poniedziałek, 4 marca 2013

Rozdział 15: Jest tyle rzeczy, których nie chce mi się robić a i tak muszę. To jest takie okropne. Dlatego jestem ci tak wdzięczna za to, ze chociaż czasami możesz mnie wyrwać od tej brutalnej rzeczywistości

Rano wstałam we wspaniałym humorze. Powolutku zaczęłam się zbierać bo nigdzie mi się nie śpie... spojrzałam nerwowo na zegarek. Kurde! Jest już 3 styczeń! Za piętnaście ósma! Idę dzisiaj do szkoły! Zapomniałam. I jeszcze Jacob! Właśnie. Jacob na pewno też zapomniał. Zadzwonię do niego.
-Haalo?-zapytał zachrypniętym głosem.
-Jake! Wstawaj! Idziemy do szkoły! Zaraz będę.-wykrzyczałam w pośpiechu i rozłączyłam się bez pożegnania ale wydawało mi się jak jeszcze przeciągliwie powiedział ironiczne „noom”. Jak najszybciej zaczęłam się zbierać. Na szczęście Belli i Edwarda nie było. Dzisiaj rano polecieli na wyspę Esme. Coś się tam tłumaczyli ale kiedy pomyślałam, że po prostu chcą pobyć sami ze sobą Edward przewrócił oczami co mówi samo za siebie. Okej. Założyłam na siebie szare rurki, zwykły biały podkoszulek i marynarkę w morskim kolorze. Wyglądałam taaak... mądrze. Do tego długi wisiorek, bransoletka ale tym razem założyłam do tego conversy a nie szpilki. Upięłam włosy w wysokiego kucyka i zeszłam do garażu. Odpaliłam autko i w sekundzie byłam na drodze do La Push. Pod domem Jacoba, zaparkowałam, wysiadłam i podeszłam do drzwi. Zapukałam ale nikt nie otwierał. Położyłam rękę na klamce ale było mi głupio nacisnąć. Tak po prostu wparować do obcego domu. Ale w końcu się zdecydowałam. Na szczęście drzwi były otwarte. W środku jednak nie było nikogo. Zaniepokoiło mnie to trochę ale podreptałam do pokoju Jake'a. Drzwi były uchylone i udało mi się przecisnąć przez szczelinkę nawet ich nie dotykając. Na jego łóżku leżały zwłoki jakiegoś ogromnego kolesia. No właściwie to był on sam. Spał jak zabity. Hmmm... trzeba go jakoś ukarać za to lenistwo. Powędrowałam do kuchni i znalazłam w szafkach spory garnek. Potem nalałam do niego zimnej wody. Chciałam jednak jeszcze sprawdzić jedną rzecz zanim chlusnę mu nią w twarz. Wróciłam więc do jego pokoju, stanęłam w bezpiecznej odległości i krzyknęłam najgłośniej jak mogłam.
-Jake!!! Ratuj!!!-facet zerwał się tak szybko, że ogarnęłam to dopiero po kilku sekundach. Czyli się o mnie martwił... Słodko. No ale nie czas na przemyślenia. Zanim on sam zdążył się dobrze obudzić chlupnęłam mu wodą z garnczka prosto w twarz. Teraz dopiero doszedł do siebie. Odzyskał przytomność od razu.
-O ty mała małpo.-przezwał mnie żartobliwie po czym chwycił za nadgarstek tak jak zwykle i przyciągnął do siebie. Uśmiechnął się tak, jakbym wpadła w pułapkę zastawioną przez niego. Przycisnął mnie mocno do siebie a ja oczywiście nie byłam w stanie mu w jakikolwiek sposób zaprzeczyć.-W takim razie, teraz ty też będziesz mokra.-dokończył po czym zaczął mnie namiętnie całować. Jego pocałunki zawsze sprawiały, że czułam się tak jakbym należała do zupełnie innego świata. Jakbym nie była stąd. To było coś nieziemskiego, coś co spotkało nas i napełniało niesamowitością z każdą sekundą tego wspaniałego pocałunku. Po raz pierwszy w życiu było mi gorąco. Nigdy w życiu czegoś takiego nie doznałam. Aż westchnęłam z tego wrażenia. To było coś wspaniałego. Wszystkie te moje przemyślenia trwały chwilkę. I to dosłownie bo chyba dopiero teraz Jake zareagował na moje westchnięcie. Czyli nie tylko poruszałam się z nadludzką szybkością ale i myślałam z zawrotną prędkością, a zawsze wydawało mi się, że mój umysł pracuje w przeciętnym tempie. A może to przez ten cały pocałunek. Moim zdaniem to on sprawiał, że stawaliśmy się naprawdę nadzwyczajni. Ale to tylko moje takie wymysły nie potwierdzone na żadnych eksperymentach ani doświadczeniach. A wracając do reakcji Jacob'a. To był chyba dla niego znak do dalszego działania. Złapał mnie za kolana i podniósł do góry. Oczywiście musiał przestać mnie obejmować a wydaje mi się, że wolałam gdy mnie nimi obejmował w tali i dotykał mojej szyi, odgarniał włosy ale nie zaprzeczałam. Było to coś innego. Po chwile Jake zaczął iść do tyłu po czym usiadł na swoim łóżku. Położyliśmy na nim. Byłam zadowolona, że choć raz to ja leżałam na nim a nie on na mnie. No i wykrakałam. Od razu siłą obrócił mnie na plecy i to ja znowu byłam na dole. Dotarło do mnie ( choć bardzo tego nie chciałam), że musimy iść do szkoły. Oderwałam go od siebie i jeszcze ciężko dysząc powiedziałam:
-Jake... Musimy.. Iść-Nie mogłam złapać tchu.
