię odprowadzić i... chyba porozmawiać z Edwardem.-niechętnie dodał po namyśle.
-Nie przesadzajmy. Jeszcze mnie nie ukarali ale źle nie było.-uśmiechnęłam się ale jakoś tak dziwnie mi się z nim rozmawiało bo nie wiedziałam na czym stoję. Czy jesteśmy razem czy nie? Co to w ogóle miało znaczyć? A może? A może wczoraj w nocy stało się coś o czym nie pamiętałam?
-Jake, bo widzisz wczoraj, no nie pamiętam co do końca robiłam.-powiedziałam nieśmiale. Kurczę ale walnęłam. Nie przemyślałam tego.
-No... powiem tylko, że byłaś całkiem niezła w łóżku...-wytłumaczył po swojemu Jake i znacząco kiwną. To co ja robiłam!? Wystraszona odskoczyłam szybko od niego.
-Jake, powiedz mi wprost co myśmy robili!-powiedziałam przestraszona i niby to żartobliwie ale w sumie na poważnie.
-Hej, wyluzuj. Nie przespaliśmy się ze sobą. Żartowałem.-Jak zwykle. Cały Jacob. Wyszczerzył swoje ząbki, złapał mnie za nadgarstki i zaczął przyciągać do siebie. Za karę postanowiłam się z nim trochę podrażnić. Zrobiłam minę naburmuszonej nastolatki, odwróciłam głowę.-Chyba się na mnie nie gniewasz?-szepnął mi do ucha otwarcie ze mną flirtując.
-Puść mnie, idę do domu.-Powiedziałam szorstko i oschle po czym mu się wyrwałam i zaczęłam biec. Momentalnie mnie dogonił i chciał złapać ale podhaczyłam go z zaskoczenia tak jak mnie Emmett nauczył i już leżał na ziemi. Usiadłam na jego brzuchu i rozłożyłam „na łopatki”. Tym razem to ja atakowałam i już nic mnie nie powstrzymywało. Całkiem szybko się nachyliłam i zaczęłam go całować ale nadal nie puszczając. Zagrałam tak, że chyba myślał, że długo nie przestanę go całować ale tym razem ja gwałtownie się oderwałam i szybko podniosłam.
-To pa Jake.-Zaświergotałam i zaczęłam biec do domu. Tym razem już za mną nie biegł. Nawet na początku się nie podnosił. Chyba był zaszokowany, tak bym to ujęła.
Nawet się nie zastanawiałam jak ukryć to co się wydarzyło przed chwilą przed tatą. W końcu i tak by się dowiedział więc po co z tym zwlekać? Wolałam mieć to od razu za sobą. Dobiegłam do domu, podeszłam do drzwi. Położyłam rękę na klamce o trochę się zawahałam. No dobra. Musiałam przyznać sama przed sobą, że bałam się reakcji Edwarda. A co jak całkiem zabroni mi się spotykać z Jacob'em? Chciałabym poczekać z tym do... No i nie dokończyłam nawet własnych myśli bo drzwi się otworzyły. I tak jak myślałam, miałam pecha bo stał w nich Edward.
-Może wejdziesz w końcu do domu?-zapytał dość surowo. No to mam przerąbane. Szedł w stronę kanapy.-Usiądź.-dodał.-Wiedzę, że mamy trochę do pogadania.-Aż miałam ochotę zadrżeć ze strachu ale nie chciałam go okazywać. Mówił takim zimnym tonem jak nigdy. No ale usiadłam na tej nieszczęsnej kanapie. Edward stał przodem do mnie ale głowę miał odwróconą w bok. Patrzyłam prosto na nią i obawiałam się wyroku. Pewnie wymyślił już jakąś karę. W końcu zaczął się odwracać ale na jego twarzy nie było już złości tylko raczej zadziwienie i może trochę smutek. Odrobinę się rozluźniłam ale jakoś tak mi to nie pasowało.
-Powiedz mi, czy naprawdę tak o mnie myślisz? Że mógłbym zabronić ci spotykać się z kimś kogo kochasz?-wytłumaczył mniej więcej o co chodzi.-Nie popieram tego co się stało między tobą i Jacob'em ale jak widać nie mam na to wpływu.-Mówił dość ostro.-Dlaczego nadal nie nauczyłaś się, że możesz mi zaufać?
-Bo właściwie ja nigdy nie wiem czy mogę Ci zaufać! Jesteś nieprzewidywalny!-wywrzeszczałam na niego bo już nie mogłam wytrzymać.-Zawsze masz jakieś ale i denerwuje mnie to. Nie mogę podejmować własnych decyzji! Nawet jeśli czasem są głupie! Każdy ma prawo do błędów a ty moich nie akceptujesz!!!-wyrzuciłam z siebie wszystko naraz, chociaż to o tych błędach nie za bardzo miało związek z tym, o co on był zły... ale zawsze tak mam gdy ponoszą mnie emocje.
-Masz do mnie nie krzyczeć!-rzucił tylko i wyszedł trzaskając drzwiami. Na początku myślałam, że dobrze zrobiłam ale gdy tylko drzwi się zamknęły z hukiem poczułam, że przesadziłam. Zraniłam go.
Kurdę i jak mam to teraz odkręcić? Nie no bez przesady, nie będę go przepraszać. W tym czasie usłyszałam jak ktoś się za mną się poruszył. Odwróciłam się gwałtownie i zobaczyłam mamę. Z jej twarzy nie dało się nic odczytać. Pokiwała tylko przecząco głową i podeszła aby usiąść na kanapie.
-Chodź do mnie Renesmee.-powiedziała cicho i spokojnie. Zrobiłam to, o co mnie poprosiła. Gdy usiadłam obok objęła mnie jednym ramieniem.-Nessie, nie gniewaj się na tatę. On naprawdę po prostu się o ciebie martwi. Nawet nie wiesz ile dla nas obojga znaczysz. On nigdy nawet nie myślał o tym, że będzie mieć córeczkę, ani jakiekolwiek dziecko. Dla mnie, kiedy jeszcze byłam człowiekiem nie wiedzącym wszystkiego o świecie oczywistym było założenie rodziny. Ale kiedy dowiedziałam się kim już będę nie liczyłam nawet na najmniejszą szansę na dziecko. A teraz oboje mamy ciebie. To jest dla nas cud. Nie bądź zła, że pilnujemy ciebie jak oka w głowie. My po prostu nie chcemy ciebie stracić.-gdy to mówiła w oczach miałam świeczki. Zrobiło mi się żal taty, że tak go potraktowałam. Nigdy nie zdawałam sobie sprawy z tego jak ważna jest moja rola w życiu Belli i Edwarda. Wiedziałam, że nie muszę mamie tłumaczyć mojego zachowania i czym prędzej wyszłam na zewnątrz w poszukiwaniu taty. Zaczęłam powoli wdychać jego woń i pobiegłam jej śladem. Na początku byłam dość zagubiona ale po jakimś czasie domyśliłam się sama dokąd poszedł. I nie pomyliłam się co do tego gdzie był. Znajdował się na łące, na której powiedział Belli kim tak naprawdę jest. Siedział smutny pod drzewem. Na pewno wiedział, że przyszłam ale nie podniósł głowy by na mnie spojrzeć. Podbiegłam więc roztropnie do niego i usiadłam obok. Nie mówiłam nic bo nie wiedziałam do końca od czego zacząć. Musiałam to wszystko jakoś zebrać razem.
-Tato, przepraszam.-zaczęłam ale wcale nie było mi jakoś wesoło.-Ja nie prawdę nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało. W mojej głowie zupełnie inaczej t... Ja chciałam tylko co delikatnie wytłumaczyć tylko tak jakoś.... mnie poniosło. Sam wiesz ile się ostatnio działo. Mam po prostu zamęt i nie potrafię sobie z nim na razie poradzić. Proszę wybacz mi. Ja..
-Ness.-przerwał mi.-Ja też przepraszam.-Dobra, w mojej głowie był jeszcze większy zamęt.-Przepraszam, że pilnowałem cię jak pod kloszem. Że nie mogłaś być normalna. I przepraszam... że jestem złym ojcem. Nie zasługuję na to by nim być.-zatkało mnie. Co on sobie myślał?
-Tato, czy ty sobie ze mnie żartujesz?-zakpiłam. Zrobił dość ym.. dziwną minę ale nic nie powiedział.- Jesteś najlepszym tatą na świecie. Zawsze najlepiej wiesz czego mi trzeba. Nie chodzi mi już tylko o to całe czytanie w myślach, owszem, nie będę teraz zaprzeczać, że troszkę za bardzo mnie pilnowałeś ale ja to trochę też rozumiem.-Nawet nie zauważyłam kiedy po moich policzkach zaczęły lecieć łzy. Ale ja wiedziałam, że były to słodkie łzy, łzy szczęścia.-Popatrz, gdybyśmy wtedy się nie pokłócili a właściwie ja bym na ciebie nie nawrzeszczała, za co naprawdę przepraszam, to nie mielibyśmy szans na tą rozmowę. Poza tym przecież my się nie kłócimy. Nigdy na mnie nie wrzeszczałeś, nigdy nie miałam szlabanu. A wracając do tego, co ostatnio się wydarzyło, to przecież ty mówiłeś do mnie zupełnie spokojnie i to takimi słowami, że ja teraz nie mam pojęcia jak mogłam się o nie czepiać. Do tego jeszcze mała i dość mało znacząca rzecz ale jest. Spełniasz wszystkie moje zachcianki. W naszym mieście nikt nie ma takiego auta jak ja. No oprócz was. Nawet nie wiem czy w Seattle też ktoś taki ma. Moja garderoba to istny odlot a nie wspomnę już o samym pokoju, do tego wszystkie wycieczki i w ogóle ten cały świat, który stworzyliście mi z mamą. Jest po prostu... idealny. Nawet w tych chwilach gdy emocje biorą nade mną górę kocham was najbardziej na świecie.-objął mnie ramieniem.
-A Jacob?-zapytał niespodziewanie ale chyba bardziej po to by się ze mną podroczyć.
-Przecież wiesz, że go również kocham, ale.. to jest inna miłość.-
-Wiem Ness, wiem. Kocham cię.-przytulił mnie do siebie.-Chodźmy już do domu.-powiedział. Podniosłam się razem z nim i powędrowaliśmy do domu. Czy mogłam chcieć więcej od życia? Wydawało mi się, że nie ma na świecie już więcej miłości niż w moim życiu i mojej rodzinie. To było całe moje życie.

