Muzyczkę polecam oczywiście bo staram się dopasować jej styl do wydarzeń. Przełączajcie ją sobie jak będą kolejne linki :)
Nie wierzyłam własnym uszom gdy
Jake mówił, że chodziło mu tylko o seks. Byłam wściekła ale w
głębi czułam się naprawdę zraniona. Gdy to usłyszałam miałam
ochotę go zabić. Odwdzięczyć się za to jak mnie potraktował i
byłam przekonana, że zasługiwał na śmierć. Teraz się
rozklejałam. Kochałam go całym sercem a on mnie tak podle
wykorzystał. Oddałam mu się cała i to nie tylko tej ostatniej
nocy. Poczułam jak pieką mnie powieki od napływających łez.
Biegłam przed siebie, nawet nie wiedząc gdzie. Chciałam znaleźć
się jak najdalej stąd. Od miejsca, w którym go poznałam i w
którym ta znajomość tak nieszczęśliwie się skończyła. Bolało
mnie to coraz bardziej, bolało mnie serce. Było rozdarte na miliony
kawałeczków.
Kiedy wybiegałam z jego domu
przyrzekłam sobie, że już zawsze będę go nienawidzić, że
więcej o nim nie pomyślę, że przy następnej okazji go zabiję
i..., że nie będę cierpieć. Jednak teraz coś we mnie pękło.
Rzeczywistość do mnie dotarła i boleśnie zraniła. Gorzkie łzy
spłynęły mi po policzkach. Biegłam dalej przed siebie, łzy
zamazywały mi obraz. Zastanawiałam się jeszcze raz nad tym
wszystkim co przed chwilą zaszło. Emocje Jacoba nie były związane
z tym co mówił. Wydawał się bardzo przygnębiony i smutny. Na
jego twarzy łatwo dostrzegalny był ból. Nie miałam pojęcia
dlaczego. Ja teraz nie poznawałam siebie, nie wierzyłam w to co
mówiłam, nie byłabym w stanie go zabić. Ale wiem za razem, że
dobrze zrobiłam mówiąc te słowa.
Nie przeszkadzało mi to, że
biegnę boso, ani to, że w tej długiej wieczorowej sukni. Chociaż
co do sukni... Zatrzymałam się nagle na jakiejś polanie, złapałam
za suknię gdzieś powyżej kolan i jednym ruchem oderwałam jej dół,
nie było mi jej szkoda, tylko przypominała mi o tej tragedii. W
tym momencie usłyszałam jak w oddali strzeliła jakaś gałązka i
szelest liści. Ktoś tu był. Pierwszą osobą o jakiej pomyślałam
był Jake ale rozejrzałam się dookoła i nie zobaczyłam go. Nie
czułam też zapachu żadnego wilkołaka. Wystraszyłam się bo
stuprocentowo czułam czyjąś obecność. Zamarłam w bez ruchu.
Bałam odwrócić się za siebie bo wiedziałam, że ten ktoś teraz
stoi za mną. To był wampir bo nie czułam żadnego ciepła ale nie
znałam też jego zapachu. A przynajmniej go nie pamiętałam.
Zmiana nastroju więc i zmiana muzyki (poczekajcie aż się zacznie, na początku jest cicha)
-Witaj, Renesmee.-powiedział nie za
przyjemnie. Znałam skądś ten głos ale nie pamiętam skąd. Powoli
więc zaczęłam się odwracać aż wpadłam na kogoś wzrostu mniej
więcej Jasper'a. Podniosłam odrobinę wzrok aby spojrzeć na jego
twarz i przeraziłam się na jej widok. Kamienny, pozbawiony żadnych
uczuć wyraz tej twarzy przyprawiał mnie o dreszcze. To był Alec,
jeden z Volturi. Już chciałam uciekać ale złapał mnie za
ramię.-Nie uciekaj, bo będzie jeszcze gorzej.-powiedział
beznamiętnie a ja nie chcąc okazywać strachu stanęłam więc z
dumnie podniesioną głową i starając się opanować drżenie głosu
odpowiedziałam.
-A może być jeszcze
gorzej?-zapytałam właściwie sama siebie ale nie czekałam na nic i zaatakowałam. Kopnęłam go w szczękę, odwinął się do tyłu i wylądował w śniegu-Co tu robisz?!-Warknęłam
na niego niby to obojętnie ale chciałam to wiedzieć bo zazwyczaj
Volturi w pobliżu oznaczali kłopoty. Alec podniósł się zanim zdążyłam do niego podejść.
-Musisz ze mną iść. Aro chce się
z tobą widzieć. Jeśli nie pójdziesz dobrowolnie będę musiał
zaciągnąć cię siłą.-Ostrzegł mnie. Nie chciałam poddawać się
bez walki więc znowu zaczęłam
atakować. Nie miałam co czekać na jego pierwszy cios. Kopnęłam
go więc z obrotu tak, że uderzył w drzewo kilka metrów dalej.
Podbiegłam do niego i chciałam wyprowadzić kolejny cios ale złapał
moją rękę w nadgarstku tuż przed swoją twarzą. No to już było
po mnie, chociaż miałam nadzieję, że uda mi się chociaż go
okaleczyć albo jakkolwiek zranić. Dlatego chciałam go kopnąć w
twarz ale złapał mnie w kostce drugą ręką, dziwnie wykręcił
moją nogę i leżałam twarzą w śniegu. Myślałam, że teraz to
on zada mi cios ale tylko unieruchomił mi dobrze obie ręce,
podniósł i trzymał tuż przed sobą.
-To nic nie da, nie walcz ze mną bo
tylko pogorszysz swoją sytuację. Jeśli nie pójdziesz ze mną to
zaciągnę cie siłą, a jeśli nawet mnie zabijesz to zjawi się tu
cała straż Volturi i zabiją was wszystkich po kolei.-Szepnął mi
do ucha. Widziałam, że ta opcja, którą mi przedstawił jest jedną
z najprawdopodobniejszych ale i tak nie miałam zamiaru pójść na
ugodę
-Nigdzie z tobą nie
pójdę!-Wrzasnęłam i szarpnęłam chcąc uciekać się ale to nic
nie dało.
-Posłuchaj, nie bądź głupia.
Rozumiem, że nie chcesz ze mną iść ale zaufaj mi, pomo...-zaczął
ale nie dałam mu dokończyć.
-Tobie?! A niby na jakiej
podstawie?!-krzyknęłam zbulwersowana, jak mogłam mu zaufać?! Nie
mieściło mi się to w głowie.
-Bo nie przeżyjesz inaczej. Tak
będziesz mogła uratować swoich bliskich. Posłuchaj..-Chciałam mu
znowu przerwać ale mówił dalej.-Pomogę Ci. Tylko najpierw musisz
mi zaufać i ze mną pojechać.-Przekonywał mnie spokojnie nie
tracąc cierpliwości.
-Robisz to specjalnie! Chcesz mnie
owinąć sobie wokół palca a potem wykorzystać! Tak samo jak on!
Ale ja ci się nie dam!-walczyłam nadal nie dając się przekonać.
Widziałam w jego zachowaniu podobieństwo do zachowania Jacoba.
Chciał zrobić to samo tylko, że pewnie nie zaciągnąć do łóżka.
-Rozumiem cię dlaczego nie chcesz
jechać do Volterry. Ja też nie chcę tam być ale dla mnie nie ma
już ratunku. Ty dasz radę się uwolnić tylko mi zaufaj. Ja ci
pomogę.-Dalej mnie namawiał. Wiedziałam, że niepotrzebnie
wspomniałam o tym, że ktoś mnie wykorzystał ale Alec na szczęście
o to nie zapytał. Zresztą, po co miał się interesować moimi
prywatnymi problemami?
-Jakim cudem? Skoro ty nie możesz
uciec to jakim cudem ja dam radę? Nie mam takie daru jak ty, jestem
mała i bezbronna.-Szepnęłam zrezygnowana już z walki.
-Wiem, że masz dar. Nie wiem jaki,
podsłuchałem tylko rozmowę Aro. Ale wiem, że masz drugi dar, i
dzięki niemu będziesz silniejsza nawet od Aro. Ale wiem też, że
musisz go w jakiś sposób wyzwolić i nie mam pojęcia jak. Dlatego
zaufaj mi, chodź ze mną. Dowiesz się jak uzyskać nowy dar i jak
już go zdobędziesz to pomogę ci uciec.-Wytłumaczył a ja
zastanawiałam się nad sensem jego słów. Czy faktycznie mogłam mu
zaufać? Czy był tego warty? Czy miałam szanse na przeżycie tam?
Czy tu? Czy nie powinnam jednak chronić tych, których kocham? Nie
znalazłam odpowiedzi na te pytania ale nie widziałam lepszej opcji
niż po prostu z nim pójść.
Tak jak myślałam biegliśmy w
stronę Seattle. Pewnie na lotnisko. Zaraz, zaraz! Nie mogę pokazać
się tak przy ludziach.
Nie dość, że jest zima to mam
podartą sukienkę. Chyba poczuł, że lekko spanikowałam więc
zanim wbiegliśmy do miasta zatrzymał się i popatrzył na mnie.
-Co się stało Re...?-zapytał
troskliwie i chciał powiedzieć Renesmee ale się powstrzymał.
-Spokojnie, mów mi Ness. Ale
oficjalnie Renesmee.-Oswoiłam się z nim trochę podczas biegu więc
potrafiłam teraz z nim normalnie rozmawiać i zaczęłam go
traktować jak normalnego wampira a nie wroga. Trochę dziwne?
Prawda? Jak podczas kilku minut można przestać kogoś nienawidzić?
Ale nie trapiło mnie to tak bardzo jak to, że Jacob mnie tak bardzo
skrzywdził.-Nie mogę się tak pokazać! Wyglądam ja jakiś potwór!
Poza tym co ludzie sobie pomyślą?-panikowałam jak opętana a on
najpierw się dziwnie na mnie patrzył a potem uśmiechnął się
przyjaźnie, wręcz rozbawiony tą sytuacją.
-Ach no tak! Kobiety!-kiwnął głową
rozbawiony naprawdę poważną sytuacją. Chociaż szczerze, dzięki
temu na mojej twarzy w końcu też pojawił się uśmiech.
-Heej.-zajęczałam i klepnęłam go
w ramię chociaż nie wiem czy powinnam była. Na szczęście nic nie
powiedział i śmiał się dalej. Poczułam się tak jakbyśmy od
zawsze byli przyjaciółmi. Czułam z nim dziwną więź.
-Wyglądasz ślicznie, gdy się
uśmiechasz.-skomplementował mnie co było całkiem miłe.
Mimowolnie uśmiechnęłam się szerzej ale za razem spuściłam
głowę aby nie patrzył na moją twarz bo czułam się wtedy jakoś
dziwnie-Przepraszam... nie powinienem był.-zrozumiał o co chodzi i
naprawdę mnie zadziwił swoim zachowaniem.-To nie wiem... W sumie
wystarczy jeśli szybko wbiegniemy do sklepu w takim tempie aby
przynajmniej nas nie zauważyli, potem weźmiesz szybko swój rozmiar
i wybiegniemy. Co ty na to?-zaproponował ale ja nie byłam zbytnio
zadowolona z tego pomysłu. Nie potrafiłam kraść a w szczególności
dlatego, że zawsze wystarczało mi pieniędzy na wszystko. No ale
cóż, innego wyjścia to ja sama nie widziałam. Biłam się ze
swoimi myślami ale w końcu zdecydowałam, że nie ma nic do
stracenia i że zaryzykuję.
-Okej, wchodzę w to. Zresztą to
przecież dla mnie.-uśmiechnęłam się radośnie.
-Tylko
pamiętaj, to musi być szybka akcja, nie możesz się długo
decydować.-powiedział i pobiegliśmy dalej. Zaraz na pierwszym
parkingu na obrzeżu miasta stało to śliczne Audi
R8 Coupe. Wszędzie je rozpoznam. To jedno z moich ulubionych aut.
Oczywiście czarne. Podeszliśmy bliżej ale nie wsiadaliśmy. Po
drodze ustaliliśmy, że szybciej będzie jeśli pobiegniemy. Mam
nadzieję, że umiem biegać na tyle szybko aby nie zostawać w tyle.
-Okej,
wiesz już gdzie idziemy?-zapytał Alec.
-Chyba
tak, chodź za mną.-odpowiedziałam i zaczęłam biec ile tylko
miałam sił z nogach. Nie mogliśmy iść do jakiegoś drogiego domu
mody ponieważ tam jest znacznie mniej klientów niż w normalnym
markowym sklepie. Pobiegłam więc do Reserved. Był najbliżej i
były w nim najbardziej uniwersalne rzeczy. Wbiegłam szybko i
wydawało mi się, że naprawdę byłam jak niewidzialna. Spokojnie
zdążałam sprawdzić rozmiar danego ubrania aby wybrać swój.
Najpierw sięgnęłam po dwie pary Jeans'ów. Musiałam mieć coś na
zapas bo nie spodziewałam się aby był to po prostu weekendowy
wypad w odwiedziny do Aro. Rzuciłam je w stronę Alec'a. Potem
sięgnęłam po kilka T-shirtów z krótkim rękawkiem i długim. Do
tego trzy bluzy, dwa sweterki i oczywiście nie mogłam zapominać,
że była zima więc wzięłam stylowy, granatowy płaszczyk do pasa.
Nie mogłam patrzeć na tę okropną pelerynę Alec'a więc wzięłam
mu parę Jeans'ów, zwykłą koszulkę sportową i bluzę. Większość
tych rzeczy trzymał Alec a ja korzystając z okazji, że byliśmy w
galerii wpadłam do sklepu z walizami i torbami i innymi takimi i
wzięłam największą walizkę na kółkach jaką mieli. Pomyślałam
jeszcze, że dla mnie jakaś torebka na ramię też się przyda więc
sięgnęłam po tą która mi się rzuciła w oczy i wyszłam po czym
rzuciłam walizkę w stronę Aleca. No tak, jeszcze buty. Weszłam do
obuwniczego, wzięłam parę kozaków i balerinki i już chciałam
wychodzić ale przy wyjściu zauważyłam takie cudowne botki, że
się zatrzymałam. Alarm zaczął piszczeć a ja nie wiedziałam co
mam robić. Spanikowałam. Zakręciło mi się w głowie i chciałam
upaść ale ktoś zawołał moje imię.
-Renesmee
co ty robisz?!-krzyknął z oddali Alec po czym w sekundzie znalazł
się koło mnie, złapał za rękę i szybko pociągnął do wyjścia.
Zaczęliśmy biec jak najszybciej na parking. Kiedy szłam po buty
Alec zdążył schować rzeczy do walizki więc nie był już tak
bardzo załadowany. Bałam się Aleca. Bałam się, że na mnie
nakrzyczy, że jestem nieostrożna i że tylko tracimy czas.
Wbiegliśmy na parking i pędziliśmy w stronę samochodu ale ja nie
zauważyłam progu oddzielającego miejsca parkowania i potknęłam
się upadając na ziemię i ciągnąc za sobą Alec'a. Walizka
odleciała gdzieś na bok a ja znalazłam się pod nieznanym mi
właściwie mężczyzną. Teraz bałam się go jeszcze bardziej. On
jednak zamiast się na mnie wkurzyć zaczął się śmiać. Nie
zrozumiałam go.
-Niezła
jesteś.-powiedział po czym nadal się śmiał. Miałam zdziwioną
minę a do niego chyba nadal nie dotarło w jakiej jesteśmy
pozycji.-A miało być tylko kilka ubrań. Skoro to jest kilka to ile
ty kupujesz jak idziesz na prawdziwe zakupy?-zapytał ale przestał
się śmiać gdy zauważył, że mi nie jest do końca do
śmiechu.-Ale masz cudowne ocz...-chciał na pewno powiedzieć oczy
bo patrzył się prosto w nie ale nie dokończył.-Sorki.-powiedział
po czym wstał szybko i podał mi rękę.-A szczerze powiedziawszy
nigdy się tak dobrze nie bawiłem.-dodał po czym i ja zaczęłam
się śmiać.
-No
ja również muszę to przyznać.-Odparłam bo tak naprawdę to ta
odrobinka adrenaliny dobrze mi zrobiła.
-A
tak właściwie to po co ci męskie ubrania?-zapytał ze zdziwieniem.
-One
są dla ciebie. To, że ja chcę dobrze wyglądać nie znaczy, że ty
możesz chodzić w tym...-chyba w porę ugryzłam się język.-wybacz
ale to co masz na sobie raczej nie należy do najnowszych
trendów.-dokończyłam nie chcąc go zbytnio urazić chociaż nie
powinno mi być go w jakikolwiek sposób żal.
-Myślisz,
że nie wiem. Ale nawet nie mam okazji, żeby się stamtąd wyrwać i
gdzieś pojechać albo chociaż by przejść się na
spacer.-odpowiedział.
-No
to masz szczęście bo coś ci wzięłam.-rzekłam i przeszukując
torbę odnalazłam rzeczy dla niego po czym mu rzuciłam.
-Ymm..
dzięki.-odpowiedział.-To może ja pójdę się przebrać gdzieś
tam do lasu a ty zrób to w samochodzie.-nie czekając na moją
odpowiedź rzucił mi kluczyki a sam pobiegł daleko. Wsiadłam do
tego cudownego auta zabierając ze sobą wybrane ubrania i zamknęłam
drzwi. Samochód nie należy do najwygodniejszych przebieralni ale
znacznie bardziej wolę przebrać się w aucie niż w lesie. Zrobiłam
to więc szybko i wysiadłam. Na zewnątrz ubrałam kurtkę i buty.
Nie miałam lustra więc przejrzałam się w szybie samochodu. Miałam
na sobie jasne rurki, zwykły top, płaszczyk i brązowe kozaczki.
Tak sobie pomyślałam, że spokojnie mogłabym teraz uciec. Z tego
co zauważyłam z bieganiny po sklepach to o dziwo jestem od niego
szybsza. Ale co jeśli Alec mówił prawdę? Co jeśli zjawi się tu
cała ich armia jeśli nie zjawimy się w Volterze na czas i
faktycznie wywołam wojnę? Nie jestem pewna czy mówił prawdę,
może tylko mnie zastraszał ale nawet jeśli kłamał to skutecznie.
Uwierzyłam w to, że jestem Arowi potrzebna i że jeśli będzie
trzeba to zjawią się po mnie. I w małej części uwierzyłam chyba
też w to, że mogę mieć drugi dar i, że on pomoże w się stamtąd
wydostać po jakimś czasie.
Po
chwili przyszedł Alec i z mojego ewentualnego planu i tak zostały
nici. Wyglądał zupełnie inaczej niż w tej pelerynie pseudo
Batmana. Co więcej wyglądał bardzo przystojnie w tej sportowej
bluzie i ciemnych jeans'ach. Podszedł bliżej, otworzył bagażnik i
włożył do niego walizkę. Nie odzywał się do mnie i ja do niego
też nie. Czułam, że nastała krępująca chwila. Skończyła się
już zabawa.
-No
cóż...-zaczął ale nie dokończył Alec. Podszedł za to do auta
od strony pasażera i otworzył mi drzwi zapraszając tym gestem do
środka. Nie miałam więc już żadnego wyjścia i wsiadłam
niechętnie. Zatrzasnął drzwi i w sekundę znalazł się obok.
Popatrzył niepewnie na mnie i ruszył w drogę. Ku mojemu zdziwieniu
nie jechaliśmy w stronę lotniska tylko w stronę wyjazdu z miasta.
-Zaraz,
gdzie jedziemy?-zapytałam zdezorientowana.
-Kiedy
rodzina zacznie cię szukać na pewno będą przeszukiwać lotniska,
porty, różne przystanki i tego typu miejsca. Najprawdopodobniej
zaczną od tych najbliżej Seattle nie spodziewając się, że
skorzystamy z tego w Olypie.-to było całkiem logiczne. Nie
odpowiedziałam nic na tę wiadomość tylko odwróciłam się w
stronę okna. Coś mi tu nie pasowało. Dlaczego ja faktycznie nie
próbuję uciekać, dlaczego reaguję na to wszystko z takim
spokojem? Dopiero teraz dotarło do mnie, że więcej nie zobaczę
moich bliskich i nie zobaczę więcej mojego pokoju, domu, i okolicy.
Bycie z Volturi to zobowiązanie na całe życie. Dopiero teraz
zaczęłam panikować. Zrozumiałam, że tak naprawdę w ogóle nie
mam zaufania do tego mężczyzny siedzącego obok mnie. Zaczęłam
wręcz dusić się koło niego.
-Zatrzymaj
się.-powiedziałam wściekła na siebie. Alec popatrzył na mnie jak
na świrniętą.
-Po
co? Nie będziemy tracić czasu.-powiedział.
-Zatrzymaj
się bo wyskoczę!!!-wrzasnęłam jak opętana. Od razu wystraszony
zjechał na pobocze.
-O
co ci chodzi?-zapytał ale ja nawet na niego nie popatrzyłam i
wysiadłam na zewnątrz. On zrobił to samo ale nie podchodził
bliżej tylko stał przy samochodzie. Ja chodziłam koło niego w tą
i z powrotem zastawiając się co ja mam teraz zrobić. Jak mogłam
poddać się tak bez walki? Czego oni ode mnie chcą? Wszystko we
mnie zaczęło buzować.
Byłam wściekła na siebie, że tak po prostu weszłam w pułapkę
przeciwnika. Jeszcze zamiast go nienawidzić to się z nim
zaprzyjaźniałam. Z kimś, kto chciał mnie jeszcze nie tak dawno
zabić razem zresztą mojej rodziny. Alec chyba zauważył moją
wściekłość i podszedł bliżej chcąc mnie chyba uspokoić.
Wyciągnął ręce przed siebie łapiąc mnie za ramiona.
-Renesmee co się stało?-zapytał
łagodnie. Ja byłam tak wściekła, że nie dałam rady normalnie z
nim rozmawiać. Zastosowałam chwyt unieruchamiający, który kiedyś
pokazał mi Jasper, potem złapałam za gardło i rzuciłam daleko na
kilkadziesiąt metrów. Uderzył o drzewo i upadł na ziemię.
Widziałam po jego twarzy, że tego się nie spodziewał. Do tego to
go na serio zabolało chociaż nieskutecznie próbował tego nie
okazywać. Nadal rozwścieczona podeszłam do niego i podniosłam za
bluzę. Trzymałam go mocno w ogóle się nie bojąc. Spojrzałam mu
prosto w oczy zalewając go moją nienawiścią.
-Czemu ja cię nie
nienawidzę?!-wrzasnęłam.
-Nie wiem.-odpowiedział cicho.
-Czemu?! Nie powinno tak
być!-powtórzyłam jeszcze głośniej. Wszystko mi się mieszało,
wszystko sobie zaprzeczało.-Powinnam uciekać...-dokończyłam.
-Ale przecież właśnie nie chcemy
tego bo inaczej przyjedzie tu reszta z mojej fantastycznej rodziny i
już nigdy nie będziesz bezpieczna ani ty ani cała reszta twojej
rodziny. W ten sposób nie ocalisz nikogo. Poddając się teraz
ocalisz całą rodzinę bez wyjątków. Nawet Jacob'a.-powiedział.
Zapomniałam. Jak mogłam o tym zapomnieć?! Jak mogłam zapomnieć o
tym, że pojechałam z nim aby chronić moich bliskich?Ale dlaczego
wspomniał, że nawet Jacob'a? Co on miał do tego. Poza tym on mnie
nawet już nie obchodził.
-Po co o nim wspominasz? On nie jest
moją rodziną i nigdy nie był. Co on ma do tego?-zapytałam nadal
wściekła.
-Powiem co ale w samochodzie. Bądź
grzeczna i wsiądź do środka.-nakazał. Nie wiedziałam co teraz.
Znowu mam się poddać? Ale czy to coś pomoże, jeśli będę z nim
walczyć? Nawet jeśli ostatecznie uda mi się go zabić co jest mało
prawdopodobne to co jeśli faktycznie doprowadzi to do prawdziwej
wojny? Nie mogę ryzykować przyszłości moich bliskich.
Zdecydowałam, że będę ją ratować mimo wszystko i wsiadłam
znowu do samochodu. Do tego muszę się dowiedzieć jaki mam dar i
czemu Jacob też by był zagrożony. Mimo że on mnie zranił to ja
nie chciałam aby przeze mnie ktoś go zranił.
Świetny rozdział, szacun!!!
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać następnego.
Czekam na kolejny rozdział :)
Proszę, dodaj szybko!!!!
Wika.
Hejka! Świetne opowiadanie! Masz fajny styl pisania i ciekawe pomysły. Czekam na nn ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Ana
P.S. Jeśli masz ochotę wpadnij do mnie. Też piszę o zmierzchu ;P renesmee-carlie-cullen.blog.pl
Świetny !!
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta :)
S.
Wow!!!
OdpowiedzUsuńNo, prosze dodaj rozdział zrob to dla mnie. Prosze!!!
Rozdział super zreszta jak zawsze.
Kurde nigdy nie dawalam komentarzy, ale ja nie mogłam wytrzymac i musiałam ci to napisac
Prosze dodaj rodzial!!!!!!!!!!!!! Prooooszeeee!!!!!!!!!!!!