poniedziałek, 25 marca 2013

Rozdział 23: Nie znam tego miejsca, przyprawia mnie o dreszcze a jednak wydaje mi się dziwnie znajome. To jest jakiś znak. Wiem teraz na pewno, że bez walki się nie poddam.

 

Szliśmy długim korytarzem wprost do ogromnych, drewnianych drzwi na samym jego końcu. Alec otworzył je przede mną a moim oczom ukazała się wielka sala tronowa. Była urządzona w starodawnym stylu, który niezbyt przypadł mi do gustu. Przez wąskie okna wpadały niewielkie ilości światła i cały zamek był pogrążony raczej w ciemnościach. Na suficie wisiał potężny, stalowy żyrandol ale ku mojemu zdziwieniu zamiast żarówek na nim były świeczki. Posadzka wyłożona była marmurem w takim samym kolorze jak kolumny wzdłuż drogi prowadzącej do tronu, na którym to właśnie zatrzymał się mój wzrok. Siedział na nim Aro. Był sam i patrzył na mnie z góry (tron był postawiony na kilku schodkach). Szliśmy z Alec'em coraz bliżej. W końcu zatrzymaliśmy się jakieś dwa metry od podestu i nie miałam pojęcia co mam robić.
-Świetnie. Wywiązałeś się, ze swojego zadania Alec'u.-powiedział rozbawiony Aro po czym kazał mu wyjść. Po plecach przeszedł mi nieprzyjemny dreszcz. Aro patrzył prosto na mnie a jego wzrok był dla mnie bardzo uciążliwy.-Podejdź no dziecko bliżej.-rzekł lodowatym głosem więc na drżących nogach zbliżyłam się do schodków. Aro wstał i zszedł z nich podchodząc do mnie.-Czy mogę?-zapytał chcąc już złapać moją rękę ale tak bardzo się przeraziłam tego, że zabrałam ją od razu, znacznie szybciej niż się spodziewałam a sama poczułam jak w moich oczach zapłonął ogień. Nie miałam pojęcia skąd on się tam wziął. Przeczuwałam, że był spowodowany moim strachem. Bałam się, że zobaczy podróż moją i Alec'a i ukaże go za to jak się ze mną obchodził. I jeszcze to wszystko co mówił... O nie! Dobrze zrobiłam nie pozwalając sobie na zaglądanie do mojego umysłu. Nie wiem tylko dlaczego ale wyrazu mojej twarzy albo raczej tego co zobaczył w moich oczach Aro się przeraził i nie nalegał więcej. Miałam do niego tyle pytań. Po co tu jestem. Dlaczego? Ile mam tu zostać? Czy będę musiała wykonywać jego rozkazy? Nie wiedziałam czy mogę się go o to pytać. Cóż, czas pokaże. Stał patrząc się nadal na mnie a ja poczułam, że złość mnie już opuściła i moje oczy już nie paliły. Nie wiem co to było. Trwało zaledwie sekundy a Aro się tego poważnie przestraszył.-Niebywałe.-powiedział w końcu z lekką aprobatą w oczach.-Zapewne masz wiele pytań.-zaczął rozmowę wracając już na tron.-Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie. Mogę ci tylko obiecać, że nie będzie ci z nami źle.-powiedział mroczno uśmiechnięty po czym zawołał Alec'a. Kazał mu mnie odprowadzić do przygotowanego dla mnie pokoju.
Szliśmy w ciszy, bałam się cokolwiek powiedzieć. Weszliśmy po schodach wieży na górę po czym otworzył przede mną niewielkie drewniane drzwi.
Rozejrzałam się powoli i ucieszyłam się patrząc na ten pokój. Nie należał do choć trochę nowoczesnych ale był urządzony w i tak lepszym stylu. Było w nim znacznie więcej światła no i ogromne miękkie łóżko. Lampy były na prąd a nie na świeczki. Do tego był tu włochaty dywan co dodawało temu pokoju nieco przytulności. Niestety szafa nie należała do najładniejszych. Powiedziałabym raczej, że jest to stare drewniane pudło. Weszłam do środka i usiadłam na obniżonym szerokim parapecie okna i patrząc na widoki. Na szczęście miałam na co patrzeć. Przede mną rozpościerał się ogromny las a dalej, na horyzoncie błękitne morze.
-Jaki jest tak kierunek świata?-zapytałam wskazując na okno.
-Wschód.-odparł przygnębionym głosem Alec. To dobrze, będę mogła obserwować wschody słońca.-Zawsze, gdy miałem chociaż chwilkę wolnego czasu przychodziłem tutaj do południa aby patrzeć na wschód słońca. Za każdym razem fascynował mnie inaczej. Dlatego go dla ciebie wybrałem.-powiedział jakby czytając w moich myślach.
-Dziękuję.-powiedziałam lekko wzruszona i przytuliłam się do niego mocno. Czułam, że przez najbliższe tygodnie tylko on będzie moją deską ratunku przed całym światem.-Co ja mam tu tak właściwie robić?-zapytałam zniechęcona.
-Nie mam jeszcze do końca wiadomości co do końca planuje Aro. Wiem, że jesteś mu bardzo potrzebna.-odparł. Odsunął mnie delikatnie od siebie i popatrzył prosto w oczy.-Lepiej, żeby nas nikt tak nie zobaczył.-powiedział smutno Alec.-Chodź, pokażę ci zamek.-powiedział Alec i powędrowałam za nim. Pokazał kilka sal, jakieś komnaty, ogromną bibliotekę. Po drodze minęliśmy kilka wampirów i wampirzyc. Wszyscy mieli posępne miny i nawet na mnie nie patrzyli. Nagle, z drzwi, które się przede mną otworzyły wyszedł znajomy mi mężczyzna. Nie rozpoznawałam go na początku ale po kilku sekundach nie miałam już wątpliwości co do tego kto to jest. To był Nathan we własnej osobie tylko, że pod postacią wampira. Nie mogłam się powstrzymać aby nie krzyknąć za nim jednak ograniczyłam się tylko do cichego zawołania z przyczyn okolicznościowych. Odwrócił się do mnie i osłupiał. Koło niego szła wysoka, czerwonowłosa piękność, która również na mnie popatrzyła. Widziałam, że na jego twarzy za widniał chwilowy uśmiech jednak zaraz potem zniknął. Mimo to, wiedziałam, że się cieszył z tego spotkania. Powoli podeszłam bliżej i przechodząc obok zagadałam.
-Jak będziesz mieć chwilkę to zajrzyj do mnie.-dałam znać.
-No jasne mała.-szepnął i puścił mi oczko oraz najwspanialszy uśmiech pod słońcem. Następnie znowu spoważniał, zwrócił się do swojej partnerki i poszli przed siebie. Odprowadzałam ich jeszcze wzrokiem po czym skupiłam się na tym co pokazywał mi Alec. Niestety ja jestem tylko pół wampirem a była już trzecia w nocy więc zrobiłam się śpiąca i poszłam spać. Bałam się zasnąć w tym przerażającym miejscu ale po tylu wrażeniach jednego dnia nie próbowałam nawet walczyć ze zmęczeniem jakie mnie dopadło. Po wejściu do pokoju zdjęłam tylko spodnie, zmieniłam bieliznę i założyłam sportową koszulkę Alec'a bo nic innego nie przyszło mi do głowy a była znacznie dłuższa od moich no i luźniejsza. W głowie mi huczało ale wszystko się uspokoiło gdy tylko położyłam głowę na najwygodniejszym łóżku na jakimkolwiek spałam.
Rano obudziłam się z dziwnym wrażeniem, że jestem przez kogoś obserwowana. W moim serduszku błysnęła iskierka nadziei. Już myślałam, że to Jacob przyszedł do mnie przez balkon w nocy ale przypomniałam sobie właśnie bolesne wydarzenia zeszłego dnia i to, że niestety nie jestem u siebie w domu. Nie chciałam więc podnosić powiek bojąc się, że zobaczę kogoś kogo nie chcę zobaczyć jednak w końcu muszę wstać. Chciałam spotkać się z Nathan'em i poznać jego koleżankę. Dowiedzieć się jak się tu dostał i najważniejsze jak w ogóle został wampirem. Po długiej walce ze sobą samą w końcu otworzyłam oczy. Odetchnęłam z ulgą gdy zobaczyłam Alec'a siedzącego na moim łóżku i z zaciekawieniem wpatrującego się na mnie. Podniosłam się i usiadłam na łóżku opierając się o poduszki.
-Dlaczego tu siedzisz?-zapytałam.
-Chciałem pilnować, żeby nie wszedł tu ktoś nieproszony. Mam nadzieję, że się nie gniewasz.-odparł z nadzieją.
-Jasne, że nie. Jestem ci wdzięczna.-powiedziałam, po czym odkryłam kołdrę i wstałam z łóżka.-Spałam w twojej koszuli, nic innego nie przyszło mi do głowy. Nie obrazisz się, prawda?-zapytałam podchodząc do niego, chociaż znałam odpowiedź.
-Żartujesz sobie?-zapytał z uśmiechem na twarzy. Tak bardzo się cieszyłam, że chociaż w moim pokoju nie musiał zasłaniać twarzy tą kamienną, nieszczęśliwą maską. Dałam mu porannego całusa w usta po czym w drodze do walizki zdjęłam koszulę z siebie i zostałam przed nim w samej bieliźnie. Speszył się strasznie i nie wiedział gdzie podziać wzrok. Aż zaśmiałam się pod nosem.
-Może lepiej jak wyjdę?-zapytał udając, że patrzy gdzieś za okno.
-Spokojnie, nigdy nie wiedziałeś kobiety w samej bieliźnie?-zapytałam.
-yy...Nie.-odpowiedział lekko rozkojarzony.
-To lepiej się przyzwyczajaj bo może kiedyś jeszcze będziesz miał okazję.-powiedziałam po czym wybrałam ubranie na dzisiaj i poszłam do łazienki. Z tego co zauważyłam to była jedyna łazienka w całym zamku. Tak jakby została przygotowana specjalnie dla mnie. Zmieniłam bieliznę, ubrałam się i przygładziłam ręką włosy bo niestety nie miałam żadnych kosmetyków ani nic z tej dziedziny. Wyszłam po chwili i spojrzałam na Alec'a, był bardzo zamyślony.
-Czemu znów mnie pocałowałaś?-zapytał po chwili wpatrywania się we mnie.
-A nie chciałeś tego?-zapytałam lekko rozczarowana.
-Nie to jest ważne tylko to, czy ty tego chciałaś i dlaczego.
-Tak, chciałam tego. A chciałam tego dlatego, że miałam na to ochotę. A miałam na to ochotę bo cię bardzo lubię.-Powiedziałam jakbym tłumaczyła mu coś z fizyki czy chemii. Bez żadnego skrępowania czy niepewności. Uśmiechnął się na te słowa ale widziałam po jego minie, że nadal nie do końca rozumie.
-Ale w jakim sensie Ness? Bo ja nie chcę rozumieć tego co jest między nami inaczej niż ty.-Ciągnął to dalej.
-Posłuchaj.-zaczęłam podchodząc do niego i opierając na jego klatce swoje dłonie. W odruchu chciałam je zabrać ale się powstrzymałam. A dlaczego chciałam je zabrać? Bo wydawało mi się, że coś jest nie tak. Wydawało mi się, że poczuję pod nimi ciepło i rytmiczne bicie serca. Na szczęście w porę sobie przypomniałam, że przecież nie mogę się go tam spodziewać.-Przede wszystkim rozumiem, że nikt tutaj nie może się o nas dowiedzieć ale nie przeszkadza mi to. Dajmy sobie czas i zobaczymy co z tego wyniknie. Dobrze się czuję przy tobie, co jest dla mnie trochę niezrozumiałe ale naprawdę tak jest. Naprawdę cię lubię i jestem gotowa spróbować. A ty? Też tego chcesz?-zapytałam i chciałam aby w moim sercu pojawiła się nadzieja na to żeby powiedział tak ale się nie pojawiała. Wychodziło na to, że nie zależy mi na tym aż tak bardzo i że ze spokojem przyjęłabym też odpowiedź:nie. Alec jednak nie powiedział nic, przyciągnął mnie bliżej do siebie i pocałował namiętnie.
-Ale proszę, obiecaj, że jeśli kiedykolwiek cię skrzywdzę lub chociaż będę próbował z obojętnie jakiego powodu, od razu mnie zabij.-Rzekł tak poważnie, że aż przeszły mnie ciarki.
-Alec..-Chciałam powiedzieć, że ufam mu na tyle aby z nim być i nic nie obiecać ale nie dał mi dokończyć.
-Przyrzeknij.-Nie byłam co do tego przekonana, nie byłabym w stanie go zabić. Chyba.-Renesmee, ja po prostu nie chcę cię skrzywdzić...-powiedział na co mi się od razu przypomniał Jake. On nie zadbał o to, żeby mnie nie zranić, nie obchodziło go to. Więc skoro Alec proponuje mi coś takiego to tak naprawdę nie będzie chciał mnie skrzywdzić więc nie będę musiała go zabijać? więc... mogę przysiąść.
-Przysięgam.-Powiedziałam w końcu. Odsunęłam się od Aleca i usiadłam na parapecie przy oknie.-I co ja mam tu robić?-zapytałam znudzona.
-Nie wiem. Nie martw się, coś dla ciebie znajdziemy ale pewnie Aro będzie chciał z tobą dużo rozmawiać. Nie mam pojęcia o czym ale pewnie będzie chciał ciebie do siebie przekonać.
-Domyślam się. Alec nie udało by się przekonać Aro, żebym poszła do sklepu? Jakiekolwiek. Chcę sobie tylko kupić najpotrzebniejsze rzeczy.-powiedziałam.
-Nie wiem, ty z nim rozmawiaj. Myślę, że prędzej ty go przekonasz niż ja.-odpowiedział tajemniczo.
-Czy ja wiem...-wahałam się.
-Uwierz mi, jesteś dla niego naprawdę bardzo cenna.-powiedział. A to ciekawe. Jakoś mi się nie wydaje ale z drugiej strony skoro zadał sobie aż tyle trudu aby mnie tu ściągnąć to może było w tym trochę prawdy.-Jesteś już gotowa? Aro czeka na ciebie od rana.-powiedział a ja przeraziłam się trochę na myśl o spotkaniu z nim. Nie chciałam iść w ogóle gdziekolwiek. Chciałam tu zostać. Zatęskniłam za rodziną. Wystarczało krótkie wspomnienie a już się rozklejałam. Alec od razu do mnie podszedł i przytulił mnie.
-Spokojnie, wszystko będzie dobrze. Uwierz mi. Ja to po prostu wiem. Nie pokazuj mu słabości. Musisz być silna.-pocieszał mnie i całkiem nieźle mu szło. Faktycznie. Muszę być silna i nie pokazywać, że jestem słaba.
-Okej, chodźmy.-powiedziałam gdy szybko się otrząsnęłam. Wyszłam z pokoju a za mną poszedł Alec. Sama odnalazłam drogę do sali tronowej i zatrzymałam się przed drzwiami.
-Wejdź.-powiedział Alec wskazując na drzwi. Miał cały czas poważną minę ale zanim uchyliłam wrota uśmiechnął się do mnie przelotnie dodając mi otuchy. Wzięłam głęboki wdech spychając strach na sam dół mojego serca i przywołując na twarz nic nie wyrażającą minę. Popchnęłam drzwi i moim oczom kolejny raz ukazała się sala tronowa. Na tronie znowu siedział tylko Aro ale czułam na sobie wzrok kogoś jeszcze. Nie rozglądałam się jednak dookoła tylko wpatrywałam się piorunującym wzrokiem prosto we wroga. Gdy byłam już całkiem blisko Aro wstał i podszedł do mnie. 
 
-Chciałeś się ze mną widzieć?-zapytałam zimnym, beznamiętnym głosem odbierając mu szanse na rozpoczęcie rozmowy dzięki czemu zyskałam niewielką przewagę.
-Wyspałaś się moje dziecko?-zapytał z ironicznym uśmiechem na twarzy.
-Nie twój interes ale tak.-rzuciłam jednak nie okazując żadnych emocji.
-To dobrze. Zapewne nie cieszy cię pobyt tutaj ale uwierz mi, że z pewnością nas polubisz.-Chyba starał się uśpić moją czujność ale słabo mu to wychodziło. Nie odezwałam się tylko przewróciłam oczami i słuchałam dalej.-Posłuchaj, jeżeli będziemy współpracować to naprawdę może to wszystkim wyjść na dobre.-tłumaczył spokojnie.-Masz bowiem moc, która należy do jednej z silniejszych. Oczywiście nie dałabyś rady pokonać na przykład Jane, jej moc znacznie cię przewyższa ale nie jesteś dużo słabsza.-powiedział. Taaa jasnee.. Jakoś bardziej wierzyłam Alecowi w to, że jestem silniejsza od nich.
-Pomyliłeś się w ocenie mojej mocy bo moim darem jest tylko ukazywanie moich pragnień za pomocą dotyku więc nie wiem czy jestem aż tak silna jak mówisz.-powiedziałam z lekką złośliwością.
-Uwierz mi, nie pomyliłem się. A skąd to wiem? Jeden z moich wampirów umie odczytać dar innego.-powiedział złowrogo, patrząc na mnie dziwnie.
-Czy to tyle?-zapytałam udając bardzo zniecierpliwioną.
-Tak, możesz już iść ale wiedz, że ta rozmowa nie jest jeszcze skończona.-odesłał mnie do drzwi. Odwracając się przed nimi rzuciłam jeszcze do niego.
-Przy okazji, idę na zakupy.-nawet nie pytałam tylko po prostu powiedziałam. Nie zaprzeczył. Powoli dochodząc do drzwi usłyszałam jak ktoś podchodzi do Aro. Nie odwracałam się ale nasłuchiwałam co będzie mówić.
-Ona omota sobie ciebie wokół palca. Dobrze wiesz, że spokojnie mogłaby zabić nas wszystkich.-syknęła Jane. Jej głos rozpoznam wszędzie. Chyba sądziła, że jej nie usłyszę. Zdziwiło mnie to.
-Wiem, przecież nie jestem idiotą. Ale pomyśl tylko jacy silni będziemy jeśli uwierzy w to co mówię. Jeśli będzie z nami współpracować.-odpowiedział Aro. Dalej nie słuchałam bo właśnie stamtąd wyszłam. Przeraziło mnie wręcz to, co powiedział Aro. Jak to, będę w stanie ich wszystkich zabić? Ale na szczęście dzięki temu co usłyszałam wiem, że pod żadnym pozorem nie mogę ich słuchać ani wykonywać żadnych ich poleceń. Stanęłam osłupiała na korytarzu. Nie mogłam uwierzyć w to że usłyszałam ich rozmowę. Jestem pewna, że myśleli, że ich nie słyszę, nie ryzykowali by przecież aż tak. Czy ja ma naprawdę aż tak dobry słuch? Chyba wyglądałam dziwnie bo od razu podbiegł do mnie Alec.
-Wszystko w porządku?-zapytał.
-Tak, w jak najlepszym ale po prostu nie mogę uwierzyć w to co usłyszałam.-powiedziałam.-A teraz chodź ze mną za zakupy.-poprosiłam.
-Ale jak to? Zgodził się?-zapytał lekko oszołomiony.
-Powiedziałam, że wychodzę, a on nic nie odpowiedział.-powiedziałam.
-On przecież nas chyba zabije jak pójdziemy.-wydusił z siebie Alec.
Wspięłam się na palcach i nachyliłam do jego ucha opierając na jego klatce.
-Uwierz mi, że nie.-szepnęłam po czym wzięłam go za rękę i pociągnęłam do drzwi. Po drodze minęliśmy jakąś kobietę, która dziwnie, wręcz nieprzyjaźnie się na mnie patrzyła.-Kto to?-zapytałam.
-To żona Aro.-odpowiedział.
Byłam w szoku. To on ma żonę?! Ale nic. Nie chciałam już bardziej psuć tego dnia i radośnie wyszłam za zewnątrz. Powędrowaliśmy z Alec'em w stronę centrum a potem weszliśmy po pierwszej lepszej galerii. Widziałam jak Alec'owi się tu podobało. Zgaduję, że w galerii był tylko podczas tej szybkiej bieganiny po sklepach. Chodziliśmy od sklepu do sklepu, przymierzałam różne rzeczy i kupowałam. Wstąpiliśmy bowiem do mojego banku gdzie zgłosiłam, że niby jestem na wakacjach i zgubiłam kartę do bankomatu. Szybko wypełniłam formalności i już miałam dostęp do moich pieniędzy. Kupiłam wszystko, czego mi brakowało z kosmetyków, ubrań, do tego odtwarzacz MP4 i poszłam do kafejki zgrać trochę utworów. Chciałam kupić jakiegoś laptopa ale kiedy zapytałam czy mają internet w zamku popatrzył na mnie jak na idiotkę. Kiedy miałam już wszystko wróciliśmy do tego miejsca gdzie nie chciałam wracać. Było już po szesnastej. (kupiłam też zegarek). Myślałam też o zakupie telefonu i skontaktowaniu się z rodziną ale oni by zaraz przyjechali chcąc mnie chronić a ja muszę się dowiedzieć jaki mam dar i nie chcę aby ano ryzykowali śmierć tutaj.
Weszliśmy do środka a inni popatrzyli na nas jak na jakiś nie z tej planety. Ale nie zwracaliśmy na nich uwagi. To znaczy raczej to ja zwracałam na siebie uwagę bo Alec był w tym dziwnym płaszczu. Ale już co jak co nie miałam zamiaru go zakładać. Po drodze minęłam Nathana i zapytałam dlaczego nie przyszedł. Powiedział, że wczoraj nie mógł więc przyjdzie dzisiaj. Poszliśmy dalej i gdy mieliśmy już kierować się do schodów drzwi od sali tronowej się otworzyły i stanął w nich Aro.
-Alec.-powiedział nieprzyjemnym głosem. Zauważyłam tylko strach w oczach Alec'a ale zaraz potem zastąpił go obojętnym wzrokiem. Wiedziałam, że to coś związanego ze mną i najprawdopodobniej z tym wyjściem. Nie chciałam go zostawiać ale Alec zamknął drzwi po wejściu na salę. Podeszłam trochę bliżej i zaczęłam nasłuchiwać.
-Co ty sobie wyobrażasz!?-krzyczał Aro.-Jak śmiałeś opuścić ten zamek bez mojej zgody?!-darł się na niego.
-Pilnowałem Renesmee!-uniósł się Alec.-Nie chciałem żeby sama wałęsała się po mieście!
-A od kiedy to się zrobiłeś taki opiekuńczy?!!-dalej atakował go Aro.
-Nic o mnie nie wiesz! Nie jestem taki jak ty!-wrzasnął Alec.
-Masz szczęście, że nie chcę zrażać do siebie Renesmee ale mam ochotę cię zabić!-zagroził bez skrupułów Aro.
-A ja mam szczęście, że ją spotkałem.-powiedział Alec a mi zrobiło się ciepło na duchu.
-Wydaje ci się, że jesteś zdolny do ludzkich uczuć?! Jesteś taki jak my! I nic tego...-krzyczał Aro a ja nie mogłam już tego znieść. Rzuciłam torby i wbiegłam na salę. Oboje zwrócili na mnie wzrok a ja swoim spiorunowałam Aro. Czułam jak miotają w moich oczach błyskawice jeszcze silniejsze od tych, które Aro wywołał ostatnio.
-Jak śmiesz tak mówić?!-krzyknęłam. Nie bałam się go. Wiedziałam, że to on boi się mnie i nawet nie spróbuje walczyć. Wiedziałam, że jeśli odpowiednio mnie sprowokuje to go zabiję. Nie miałam pojęcia jeszcze jak ma to wyglądać ale byłam tego pewna. Małym dowodem tego było to, że mimo iż jestem tylko pół wampirem to miałam lepszy słuch od nich. Tym razem również czułam jej obecność. Tym razem wiedziałam, że była to Jane. Bała się wyjść z ukrycia.
-Spokojnie Renesmee...-zaczął Aro. Tak łatwo w jego głosie wyczuwalny był strach. Czułam się jakbym miała nad nim władzę. Chciał wymyślić jakąś wymówkę ale coś mu nie wychodziło.
-Nie chcę tego słuchać!-krzyknęłam po czym szarpnęłam Alec'a za rękę i pociągnęłam za sobą do mojego pokoju. Po drodze zabraliśmy bagaże i nie zostało już po nas śladu. Gdy byliśmy na schodach usłyszałam jeszcze jak Jane mówi do Aro, że go uprzedzała.




No i jak? Komentujcie!!!
Przy okazji, uzupełniłam galerię nowych bohaterów.

środa, 20 marca 2013

Rozdział 22: Nie mam pojęcia co robię, i do końca dlaczego ale robię to. Paradoksem jest to, że czuję, że dobrze robię ale co jeśli tak mi się tylko wydaje?

Specjalnie i za razem z dedykacją dla Wiki :**
Fanki Jacoba nie będą zadowolone.... Ale cóż, jaka wena taki tekst :D

ocean kingdom

sama nie wiem czy pasuje bo wszystkie te utwory sa wspaniałe ale chyba za bardzo epickie jak do takiego zwykłego rozdziału. Ale wszystkie są takie wspaniałe... Mam zamiłowanie ostatnio do muzyki filmowej. Posłuchajcie sobie Two Steps From Hell

Jechaliśmy w ciszy. Z głową opartą na ręce patrzyłam przez okno. Zastanawiałam się nad tym, co powiedział mi Alec. Powiedział, że związki wilkołaków i wampirów są zakazane i przedstawił tego konsekwencje. Wiele myśli krążyło mi po głowie, jednak najczęściej w głowie krzyczała mi myśl, że Jacob tak mnie potraktował bo chciał sobie ocalić tyłek. Po tym jak mnie potraktował nie umiałam wymyślić nic, co postawiło by go w dobrym świetle i mimo, że patrzyłam teraz na to wszystko z perspektywy całego dnia to nadal nienawidziłam Jacob'a. Wątpiłam w to, czy mój stosunek do niego kiedykolwiek się zmieni. Przecież to co zrobił było płytkie, wyrachowanie i podłe. Nawet nie mam siły już o nim myśleć. W ogóle cały ten dzień był wyczerpujący. Nie chciałam zasypiać, czułam się niepewnie sam na sam z Alec'em. Jednak zmęczenie okazało się silniejsze, nie potrafiłam z nim walczyć.
Miałam niespokojne sny. Widziałam umierającego Jacob'a, ale nie to mnie przerażało. Stałam pośród setek martwych ludzi zaplamiona ich krwią. Byłam złośliwie uśmiechnięta.
Nagle obudził mnie czyjś głoś wołający moje imię i lekko dotykający mojego ramienia. Szybko się ocknęłam i zobaczyłam Alec'a. Poczułam jak jego ręka powędrowała do mojej szyi po której od razu przeszły mnie dreszcze.
-Spokojnie, to tylko zły sen.-uspokajał mnie. Rozglądnęłam się dookoła i zobaczyłam, że jesteśmy już na miejscu.
-Kiedy przyjechaliśmy?-zapytałam.
-Jakąś godzinę temu.-odpowiedział.
-Dlaczego mnie nie obudziłeś?-zapytałam lekko poddenerwowana całą sytuacją i tym, że przez ten cały czas pewnie na mnie patrzył.
-Słodko spałaś i nie miałem sumienia cię obudzić.-odpowiedział. „o ile w ogóle masz sumienie” pomyślałam i popatrzyłam na niego poirytowana.-Przepraszam.-szepnął.-Wiem, co pomyślałaś. Może i masz rację ale proszę, nie osądzaj mnie za czyny mojej przybranej rodziny.-powiedział a mnie zrobiło się głupio. Nie dał mi odpowiedzieć i kontynuował.-Powiedz mi, jak to jest śnić?-zapytał niespodziewanie. Trochę się zmieszałam ale wpadłam na pewien pomysł. Ostrożnie podniosłam rękę i delikatnie przyłożyłam ją do jego policzka. Najpierw lekko drgnął ale potem się rozluźnił. Rozpoczął się seans. Pokazałam mu mój sen a on sam aż wzdrygnął się na jego widok. Tylko dlaczego? Przecież dla niego to pewnie normalny widok.-Trochę głupio mi o to prosić ale pokażesz mi jakieś twoje wesołe wspomnienia?-to zaskoczył mnie jeszcze bardziej. Nie byłam pewna czy powinnam ale mogę przecież pokazać coś uniwersalnego. Albo coś, co mu pokaże ile tracił będąc z nimi. Tylko co? Od razu wpadły mi do głowy moje wypady z Jacob'em. Na przykład Nowy Meksyk. Nasze zabawy w wodzie i te romantyczne chwile. Sama na moment też za nimi zatęskniłam ale tylko na moment. Pokazałam mu momenty ze szkoły, lekcje i nawet jak podrywał mnie ten cały Chris. Pokazałam też moment gdy Jake obronił przed tą Katelyn i jak myślałam, że zginął. Wtedy Alec zrobił niewyraźną minę. Zabrałam rękę i czekałam co powie.
-Masz piękne wspomnienia. Szkoda, że ja takich nie mam.-wtedy właśnie drugą rękę również położył mi na szyi i powoli zaczął się do mnie przybliżać. Otworzyłam odrobinkę usta i już po chwili znalazły się na nich usta Alec'a. Nie chciałam dotykać go rękami ale nie mogłam się powstrzymać. Wplotłam jedną rękę w jego włosy i zaczęłam wczuwać się w ten pocałunek. Całował tak delikatnie, tak ostrożnie, bał się mnie skrzywdzić. Oddawałam mu ten pocałunek, chciałam go. Nie wiem czemu ale nadal czułam z nim tą mocną, nierozrywalną, dziwną więź. Mimo że przez tę chwilę w podróży byłam zła to nie zerwała się więź, którą czułam już wcześniej. Wtedy, mimowolnie przypomniał mi się pierwszy pocałunek Jacoba, zatęskniłam za nim. Teraz tak naprawdę. Owszem, nie za tym Jacobem, który mnie skrzywdził tylko za tym Jacobem, którego... kochałam. Ale wiedziałam, że pierwszy Jacob już do mnie nie wróci. Muszę dać sobie z nim spokój bo Jacob, którego kocham tak naprawdę nigdy nie istniał, oszukał mnie, nabrał, że jest taki wspaniały i zranił. Takiego Jacoba powinnam zapamiętać aby już nigdy nie mieć do niego słabości. Muszę pamiętać o tym jak mnie potraktował i jaki był okrutny.
Odsunęłam się od Aleca zasmucona tym wspomnieniem. Spuściłam zawstydzona głowę ale uśmiechałam się mimo wszystko. Podobało mi się. Alec świetnie całował i dzięki niemu wreszcie odpowiedziałam sama przed sobą, że nie mam innego wyjścia jak znienawidzić Jacoba.
-Przepraszam, naprawdę nie powinienem był. Przepraszam, ja... Przepraszam.-powiedział zmieszany. Ale ja wcale nie żałowałam tego co się stało. Podniosłam uśmiechniętą twarz w jego stronę i położyłam jedną rękę na ramieniu.
-Będziesz miał co wspominać.-powiedziałam, dałam lekkiego całusa w policzek i wysiadłam z auta. Odetchnęłam z ulgą wdychając świeże powietrze. Alec otworzył bagażnik, wziął torbę i weszliśmy do środka. Miał już bilety więc tylko poczekaliśmy na nasz lot i już po pół godzinie byliśmy w powietrzu. Z każdą minutą byłam coraz bardziej niespokojna bo zbliżała się moja wizyta z Aro i resztą. Ciekawiło mnie również to, jakim cudem Alec nie chciał wypić mojej krwi. Na pewno ją czuł. Tak bardzo mnie to ciekawiło, że zapytałam go o to w prost.
-Mówiłem, że jestem inny i żebyś nie posądzała mnie o czyny ludzi, z którymi muszę mieszkać. Nie piję ludzkiej krwi.-kolejny szok tego dnia.
-Ale jak to? Pozwalają ci na to?-zapytałam.
-Nie wiedzą o tym.-odpowiedział. Nie chciało mi się dalej dalej gadać więc opuściłam się nachmurzona w fotelu i patrzyłam przed siebie.-Rozchmurz się. Wystarczy, że będziesz udawać, że pijesz ludzką krew.-starał się mnie pocieszyć ale to mnie jeszcze bardziej zdenerwowało.
-Jak mam się rozchmurzyć jeśli już niedługo zamieszkam w miejscu z dala od mojej najbliższej rodziny z bandą idiotów gdzie nie będą mogła nawet w spokoju czegoś zjeść ani nawet pójść na zakupy.-powiedziałam ze złością ale na tyle cicho, żeby nie usłyszał mnie nikt oprócz Alec'a. Nie odpowiedział nic ale sam zrobił się nieco smutny.
-Przyrzekam, że postaram zapewnić ci jak najlepsze warunki. Przekonam Aro, żebyś choć czasem mogła gdzieś iść. Wątpię, żeby puścił cię samą ale znam dziewczynę, która z chęcią pójdzie z tobą i z którą na pewno się zaprzyjaźnisz.
-Dlaczego tak ci na tym zależy? Nie jesteśmy nawet kumplami a ty za każdym razem starasz się zachowywać jakbyśmy byli najlepszymi przyjaciółmi.-Zapytałam szczerze i chyba go trochę tym zraniłam ale nic mnie to nie obchodziło.
-Bo wiem, że jesteś inna.-powiedział przez zaciśnięte żeby.-Myślisz, że tak fajnie jest pod przymusem mieszkać z kimś, kogo musisz słuchać? Kto wydaje ci niemoralne rozkazy nie zważając na to czy się z nimi zgadzasz? Kto nie toleruje odmienności?-zapytał wyzywająco po czym spojrzał na mnie z bólem w oczach. Rozmawialiśmy szeptem więc nikt nas nie słyszał. Poza tym było już po dwudziestej pierwszej więc większość z pasażerów spało.-Wydaje ci się, że tak fajnie jest się otaczać bandą samolubnych idiotów? Nie znasz tego bólu. Nie wiesz jak to jest kiedy chce się kogoś pokochać i od wieków nie spotyka się nikogo wyjątkowego! Aż teraz zjawiłaś się ty. Nie chcę tracić tej okazji, chcę chociaż przez chwilę żyć normalnie...-wyrzucił z siebie chyba wszystko co chciał. Albo jednak nie.-Już od dawna szukam sposobu aby się stamtąd wyrwać ale nie znalazłem go. Nie mam pojęcia jak zrobił to Carlise.-powiedział i teraz już chyba skończył.
-Nigdy nie wiedziałam co czujesz. Przecież nie miałam okazji cię poznać.-wytłumaczyłam i nie wiedziałam co myśleć o tym, że Alecowi na mnie zależy.
-Właśnie dlatego prosiłem żebyś mnie pochopnie nie osądzała dopóki mnie nie poznasz.-powiedział.
-Dlaczego mnie pocałowałeś?-zapytałam ale nie ze złością, byłam ciekawa o czym wtedy myślał, co chciał osiągnąć.
-Nie wiem, po prostu... nie mogłem się powstrzymać. Jesteś taka wspaniała. Emanuje od ciebie taka energia, że chce się być cały czas jak najbliżej ciebie. I dziękuję Ci, że mnie nie odepchnęłaś, przez te sekundy czułem, że żyję, że jest normalnie.-Powiedział a mi zrobiło się naprawdę go szkoda. Miał takie smutne oczy. Nie wiedziałam czy robię dobrze ale też nie czułam, żebym robiła źle. Położyłam mu rękę na ramieniu w geście pojednania, pochyliłam się nad nim i pocałowałam. Tym razem to ja zaczęłam. Wplotłam rękę w jego włosy a drugą przeniosłam z ramienia na policzek. Objął mnie w talii i sam się przybliżył. Przeszkadzał mi podłokietnik między nami więc nie odrywając się od niego wstałam i przeniosłam się na jego kolana. Siedząc do niego przez pierwsze sekundy nie myślałam o niczym. Tylko o przyjemności, którą czerpałam z pocałunku. Gdy zaczęłam się w niego zagłębiać, gdy wplatałam rękę w jego włosy, gdy obejmował mnie tak mocno i stanowczo zobaczyłam go przed sobą. Zobaczyłam Jacoba. Wystraszona, odskoczyłam od Aleca jak oparzona. Oddychałam ciężko, serce mi waliło. Osunęłam się z powrotem na swoim fotelu i podwinęłam nogi pod siebie. Trzęsłam się cała, nie chciałam więcej widzieć przed sobą Jacoba, a już w szczególności jako tego dobrego chłopca, którego kiedyś całowałam. Nie chciałam o nim pamiętać.
-Przepraszam Ness... Ale nie wiedziałem co..-zaczął Alec
-To nie twoja wina. To ja przepraszam ale po prostu..-łzy pojawiły się w moich oczach.-Po prostu się wystraszyłam.-Ale walnęłam, wyszłam na idiotkę. Najpierw zaczynam go całować a potem się go boję. A przynajmniej tak musiało to zabrzmieć.
-Rozumiem...-odburknął zasmucony Alec.
-Nie, nie ciebie.-szybko zaprzeczyłam.-Zobaczyłam... Jego.-Powiedziałam nie mogą wydusić imienia. Alec zrobił dziwną minę więc musiałam powiedzieć.-Zobaczyłam Jacoba. A dokładniej zobaczyłam w tobie Jacoba.-Po moim policzku spłynęła samotna łza, którą szybko otarłam.
-To logiczne, skoro go kochasz to nie chcesz go zdradzać. Nie martw się, będę się trzymał z daleka.-Powiedział Alec.
-Nie. Ja go nienawidzę i chcę żebyś był przy mnie. Chroń mnie przed nim.-Poprosiłam siadając Alecowi znowu na kolanach. Nie odpowiedział nic na moje słowa ale przytulił mnie mocno do siebie co chyba było znakiem tego, że będzie przy mnie. Siedzieliśmy tak przez jakiś czas po czym znów się odezwałam.
-Jeżeli tylko uda nam się uciec, jeśli oczywiście tego chcesz to pomogę i tobie uciec.-przyrzekłam i czułam, że nie na darmo, że to się kiedyś uda.
-Dzięki to naprawdę miłe. Może opowiesz mi coś ze swojego życia? Jakieś śmieszne historie? Byłaś gdzieś kiedyś za granicą, w jakimś fascynującym miejscu?-zapytał. Przypomniał mi się wyjazd do Paryża. Zamiast wszystko mu opowiedzieć pokazałam mu za pomocą mojego daru. Prawie całe moje życie. Oczywiście oprócz momentów, które chciałam zatrzymać tylko dla siebie. Lot dobiegł już końca. Bałam się spotkania z Volturi ale też się cieszyłam bo chyba zyskałam nowego przyjaciela albo może i kogoś mi bliższego. Z lotniska nie jechaliśmy samochodem tylko biegliśmy. Nim się spostrzegłam byliśmy przed zamkiem. Cała drżałam ze strachu. Nie chciałam tam wchodzić ale niestety podjęłam decyzję jeszcze w Ameryce. Żałowałam, że nie mam przy sobie chociaż jakiegoś zdjęcia bliskich, chociaż jednego. Po drodze Alec poszedł się przebrać ale poprosił mnie abym zachowała dla niego na pamiątkę te ubrania w swojej torbie.
-Nie martw się, wszystko się jakoś ułoży.-pocieszył mnie jeszcze przed wejściem Alec po czym spoważniał, otworzył przede mną drzwi, wprowadził do środka i już nawet nie popatrzył. Zrozumiałam, że jego miły stosunek do mnie będzie teraz rzadkością. Ale tylko z zewnątrz. Wiedziałam, że w sercach nadal będziemy sobie bliscy. 


 

wtorek, 19 marca 2013

Rozdział 21:Zmiana losu choćby jednego człowieka może zniszczyć świat. Mój los był właśnie taki jaki jest i nie mogę go zmieniać. Muszę sobie z tym radzić by nie zaszkodzić tym, których kocham.

 
Muzyczkę polecam oczywiście bo staram się dopasować jej styl do wydarzeń. Przełączajcie ją sobie jak będą kolejne linki :)

 

Nie wierzyłam własnym uszom gdy Jake mówił, że chodziło mu tylko o seks. Byłam wściekła ale w głębi czułam się naprawdę zraniona. Gdy to usłyszałam miałam ochotę go zabić. Odwdzięczyć się za to jak mnie potraktował i byłam przekonana, że zasługiwał na śmierć. Teraz się rozklejałam. Kochałam go całym sercem a on mnie tak podle wykorzystał. Oddałam mu się cała i to nie tylko tej ostatniej nocy. Poczułam jak pieką mnie powieki od napływających łez. Biegłam przed siebie, nawet nie wiedząc gdzie. Chciałam znaleźć się jak najdalej stąd. Od miejsca, w którym go poznałam i w którym ta znajomość tak nieszczęśliwie się skończyła. Bolało mnie to coraz bardziej, bolało mnie serce. Było rozdarte na miliony kawałeczków.
Kiedy wybiegałam z jego domu przyrzekłam sobie, że już zawsze będę go nienawidzić, że więcej o nim nie pomyślę, że przy następnej okazji go zabiję i..., że nie będę cierpieć. Jednak teraz coś we mnie pękło. 
Rzeczywistość do mnie dotarła i boleśnie zraniła. Gorzkie łzy spłynęły mi po policzkach. Biegłam dalej przed siebie, łzy zamazywały mi obraz. Zastanawiałam się jeszcze raz nad tym wszystkim co przed chwilą zaszło. Emocje Jacoba nie były związane z tym co mówił. Wydawał się bardzo przygnębiony i smutny. Na jego twarzy łatwo dostrzegalny był ból. Nie miałam pojęcia dlaczego. Ja teraz nie poznawałam siebie, nie wierzyłam w to co mówiłam, nie byłabym w stanie go zabić. Ale wiem za razem, że dobrze zrobiłam mówiąc te słowa. 
Nie przeszkadzało mi to, że biegnę boso, ani to, że w tej długiej wieczorowej sukni. Chociaż co do sukni... Zatrzymałam się nagle na jakiejś polanie, złapałam za suknię gdzieś powyżej kolan i jednym ruchem oderwałam jej dół, nie było mi jej szkoda, tylko przypominała mi o tej tragedii. W tym momencie usłyszałam jak w oddali strzeliła jakaś gałązka i szelest liści. Ktoś tu był. Pierwszą osobą o jakiej pomyślałam był Jake ale rozejrzałam się dookoła i nie zobaczyłam go. Nie czułam też zapachu żadnego wilkołaka. Wystraszyłam się bo stuprocentowo czułam czyjąś obecność. Zamarłam w bez ruchu. Bałam odwrócić się za siebie bo wiedziałam, że ten ktoś teraz stoi za mną. To był wampir bo nie czułam żadnego ciepła ale nie znałam też jego zapachu. A przynajmniej go nie pamiętałam.

Zmiana nastroju więc i zmiana muzyki (poczekajcie aż się zacznie, na początku jest cicha)

-Witaj, Renesmee.-powiedział nie za przyjemnie. Znałam skądś ten głos ale nie pamiętam skąd. Powoli więc zaczęłam się odwracać aż wpadłam na kogoś wzrostu mniej więcej Jasper'a. Podniosłam odrobinę wzrok aby spojrzeć na jego twarz i przeraziłam się na jej widok. Kamienny, pozbawiony żadnych uczuć wyraz tej twarzy przyprawiał mnie o dreszcze. To był Alec, jeden z Volturi. Już chciałam uciekać ale złapał mnie za ramię.-Nie uciekaj, bo będzie jeszcze gorzej.-powiedział beznamiętnie a ja nie chcąc okazywać strachu stanęłam więc z dumnie podniesioną głową i starając się opanować drżenie głosu odpowiedziałam.
-A może być jeszcze gorzej?-zapytałam właściwie sama siebie ale nie czekałam na nic i zaatakowałam. Kopnęłam go w szczękę, odwinął się do tyłu i wylądował w śniegu-Co tu robisz?!-Warknęłam na niego niby to obojętnie ale chciałam to wiedzieć bo zazwyczaj Volturi w pobliżu oznaczali kłopoty. Alec podniósł się zanim zdążyłam do niego podejść.
-Musisz ze mną iść. Aro chce się z tobą widzieć. Jeśli nie pójdziesz dobrowolnie będę musiał zaciągnąć cię siłą.-Ostrzegł mnie. Nie chciałam poddawać się bez walki więc znowu zaczęłam atakować. Nie miałam co czekać na jego pierwszy cios. Kopnęłam go więc z obrotu tak, że uderzył w drzewo kilka metrów dalej. Podbiegłam do niego i chciałam wyprowadzić kolejny cios ale złapał moją rękę w nadgarstku tuż przed swoją twarzą. No to już było po mnie, chociaż miałam nadzieję, że uda mi się chociaż go okaleczyć albo jakkolwiek zranić. Dlatego chciałam go kopnąć w twarz ale złapał mnie w kostce drugą ręką, dziwnie wykręcił moją nogę i leżałam twarzą w śniegu. Myślałam, że teraz to on zada mi cios ale tylko unieruchomił mi dobrze obie ręce, podniósł i trzymał tuż przed sobą.
-To nic nie da, nie walcz ze mną bo tylko pogorszysz swoją sytuację. Jeśli nie pójdziesz ze mną to zaciągnę cie siłą, a jeśli nawet mnie zabijesz to zjawi się tu cała straż Volturi i zabiją was wszystkich po kolei.-Szepnął mi do ucha. Widziałam, że ta opcja, którą mi przedstawił jest jedną z najprawdopodobniejszych ale i tak nie miałam zamiaru pójść na ugodę
 -Nigdzie z tobą nie pójdę!-Wrzasnęłam i szarpnęłam chcąc uciekać się ale to nic nie dało.
-Posłuchaj, nie bądź głupia. Rozumiem, że nie chcesz ze mną iść ale zaufaj mi, pomo...-zaczął ale nie dałam mu dokończyć.
-Tobie?! A niby na jakiej podstawie?!-krzyknęłam zbulwersowana, jak mogłam mu zaufać?! Nie mieściło mi się to w głowie.
-Bo nie przeżyjesz inaczej. Tak będziesz mogła uratować swoich bliskich. Posłuchaj..-Chciałam mu znowu przerwać ale mówił dalej.-Pomogę Ci. Tylko najpierw musisz mi zaufać i ze mną pojechać.-Przekonywał mnie spokojnie nie tracąc cierpliwości.
-Robisz to specjalnie! Chcesz mnie owinąć sobie wokół palca a potem wykorzystać! Tak samo jak on! Ale ja ci się nie dam!-walczyłam nadal nie dając się przekonać. Widziałam w jego zachowaniu podobieństwo do zachowania Jacoba. Chciał zrobić to samo tylko, że pewnie nie zaciągnąć do łóżka.
-Rozumiem cię dlaczego nie chcesz jechać do Volterry. Ja też nie chcę tam być ale dla mnie nie ma już ratunku. Ty dasz radę się uwolnić tylko mi zaufaj. Ja ci pomogę.-Dalej mnie namawiał. Wiedziałam, że niepotrzebnie wspomniałam o tym, że ktoś mnie wykorzystał ale Alec na szczęście o to nie zapytał. Zresztą, po co miał się interesować moimi prywatnymi problemami?
-Jakim cudem? Skoro ty nie możesz uciec to jakim cudem ja dam radę? Nie mam takie daru jak ty, jestem mała i bezbronna.-Szepnęłam zrezygnowana już z walki.
-Wiem, że masz dar. Nie wiem jaki, podsłuchałem tylko rozmowę Aro. Ale wiem, że masz drugi dar, i dzięki niemu będziesz silniejsza nawet od Aro. Ale wiem też, że musisz go w jakiś sposób wyzwolić i nie mam pojęcia jak. Dlatego zaufaj mi, chodź ze mną. Dowiesz się jak uzyskać nowy dar i jak już go zdobędziesz to pomogę ci uciec.-Wytłumaczył a ja zastanawiałam się nad sensem jego słów. Czy faktycznie mogłam mu zaufać? Czy był tego warty? Czy miałam szanse na przeżycie tam? Czy tu? Czy nie powinnam jednak chronić tych, których kocham? Nie znalazłam odpowiedzi na te pytania ale nie widziałam lepszej opcji niż po prostu z nim pójść.
Tak jak myślałam biegliśmy w stronę Seattle. Pewnie na lotnisko. Zaraz, zaraz! Nie mogę pokazać się tak przy ludziach.
Nie dość, że jest zima to mam podartą sukienkę. Chyba poczuł, że lekko spanikowałam więc zanim wbiegliśmy do miasta zatrzymał się i popatrzył na mnie.
-Co się stało Re...?-zapytał troskliwie i chciał powiedzieć Renesmee ale się powstrzymał.
-Spokojnie, mów mi Ness. Ale oficjalnie Renesmee.-Oswoiłam się z nim trochę podczas biegu więc potrafiłam teraz z nim normalnie rozmawiać i zaczęłam go traktować jak normalnego wampira a nie wroga. Trochę dziwne? Prawda? Jak podczas kilku minut można przestać kogoś nienawidzić? Ale nie trapiło mnie to tak bardzo jak to, że Jacob mnie tak bardzo skrzywdził.-Nie mogę się tak pokazać! Wyglądam ja jakiś potwór! Poza tym co ludzie sobie pomyślą?-panikowałam jak opętana a on najpierw się dziwnie na mnie patrzył a potem uśmiechnął się przyjaźnie, wręcz rozbawiony tą sytuacją.
-Ach no tak! Kobiety!-kiwnął głową rozbawiony naprawdę poważną sytuacją. Chociaż szczerze, dzięki temu na mojej twarzy w końcu też pojawił się uśmiech.
-Heej.-zajęczałam i klepnęłam go w ramię chociaż nie wiem czy powinnam była. Na szczęście nic nie powiedział i śmiał się dalej. Poczułam się tak jakbyśmy od zawsze byli przyjaciółmi. Czułam z nim dziwną więź.
-Wyglądasz ślicznie, gdy się uśmiechasz.-skomplementował mnie co było całkiem miłe. Mimowolnie uśmiechnęłam się szerzej ale za razem spuściłam głowę aby nie patrzył na moją twarz bo czułam się wtedy jakoś dziwnie-Przepraszam... nie powinienem był.-zrozumiał o co chodzi i naprawdę mnie zadziwił swoim zachowaniem.-To nie wiem... W sumie wystarczy jeśli szybko wbiegniemy do sklepu w takim tempie aby przynajmniej nas nie zauważyli, potem weźmiesz szybko swój rozmiar i wybiegniemy. Co ty na to?-zaproponował ale ja nie byłam zbytnio zadowolona z tego pomysłu. Nie potrafiłam kraść a w szczególności dlatego, że zawsze wystarczało mi pieniędzy na wszystko. No ale cóż, innego wyjścia to ja sama nie widziałam. Biłam się ze swoimi myślami ale w końcu zdecydowałam, że nie ma nic do stracenia i że zaryzykuję.
-Okej, wchodzę w to. Zresztą to przecież dla mnie.-uśmiechnęłam się radośnie.
-Tylko pamiętaj, to musi być szybka akcja, nie możesz się długo decydować.-powiedział i pobiegliśmy dalej. Zaraz na pierwszym parkingu na obrzeżu miasta stało to śliczne Audi R8 Coupe. Wszędzie je rozpoznam. To jedno z moich ulubionych aut. Oczywiście czarne. Podeszliśmy bliżej ale nie wsiadaliśmy. Po drodze ustaliliśmy, że szybciej będzie jeśli pobiegniemy. Mam nadzieję, że umiem biegać na tyle szybko aby nie zostawać w tyle.
-Okej, wiesz już gdzie idziemy?-zapytał Alec.
-Chyba tak, chodź za mną.-odpowiedziałam i zaczęłam biec ile tylko miałam sił z nogach. Nie mogliśmy iść do jakiegoś drogiego domu mody ponieważ tam jest znacznie mniej klientów niż w normalnym markowym sklepie. Pobiegłam więc do Reserved. Był najbliżej i były w nim najbardziej uniwersalne rzeczy. Wbiegłam szybko i wydawało mi się, że naprawdę byłam jak niewidzialna. Spokojnie zdążałam sprawdzić rozmiar danego ubrania aby wybrać swój. Najpierw sięgnęłam po dwie pary Jeans'ów. Musiałam mieć coś na zapas bo nie spodziewałam się aby był to po prostu weekendowy wypad w odwiedziny do Aro. Rzuciłam je w stronę Alec'a. Potem sięgnęłam po kilka T-shirtów z krótkim rękawkiem i długim. Do tego trzy bluzy, dwa sweterki i oczywiście nie mogłam zapominać, że była zima więc wzięłam stylowy, granatowy płaszczyk do pasa. Nie mogłam patrzeć na tę okropną pelerynę Alec'a więc wzięłam mu parę Jeans'ów, zwykłą koszulkę sportową i bluzę. Większość tych rzeczy trzymał Alec a ja korzystając z okazji, że byliśmy w galerii wpadłam do sklepu z walizami i torbami i innymi takimi i wzięłam największą walizkę na kółkach jaką mieli. Pomyślałam jeszcze, że dla mnie jakaś torebka na ramię też się przyda więc sięgnęłam po tą która mi się rzuciła w oczy i wyszłam po czym rzuciłam walizkę w stronę Aleca. No tak, jeszcze buty. Weszłam do obuwniczego, wzięłam parę kozaków i balerinki i już chciałam wychodzić ale przy wyjściu zauważyłam takie cudowne botki, że się zatrzymałam. Alarm zaczął piszczeć a ja nie wiedziałam co mam robić. Spanikowałam. Zakręciło mi się w głowie i chciałam upaść ale ktoś zawołał moje imię.
-Renesmee co ty robisz?!-krzyknął z oddali Alec po czym w sekundzie znalazł się koło mnie, złapał za rękę i szybko pociągnął do wyjścia. Zaczęliśmy biec jak najszybciej na parking. Kiedy szłam po buty Alec zdążył schować rzeczy do walizki więc nie był już tak bardzo załadowany. Bałam się Aleca. Bałam się, że na mnie nakrzyczy, że jestem nieostrożna i że tylko tracimy czas. Wbiegliśmy na parking i pędziliśmy w stronę samochodu ale ja nie zauważyłam progu oddzielającego miejsca parkowania i potknęłam się upadając na ziemię i ciągnąc za sobą Alec'a. Walizka odleciała gdzieś na bok a ja znalazłam się pod nieznanym mi właściwie mężczyzną. Teraz bałam się go jeszcze bardziej. On jednak zamiast się na mnie wkurzyć zaczął się śmiać. Nie zrozumiałam go.
-Niezła jesteś.-powiedział po czym nadal się śmiał. Miałam zdziwioną minę a do niego chyba nadal nie dotarło w jakiej jesteśmy pozycji.-A miało być tylko kilka ubrań. Skoro to jest kilka to ile ty kupujesz jak idziesz na prawdziwe zakupy?-zapytał ale przestał się śmiać gdy zauważył, że mi nie jest do końca do śmiechu.-Ale masz cudowne ocz...-chciał na pewno powiedzieć oczy bo patrzył się prosto w nie ale nie dokończył.-Sorki.-powiedział po czym wstał szybko i podał mi rękę.-A szczerze powiedziawszy nigdy się tak dobrze nie bawiłem.-dodał po czym i ja zaczęłam się śmiać.
-No ja również muszę to przyznać.-Odparłam bo tak naprawdę to ta odrobinka adrenaliny dobrze mi zrobiła.
-A tak właściwie to po co ci męskie ubrania?-zapytał ze zdziwieniem.
-One są dla ciebie. To, że ja chcę dobrze wyglądać nie znaczy, że ty możesz chodzić w tym...-chyba w porę ugryzłam się język.-wybacz ale to co masz na sobie raczej nie należy do najnowszych trendów.-dokończyłam nie chcąc go zbytnio urazić chociaż nie powinno mi być go w jakikolwiek sposób żal.
-Myślisz, że nie wiem. Ale nawet nie mam okazji, żeby się stamtąd wyrwać i gdzieś pojechać albo chociaż by przejść się na spacer.-odpowiedział.
-No to masz szczęście bo coś ci wzięłam.-rzekłam i przeszukując torbę odnalazłam rzeczy dla niego po czym mu rzuciłam.
-Ymm.. dzięki.-odpowiedział.-To może ja pójdę się przebrać gdzieś tam do lasu a ty zrób to w samochodzie.-nie czekając na moją odpowiedź rzucił mi kluczyki a sam pobiegł daleko. Wsiadłam do tego cudownego auta zabierając ze sobą wybrane ubrania i zamknęłam drzwi. Samochód nie należy do najwygodniejszych przebieralni ale znacznie bardziej wolę przebrać się w aucie niż w lesie. Zrobiłam to więc szybko i wysiadłam. Na zewnątrz ubrałam kurtkę i buty. Nie miałam lustra więc przejrzałam się w szybie samochodu. Miałam na sobie jasne rurki, zwykły top, płaszczyk i brązowe kozaczki. Tak sobie pomyślałam, że spokojnie mogłabym teraz uciec. Z tego co zauważyłam z bieganiny po sklepach to o dziwo jestem od niego szybsza. Ale co jeśli Alec mówił prawdę? Co jeśli zjawi się tu cała ich armia jeśli nie zjawimy się w Volterze na czas i faktycznie wywołam wojnę? Nie jestem pewna czy mówił prawdę, może tylko mnie zastraszał ale nawet jeśli kłamał to skutecznie. Uwierzyłam w to, że jestem Arowi potrzebna i że jeśli będzie trzeba to zjawią się po mnie. I w małej części uwierzyłam chyba też w to, że mogę mieć drugi dar i, że on pomoże w się stamtąd wydostać po jakimś czasie.
Po chwili przyszedł Alec i z mojego ewentualnego planu i tak zostały nici. Wyglądał zupełnie inaczej niż w tej pelerynie pseudo Batmana. Co więcej wyglądał bardzo przystojnie w tej sportowej bluzie i ciemnych jeans'ach. Podszedł bliżej, otworzył bagażnik i włożył do niego walizkę. Nie odzywał się do mnie i ja do niego też nie. Czułam, że nastała krępująca chwila. Skończyła się już zabawa.
-No cóż...-zaczął ale nie dokończył Alec. Podszedł za to do auta od strony pasażera i otworzył mi drzwi zapraszając tym gestem do środka. Nie miałam więc już żadnego wyjścia i wsiadłam niechętnie. Zatrzasnął drzwi i w sekundę znalazł się obok. Popatrzył niepewnie na mnie i ruszył w drogę. Ku mojemu zdziwieniu nie jechaliśmy w stronę lotniska tylko w stronę wyjazdu z miasta.
-Zaraz, gdzie jedziemy?-zapytałam zdezorientowana.
-Kiedy rodzina zacznie cię szukać na pewno będą przeszukiwać lotniska, porty, różne przystanki i tego typu miejsca. Najprawdopodobniej zaczną od tych najbliżej Seattle nie spodziewając się, że skorzystamy z tego w Olypie.-to było całkiem logiczne. Nie odpowiedziałam nic na tę wiadomość tylko odwróciłam się w stronę okna. Coś mi tu nie pasowało. Dlaczego ja faktycznie nie próbuję uciekać, dlaczego reaguję na to wszystko z takim spokojem? Dopiero teraz dotarło do mnie, że więcej nie zobaczę moich bliskich i nie zobaczę więcej mojego pokoju, domu, i okolicy. Bycie z Volturi to zobowiązanie na całe życie. Dopiero teraz zaczęłam panikować. Zrozumiałam, że tak naprawdę w ogóle nie mam zaufania do tego mężczyzny siedzącego obok mnie. Zaczęłam wręcz dusić się koło niego.
-Zatrzymaj się.-powiedziałam wściekła na siebie. Alec popatrzył na mnie jak na świrniętą.
-Po co? Nie będziemy tracić czasu.-powiedział.
-Zatrzymaj się bo wyskoczę!!!-wrzasnęłam jak opętana. Od razu wystraszony zjechał na pobocze.
-O co ci chodzi?-zapytał ale ja nawet na niego nie popatrzyłam i wysiadłam na zewnątrz. On zrobił to samo ale nie podchodził bliżej tylko stał przy samochodzie. Ja chodziłam koło niego w tą i z powrotem zastawiając się co ja mam teraz zrobić. Jak mogłam poddać się tak bez walki? Czego oni ode mnie chcą? Wszystko we mnie zaczęło buzować. Byłam wściekła na siebie, że tak po prostu weszłam w pułapkę przeciwnika. Jeszcze zamiast go nienawidzić to się z nim zaprzyjaźniałam. Z kimś, kto chciał mnie jeszcze nie tak dawno zabić razem zresztą mojej rodziny. Alec chyba zauważył moją wściekłość i podszedł bliżej chcąc mnie chyba uspokoić. Wyciągnął ręce przed siebie łapiąc mnie za ramiona.
-Renesmee co się stało?-zapytał łagodnie. Ja byłam tak wściekła, że nie dałam rady normalnie z nim rozmawiać. Zastosowałam chwyt unieruchamiający, który kiedyś pokazał mi Jasper, potem złapałam za gardło i rzuciłam daleko na kilkadziesiąt metrów. Uderzył o drzewo i upadł na ziemię. Widziałam po jego twarzy, że tego się nie spodziewał. Do tego to go na serio zabolało chociaż nieskutecznie próbował tego nie okazywać. Nadal rozwścieczona podeszłam do niego i podniosłam za bluzę. Trzymałam go mocno w ogóle się nie bojąc. Spojrzałam mu prosto w oczy zalewając go moją nienawiścią.
-Czemu ja cię nie nienawidzę?!-wrzasnęłam.
-Nie wiem.-odpowiedział cicho.
-Czemu?! Nie powinno tak być!-powtórzyłam jeszcze głośniej. Wszystko mi się mieszało, wszystko sobie zaprzeczało.-Powinnam uciekać...-dokończyłam.
-Ale przecież właśnie nie chcemy tego bo inaczej przyjedzie tu reszta z mojej fantastycznej rodziny i już nigdy nie będziesz bezpieczna ani ty ani cała reszta twojej rodziny. W ten sposób nie ocalisz nikogo. Poddając się teraz ocalisz całą rodzinę bez wyjątków. Nawet Jacob'a.-powiedział. Zapomniałam. Jak mogłam o tym zapomnieć?! Jak mogłam zapomnieć o tym, że pojechałam z nim aby chronić moich bliskich?Ale dlaczego wspomniał, że nawet Jacob'a? Co on miał do tego. Poza tym on mnie nawet już nie obchodził.
-Po co o nim wspominasz? On nie jest moją rodziną i nigdy nie był. Co on ma do tego?-zapytałam nadal wściekła.
-Powiem co ale w samochodzie. Bądź grzeczna i wsiądź do środka.-nakazał. Nie wiedziałam co teraz. Znowu mam się poddać? Ale czy to coś pomoże, jeśli będę z nim walczyć? Nawet jeśli ostatecznie uda mi się go zabić co jest mało prawdopodobne to co jeśli faktycznie doprowadzi to do prawdziwej wojny? Nie mogę ryzykować przyszłości moich bliskich. Zdecydowałam, że będę ją ratować mimo wszystko i wsiadłam znowu do samochodu. Do tego muszę się dowiedzieć jaki mam dar i czemu Jacob też by był zagrożony. Mimo że on mnie zranił to ja nie chciałam aby przeze mnie ktoś go zranił.

Podziękowania

Jeeeeej! Ponad 1000 odsłon! Dzięki wszystkim. Nie myślałam, że w tak krótkim czasie będę mieć aż tylu gości :*
Proszę wszystkich, którzy czytają, żeby skomentowali! (można anonimowo przecież, nie trzeba bawić się z żadnymi kodami i wgl, to zajmie pól minuty) Chcę wiedzieć ile osób przyczyniło się do takiej liczby !!!!
A teraz, w nagrodę nowy rozdział :) <333



poniedziałek, 18 marca 2013

Rozdział 20: Serce obawia się cierpień [...] Powiedz mu, że strach przed cierpieniem jest straszniejszy niż samo cierpienie. I że żadne serce nie cierpiało nigdy, gdy sięgało po swoje marzenia… Będą z tobą spełniają się one wszystkie naraz.

  Z dedykacją dla wszystkich :***


Polecam muzykę, w miarę chyba dopasowana do rozdziału... chociaż sama nie wiem, oceńcie :D Zacznijcie czytać jak się zacznie muzyka

Jechaliśmy w ciszy, która pierwszy raz stała się krępująca. Nie wiedziałam co powiedzieć ani co zaplanował Jake. Przyznałam przed samą sobą, że trochę się tego boję. Nagle ogarnęło mnie dziwne uczucie. Było mi trochę znane ale nie było też mi bliskie. Nie miałam pojęcia co to. To paliło mnie wewnątrz a co najważniejsze nasilało się za każdym razem gdy tylko zerknęłam na Jacob'a. Wpadłam w panikę. Czułam się jak w niebezpiecznej klatce, w której o dziwo chciałam być. To palenie zmieniło się w wewnętrzny głód.
Byłam spragniona Jake'a. Teraz wiedziałam już to na pewno. Już cała moja uwaga skupiona była na Jacob'ie. Nie miałam nawet siły myśleć o niczym ani nikim innym choć próbowałam. Wdychałam zachłannie jego zapach i z każdą odrobinką tego cudownego zapachu miałam ochotę na więcej. Mieszanka jego wody kolońskiej i naturalnego zapachu skóry z nutką zapachu lasu działa na moje zmysły piorunująco. W mojej głowie był istny zamęt i chciałam już wysiąść na świeże powietrze ale droga na plażę wlokła się strasznie. Jake ani razu nawet na mnie nie spojrzał. Tak bardzo chciałam wiedzieć co sobie myśli. Wiedziałabym przynajmniej na co mam się przygotować. Strasznie się już niecierpliwiłam. Czując się tak, jakbym miała się zaraz udusić otworzyłam okno i zaczerpnęłam świeżego powietrza oddychając z lekką ulgą chociaż za wiele mi to nie pomogło. W tym momencie zaniepokojony Jake spojrzał na mnie z uwagą.
-Wszystko w porządku?-zapytał z ledwo słyszalnym drżeniem w głosie. Obawiał się czegoś a przez to i ja zaczęłam się bać.
-Nie, okej.-odburknęłam tylko i odwróciłam głowę w stronę okna. Przez moje ciało przeszedł wręcz prąd zaczynając od ręki. Przerażona spojrzałam na moją rękę i odetchnęłam z ulgą gdy zobaczyłam na swojej ręce jego dużą, gorącą dłoń. Byłam jednak trochę w szoku, że moje ciało aż tak gwałtownie na niego reaguje.
W końcu po tych dłużących się dziesięciu minutach dojechaliśmy na miejsce. Jake oczywiście obszedł auto aby otworzyć mi drzwi i pomóc wysiąść. Gdy tylko dotknęłam jego dłoni znowu przeszył mnie ten prąd ale tym razem jeszcze mocniejszy. Szybko wysiadłam, zabrałam rękę i skrzyżowałam z drugą przed sobą. Szliśmy w stronę morza nadal się nie odzywając. Czułam się tak dziwnie, że nie patrzyłam pod nogi i skutkiem tego potknęłam się. Jake szybko zareagował i złapał mnie zanim upadłam. Strasznie spanikowałam kiedy tylko mnie dotknął a przecież on mnie ratował. Co się ze mną działo? Bałam się własnego chłopaka i tego co się może zaraz stać. A przecież zawsze tego chciałam. Chciałam być blisko niego i zawsze z nim. Jacob chyba zauważył moją obawę i postawił mnie na ziemi a sam trochę się speszył. Szliśmy dalej przed siebie i nie zatrzymując się weszliśmy do morza w odległości prawie metra od siebie. Kiedy woda sięgała mi już pod biustem Jake złapał mnie za ramię, zatrzymał i obrócił do siebie. Drugą rękę też położył mi na ramieniu po czym obiema powoli zjechał do moich dłoni a sam przybliżył się do mnie i już dzieliło nas kilka milimetrów. Nachylił się ale nie do pocałunku tylko oparł swoje czoło o moje. Serce waliło mi w klatce jak oszalałe a sama nie wiedziałam co dzieje się z moim ciałem. Przyjemnie paliły mnie miejsca gdzie dotykał mnie Jacob a jago oddech przyjemnie otulał moją szyję wywołując już tym razem delikatne i przyjemne dreszcze. Mimo że czułam się cudownie nadal się bałam i oddychałam z niepokojem.
-Renesmee, co się dzieje?-zapytał prawie szeptem ale ja nie mogłam mu nawet odpowiedzieć przez zaciśnięte gardło i tylko przełknęłam ślinę. Oczy miałam zamknięte ale wręcz czułam na sobie wzrok Jake'a. Przeniósł swoje ręce na moje biodra pozostawiając na moich rękach to wspaniałe ciepło. Teraz drżałam już cała nie mogąc się opanować.-Boisz się?-zapytał ponownie.
-Tak.-odpowiedziałam szerze dysząc sama nie wiedziałam dlaczego. Chyba zaszokowała go trochę ta odpowiedź bo nic nie mówił ale ja nadal nie otwierałam oczu. Twarz miałam pochyloną ku niemu, usta delikatnie rozchylone, oddychając z ciężkością zachłannie nabierałam powietrza w płuca.
-Dlaczego? Przecież jestem przy tobie.-powiedział zaniepokojony. Nasze usta dzieliło nas dosłownie trzy milimetry. Prawie się stykały ale żadne z nas nie miało nawet zamiaru pocałować drugiego. Nie wiedziałam czy odpowiedzieć mu szczerze ale czułam po prostu, że powinnam. Nabrałam najwięcej powietrza, ile tylko mogłam, otworzyłam szeroko oczy wpatrując się w niego i odpowiedziałam.
-Boje się ciebie.-rzekłam i nie tracąc ani chwili zaczęłam go całować. Tak zachłannie jak nigdy dotąd. Wręcz pożerałam go z każdą sekundą. Gdy dotarło do niego co się dzieje przestał stać jak wryty i również zaczął mnie całować. Jego uścisk się wzmocnił i stał się taki jakby mówił, że należę tylko do niego. W tym momencie przestałam się bać. Tak jakby mój wewnętrzny głód został zaspokojony ale chciałam więcej. Wplotłam ręce w jego kruczoczarne włosy i nadal nie mogłam się nasycić. Nie przestając go całować powiedziałam.
-Pragnę cię.-Dysząc Jake oderwał się ode mnie ale wiedziałam, że to nie koniec. Odsunął się trochę, wziął mnie za rękę i zaczęliśmy biec do brzegu.
-Chodź.-powiedział gdy byliśmy już na piasku i pociągnął w stronę swojego domu. Domyśliłam się co się co planuje i nie zaprzeczałam. Nie szliśmy po auto, byłoby wolniej. Biegliśmy szybko przez las po czym wpadliśmy do jego domu jak jacyś szaleńcy. Nagle zesztywniałam ze strachu...
-Nie ma Billy'ego.-powiedział Jake i po sekundzie znowu mnie całował. Rozluźniłam się więc i poszliśmy z Jake'em do jego sypialni. Zatrzasnął drzwi i wręcz tarzaliśmy się po całym pokoju. Zrzucaliśmy wszystko co stało na naszej drodze nie martwiąc się o to. W końcu znaleźliśmy łóżko i rzuciliśmy się na nie. Jake oczywiście przygniótł mnie swoim ciężarem ale właśnie mi to pasowało. Czułam jak pode mną powoli rozwiązuje moją sukienkę po czym powoli zsuwa ją z moich ramion i odrzuca na bok. Już leżałam w samej bieliźnie. Nie chciałam tracić czasu. Jake zgubił gdzieś po drodze marynarkę więc od razu zajęłam się rozpinaniem guzików koszuli po czym z szarpnęłam ją z niego. Potem Jake wstał i zdjął spodnie. Po mojej pięknej fryzurze nic nie zostało. Nim się obejrzałam byłam naga tak jak Jake i tego co działo się z moim ciałem na pewno nigdy nie zapomnę.
Rano obudziłam się w miękkim łóżku dobrze wypoczęta. Na moją twarz padały promienie słoneczne głaszcząc moją cerę. Nie otwierałam oczu nie chcąc utracić tej chwili. Spałam odkryta i o dziwo nago a zawsze spałam przynajmniej w bieliźnie. Nagle na moim boku poczułam czyjąś ciepłą dłoń. Jej duże i aksamitne palce dotykały mnie, delikatnie gładząc moją skórę. Pod ich wpływem po moim ciele przepływało miliony iskierek. Łaskotały moje ciało i nie chciałam aby odchodziły. Nawet nie zastanawiałam się kto to ale było tak dobrze, że ponownie zasnęłam.

***Jacob***

 
Gdy rano się obudziłem Ness jeszcze spała. Wyglądała tak niewinnie i bezbronnie. I zaraz będę musiał ją skrzywdzić. To delikatne i kruche ciałko o które zawsze się tak martwiłem. Bałem się, że przeze mnie zrazi się do innych mężczyzn. A ja mimo tego, że sam ją kochałem najmocniej na świecie bo przecież byłem w nią wpojony to chciałem aby ona ułożyła sobie szczęśliwe życie beze mnie ale nie w samotności. Chciałem aby odnalazła mężczyznę swojego życia i była z nim szczęśliwa. Patrzyłem na jej nieskazitelnie gładkie ciało. Była przykryta od pasa w dół i nie mogłem się powstrzymać aby jej nie dotknąć ten ostatni raz. Drgnęła, gdy poczuła moje palce na swojej skórze ale zauważyłem uśmiech na jej twarzy więc nie zabierałem dłoni. Ta delikatność jaką emanowało jej ciało było jej największą bronią, której ja sam się bałem. Ostatni raz zaczerpnąłem jej zapachu skóry i musiałem wstać. Po prostu musiałem bo gdyby teraz się obudziła to nie dał bym rady. Ubrałem szybko szorty i stanąłem przy oknie z rękami w kieszeniach wściekły na siebie, że w ogóle dopuściłem do takiej sytuacji. Obwiniałem się za to, że się w nią wpoiłem. No i oczywiście ja się wszystkiego dowiaduję ostatni. Dopiero wczoraj kiedy prawie siłą zażądałem od Sam'a wyjaśnień dowiedziałem się o co chodzi. Nie możemy być z Ness razem ponieważ gdyby Volturii się o tym dowiedzieli zabili by jedno z nas po to by drugie musiało żyć samo do końca świata. Oczywiście zabijają wampira, aby to wpojony wilkołak cierpiał bardziej. Lepszym wyjściem dla takiego wilkołaka jest zabić się bo wpojenie nie znika nawet po śmierci ukochanej osoby. Tylko, że oni do tego nie dopuszczają. Zamykają cię gdzieś w podziemnych korytarzach swojego zamku i cię tam trzymają aż wręcz zginiesz z tęsknoty i obwiniania się. To prawo jest takie głupie o to tylko dlatego, że boją się, że wampiry im wrogie zawrą sojusz z wampirami i staną się silniejsze. Niestety ja muszę się podporządkować. Do tego nie chcę narażać Ness. Gdyby coś jej się stało to ja bym po prostu się skręcał z bólu. Nie mogę nawet znieść myśli o tym, że coś jej się może stać. Sam coś o tym wie. Jego ojciec zginął właśnie w taki sposób. A raczej umarła jego dusza bo ciało najprawdopodobniej nadal jest gdzieś w lochach w zamku Volturich. Był mocno wpojony w jedną wampirzycę. Miała na imię Nicole. Była naprawdę piękną kobietą widziałem ją na zdjęciach z dnia ich ślubu o którym to właśnie dowiedzieli się Aro i reszta tej bandy, nie wiadomo kiedy się zjawili i po prostu porwali parę młodą sprzed ołtarza zanim jeszcze zdążyli się pocałować. Od Carlise'a wiadomo, że zabili Nicole. Był przecież kiedyś jednym z Volturi. Kazali ojcu Sam'a cierpieć po stracie ukochanej. Wiedzieli, że jest w nią wpojony i że wpojenie jest uczuciem silniejszym od samej miłość i wilkołak wiąże się z nim na zawsze. Smutna historia i mimo, że było to ponad sto lat temu to zasady są te same. Dlatego właśnie przyjąłem rozkaz Sam'a, jednak z wielkim bólem zrobię to co zaraz będę musiał zrobić. Ponieważ sam nie daję rady trzymać jej na odległość muszę sprawić aby to ona znienawidziła mnie. Usłyszałem jak Ness porusza się więc odwróciłem się do niej aby mieć to jak najszybciej za sobą. Zobaczyłem, jak powoli otwiera oczy. Chciałem się do niej uśmiechnąć ale to nie było na miejscu. Popatrzyła na mnie niewyraźnie a ja musiałem w końcu szybko zacząć i skończyć.
-Ubieraj się! Zaraz wróci Billy.-Rzuciłem do niej oschle ale czułem się podle. Jeszcze nie rozumiała tak jak podejrzewałem więc zrobiła tylko zdziwioną ale za razem słodką minę. „Jake stop!: nakazałem sobie. Nie mogę ulec jej urokowi wewnętrznemu.-Nie rozumiesz? Idź już. Nie jesteś mi potrzebna.-powiedziałem starając się zachować pozory. Do jej oczu napłynął ból. Jednak mnie te słowa bolały jeszcze bardziej. Nakryła się kołdrą pod samą szyję i jej mina mówiła, że żąda wyjaśnień.-Chodziło mi tylko o seks. Byłaś tylko moją kolejną zdobyczą. Rozumiesz? Nie jesteś mi już potrzebna.-Nareszcie. Powiedziałem to. Czułem ulgę ale czułem się jak potwór. Jak dupek.
-Jak możesz Jake!? Nie pomyliłam się twierdząc, że grasz na dwa fronty. Brzydzę się tobą! A ja oddałam ci dziewictwo! Trzeba było znaleźć sobie kogoś, kto chętniej został by taką dziwką na zawołanie! A mogłam sobie lepiej ułożyć życie nie tracąc czasu na ciebie! Może Nathan by wtedy żył!!-zerwała się z łóżka, zebrała swoje ubrania i założyła je tak szybko, że nawet nie zauważyłem. My wilkołaki może i biegamy szybko ale resztę czynności wykonujemy po prostu w ludzkim tempie. Byłem na siebie wściekły i zły ale jak widać było po jej twarzy ona była tysiąc razy bardziej. Stałem nadal z rękami w kieszeniach i patrzyłem na nią ze smutkiem. Wyczytałem z jej twarzy, że czegoś nie rozumie i zgadłem, że chodzi o to, że wyraz mojej twarzy jest zupełnie przeciwny do tego co mówię. Nie potrafiłem jednak patrzeć na nią inaczej. Gdy była już gotowa do wyjścia podeszła bardzo blisko mnie i wyciągnęła palec wskazujący przed mój nos.-Jak jeszcze raz cię spotkam to przysięgam, że cie zabiję!-powiedziała przez zaciśnięte zęby.-Więc się lepiej pilnuj, żeby mnie gdzieś nie spotkać bo nie ręczę za siebie.-była wściekła i w sumie dobrze ale nawet nie myślałem, że jest aż tak silna. Myślałem, że prędzej się popłacze czego oczywiście tym bardziej bym nie zniósł więc zasadniczo cieszyłem się z tego jak zareagowała. Podeszła już powoli do drzwi ale jeszcze obróciła się do mnie z czystą nienawiścią w oczach. Patrzyła prosto w moje oczy.-Edward już kiedyś chciał cię przecież zabić I jak widać dobrze by było gdyby to wtedy zrobił. Nienawidzę ciebie i dnia w którym cię poznałam!-Mimo, że mówiła spokojnie to w tych słowach było tyle jadu, że nawet się tego nie spodziewałem. Bolały mnie jej słowa i to strasznie ale wiedziałem, że na nie zasłużyłem. Byłem w jej oczach przecież podłym sukinsynem. Zastanawiało mnie jeszcze tylko czy faktycznie Edward by jej pomógł czy nie. Bo przecież wiedział wszystko o tym co się teraz stało i na pewno nie chciał doprowadzić do wojny między naszymi rodzinami. Zastanawiało mnie jeszcze jak ja będę jej pilnować. Ostatnio gdy ją śledziłem to mnie zauważyła a ja myślałem, że w takiej odległości jestem bezpieczny. A ona nie może mnie zabić. Muszę przecież żyć żeby ją tak czy siak bronić.-I nie udawaj, że tak bardzo ci przykro z tego powodu bo ten wyraz twoich oczu już na mnie nie działa.-powiedziała jeszcze z taką wrogością jak nigdy i wybiegła i żaden ślad już po niej nie został. Zabrała ze sobą nawet zapach a na moje nieszczęście zauważyła jak na nią patrzę. Byłem tak wściekły jak nigdy. Musiałem się na czymś wyładować. Uderzyłem pięścią w ścianę ale to nie pomogło. Musiałem coś zrobić. Miałem ochotę sam się zabić. Wybiegłem więc do lasu, przemieniłem się szybko i biegłem po prostu przed siebie. Muszę jeszcze jutro się skontaktować się z Edwardem czy jest bezpieczna i jak się czuje.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wiem,  że krótkie ale takie mi wyszło :)
Ale czyż za to nie romantyczne? <3 
Tu jest w sumie wszystko wyjaśnione ale chyba troszkę naplątane więc jak ktoś czegoś nie rozumie to niech pisze w komentarzu :D