 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Rozdział chyba troszkę dłuższy niż poprzednie albo mi się wydaje. Moim zdaniem to najpiękniejszy rozdział w całej książce. Albo jeden z piękniejszych. Najbardziej go lubię. A wy? Co sądzicie?

niedziela, 24 lutego 2013

Rozdział 13 (oczami Jacoba):Widzę ją. Stoi przede mną piękna niczym anioł. Czasem zastanawiam się, czy nim nie jest. Tkwimy tak koło siebie a ja cały czas muszę kłamać choć nie chcę. Sam nie wiem do końca dlaczego.

  Z dedykacją dla S., fanki mojego bloga :D

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Staliśmy tak z Renesmee na łące przytuleni do siebie. To było takie ciężkie żeby jej nie pocałować. To był przecież tak dobry moment. Tylko, że ja sam nie przecież nie wiem, co ona czuje do mnie. Może być przecież zakochana w kimś innym a ja nie chcę, żeby się na mnie oglądała tylko dlatego, że jestem w nią wpojony. Kiedyś jej powiem, ale dopiero gdy będzie na to czas. Była we mnie wtulona. Kochałem to jej lekko ciepławe, delikatne ciałko. Wydawała mi się taka krucha, bałem się, że ktoś może zrobić jej krzywdę. Tak bardzo się o nią martwiłem. One tego nie rozumiała, nie mogła. Zawsze gdy cierpiała, cierpiałem z nią. Kochałem gdy się śmieje bo sam byłem wtedy w dobrym nastroju. Przecież to tylko ona trzymała mnie na ziemi. Gdy byłem przy niej niczego innego nie widziałem. W moich snach zawsze tylko ona stała przede mną. Ona nie wiem jak bardzo bym chciał jej odpowiedzieć na pytanie które ją dręczy. Tylko, że nie mogę. Nie mogę jej narażać na takie niebezpieczeństwo.
-Jake, wiem, że męczą cie już te pytania ale ja muszę cie spytać o jeszcze jedną rzecz.-Zaczęła mówić swym cudownym głosikiem. Uwielbiałem gdy mówiła do mnie tak spokojnie i łagodnie.-Wtedy gdy się rozstaliśmy...
-Ness, po co cały czas do tego wracasz?-Zapytałem. Po co to robiła. Przypominała mi tylko co musiałem jej powiedzieć. A tak bardzo nie chciałem tego robić.
-Jake ale ja muszę wiedzieć jeszcze tylko jedną rzecz. No bo wtedy powiedziałeś, że nie możemy już się spotykać.-no i znowu mi przypomniała ale nie miałem jej tego za złe. Zasłużyłem sobie na to.-No a ty cały czas byłeś w pobliżu. Od kiedy wybiegłam z twojego domu aż do wczoraj prawie cały czas widziałam cię w pobliżu. Na przykład wtedy gdy szłam porozmawiać z Nathanem.-Gdy powiedziała jego imię posmutniała i to bardzo.
-Ness? Co się stało?-spytałem zaniepokojony.
-On...-przerwała. Delikatnie ją odsunąłem żeby spojrzeć na jej twarz. Miała w oczach świeczki. Najwyraźniej to był drażliwy temat. Nie chciałem sprawiać jej jeszcze więcej bólu.
-Ciii... Renesmee.-Przytuliłem ją mocno i położyłem jedną rękę na włosach.-Jak nie chcesz to nie mów.
-On nie żyje. Zginął w wypadku tego samego dnia kiedy byłam z nim w parku.-Powiedziała szybko po czym zaczęła płakać. Kiedy widziałem jak jej smutno ja też cierpiałem. Kurczę, głupio z tym Nathan'em. A on... no właśnie on całował się z Renesmee. Pewnie to dlatego teraz tak płakała. Najwyraźniej coś musiało między nimi być, chociaż Sam mówił, że Ness mnie kocha. I dlatego coś mi cały czas nie pasowało w tym co on powiedział. Dowody nie były po jego stronie. Ale nawet jeśli mnie nie kochała to zamierzałem wypełnić swoją misję aby ją chronić. A potem wyduszę z kogokolwiek będzie się dało dlaczego kazali mi to zrobić. A wracając do Nathana, ja kolesia tak nienawidziłem a teraz facet nie żyje. Tak jakoś mi głupio. I to przez niego chciałem się zabić. Poza tym jakoś znowu mi nie pasowało z tym Nathan'em. Może jednak go nie kochała bo przecież za mną wybiegła. Gdyby czuła coś do niego to nie przejęła by się mną w szczególności, że nie wie o moim wpojeniu. No i jeszcze mu wtedy w parku powiedziała, że... że kocha innego. No tak! No i znowu dowody na to, że Ness mnie nie kocha są po mojej stronie. Cały czas miałem w pamięci jakieś braki a moje myśli są strasznie pomieszanie co zresztą widać. Carlise mówił coś, że podobno gdy broniłem Renesmee przed.. nawet nie pamiętam kim, to moje serce na jakiś czas stanęło. To pewnie dlatego. Muszę jeszcze właśnie o to spytać Ness. Kto ją właściwie zaatakował. Pamiętam jeszcze jedynie taki dziwny sen. Tak jakby Renesmee, która przekazuje mi, że mnie kocha. Gdy się obudziłem wydawało mi się to takie realistyczne ale z każdą minutą traciło moc. Zobaczyłem ją i położyłem jej łapę na kolanach. Pamiętam jeszcze jak nastawiała mi kości. I to wszystko z tego jak ją broniłem przed.. no tą babką, o ile była to ona. Podobno po skoku z klifu, którego z resztą za dobrze też nie pamiętam byłem ponad miesiąc w śpiączce. Renesmee czekała na mnie aż się wybudzę a ja się nawet do niej wtedy nie odzywałem. Któregoś dnia przyszła do mnie Alice i mnie za to ochrzaniła a ja musiałem jej wyjaśnić, że tak będzie lepiej i że to nie ode mnie zależy bo to przecież Sam mi zabronił się z nią spotykać bo to za duże ryzyko tylko, że nie chciał mi powiedzieć jakie.
Wzięła się już w garść więc chciałem jakoś zacząć. Ona jednak mnie uprzedziła odsuwając się ode mnie trochę. Nie chciałem aby bardziej się oddalała więc złapałem ją za ręce.
-Odpowiedz Jake, ja nie zapomniałam. Nie mam problemów z pamięcią.-Powiedziała mając jeszcze łzy w oczach.
-Ale... Renesmee. No jest naprawdę takie trudne. No bo to jest tak jakby powiązane z tym o co cały czas pytasz.-Zacząłem powoli, chcąc poukładać sobie wszystko w głowie.
-I nie myśl sobie, że zostawię to bez wyjaśnienia.-Wtrąciła Ness.
-Tak, to akurat wiem. Ness, zawsze byłaś i jesteś nadal moją przyjaciółką i ja zawsze chcę wiedzieć, czy jesteś bezpieczna. Zależy mi na tobie. Nawet nie wiesz jak bardzo. I pamiętaj, że cokolwiek się stanie. I Cokolwiek powiem i zrobię nic tego nie zmieni. Proszę, nie zapominaj o tym.-Nie było to łatwe ale jakoś wybrnąłem. Patrzyła na mnie swym cudownym wzrokiem i chyba chciała coś powiedzieć. Zrezygnowała ale po kilku sekundach nabrała odwagi.
-Mi też na tobie zależy.-Przytuliła się do mnie. Objąłem ją w talii. Wtulając policzek w mój tors oparła na nim ręce. Tak bardzo ją kochałem. Tą miękkość jej ciała, jego delikatny zapach. A kiedyś chciałem ją zabić bo myślałem, że zabił Bellę jak jeszcze była z nią w ciąży. Popełniłbym taki błąd, którego chyba nigdy bym sobie nie wybaczył. Ciekawy byłem o czym ona teraz myśli. Właśnie. Teraz moja kolej na zadawanie pytań. Oderwałem ją ostrożnie od siebie, wziąłem na rękę i pociągnąłem w stronę pnia. Usiadłem i posadziłem ją sobie na kolanach. Sama znowu się do mnie przytuliła. Popatrzyłem na jej oczy.
-Hej, Ness ja tez chciałbym cię spytać o dwie rzeczy.-Chyba chciałem zacząć od tej trudniejszej by szybciej mieć to za sobą. Uniosła twarz a ja zacząłem.-Czy, jesteś... w kimś zakochana?-Zmieszała się trochę. Była nawet w lekkim szoku. Jako przyjaciele mówiliśmy sobie o wszystkim ale nigdy nie rozmawialiśmy na takie tematy. Kurczę. Nie odpowiada. Czyli w kimś jest. Najprawdopodobniej. Zamknęła powieki, uśmiechnęła się delikatnie.
-Czyli pytasz czy jestem zakochana w jakimś chłopaku?-zapytała. Heh.. tak jak ja ją.
-No tak, o to spytałem.-Potwierdziłem.
-Jake, na pewno był byś pierwszą osobą, której powiedziała bym, że zakochałam się w kimś innym.-Ufff... kamień spadł mi z serca. To dobrze. Szybciej wykonam swoje zadanie bo nikt nie będzie stawiać przeszkód.
-Fajnie wiedzieć ale pewnie Edward wiedział by pierwszy.-Zaśmiałem się.
-Tak ale sama bym mu o tym nie powiedziała.-Dodała.
-Ymmm mam jeszcze trochę dziwne pytanie. No bo od czasu tego wypadku ma takie małe zaniki pamięci. Carlise mówi, że w końcu wszystko sobie przypomnę ale kto cię zaatakował wczoraj na tej łące? Bo nawet nie wiem przed kim cię broniłem.-wytłumaczyłem jej o co chodzi.
-Nie uwierzysz. To była ta twoja Katelyn.-Co? Ta babka była wampirem?
-Ale jak to Katelyn? Przecież ona...-W ogóle tego nie rozumiałem.
-Tak ale nie wiem jakim cudem znalazła sposób na to by stać się wampirem. Chciała mnie zabić abym nie stała wam na drodze. Pewnie nie pamiętasz w jakim była szoku jak wybiegłeś z lasu i.. zresztą patrz sam. Nie pamiętasz za wiele więc opowiem ci wszystko co się ważnego działo.-przyłożyła swoją drobną dłoń do mojego policzka i zobaczyłem wszystko. A więc to w pewnym sensie był dowód na to, że mi ufa. Inaczej przecież nie pokazałaby mi swoich wspomnień. Bo tu nie chodzi tylko o to co widziała ale też o jej emocje jakie jej w tym czasie towarzyszyły. Czułem jej strach gdy biegła za mną do La Push gdy skakałem z klifu. Czułem jej obawę przed tym, że nie wybudzę się ze śpiączki. Jej ból przy tym jak ją potraktowałem po odejściu z domu Cullen'ów. Moment, gdy wracała ze spotkania z Nathan'em i upozorowała, że traci kontrolę nad pojazdem.
-Hej, ja się naprawdę wtedy wystraszyłem. Bałem się czy nic ci się nie stało.
-Heh...
Potem zobaczyłem jeszcze jej tęsknotę za mną. Było mi tak przykro. To był dobry moment. Tak, był najlepszy. Przypomniałem sobie szybko to co mówił mi Sam i zapytałem.
-Renesmee.-Zabrałem ostrożnie jej rękę z mojego policzka.-Zbliża się ta impreza w szkole i tak sobie pomyślałem, że może jak nie masz z kim iść to moż...
-Oczywiście, że z tobą pójdę.-Przerwała mi już odpowiadając i objęła mnie za szyję. Serce uderzyło mi dziesięć razy mocniej, że odpowiedziała bez żadnego zastawiania się. To dobrze. Podnieśliśmy się z pnia i zaczęliśmy powoli iść w stronę jej domu. Cieszyłem się, że z nią pójdę, nawet bardzo. Ale czułem się podle na myśl o tym, co potem ją czekało. To miał być przecież cios prosto w serce. Prawie cała ta szopka była tylko po to odgrywana a ja już cierpiałem przypominając sobie co mam zrobić. Co ona sobie pomyśli? Mam nadzieję, że zapamięta moje słowa, że i tak zawsze będzie dla mnie najważniejsza. Tylko, że potem może sobie pomyśleć, że to też było kłamstwo. To było nie do zniesienia. To co wymyśliła rada tym razem było wręcz okrutne. Ale tylko tak skutecznie mogłem trzymać ją od siebie z daleka. Tylko, że ja nadal nie wiedziałem dlaczego i jakie jest zagrożenie, jeśli będziemy się spotykać. Jedyne co wiedziałem, to że jeśli on sama nie mnie nie zostawi to sam tego nie zrobię a to był właściwie jedyny sposób.
Gdy doszliśmy na miejsce, zatrzymaliśmy się przed schodami.
-Renesmee, ja już będę leciał do Billy'ego. Do zobaczenia mała.-Pożegnałem się ale ona mnie zatrzymała łapiąc za rękę. Stanęła na pierwszym stopniu schodów i dała mi całusa w policzek. Zarumieniła się lekko i pobiegła do domu. Była taka urocza. Jej usta były takie miękkie i... po prostu cudowne.
Pobiegłem do Billy'ego. Do domu. Usiadłem koło niego na kanapie. Oglądał jakiś serial a czułem, że muszę z kimś pogadać.
-Tato, dlaczego ja muszę zrobić coś tak strasznego? Przecież ja tak ją zranię. Ja nie chcę tego robić. Skoro nie możemy nie musimy być razem ale to nie jest fair.
-Jacob. Wiem, że tego nie rozumiesz ale wiesz, że postanowienia rady są święte. Już raz próbowałeś trzymać ją na odległość i jakoś ci nie wyszło. Nie dziwię się. Uratowałeś jej potem życie. Zresztą nie pierwszy raz i jeszcze tej samej nocy została zwołana rada. Nie dasz rady inaczej żyć bez niej. Sam tego nie dokonasz. Ale zaufaj radzie, Samowi i przede wszystkim mi. Jeśli chcesz, żeby była bezpieczna wykonaj swoje zadanie i bądź dymny z tego, że dałeś sobie radę, że nie spocząłeś nawet w najtrudniejszej chwili by ją chronić.-Powiedział Billy. Musiałem wszystko sobie poukładać w głowie. 
Już nie mogłem się doczekać tej imprezy w szkole. Chociaż właściwie tylko z tego powody, że chociaż przez chwilę ma być między mną i Renesmee... coś wspaniałego. A przynajmniej taką mam nadzieję albo raczej misję. Bo gdyby nie to, że wiem jakie ma być zakończenie to z chęcią bym tego nie robił. Położyłem się na łóżku rozmyślając jak to wszystko rozegrać. Musiałem mieć wszystko zaplanowane. Po kolei.
Każdy dzień spędzony z Nessie mijał szybko i był oczywiście wspaniały. Sylwester też spędziliśmy razem. Chciałem go spędzić po prostu odjazdowo. Zabrałem więc Ness do klubu. Chyba pierwszy raz w jakimkolwiek była. Była na początku nieśmiała i speszona. Gdy piłem alkohol patrzyła na mnie z pragnieniem. W końcu, gdzieś koło dziesiątej zapytała czy może chociaż spróbować. Nie miałem takiego prawa i mimo że brakowało jej trochę do osiemnastki to jej pozwoliłem. Mała nieźle się rozkręciła. Nie wiem już nawet ile wypiła ale była niezła. Zaczęła się śmiać, potem tańczyć. Szło jej tak dobrze, że weszła na scenę i tańczyła przy rurze. Była świetna. Poruszała się tak zgrabnie i płynnie. Szczerze powiedziawszy byłem zazdrosny jak kręciła się koło każdego faceta w sali. No ale cóż, była po prostu sexy. Jeszcze w tej króciutkiej, obcisłej i bez ramiączek, granatowej sukience. Czerwone szpilki. Jak nic trzynaście centymetrów. Nie wiem jak ona na tym chodziła. A jeszcze tak się ruszać! Włosy na początku idealnie ułożone. Teraz rozczochrane ale właśnie w takich wyglądała jeszcze lepiej. Jechaliśmy już do domu. Nie wiem jak mogła się tak upić. Zapytałem czy nie było zawsze tak, że właśnie na wampiry procenty nie działały.
-Nie zapominaj wilczku... że jestem też ludziem.-Powiedziała lekko się chwiejąc i non stop chichrając.
-A my to człowieki od razu.-zażartowałem. Sam pamiętałem jak ja po raz pierwszy się upiłem. Też mi tak odwaliło. Potem to już nie ma takiej mocy. Koło piątej nad ranem jak Ness była... I tak nadal bardziej pijana niż trzeźwa odprowadzałem ją do domu. Całą drogę śpiewała na cały głos. Właściwie to się darła. Jej rodzice byli jeszcze u Carlise'a. Całe szczęście. Miałbym przerąbane. Edward urwał by mi łeb. Już otwierałem jej drzwi ale ona nagle powiesiła mi się na szyi. W sumie to nie miałem nic przeciwko temu ale trochę mi się spieszyło.
-Jaaaaaacoooob. Jesteś taki przystojny.-Wymruczała mi do ucha po czym się nieznacznie odsunęła ale nadal mnie trzymając. Działa na mnie tak, że nie mogłem temu zaprzeczyć. Chciałbym, żeby myślała tak ale będąc na trzeźwo. Patrzyła w moje oczy, delikatnie się uśmiechnęła po czym zbliżyła swoją twarz do mojej.
-Ciekawe, czy dobrze całujesz?-zapytała. Ja nie zdążyłem tego ogarnąć a już mnie całowała. Jej usta zlepiły się wręcz z moimi. Ja nie chciałem tego przerywać mimo że nie była świadoma tego, co robi. Objąłem ją mocno w talii i podniosłem do góry aby nie musiała stać na palcach. W pierwszych sekundach działałem pod wpływem impulsu ale po chwili odezwała się świadomość. Nie mogłem jej całować. Nie teraz. Chociaż z drugiej strony może i tak będzie lepiej. Może tak trochę bardziej stopniowo to rozwijać, żeby potem nie było problemów. Tak, tak z pewnością będzie lepiej. Położyłem więc rękę na jej szyi. Jej pocałunki były takie namiętne i zmysłowe. Była jednak pod wpływem alkoholu więc nie były jakoś szczególne. Nie chciałem jednak jej teraz przemęczać bo chciałem, żeby szybko wytrzeźwiała. Musiałem więc szybko przestać. Postawiłem ją na ziemi i odgarnąłem włosy z czoła. Co ja mam teraz z nią zrobić? Nie mogę jej samej zostawić. Może zrobić coś głupiego. Ona stoi przede mną uśmiechając się beztrosko a ja się tu głowię. Chyba najlepszym wyjściem będzie jak zaprowadzę ją do łóżka i popilnuję aż dojdzie do siebie. Edward i tak o wszystkim się dowie. Kurczę przydałoby się aby się umyła. Ale nie w takim stanie. I co ja mam ją pilnować pod prysznicem? Chociaż nie powiem, kusząca propozycja. Otworzyłem w końcu te drzwi i wpuściłem Ness.
-Renesmee. Posłuchaj.-zacząłem ale ciężko się z nią rozmawiało. Kręciła się cały czas i chichrała.
-Tak kochany...? Hihihi...-O raaany, to będzie cięższe niż myślałem.
-Hej, ej słyszysz, musisz szybko wytrzeźwieć. Weźmiesz sama prysznic? Czy jak wytrzeźwiejesz?-zapytałem.
-A może pójdziesz ze mną?-Zaświergotała. Była taka urocza. Ale musiałem jej to jakoś wyjaśnić.
-Hej, przecież nie jesteśmy ze sobą. Renesmee musisz się jakoś ogarnąć zanim twoi rodzice przyjdą.
-Jakie przecież nie musimy być ze sobą żeby wziąć razem prysznic.-Oparła się na mnie i zrobiła proszące oczka.
-Ness, pójdę z tobą do łazienki ale sama weźmiesz prysznic a ja będę tylko stać przy drzwiach z zamkniętymi oczami.-zrobiła naburmuszoną minkę.
-Ale Jake...
-Nie ma żadnego ale Ness. Edward by mnie ukatrupił. Poza tym nie możemy...-Nie miałem już siły z jej tłumaczyć.
-A kto nam zabroni?-zapytała jak pusta blondynka.
-Nikt po prostu nie wypada.
-ale przyznaj, że byś chciał.-była taka uparta.
-Nawet jeśli to to nie ma nic do rzeczy. Choć już bo tylko tracimy czas.-Szczerze to byłem już trochę na nią kurzony. Po raz pierwszy. Poszliśmy na górę. Wzięła ze sobą piżamę do łazienki i poszedłem za nią. Doszła już trochę do siebie a przynajmniej trochę odzyskała świadomość.
-Okej, pójdę sama. Ałaaa...-odezwała się przed drzwiami do toalety.
-Wszystko okej?-zaniepokoiłem się trochę.
-Łeb mnie tak boli, że nie mogę. W ogóle pierwszy raz się tak czuję.-wytłumaczyła.
-Jesteś na kacu. Odezwała się twoja ludzka połowa. Nie martw się. Rano będzie gorzej-Odpowiedziałem z udawanym pocieszeniem. Weszła do środka sama ale umówiliśmy się, że będę stał przed drzwiami i jak coś to mnie zawoła. Na szczęście odbyło się bez żadnych problemów. Położyła się do łóżka ale już nie roześmiana ale obolała.
-Jake połóż się koło mnie. Proszę, zrób coś z moją głową bo zaraz wybuchnie.-Powiedziała. Nie położyłem się koło niej tylko usiadłem ale opierając się o ścianę i prostując nogi wzdłuż łóżka. Położyłem jej rękę na głowie i po chwili usnęła. Była taka spokojna i naturalna podczas snu. Tak sobie myślałem, że chciałbym powtórzyć to co się stało ale tak na poważnie. I nie dlatego, że muszę to tak czy sik zrobić z przymusu ale sam z siebie. Czułem się podle na samą myśl, że to wszystko jest właściwie na niby. A tak bardzo chciałbym, żeby to było coś prawdziwego. Popatrzyłem na nią. Była taka niewinna i bezbronna. Nie zasługiwała na taki los. Coś tak... Nawet już nie wiem jak to nazwać. Pewnie zaraz przyjdą Bella z Edwardem więc muszę się chyba ewakuować. Chciałem jeszcze się jakoś pożegnać. Napisałem więc liścik i zostawiłem na miejscu, na którym siedziałem. Nie mogłem się jeszcze powstrzymać, nachyliłem się i pocałowałem przelotnie ale tym razem w usta. To było takie... elektryzujące. Mimo że to właściwie tylko ja ją całowałem i to przelotnie to było magiczne. Zawsze się zastanawiałem jak ja dawałem radę za każdym razem się powstrzymać. Pewnie dlatego, że zawsze bałem się, że ją zranię. I znowu wróciła do mnie ta myśl. Że będę musiał ją zranić. Raz nawet mi się to śniło. To jak prze zemnie cierpiała. Podniosłem się powoli a ona mimowolnie się uśmiechnęła. Mam nadzieję, że normalnie też pójdzie mi tak łatwo. Otrząsnąłem się trochę i ruszyłem w stronę okna. Gdy siedziałem już na parapecie odwróciłem się jeszcze by spojrzeć na jej nieskazitelnie gładką twarz. Miałem nadzieję, że rano będzie już wszystko w porządku. 


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

I jak się podobało? Pewnie myśleliście, że będzie inaczej a tu jednak nie.. właściwie nie wiem co myśleliście więc może napiszcie :D
Proszę o komenty :D 

sobota, 23 lutego 2013

Zapraszam

Hejka, chciałam was zaprosić na mojego trzeciego bloga. 
Nie jest to żadna książka czy opowiadanie. Po prostu takie tam moje głupawe, śmieszne i dziwne przemyślenia i inne takie. Trochę prawdy o mnie i o świecie ;D
Jeszcze raz serdecznie zapraszam :)

całuski :***

Rozdział 12:Może i jest lepiej. Ja jednak nadal czuję tę dręczącą pustkę, która nie daje mi spokoju. Sama też nie wiem, co może ją zaspokoić i kto może mi pomóc

  Zanim zaczniecie czytać chciałam wam jeszcze polecić mojego nowego bloga. A raczej w ogóle powiadomić, że istnieje i zachęcić do czytania.
Rozdział dedykuję wszystkim anonimowym osobom, które komentują moje wpisy :D

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Rano szybko się zebrałam bo chciałam skorzystać z okazji, że nie było Edwarda w domu i pójść do Jake'a, a nie wiedziałam jak on na to by zareagował. Zeszłam więc na dół do Belli.
-Hej mamo. Ja idę do Jacob'a, muszę z nim pogadać. Wrócę za... nie wiem w sumie ale jak coś to zadzwonię.-poinformowałam.
-No jak chcesz ale nie wiem czy Edward będzie z tego zadowolony.-powiedziała zmartwiona.
-Mamo nawet jak nie będzie zadowolony to biorę to na siebie a ja muszę z nim pogadać. Proszę, zrozum mnie.-błagałam.
-No dobrze, skoro musisz. Ale ja nie biorę za to odpowiedzialności.-zadecydowała.
-Okej okej, pa-dałam jej całuska w policzek i wyszłam. Postanowiłam, że przed tą rozmową lepiej będzie jak się przewietrzę więc zaczęłam biec przez las. Gdy byłam już właściwie na miejscu zaczęłam się zastanawiać o czym właściwie ja mam z nim gadać. To znaczy chciałam wyjaśnić co on na to, że ja go kocham. Tylko, co jeśli on tego nie usłyszał i on o tym tak naprawdę nie wie a ja zrobię z siebie idiotkę? Kurczę, nieźle się wpakowałam, no ale dobra jakoś trzeba to rozwiązać a ja musiałam w końcu go zobaczyć. Pod ludzką postacią. Mimo że codziennie widziałam go w szkole to byłam spragniona jego głosu, jego wspaniałego dotyku i tego cudownego, zniewalającego uśmiechu. Podeszłam do drzwi i zapukałam delikatnie. Otworzył mi Billy.
-Hej Billy, jest Jake?-zapytałam radośnie.
-Witaj Renesmee, Jak dawno u nas nie byłaś. Tak, jest, wejdź.-zaprosił mnie do środka.-Jest u siebie w pokoju.-powiedział po czym pojechał do kuchni. Postanowiłam sprawdzić co Jacob Black robi gdy siedzi w domu. Co on tak właściwie mógł robić? Pewnie grał na komputerze. Powolutku, tak aby nie usłyszał, uchyliłam drzwi i wsunęłam się zgrabnie przez nie. No i oczywiście się nie myliłam. Oczywiście grał w jakąś strzelaninę tylko, że na PlayStation. Nie zauważył jak weszłam więc zakradłam się za niego i stanęłam patrząc w monitor. Zabijał jakiś kolesi i biegał z innymi. Chciałam zrobić coś głupiego. Coś bardzo głupiego. Wzięłam jakiś gruby mazak podłożyłam pod swoją koszulkę i przyłożyłam mu do głowy. Zniżyłam bardzo głos zmieniając go nie do poznania. Nawet nie wiedziałam, że tak umiem.
-Nie ruszaj się.-Powiedziałam.-PlayStation albo śmierć. Podnieś ręce do góry.-Załączył pauzę i powoli zaczął podnosić ręce. Ja za to miałam niezły ubaw i bardzo chciało mi się śmiać ale stłumiłam jakikolwiek odgłos w sobie. W tym momencie Jake bardzo szybko chwycił mnie za rękę z „pistoletem”. Obrócił mnie jeszcze szybciej, tyłem do siebie z moją ręką z tyłu i przygniótł mnie swoim cielskiem na łóżku. Ja zaczęłam się śmiać choć nie powiem nie było mi za wygodnie.
-Renesmee Cullen? Co to ma znaczyć? Chciałaś mnie zabić?-Powiedział żartobliwie chociaż był trochę zaskoczony, że to ja. Podniósł się lekko pozwalając mi obrócić się przodem do niego. Niby pamiętałam jak wyglądał ale w rzeczywistości był jeszcze przystojniejszy. Tak blisko... bardzo blisko mnie...Ach to jego ciepło, ten zapach jego ciała. Jak ja za nim tęskniłam.
-Oczywiście, że nie. To tylko taki żart.-zaszczebiotałam cichutko i uśmiechnęłam się niewinnie.
-Stęskniłem się za tobą Ness.-Powiedział już poważnie odgarniając mi kosmyk włosów z twarzy. Jak mogłam zapomnieć o jego cudownym, delikatnym dotyku?
-Skoro tak, to wytłumacz mi Jacob, dlaczego mnie zostawiłeś? Nawet nie wiesz, przez co ja przechodziłam. Śniłeś mi się każdej nocy.-Wyrzuciłam z siebie. Mówiłam poważnie i z lekkim wyrzutem.
-Ness..Proszę cię, wybacz mi. Ja naprawdę tego nie chciałem. Mi również było ciężko. Nie zdajesz sobie sprawy ile mnie to kosztowało i jak bardzo brakowało mi ciebie. Czasu spędzonego razem.-mówił to a ja nie wierzyłam do końca własnym uszom. To było takie przyjemne gdyby tylko czuł do mnie coś więcej... On leżał nadal na mnie i nie było to dla mnie uciążliwie. Jego ciężar sprawiał mi przyjemność, taką jak nigdy wcześniej. Zaczął zbliżać swoją twarz do mojej. Ja nie zaprzeczałam temu, wiedziałam co zaraz się wydarzy i tym razem nie bałam się tego. Pragnęłam aby Jake mnie pocałował. Przymknęłam delikatnie powieki. Wszystko działo się tak powoli i spokojnie. On jednak tylko lekko musnął moje usta swoimi i chyba... się speszył. Co?!
Przecież już tym razem wszystko miało pójść dobrze, już miałam od niego nie uciekać. Jednak coś nie wyszło. On podniósł się i podał mi rękę więc również wstałam.
-Może pójdziemy się przejść?-zaproponował. Byłam trochę zawiedziona tym, że mnie nie pocałował ale co mi szkodziło pójść na spacer? W dodatku z Jacob'em. Pożegnałam się z Billym i wyszliśmy. Biegliśmy przez las ale mimo że używając swojej nadludzkiej siły wydawało mi się, że poruszamy się bardzo powoli. Las był jeszcze piękniejszy niż wczoraj, mimo że zasadniczo nic się nie zmieniło. Myślę, że chodziło o to, że tym razem byłam z Jacob'em. Płatki śniegu wirowały wokół nas. Było tak pusto i cicho. W tej części lasy jeszcze nigdy nie byłam, podobała mi się jeszcze bardziej niż ta w pobliżu naszego domu.
-Tak, mi też się tu podoba.-powiedział w pewnym momencie Jake.
-Tylko mi nie mów, że również czytasz w myślach.-odpowiedziałam lekko przerażona.
-Nie, chociaż chciał bym. Po prostu widać to po tobie.-Ufff..., to dobrze. Wbiegliśmy na małą łąkę. Mimo że nie była pokaźnych rozmiarów to była cudowna. Na środku był pień przewróconego drzewa. Usiadłam więc na nim i zaczęłam oglądać łąkę dookoła. Była bardziej podłużna i otoczona gęstą ścianą drzew. Jake zatrzymał się przy jednym z nich i oparł o nie. Wyglądał cudownie. Nie miał na sobie koszulki więc znowu widziałam jego idealne ciało, te mięśnie... Uśmiechnęłam się do własnych myśli, wciąż patrząc na Jake'a. Odebrał to pewnie jako uśmiech do niego ale w sumie to dobrze bo dzięki temu on pokazał swój nieziemski uśmieszek. Stanął równo, przestając tym samym opierać się o drzewo. Powolutku zaczął podchodzić do mnie. Bardzo powoli wręcz i ostrożnie. Gdy był już pół metra wyciągnął rękę chcąc abym również wstała. Zrobiliśmy kilka kroków od pnia, na którym siedziałam.
-Popatrz.-Powiedział po cichu pokazując na niebo. Było na nim kilka białych chmurek a jedna z nich przypominała wilka. Uśmiechnęłam się do niego znacząco.
-Pamiętasz, jak gdy byłam mała, kładliśmy się na trawce i oglądaliśmy chmury?-zapytałam.
-No pewnie, że tak.-odparł.-Choć.-dodał pociągając mnie za sobą w dół. Położyliśmy się blisko siebie na śniegu i patrzyliśmy w niebo. Tak się cieszyłam, że jesteśmy razem. Może nie w dosłownym znaczeniu tego słowa ale po prostu koło siebie. Jednak nadal bardzo dręczyło mnie, dlaczego Jake mnie wtedy zostawił. Jaki był tego powód. Niby już go o to pytałam dzisiaj ale chciałam próbować aż do skutku. Przecież obiecał, że w końcu mi powie.
-Jake.-Zaczęłam ostrożnie, nie chciałam go wkurzyć.-Znowu spędzamy ze sobą czas i nie rozmawiamy o niczym sensownym a ja przecież mam do ciebie tyle pytań.
-To pytaj o co chcesz.-Wtrącił obojętnie ale chyba był troszkę wystraszony.
-Pewnie cie to drażni ale, dlaczego mnie wtedy zostawiłeś. Proszę powiedz mi bo nie daje mi to spokoju. Czy to chodzi o mnie? Zrobiłam coś źle? Błagam cię.-Odwróciłam głowę w jego stronę czekając na odpowiedź.
-Nessie, to jest naprawdę trudne. Ja nie mogę ci powiedzieć teraz o tym. Proszę daj mi czas. Ufam ci jak nikomu innemu i jeśli bym mógł to naprawdę bym ci powiedział. Wiesz wszystko o mnie. No, prawie, z wyjątkiem właśnie tej małej rzeczy. Ale to naprawdę nie ma teraz znaczenia.-posmutniałam gdy powiedział, że nie może mi teraz powiedzieć. Ale to był dobry moment aby zapytać o coś co jeszcze chciałam wiedzieć. A skoro rozmawialiśmy szczerze to.. czemu nie?
-Jacob... ja mam takie jedno pytanie ale ono jest dość osobiste ale nie obrazisz się o nie na mnie? Prawda? I jak coś to zawsze będziemy przyjaciółmi? Cokolwiek się stanie? I przysięgnij na mnie, że odpowiesz jak najbardziej szczerze.-wolałam się zabezpieczyć, żeby mieć pewność, że mnie nie okłamie, chociaż nie czułam się z tym dobrze, bo jako przyjacielowi powinnam była mu zaufać.
-Nie wiem czy mogę przysięgnąć. Czy to jest to samo pytanie co przed chwilą?-zapytał zmieszany.
-Nie, tym razem chodzi o coś.. innego.-dodałam po namyśle.
-Okej, więc przysięgam.
-Jake, czy...-nabrałam powietrza i sama usłyszałam jak Jacob'owi przyspiesza serce. A więc jednak coś jeszcze przede mną ukrywał. Inaczej nie obawiał by się żadnego pytania.-Czy ty,-przymrużyłam delikatnie powieki po czym szeroko je otworzyłam i spojrzałam prosto w jego cudne, ciemne oczęta.-Czy jesteś w kogoś wpojony?-Zadałam to pytanie szybko żeby mieć je w końcu za sobą. Chyba się trochę zmieszał. Czyli... czyli w kogoś musiał być. Inaczej by się nie wahał z odpowiedzią. Nagle uśmiechnął się łobuzersko i odetchnął tak jakby z ulgą.
-A więc pytasz czy jestem wpojony w jakąś dziewczynę?-pokiwałam tylko głową.-Renesmee Cullen, czy ty mi nie ufasz?-przedrzeźniał mnie.-Przecież mówiłem ci, że jedyne czego nie wiesz o mnie to właśnie to o co pytałaś wcześniej. Gdybym był wpojony w jakąś dziewczynę, powiedział bym ci o tym. Przecież wiesz.-Odpowiedział tak spokojnie jak nigdy. Więc nie był. Ufff.. to dobrze. Mi jednak coś nie pasowało i nadal byłam trochę smutna. Podniósł się i podał mi rękę abym wstała. Podskoczyłam do góry a on podciągnął mnie bliżej siebie i mocno i troskliwie mnie objął. Tym razem jego ciało poraziło mnie jak nigdy. Tak bardzo mi go brakowało. Nawet o tym sama nie wiedziałam. Swoje dłonie trzymał na moim pasie. Objęłam go mocno za szyję i nie chciałam już nigdy puszczać. Mogłam sobie tylko wyobrazić jak się uśmiecha. Gdy tak staliśmy wszystkie smutki od razu zniknęły. Nie myślałam o niczym niepotrzebnym. Tkwiłam tak w tym uścisku z Jake'em i nie chciałam żeby to się skończyło. Czułam się bezpieczna, tak jakby był moim obrońcą przed całym światem. Płatki śnieg wirowały wokół nas. Zima jest taka cudowna gdy nie trzeba nosić tych grubych ubrań i nie marznie się. Jake zresztą był bez koszulki.

Informacja

Hej wszystkim, zanim dodam nowy rozdział chciałam napisać kilka rzeczy.

-Cieszę się, że ktokolwiek czyta mojego bloga i z tego miejsca chciałam też podziękować Jessie Black bo chyba jako jedyna dodała komentarz do każdego wpisu, dzięki wielkie :*

-Jeśli ktoś chce zareklamować swojego bloga, chcesz żebym sama go polecała to proszę, rób to w zakładce SPAM, a nie w komentarzu, żeby był tu jakiś porządek. Z góry dziękuję

-KOMENTUJCIE LUDZIE! Jeśli czytasz moją książkę, to komentuj :D chcę znać wasze opinie, nawet jak coś wam się nie podoba. Nie każdemu przecież musi. 

-Jeśli chcecie napisać coś do mnie prywatnie to piszcie na maila Lee.Lou.blogspot@gmail.com

Życzę miłego czytania i zaraz pojawi się następny rozdział.

czwartek, 21 lutego 2013

Rozdział 11 (oczami Jacob'a): z góry przepraszam za błędy ale pisałam ten rozdział na telefonie. Miałam nagły przypływ weny :) sama wiem, że trochę nakombinowałam i dlatego jeśli ktoś czegoś nie rozumie to niech śmiało pisze w komentarzech. No i oczywiście tak czy siak komentujcie bo chce znać waszą opinię. Nawet jak coś wam się nie podoba to piszcie co żebym wiedziała. hehe nie ma to jak dodać informacje w tytule ale to cała ja dlatego tego nie zmienie :**

tego samego dnia wieczorem

-Chyba sobie żartujesz?! To jest jakiś gówniany żart, prawda?! Powiedz że
tak!-krzyczałem mu prosto w oczy. Ledwo co wykaraskałem się z kolejnej
śpiączki, nawet nie wiem jakim cudem), dopiero co zrosło mi się dziesięć żeber i nadal miałem
lekkie ubytki w pamięci a wszyscy dookoła mnie musieli wszystko jeszcze bardziej komplikować.
-Jacob, jako przyjacielowi jest mi na prawdę bardzo przykro...
-Sam! Powiedz, że żartujesz!-nadal krzyczałem szarpiąc Sama za
ramiona.-Przecież nie mozna tak! To nie moralne! Wręcz wbrew...WSZYSTKIEMU CO LOGICZNE! SAM!-nie mogłem uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszałem. Jak by otaczała mnie banda idiotów.
-Jacob, ja nie żartuje. Przekazuje tylko to, co ustalili przewodniczący
rady.-Wiedziałem o tym, że to nie byl pomysl Sama i nie moglem go za
to winić ale i tak sie na nim wyżywałem.
-Sam, co ja mam zrobić? Przychodzi mi jedynie się zabić.-westchnąłem
odchodząc kilka kroków i przeczesując włosy.
-Spokojnie przede wszystkim. Przecież dobrze wiesz, że nawet nie chcesz spróbować
się zabić bo będziesz chciał wiedzieć czy jest bezpieczna. Przecież
jesteś w nią wpojony. Wiem jak to jest stary i wiem jak ty sie musisz
czuć. Ale spójrz na to z innej strony,  w końcu się z nią
przepisz.-spojrzałem na niego wściekły chociaż wiem, że chciał mnie
jakoś udobruchać.
-A niby dlaczego miałbym się nie chcieć zabić? Już raz prawie mi się udało. Ona kocha innego przecież Sam. Jak mam ją oderwać od tamtego kolesia, którego kocha i sam zaciągnąć do łóżka? Jak ty to sobie wyobrażasz?-Nadal chodziłem w tą i z powrotem myśląc co mam
zrobic albo dokladniej jak.
-Jacob...-zaczął coś mówić Sam ale nie dokończył. Sytuacja była kiepska... zła albo
wlaściwie beznadziejna. Za pierwszym razem musiałem po prostu zerwać
kontakty z Renesmee. Zostawiłem ją dla jej dobra bo powiedzieli mi, że
nie możemy się spotykać ponieważ jest "jakies ryzyko". Tylko, że nie
wiem jakie, nikt mi nie powiedział. Jedynie, że nie mogę się z nią
spotykać. Teraz muszę wręcz sprawić żeby to ona mnie znienawidziła z
całego serca. Nawet przedstawili mi dokładne szczegóły tego, w jaki
sposób mam tego dokonać i aż mi sie serce krajało. Jednak chcąc czy
nie chcąc musiałem to chyba zrobić...albo może i nie....?
-Nie zrobię tego!-odwróciłem się do niego nagle patrząc wrogo w jego oczy.
-Jacob! To nie byla propozycja. To jest rozkaz!-warknął na mnie.
-No i co ja mam zrobic Sam? Ja nie potrafię udawać. To znaczy kocham ją, dobrze wiesz ale nie mogę uwieść jej na siłę. To znaczy..rozumiesz, kiedy jestem przy niej mam ochotę ją dotykać, słuchać jej pięknego głosu, patrzeć jak zgrabnie sie porusza. Mógłbym ją całować, szeptać czułe słówka i sprawiać żeby była szczęśliwa. Ale co jesli ona
tego jednak nie chce? Myślę ze ona chce przyjaźni, w szczególności, że przecież widziałem ją z innym facetem. Sam! Powiedz coś!-krzyknąłem bo mialem wrazene ze jakos mnie nie slucha.
-Stary! Dasz rade. Każda dziewczyna się za tobą ogląda. Zaproś ją gdzieś...potem... no co ja mam ci mówić? Spędźcie jeszcze razem sylwester... no nie wiem...
-Ale czy ty nie rozumiesz, że ona kocha kogoś innego? A poza tym, przeciez mozemy po prostu zerwac kontakt ze sobą albo po prostu moge jej powiedziec to co wy mi i tyle..
-Jake tak będzie jeszcze gorzej. Zaczniecie predzej czy później szukać sposobu na to aby się spotykać
-To ja sam dam rade.-Starałem się chyba przekonać bardziej mnie niż jego.
-Nie Jake, nie dasz, sam nie dasz rady.
-Jeśli powiem jej o co chodzi to ona mi pomoże-powiedzialem. Myślę, że
  jeśli Ness wiedziałaby co ustalila rada to dalibysmy rade jakoś trzymać sie na odległość. W szczególności, że nie mogę po prostu uwieść kogoś wiedząc, że jest w związku z kimś innym. To jest takie perfidne i ohydne.
-Jake to wszystko jest na prawde znacznie bardziej skomplikowane-ciągnął dalej Sam chyba już trochę znudzony tą rozmową.
-To moze mi wytlumacz dlaczego?-Zapytałem wyzywająco.
-Bo ona tez cie kocha jake!-Wybuchł nagle Sam. Stanalem jak wryty. Ona? Mnie? Kochała? Czy to mogla byc prawda? Czy renesmee mogla czuc do mnie cos znacznie wiecej niz myslalem? A zatem... ta czy ta cała sytuacja z tym blondasiem i moje nieudane samobójstwo to była jedna wielka pomyłka? Ciągnąc dalej... a wiec... czy gdyby nie to ze nie mozemy byc razem to moglibysmy byc w zwiazku?
-Samm? Powiedz, czy gdyby Ness mnie nie kochala to nie doszlo by do tego wszystkiego?-wywnioskowalem jeszcze po chwili namysłu.
-Tak. Chodzi o to, że nie mozecie być parą przez to ze oboje się kochacie i predzej czy pozniej byscie sie nia stali.-Nadal nie trafialo do mnie ze ness mnie kocha. ze ona czuje do mnie to co ja do niej.
-A skąd wy to wszystko wiecie?-zapytalem. Jakoś mi się wydawało, że Sam może mnie okłamywać
-Od Edwarda. Ma przecież swój dar.
-Od Edwarda?!-krzyknalem zdumiony. Nie chcialo mi sie wierzyc ze doniosl na wlasna corke.
-Tak, rozmawialismy wczsniej z nim bo chcielismy sie dowiedziec czy  jest ryzyko ze bedziecie razem. Mogla przeciez kochac kogoś innego, o kim ty nieustannie wspominałeś,...razem do tego wszystkiego doszlismy. Nie byl zadawolony z ustalen ale sam wiedział, że innego wyjscia nie ma-zaczal odchodzac z łaki na.ktorej sie spotkalismy.-Ja spadam Jacob. Trzymaj sie.-kiwnal do mnie glowa i odszedl. Zostalem sam ze swoimi pomieszanymi myslami.
Wiedzialem ze jakos dam rade ja "uwiesc", skoro mnie kocha to dam rade (na sama mysl o tym przechodzily mnie ciarki, nie chcialem jej oszukiwac) ale jak ja dam rade ja porzucic? Tak wykorzystac? Nie miescilo mi sie to w glowie. Po prostu albo mój umysł był za bardzo prymitywny albo... albo ich umysły były za prymitywne i nie mogły wymyślić nic innego. Albo im się tam nudziło i chcieli się trochę z nas pośmiać. Tak czy siak nadal tego nie ogarniałem. Ale już nie do końca mojego zadania ale i tego, że Ness mnie kochała

środa, 20 lutego 2013

Rozdział 10: Teraz już nic nie rozumiem, może nie chcę rozumieć. Wszystko się zmienia, i to w zastraszającym tempie a ja już sama nie wiem kim jestem.

  Ten rozdział dedykuję wszystkim, którzy komentują mojego bloga :D
Miłego czytania :**

Dni mijały a ja z każdym z nich zapominałam o Jacob'ie. To już przecież ponad dwa miesiące od kiedy właściwie nie utrzymujemy kontaktu. Ostatnio nawet wpadłam na niego na korytarzu i nie odczułam nic na dotyk jego ciała. Powiedziałam tylko „sory” i poszłam dalej. Nie spędzaliśmy razem czasu, nie rozmawialiśmy, nawet na siebie nie patrzyliśmy choć dość często kręcił się blisko mnie w szkole na przerwach, czego nie rozumiałam skoro tak mnie nienawidził. Nie chciał mi przecież nawet podać powodu jego zachowania. Na jego miejscu to bym siebie unikała a on dziwnym sposobem wciąż jest blisko.
Nie siedział już z nami w czasie lunchu. Znalazł swoją „paczkę” a ja go już nie obchodziłam. No i znowu mi coś tu nie pasuje. Skoro go nie obchodziłam to co on cały czas robił koło mnie? To pytanie dręczyło mnie każdego dnia. Ale nie ważne. Sama też dałam sobie z nim spokój.
Chociaż czasami, wracając wspomnieniami do Jacob'a wydawało mi się, że jednak za nim tęsknię, że mi go brakuje. Ale zawsze w takich chwilach przypominałam sobie jak bardzo mnie skrzywdził. Wtedy znów witała we mnie nienawiść i o nim zapomniałam.
Była zima. Święta minęły szybko, za trzy dni nowy rok a w szkole głośno było o balu karnawałowym, który miał się odbyć zaraz po przerwie świątecznej, czyli po sylwestrze. Nie miałam zamiaru na niego iść bo nie miałam z kim. O tej całej Katelyn słuch wszelki zaginął. Nie znaleziono jej ani żywej ani martwej. Po prostu przepadła jak kamień w wodę. Było wczesne popołudnie, weekend i właśnie zbieraliśmy się z rodzicami na polowanie. Założyłam zwykłe jasne rurki, fioletową bluzę z adidasa a pod nią ciemny podkoszulek. Włosy związałam w wysoki koński ogon i założyłam adidasy. Kurtki już nie zakładałam. Mimo że ubrana byłam na sportowo to wyglądałam całkiem ładnie. Zeszłam na dół i Edward zagwizdał.
-Ale laska.-Bella szturchnęła go w ramię.-No co? Nie zgodzisz się ze mną?
-No zgodzę, zgodzę.-Pokręciłam głową ale i tak się uśmiechnęłam.
-To co idziemy? Głodna już jestem.-zaproponowałam.
-No to chodźmy. -Otworzył przed nami drzwi tato.-panie przodem.
Zaczęliśmy biec. Chcieliśmy dzisiaj pobiec w jakieś inne miejsce. Trochę dalej. Znaleźliśmy się na jakieś łące, na której pasło się stado reniferów. Tak, dobiegliśmy do Kanady. Pachniały wspaniale. Nie oglądałam się na rodziców i upolowałam sobie pierwszego.
-Całkiem niezłe.-stwierdziłam gdy wypiłam już z niego całą krew. Rodzice też sobie zjedli. Wracaliśmy już do domu ale ja w połowie drogi się zatrzymałam i zapytałam, czy mogę się iść gdzieś przejść. Sama. Nie byli co do tego przekonani ale puścili mnie bo w końcu nie byłam małą dziewczynką. Odbiłam na północ i zaczęłam biec. Moim celem była łąka, którą kiedyś pokazała mi Bella. W pewnym momencie, usłyszałam, że w odległości jakiś dwóch kilometrów biegnie Jacob. Wiedziałam to od razu bo teraz poznawałam go po rytmie. On nadal nie wiedział jak dobry mam wzrok, i że go widzę. Nie wiedział również, że wiem, że zawsze mnie śledzi i znam na pamięć każdy jego ruch. Gdziekolwiek byłam, on zawsze był w pewnym sensie przy mnie. Tak jakby mnie pilnował. Nie chciałam go o to pytać bo nie chciałam, żeby przestał bo to był jedyny sposób na jakiekolwiek spędzanie z nim czasu. Mimo że o nim właściwie zapomniałam bo nawet nie słyszałam już jego głosu to chyba nadal lubiłam go widzieć pod postacią wilka. Był taki.... taki. No sama nie wiem. Czasami wydawało mi się, że temat z nim nie jest jeszcze do końca zamknięty w moim sercu i że tylko zepchnęłam go na bok. Dlatego często mówiłam, że już mnie nie obchodzi, że o nim zapomniałam. Chyba to sobie tylko wmawiałam ale nie potrafiłam żyć, jeśli w mojej głowie istniał on więc starałam zawsze zająć się czymś innym by nie myśleć o nim i nie cierpieć. Taka właśnie była najprawdziwsza prawda. Nadal coś czułam tylko, że to uczucie wylądowało w głębi mojego serca wraz z tym jak Jake zerwał znajomość ze mną. Biegłam całkiem powoli. Tak dla relaksu a on dokładnie w tym samym tempie. Tak jak kiedyś biegaliśmy razem gdy byłam jeszcze mała. I znowu wracają wspomnienia. Właśnie w takich chwilach zawsze spycham je na bok i skupiam się choćby na tym, że.. właśnie dobiegłam na miejsce. Las o tej porze roku był taki śliczny. Śnieg dodawał mu takiego uroku jak nigdy. Wybiegłam na polanę a Jake został między drzewami. Zaczęłam przechadzać się po łące ludzkim krokiem. Obeszłam ją już w połowie. Jake szedł równolegle do mnie tylko, że daleko. W jednej chwili poczułam pewien trochę znajomy zapach. Ale tylko częściowo. Do tego jeszcze dwa nowe. Usłyszałam jak Jake bardzo cichuteńko zawarczał. Pewnie chciał abym nie usłyszała ale na jego głos jestem bardzo wyczulona. Czułam, że zaraz stanie się coś złego. Uzmysłowiłam sobie, że ów zapach dobie z tyłu mnie odwróciłam się i na drugim końcu łąki zobaczyłam trzy wampiry. Jednym z nich była zaginiona Katelyn! Co? Ona wampirem? Do tego miała dwóch ochroniarzy. Podchodziła bliżej w moim kierunku. Gdy była już wystarczająco blisko zaczęła do mnie mówić.
-Proszę, proszę... Kogo my tu mamy? Słynna Renesmee. Nie jest ci skarbeńku zimno? Nie masz kurteczki a jest minus siedem stopni. Ale nie martw się, ten problem zaraz zniknie. Razem z tobą!-W ogóle nie rozumiałam biegu wydarzeń. Byłam oszołomiona tym, że ona jest wampirem. Szybko znalazła się koło mnie a ja nadal stała jak słup soli.-Oooo.. zatkało? Widzisz, teraz mam taką przewagę nad tobą, że nie jestem już do końca człowiekiem. Ale ty nic o tym nie wiesz.-zaczęła krążyć wokół mnie a ja się nie ruszałam. Gdy już obeszła mnie dookoła dodała.-Powiem ci jedno, świat nie jest takim, jakim się wydaje.-Zamachnęła się na mnie i myślała, że nie zdążę zrobić uniku ale ja, mimo że tylko w połowie byłam wampirem byłam od niej szybsza. Do tego całkiem nieźle wyszkolona. Schyliłam się szybko i wykonałam obrót pod jej ręką. Teraz to ją nieźle zatkało.
-Co ty nie powiesz?-odcięłam się jej.-Ty zupełnie nic nie wiesz o tym, jaki ten świat jest naprawdę.-mogę się założyć, że nie miała pojęcia o takich istotach jak wilkołaki.-Widzę, że masz ochotę zrobić mi krzywdę.-Kontynuowałam głosem małej dziewczynki.-Uprzedzę cię i to ty będziesz mieć kłopoty. -powiedziałam i rzuciłam się na nią. Piękny wykop w brzuch-mój ulubiony. Ślicznie ją podhaczyłam i już leżała.
-Mam taką zasadę, że leżącego się nie dobija więc wstawaj i się broń sprawiedliwie.-Wyciągnęłam do niej rękę by jej „pomóc” wstać. Ona oczywiście była taka naiwna i dała się nabrać. Podała mi rękę. Podniosłam ją tak, że jej twarz znalazła się bardzo blisko mojej.-Ale wiesz, jest też taka zasada, że przeciwnikowi się nie ufa.-Szepnęłam jej wrednie do ucha po czym wyrwałam jej rękę. Krzyknęła z bólu.-ojoj, to tak niechcący.
-Ty suko! Oddawaj moją rękę!-wrzasnęła
-Chcesz to?-pomachałam jej, jej ręką przed nosem.-To sobie weź.-I rzuciłam ją daleko. Ale to było dobre. Zupełnie jak aportuje się psu.
-Brać ją!-krzyknęła do swoich dryblasów. Zupełnie o nich zapomniałam. Oboje rzucili się w jednym momencie. Nie miałam pojęcia co robić. Byłam taka skołowana bo w końcu to było tak jakby dwóch Emmett'ów. W tej chwili z lasu wybiegł Jacob ale pod ludzką postacią. Co on kombinował? To nie miało sensu. Biegł w moją stronę i był wyraźnie szybszy od tych kolesi. Był już blisko. Przebiegł koło Katelyn, która poszła szukać swojej ręki.
-Jake! Nie rób głupstw! Przecież my musimy być razem!-darła się za nim ale on ją olał. Aha, on chciał jej pokazać kim naprawdę jest. Okej zwracam honor, to miało jakiś sens. Gdy był kilka metrów ode mnie wzbił się w powietrze przemieniając się nade mną w wilkołaka. Zatrzymał się pomiędzy mną i tymi idiotami i warknął ostrzegająco. No nareszcie, mój wilkołak. Oni z kolei wystraszyli się jak małe myszki wielkiego kocura. Katelyn po prostu nie wiedziała co się dzieje. Była jeszcze bardziej oszołomiona niż wtedy, gdy ja jej zaprezentowałam swoje umiejętności.
-Szkoda mi ciebie Jacob ale skoro tak bardzo chcesz to zginiesz razem z nią.-powiedziała gdy już doszła do siebie. Jej ręka się jej już zrosła. A mogłam jej nie oddawać. Rzucili się wszyscy we troje na nas. Wiedziałam, że Jake poradzi sobie z tymi tam a dla mnie została Katelyn. Biegła na mnie rozpędzona. Ja oparłam się na boku Jake'a i kopnęłam ją z całej siły w tej jej ryj. Odrzuciło ją na dobre dwadzieścia metrów. Jake zaatakował tamtych. Katelyn się podniosła a ja podbiegłam do niej zanim się otrząsnęła. Złamałam jej rękę po czym wyrwałam. To samo zrobiłam z drugą. Była tak wstrząśnięta, że zupełnie nie wiedziała co ma robić. Nie miała pojęcia o walce, o tym jak się bronić mimo że w sumie była nowo narodzonym wampirem i powinna być zasadniczo silniejsza. Chyba jednak nie potrafiła tego wykorzystać. Nie chciałam tego robić bo było to obrzydliwe ale jedynym sposobem na zabicie wampira jest rozszarpanie go i spalenie. Problem w tym, że nie miałam ognia. Nogi miała już właściwie rozwalone i nie była zdolna już do niczego. W moich uszach słyszałam tylko jej przeraźliwy krzyk. Zerknęłam jak idzie Jacob'owi. Rozprawiał się z jednym z nich a ja nie mogłam namierzyć drugiego. Nagle, zobaczyłam go biegnącego szybko w stronę Jake'a.
-Jake! Uważaj!-krzyknęłam ale było za późno. Uderzył go tak mocno w bok, na wysokości mniej więcej serca, że mój ochroniarz odleciał na drugi koniec polany i walnął kręgosłupem w drzewo po czym spadł na ziemię z wielkim hukiem. Usłyszałam tylko skomlenie i Jake się już nie poruszył. Dopiero co go odzyskałam a już go straciłam. Ten dryblas zbliżał się do niego by go dobić. Gdy był zaledwie kilka kroków od niego z lasu wybiegł Emmett i rozpędzony uderzył w tego gościa. Dosłownie moment i było po nim. Do tego miał zapalniczkę więc po sprawie.
-Emmett!-zawołałam wyciągając jedną rękę do góry. Zczaił o co chodzi i rzucił mi ją. Po kilku sekundach znalazł się na polanie Jasper. Spanikowany drugi wampir Katelyn nawet się nie poruszył. Było po nim tak samo jak po samej Katelyn. Spojrzałam na Jake'a. Leżał, w ogóle się nie poruszając pod drzewem. W sekundzie znalazłam się koło niego.
-Jacob, Jake.-zaczęłam mówić do niego prosząco.-Jake, proszę, nie odchodź.-Nie było żadnej reakcji. Nie słyszałam jego serca, tym razem już w ogóle. Byłam w takim tragicznym stanie, że nie da się tego odpisać.-Jake, ja cię potrzebuję. Dopiero co cię odzyskałam a teraz znowu cię tracę.-Płakałam. Chyba poczułam falę spokoju ale nie wpłynęła na mnie.-Jazz nie teraz. Jake. Obudź się. Ja wiem, że wrócisz do mnie. Nawet po tych słowach u ciebie w domu nigdy o tobie nie zapomniałam. Jacob! Proszę! Wróć! Ja...-zacięłam się bo.. musiałam coś powiedzieć. Zamknęłam powieki-Ja..-z ciszyłam głos, właściwie to mówiłam szeptem. Nachyliłam się do jego ucha.-Jake, ja cię kocham, proszę nie zostawiaj mnie.-Przytuliłam się do jego jeszcze ciepłego wilczego ciała. Płakałam tak jak nigdy. Było bardzo cicho. Emmett z Jasper'em nawet się nie ruszali. Przyłożyłam policzek do pyszczka Jacob'a. Pokazałam mu to jak bardzo ja go kocham, że nie obchodzi mnie to, że on mnie nie i że nie chcę go tracić. W tym momencie stało się po prostu coś magicznego. Jego serce zaczęło bić. Biło coraz szybciej i coraz mocniej. Powoli zaczął otwierać swoje wilcze oczka. Zabłysnęły jak małe gwiazdeczki. Podniósł powoli swoją łapę by położyć mi ją na kolanach ale zaskomlał cichutko. Był połamany. Spojrzałam na jego żebra. To one go bolały. Po tym jak kiedyś już złamał rękę a ja nie potrafiłam mu pomóc przeszłam u Carlise'a taki jakby kurs nastawiania kości. Opanowałam go całkiem nieźle, więc postanowiłam mu pomóc. Dotknęłam go delikatnie w spuchniętym miejscu i macałam palcami by dokładnie wyczuć kości.
-Jake, to może trochę zaboleć ale to ci pomoże.-powiedziałam troskliwie. Zacisnął oczy a ja postarałam się by było to szybko i jak najmniej boleśnie. Jacob tylko syknął i było po wszystkim. Zaczął powoli się podnosić. Ostrożnie by nic sobie nie zrobić. Kości były chyba dobrze nastawione bo szybko się zrastały i nie było już właściwie śladu po złamaniach. Tak, złamaniach. Miał dziesięć złamanych żeber. W sumie to nie był jakiś duży uraz więc nie rozumiałam dlaczego jego serce nie biło przez jakiś czas. Tak jakby umarł. Muszę spytać o to Carlise'a w domu. Pomogłam Jacob'owi złapać równowagę i powoli zaczęliśmy wracać do domu. Szli z nami Jasper i Emmett.
-Fajna była zabawa mała. Jak zwykle dzięki tobie.-Próbował rozstroić nastrój Emm.
-Tsaaa... ja bym powiedziała, że jak zwykle przeze mnie.-stwierdziłam. Przecież przeze mnie zginął Nathan. A teraz był Jake. Na szczęście on żyje. Czuł się już całkiem dobrze więc zaczęliśmy biec. Szybko dotarliśmy do domu dziadka. Naprzeciw nam wyszedł Edward.
-A wy co? Jak zwykle jakaś bójka.-zaśmiał się.
-Heeej, ona chciała mnie i Jake'a zabić.-Właśnie Jake. Przecież nadal nie powiedział nic na to, że go kocham. Ale też nie uciekł więc miałam małe pocieszenie. Tylko dlaczego się nie przemieniał żeby cokolwiek powiedzieć.
-Bo nie ma się w co ubrać.-Odpowiedział na moje pytanie Edward. Uśmiechnęłam się lekko do Jake'a. No tak, to było oczywiste.-Renesmee, może idź z chłopakami do domu, póki Carlise jeszcze jest, bo zaraz ma dyżur, a ja chciałbym porozmawiać z Jacob'em.-powiedział tato. Pokiwałam tylko głową i ruszyłam do drzwi. Gdy byłam już za Edwardem odwróciłam się i uśmiechnęłam do Jake'a. Gdy weszłam do środka pomaszerowałam prosto do gabinetu Carlise'a. Był jeszcze czym zajęty więc czekałam na zewnątrz. Koło mnie przechodził Jazz.
-Hej, Jasper, a tak właściwie to, skąd wiedzieliście co jest grane?-zapytałam bo właściwie to skąd oni się tam wzięli?
-aaa... dzięki Alice. Zobaczyła Katelyn jako wampira właśnie na tej łące. Nie widziała oczywiście ciebie. Pobiegliśmy więc tylko we dwójkę z Emmett'em sprawdzić o co chodzi. Gdy byliśmy już dość blisko ogarnęliśmy sytuację i resztę to już znasz.-wytłumaczył po krótce. Przytuliłam się do niego, stanęłam na palcach i powiedziałam do ucha.
-Dzięki za ratunek Jazz.-I pocałowałam go w policzek.
-Hej a ja to co?-poskarżył się będący w pobliżu Emmett.
-Tobie też dziękuję.-Podeszłam do niego by go również pocałować.
-Tutaj.-powiedział pokazując palcem na swój policzek zanim jeszcze podeszłam. Stanęłam na paluszkach, pocałowałam go a gdy już wracałam do normalnej postawy on złapał mnie w pasie i podrzucił wysoko do góry. Zaczęłam się śmiać. Chciałam się z nim powygłupiać ale akurat z gabinetu wyszedł Carlise.
-Dziadku, masz chwilkę?-zapytałam.
-No pewnie, ze tak.-Odrzekł.
-Bo widzisz.-zaczęłam tłumaczyć. Opowiedziałam całą historię i na końcu zapytałam jak to jest, ze Jake miał złamanych tylko kilka żeber a chwilowo jego serce stanęło w miejscu. Miałam też wrażenie, że gdybym nie powiedziała do Jake'a, że go kocham to by się już nie obudził.
-Widzisz Renesmee, Jacob otrzymał, z tego co mówisz naprawdę mocne uderzenie i to bardzo prawdopodobnie w samo serce. Zacisnęło się tak mocno, że nie dało rady wykonać rozkurczu. Jednak stało się coś, czego sam nie rozumiem ale znam tego przyczynę. Nie mogę ci powiedzieć, a przynajmniej teraz. Kiedyś, jak będziesz chciała, to ci to wytłumaczę ale na pewno nie teraz. A może kiedyś sama to zrozumiesz.-Mhmm.. super. Dużo mi to wyjaśnia.
-Dzięki Carlise. A tak właściwie, to gdzie są dziewczyny?-zapytałam jeszcze na odchodne.
-U was w domu. Przeglądają szafy w tego co zrozumiałem.
-Aaa... to idę do nich. Do zobaczenia. Pa chłopaki.-Pożegnałam się z wszystkimi i wyszłam z domu.
Zauważyłam Jake'a z tatą jakieś trzysta metrów od domu. Pomachałam im a oni mi odmachali uśmiechając się. Miałam jednak wrażenie, że nie były to uśmiechy do końca szczere. No ale cóż może tylko nie byli zadowoleni z faktu, ze jakaś babka chciała nas zabić. Pewnie właśnie o tym rozmawiali. Przekazałam tacie w myślach gdzie idę i ruszyłam do domu. Tam oczywiście musiałam opowiedzieć jeszcze wszystko dziewczynom. Ciekawiła mnie jeszcze tylko jedna rzecz. O czym rozmawiał Jake z Edwardem. No ale nie to było teraz ważne. Dla mnie liczyło się to, że znowu byliśmy przyjaciółmi. Teraz wszystko było jak dawniej. Myliłam się kiedyś, myśląc, że już go nie potrzebuję, i że nie tęsknię za nim. Wtedy czegoś we mnie brakowało a teraz czułam, że wszystko jest w najlepszej harmonii. Musiałam jeszcze jednak pójść do Jacob'a i pogadać z nim. Musiałam jednak poczekać z tym do jutra.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No i jak się podoba?
Czekam na komentarze. Spodziewaliście się, że Katelyn jeszcze wystąpi w mojej książce?