-A gdzie ci się tak śpieszy? Idealna córeczka tatusia nie może pójść na wagary?-odpowiedział zachrypniętym głosem po czym odgarnął moje włosy z twarzy.
-Jake, nie ma moich rodziców i nie będzie przez tydzień. Ale tu nie o to chodzi, po prostu ja taka nie jestem. Jake proszę, zejdź ze mnie.-Odepchnęłam go mocniej a on przeturlał się na bok. Miał obrażoną minę ale nie obchodziło mnie to.-I co? Będziesz się obrażał bo nie chcę się z tobą całować? Jesteś głupi.-powiedziałam po czym wstałam i wzięłam swoje rzeczy. Już chciałam wychodzić ale zaczął coś mówić.
-A co? Nie podobało ci się?-zapytał uwodzicielsko chociaż za razem jakby trochę z pretensją, że w ogóle śmiałam to przerwać.
-Dobrze wiesz, że tego nie powiedziałam i nie o to chodzi.-odpowiedziałam podniesionym tonem.-Sorki ale jak teraz wyjdę to może zdążę na drugą lekcję.-już podchodziłam do drzwi ale stanął w nich Jake.
-Nigdzie nie pójdziesz bez mojej zgody.-powiedział.-Okej, więc, ja przepraszam za to, że się obraziłem. Ale nadal nie wiem o co ci chodzi.-powiedział ale widziałam, że od niechcenia. Wiedział o co mi chodziło ale nie umiał wymyślić lepszego argumentu. Właściwie to nie był to żaden argument.
-Nawet mnie nie denerwuj bo wiem, że robisz to specjalnie. Dobrze wiesz o co chodzi tylko chcesz opóźnić moje wyjście.-Stwierdziłam. Te jego zagrywki ostatnio to były raczej kiepskie.
-A to nie jest przypadkiem jeden z dowodów na to, że zależy mi, żebyśmy byli jak najdłużej razem?-Dokończył swoje poprzednie rozważanie. Czyli był jednak lepszy niż myślałam.
-Dobra Jake, proszę skończ to. Albo idziesz ze mną albo nie. Ja jak widać, nie muszę być z tobą dwadzieścia cztery godziny na dobę. Umiem sobie radzić sama i nie potrzebuję niańki. Czy ja w ogóle kiedykolwiek powiedziałam, że jestem twoja!?-Rzuciłam mu w twarz i wydawało mi się, że chyba go tym zraniłam. Ale nic, trudno. Sam sobie nagrabił. Chciałam przesunąć go w bok żeby móc wyjść. On stał jak wryty i nic nie mogłam zrobić. Nawet nie mrugał. Po chwili opierając się o drzwi opadł na ziemię. Coś musiało być nie tak. Zaczęłam się wręcz o niego bać.-Ej Jake, wszystko w porządku?-zapytałam. Może miał jakiś zawał? Ale skąd mam wiedzieć? Klęknęłam przed nim opierając ręce na jego kolanach.-Jacob powiedz coś. Mam dzwonić po pomoc? Jake, proszę odezwij się. Jacob.-mówiłam prawie rozpaczając.-Jake, umierasz? Jake! Powiedz cokolwiek do mnie. Nawet, że mnie nienawidzisz ale daj znak, że żyjesz!-sytuacja coraz bardziej mnie niepokoiła. Co to miało być? Może miał jakiś atak serca? I co ja mam w takim wypadku zrobić? Nie mam pojęcia jak się reanimuje wilkołaka. Tylko w przypadku, jak jest nieprzytomny ale nie przy zawale. Przeniosłam się bardziej w bok żeby móc dotknąć jego twarzy. Przejechałam po niej ręką.-Jacob, nie chcę cie tracić. Kocham cię. Nie odchodź. Proszę... Ja chcę być twoja. Chcę, żebyś trzymał mnie w ramionach. Chcę, żebyś mnie dotykał. Chcę, żebyś do mnie mówił, żebyś mnie całował, żebyś był przy mnie. Ale musisz wrócić do mnie! Jacob! Nie chcę przechodzić trzeci raz przez twoją śmierć! Jacob!-krzyknęłam po czym się do niego przytuliłam i zaczęłam płakać. Po chwili Jake zaczął się poruszać. Oderwałam się szybko od niego, żeby go nie obciążać.-Jake?-zapytałam cicho. Złapał się za głowę i zacisnął powieki.
-Co, co się stało?-zapytał cicho. Boże, czyli facet se odleciał? Co z nim było? Może był na coś chory?
-No właśnie też bym chciała wiedzieć. Pokłóciliśmy się a ty, tak jakby zemdlałeś z otwartymi oczami...nie wiem, nie rozumiem tego. Ale jak się czujesz? W porządku? Chcesz coś pić albo nie wiem?-zapytałam.
-Nie, dzięki...-zaczął się podnosić ale zachwiał się, więc mu pomogłam.-Okej, już mi lepiej. Idziemy?
-Boże Jake! Gdzie ty chcesz iść?!-On był jakiś nienormalny.
-No do szkoły. I tak jesteśmy spóźnieni.-z nim na serio było coś nie tak.
-Ej, Jake, ale powiedz mi, jak się czujesz?-zapytałam.
-Dobrze. Na serio możemy iść.-i tak się o niego martwiłam.
-Jake może usiądź na łóżku i odpocznij chwilę. No na serio, martwię się o ciebie. Nie chcę, żeby coś ci się stało.-W jego oku rozbłysła iskierka, coś kombinował.
-Ał Ała... Moja głowa.-zgiął się w pół łapiąc za głowę.
-Boże Jake!-złapałam go od razu ale w tej chwili zobaczyłam uśmiech na jego twarzy. O nie! Nie będzie robić ze mnie idiotki.-O... widzę, że lepiej się już czujesz.-powiedziałam wrednie po czym popchnęłam go na podłogę.-To może ja sama pójdę do szkoły. I tak miałam jeszcze pogadać z tym Sebastianem, z którym chodzę na angielski. Szkoda, że nie jesteś ze mną w grupie. Facet jest naprawdę fajny.-zaczęłam sobie z nim igrać.-To pa Jake.-wzięłam torbę, po czym znowu zaczęłam zbierać się do wyjścia.
-Ness poczekaj. Sorki, nie gniewaj się. Poczekaj na mnie.-złapał mnie za ramię i odwrócił do siebie.
-Czy ja wiem... a co ja z tego będę mieć?-spytałam przekornie udawając, że się zastanawiam. Uśmiechnął się tylko łobuzersko po czym nachylił całkiem szybko i zaczął całować. Ale tak jak nigdy. Może nie do końca lepiej ale zupełnie inaczej. Tak spontanicznie a za razem bajecznie.
-Czy taka zapłata ci pasuje?-zamruczał jeszcze dysząc, mi do ucha.
-Mmhh...Moooże byćććć...-odpowiedziałam ale bez przekonania. Oczywiście tak naprawdę bardzo mi pasowała. I oczywiście wywołałam oczekiwaną reakcję. Znowu mnie pocałował.-Okej, okej. I tak już pierwszy raz był w porządku. To był tylko taki... chwyt.-zaśmiałam się z niego.
-O ty mała...-zaczął coś mówić ale od razu mu przerwałam.
-Lepiej nie kończ.
-Tsaaa...-podrapał się za uchem.-Dobra, może na serio chodźmy bo nawet na trzecią lekcję się spóźnimy.-powiedział no więc pojechaliśmy do szkoły. Jak ja się cieszyłam, że Edwarda i Belli akurat nie ma. Ale nie nad tym się teraz zastanawiałam. Mój umysł nadal był w tej baśniowej krainie do której zabrał mnie Jacob. Moje usta nadal paliły ale to właśnie one przytrzymywały mnie w tym wspaniałym miejscu, gdzie istniałam tylko ja i Jacob.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz