Rano wstałam we wspaniałym
humorze. Powolutku zaczęłam się zbierać bo nigdzie mi się nie
śpie... spojrzałam nerwowo na zegarek. Kurde! Jest już 3 styczeń!
Za piętnaście ósma! Idę dzisiaj do szkoły! Zapomniałam. I
jeszcze Jacob! Właśnie. Jacob na pewno też zapomniał. Zadzwonię
do niego.
-Haalo?-zapytał zachrypniętym
głosem.
-Jake! Wstawaj! Idziemy do szkoły!
Zaraz będę.-wykrzyczałam w pośpiechu i rozłączyłam się bez
pożegnania ale wydawało mi się jak jeszcze przeciągliwie
powiedział ironiczne „noom”. Jak najszybciej zaczęłam się
zbierać. Na szczęście Belli i Edwarda nie było. Dzisiaj rano
polecieli na wyspę Esme. Coś się tam tłumaczyli ale kiedy
pomyślałam, że po prostu chcą pobyć sami ze sobą Edward
przewrócił oczami co mówi samo za siebie. Okej. Założyłam na
siebie szare rurki, zwykły biały podkoszulek i marynarkę w morskim
kolorze. Wyglądałam taaak... mądrze. Do tego długi wisiorek,
bransoletka ale tym razem założyłam do tego conversy a nie
szpilki. Upięłam włosy w wysokiego kucyka i zeszłam do garażu.
Odpaliłam autko i w sekundzie byłam na drodze do La Push. Pod domem
Jacoba, zaparkowałam, wysiadłam i podeszłam do drzwi. Zapukałam
ale nikt nie otwierał. Położyłam rękę na klamce ale było mi
głupio nacisnąć. Tak po prostu wparować do obcego domu. Ale w
końcu się zdecydowałam. Na szczęście drzwi były otwarte. W
środku jednak nie było nikogo. Zaniepokoiło mnie to trochę ale
podreptałam do pokoju Jake'a. Drzwi były uchylone i udało mi się
przecisnąć przez szczelinkę nawet ich nie dotykając. Na jego
łóżku leżały zwłoki jakiegoś ogromnego kolesia. No właściwie
to był on sam. Spał jak zabity. Hmmm... trzeba go jakoś ukarać za
to lenistwo. Powędrowałam do kuchni i znalazłam w szafkach spory
garnek. Potem nalałam do niego zimnej wody. Chciałam jednak jeszcze
sprawdzić jedną rzecz zanim chlusnę mu nią w twarz. Wróciłam
więc do jego pokoju, stanęłam w bezpiecznej odległości i
krzyknęłam najgłośniej jak mogłam.
-Jake!!! Ratuj!!!-facet zerwał się
tak szybko, że ogarnęłam to dopiero po kilku sekundach. Czyli się
o mnie martwił... Słodko. No ale nie czas na przemyślenia. Zanim
on sam zdążył się dobrze obudzić chlupnęłam mu wodą z
garnczka prosto w twarz. Teraz dopiero doszedł do siebie. Odzyskał
przytomność od razu.
-O ty mała małpo.-przezwał mnie
żartobliwie po czym chwycił za nadgarstek tak jak zwykle i
przyciągnął do siebie. Uśmiechnął się tak, jakbym wpadła w
pułapkę zastawioną przez niego. Przycisnął mnie mocno do siebie
a ja oczywiście nie byłam w stanie mu w jakikolwiek sposób
zaprzeczyć.-W takim razie, teraz ty też będziesz mokra.-dokończył
po czym zaczął mnie namiętnie całować. Jego pocałunki zawsze
sprawiały, że czułam się tak jakbym należała do zupełnie
innego świata. Jakbym nie była stąd. To było coś nieziemskiego,
coś co spotkało nas i napełniało niesamowitością z każdą
sekundą tego wspaniałego pocałunku. Po raz pierwszy w życiu było
mi gorąco. Nigdy w życiu czegoś takiego nie doznałam. Aż
westchnęłam z tego wrażenia. To było coś wspaniałego. Wszystkie
te moje przemyślenia trwały chwilkę. I to dosłownie bo chyba
dopiero teraz Jake zareagował na moje westchnięcie. Czyli nie tylko
poruszałam się z nadludzką szybkością ale i myślałam z
zawrotną prędkością, a zawsze wydawało mi się, że mój umysł
pracuje w przeciętnym tempie. A może to przez ten cały pocałunek.
Moim zdaniem to on sprawiał, że stawaliśmy się naprawdę
nadzwyczajni. Ale to tylko moje takie wymysły nie potwierdzone na
żadnych eksperymentach ani doświadczeniach. A wracając do reakcji
Jacob'a. To był chyba dla niego znak do dalszego działania. Złapał
mnie za kolana i podniósł do góry. Oczywiście musiał przestać
mnie obejmować a wydaje mi się, że wolałam gdy mnie nimi
obejmował w tali i dotykał mojej szyi, odgarniał włosy ale nie
zaprzeczałam. Było to coś innego. Po chwile Jake zaczął iść do
tyłu po czym usiadł na swoim łóżku. Położyliśmy na nim. Byłam
zadowolona, że choć raz to ja leżałam na nim a nie on na mnie. No
i wykrakałam. Od razu siłą obrócił mnie na plecy i to ja znowu
byłam na dole. Dotarło do mnie ( choć bardzo tego nie chciałam),
że musimy iść do szkoły. Oderwałam go od siebie i jeszcze ciężko
dysząc powiedziałam:
-Jake... Musimy.. Iść-Nie mogłam
złapać tchu.
-A gdzie ci się tak śpieszy?
Idealna córeczka tatusia nie może pójść na wagary?-odpowiedział
zachrypniętym głosem po czym odgarnął moje włosy z twarzy.
-Jake, nie ma moich rodziców i nie
będzie przez tydzień. Ale tu nie o to chodzi, po prostu ja taka nie
jestem. Jake proszę, zejdź ze mnie.-Odepchnęłam go mocniej a on
przeturlał się na bok. Miał obrażoną minę ale nie obchodziło
mnie to.-I co? Będziesz się obrażał bo nie chcę się z tobą
całować? Jesteś głupi.-powiedziałam po czym wstałam i wzięłam
swoje rzeczy. Już chciałam wychodzić ale zaczął coś mówić.
-A co? Nie podobało ci się?-zapytał
uwodzicielsko chociaż za razem jakby trochę z pretensją, że w
ogóle śmiałam to przerwać.
-Dobrze wiesz, że tego nie
powiedziałam i nie o to chodzi.-odpowiedziałam podniesionym
tonem.-Sorki ale jak teraz wyjdę to może zdążę na drugą
lekcję.-już podchodziłam do drzwi ale stanął w nich Jake.
-Nigdzie nie pójdziesz bez mojej
zgody.-powiedział.-Okej, więc, ja przepraszam za to, że się
obraziłem. Ale nadal nie wiem o co ci chodzi.-powiedział ale
widziałam, że od niechcenia. Wiedział o co mi chodziło ale nie
umiał wymyślić lepszego argumentu. Właściwie to nie był to
żaden argument.
-Nawet mnie nie denerwuj bo wiem, że
robisz to specjalnie. Dobrze wiesz o co chodzi tylko chcesz opóźnić
moje wyjście.-Stwierdziłam. Te jego zagrywki ostatnio to były
raczej kiepskie.
-A to nie jest przypadkiem jeden z
dowodów na to, że zależy mi, żebyśmy byli jak najdłużej
razem?-Dokończył swoje poprzednie rozważanie. Czyli był jednak
lepszy niż myślałam.
-Dobra Jake, proszę skończ to.
Albo idziesz ze mną albo nie. Ja jak widać, nie muszę być z tobą
dwadzieścia cztery godziny na dobę. Umiem sobie radzić sama i nie
potrzebuję niańki. Czy ja w ogóle kiedykolwiek powiedziałam, że
jestem twoja!?-Rzuciłam mu w twarz i wydawało mi się, że chyba go
tym zraniłam. Ale nic, trudno. Sam sobie nagrabił. Chciałam
przesunąć go w bok żeby móc wyjść. On stał jak wryty i nic nie
mogłam zrobić. Nawet nie mrugał. Po chwili opierając się o drzwi
opadł na ziemię. Coś musiało być nie tak. Zaczęłam się wręcz
o niego bać.-Ej Jake, wszystko w porządku?-zapytałam. Może miał
jakiś zawał? Ale skąd mam wiedzieć? Klęknęłam przed nim
opierając ręce na jego kolanach.-Jacob powiedz coś. Mam dzwonić
po pomoc? Jake, proszę odezwij się. Jacob.-mówiłam prawie
rozpaczając.-Jake, umierasz? Jake! Powiedz cokolwiek do mnie. Nawet,
że mnie nienawidzisz ale daj znak, że żyjesz!-sytuacja coraz
bardziej mnie niepokoiła. Co to miało być? Może miał jakiś atak
serca? I co ja mam w takim wypadku zrobić? Nie mam pojęcia jak się
reanimuje wilkołaka. Tylko w przypadku, jak jest nieprzytomny ale
nie przy zawale. Przeniosłam się bardziej w bok żeby móc dotknąć
jego twarzy. Przejechałam po niej ręką.-Jacob, nie chcę cie
tracić. Kocham cię. Nie odchodź. Proszę... Ja chcę być twoja.
Chcę, żebyś trzymał mnie w ramionach. Chcę, żebyś mnie
dotykał. Chcę, żebyś do mnie mówił, żebyś mnie całował,
żebyś był przy mnie. Ale musisz wrócić do mnie! Jacob! Nie chcę
przechodzić trzeci raz przez twoją śmierć! Jacob!-krzyknęłam po
czym się do niego przytuliłam i zaczęłam płakać. Po chwili Jake
zaczął się poruszać. Oderwałam się szybko od niego, żeby go
nie obciążać.-Jake?-zapytałam cicho. Złapał się za głowę i
zacisnął powieki.
-Co, co się stało?-zapytał cicho.
Boże, czyli facet se odleciał? Co z nim było? Może był na coś
chory?
-No właśnie też bym chciała
wiedzieć. Pokłóciliśmy się a ty, tak jakby zemdlałeś z
otwartymi oczami...nie wiem, nie rozumiem tego. Ale jak się czujesz?
W porządku? Chcesz coś pić albo nie wiem?-zapytałam.
-Nie, dzięki...-zaczął się
podnosić ale zachwiał się, więc mu pomogłam.-Okej, już mi
lepiej. Idziemy?
-Boże Jake! Gdzie ty chcesz
iść?!-On był jakiś nienormalny.
-No do szkoły. I tak jesteśmy
spóźnieni.-z nim na serio było coś nie tak.
-Ej, Jake, ale powiedz mi, jak się
czujesz?-zapytałam.
-Dobrze. Na serio możemy iść.-i
tak się o niego martwiłam.
-Jake może usiądź na łóżku i
odpocznij chwilę. No na serio, martwię się o ciebie. Nie chcę,
żeby coś ci się stało.-W jego oku rozbłysła iskierka, coś
kombinował.
-Ał Ała... Moja głowa.-zgiął
się w pół łapiąc za głowę.
-Boże Jake!-złapałam go od razu
ale w tej chwili zobaczyłam uśmiech na jego twarzy. O nie! Nie
będzie robić ze mnie idiotki.-O... widzę, że lepiej się już
czujesz.-powiedziałam wrednie po czym popchnęłam go na podłogę.-To
może ja sama pójdę do szkoły. I tak miałam jeszcze pogadać z
tym Sebastianem, z którym chodzę na angielski. Szkoda, że nie
jesteś ze mną w grupie. Facet jest naprawdę fajny.-zaczęłam
sobie z nim igrać.-To pa Jake.-wzięłam torbę, po czym znowu
zaczęłam zbierać się do wyjścia.
-Ness poczekaj. Sorki, nie gniewaj
się. Poczekaj na mnie.-złapał mnie za ramię i odwrócił do
siebie.
-Czy ja wiem... a co ja z tego będę
mieć?-spytałam przekornie udawając, że się zastanawiam.
Uśmiechnął się tylko łobuzersko po czym nachylił całkiem
szybko i zaczął całować. Ale tak jak nigdy. Może nie do końca
lepiej ale zupełnie inaczej. Tak spontanicznie a za razem bajecznie.
-Czy taka zapłata ci
pasuje?-zamruczał jeszcze dysząc, mi do ucha.
-Mmhh...Moooże
byćććć...-odpowiedziałam ale bez przekonania. Oczywiście tak
naprawdę bardzo mi pasowała. I oczywiście wywołałam oczekiwaną
reakcję. Znowu mnie pocałował.-Okej, okej. I tak już pierwszy raz
był w porządku. To był tylko taki... chwyt.-zaśmiałam się z
niego.
-O ty mała...-zaczął coś mówić
ale od razu mu przerwałam.
-Lepiej nie kończ.
-Tsaaa...-podrapał się za
uchem.-Dobra, może na serio chodźmy bo nawet na trzecią lekcję
się spóźnimy.-powiedział no więc pojechaliśmy do szkoły. Jak
ja się cieszyłam, że Edwarda i Belli akurat nie ma. Ale nie nad
tym się teraz zastanawiałam. Mój umysł nadal był w tej baśniowej
krainie do której zabrał mnie Jacob. Moje usta nadal paliły ale to
właśnie one przytrzymywały mnie w tym wspaniałym miejscu, gdzie
istniałam tylko ja i Jacob.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz