piątek, 19 kwietnia 2013

Rozdział 30: To na szczęście nie można czekać. Do niego trzeba dotrzeć. I chociaż droga jest trudna, warto nią podąrzać. "Na razie się wspinam, ale widoki będą piękne"

  No i jestem z ostatnim rozdziałem. Szkoda mi, że się już żegnamy ale mam jeszcze inne blogi. Chociaż jeden z nich zaniedbałam i chyba go zawieszę... Ale mniejsza z tym...
Czytajcie i proszę posłuchajcie muzyki, jest piękna, a to ostatni rozdział więc bardzo zachęcam.


Minął miesiąc...
I drugi...
I trzeci... I nadal nic...
Minął kolejny... a w końcu pół roku.. Nadal nic...
Kolejne trzy miesiące zleciały i nadal nic się nie działo. Nie było lepiej ani gorzej. Nie działo się nic. Leżał, jak żywy trup. Ciekawy paradoks ale tak właśnie jest. Niby żyje, niby jego serce jakoś bije od tych dziewięciu miesięcy a wydaje się jakby jednak nie żył.
Mijały kolejne miesiące i wciąż trwaliśmy w martwym punkcie. Ale przynajmniej ja chociaż dowiedziałam się przynajmniej co było z moim brzuchem. Miałam normalnie okres ale co z tego? Nic, skoro jak na razie nie miałam z kim założyć rodziny. Odwiedzała mnie Nathalie, Alec też wpadał. Przez te półtora roku moja rodzina całkiem się z nim zaprzyjaźniła. Rose cieszyła się, że ma siostrę. No i wszyscy byli jednego zdania. Uważali, że mizerniałam w oczach z każdym dniem ale co miałam zrobić skoro nawet nie chciało mi się żyć? Nie chciało mi się bawić moją nową mocą, nie chciało mi się jeść, nie chciało mi się wygłupiać z Emmettem, nie chciało mi się po prostu być. Od kiedy Jacob był w śpiączce właściwie nie wychodziłam z pokoju, w którym leżał. Czyli prawie przez półtora roku. To było przerażające ale co miałam zrobić? Nie chciałam go opuszczać nawet na minutkę. Moje serce chciało trwać przy nim nawet w nieskończoność jeśli by trzeba było. Zarazem jednak tęskniło za jago wewnętrznym ciepłem, za jego cudownym głosem, czułymi słówkami, pieszczotami i... pocałunkami. Po moich policzkach słynęły gorzkie łzy. Wciąż, tak jak zawsze trzymałam Jacoba za rękę i mówiłam do niego różne rzeczy. Wszystko co tylko przyszło mi do głowy, ale teraz, kiedy znowu płakałam i gardło mi się ścisnęło, po prostu milczałam. Czasami się bałam. Bałam się, że on się jednak nie obudzi... że robię sobie niepotrzebnie nadzieję na to, że będzie lepiej.
Jakiś czas temu podsłuchałam rozmowę moich rodziców. Najbardziej w pamięć zapadły mi słowa Belli: „Edward, nie chcę, żeby tak dalej było. Pamiętam jak.. w jakim stanie byłam ja, kiedy odszedłeś... A co jeśli Jacob nigdy już się nie obudzi? Nie czułeś nigdy czegoś takiego, ja tak. Tak bardzo się o nią martwię. Ta depresja ją wykończy...”. Myśląc nad tym poszłam do łazienki, do lustra. Dawno na siebie nie patrzyłam, nie zwracałam uwagi na to jak wyglądam. I teraz kiedy patrzyłam na swoje odbicie przestraszyłam się siebie samej. Włosy w strąkach, sińce pod oczami a z mojej całkiem ładnej figury zostały właściwie same kości i skóra. Podniosłam powoli swoją dłoń do twarzy. Moja skóra nie promieniała już dawnym blaskiem, brakowało mi tych rumieńców, które wywoływał u mnie Jacob prawie każdym swoim spojrzeniem. Była szara... ponura...Tak jak cała ja. A co.. A co jeśli Jacob się obudzi i mnie taką zobaczy? Co jak się mnie wystraszy i serce mu ze strachu stanie? Nie mogłam na to pozwolić chociaż to było bardzo... emm dziwne.. Ale postanowiłam przynajmniej bardziej o siebie zadbać. Poszłam więc szybko do siebie, do domku mojego i rodziców. Wzięłam prysznic, w końcu rozczesałam włosy i przebrałam się w jeansy, top, bluzę sportową i airmaxy. Na sportowo ale i ładnie. A nie niechlujnie tak było przed chwilą. Kiedy wysuszyłam włosy związałam je w kucyka i zeszłam na dół do rodziców. Wbiegłam tak szybko, że nawet się z nimi nie przywitałam.
-Hej.-Powiedziałam smutno ale na razie na nic więcej nie było mnie stać.-Idę na polowanie.-Dodałam smętnie.
-Poczekaj, zaraz się zbierzemy.-Odpowiedział Edward.
-Ale.. Ale ja chcę iść sama.-Spuściłam głowę przy tych słowach. Od pewnego czasu nawet z nimi nie rozmawiałam a teraz też nie chciałam spędzać z nimi czasu. Ale ja po prostu musiałam być w samotności. Poukładać sobie wszystko, odetchnąć od tego półtora roku czekania i nabrać sił na dalsze czekanie. I wiedziałam, że muszę to zrobić sama.
-Alee... Dasz radę? Nic ci się ni stanie? Nie wiem czy dobry pomysł Renesmee..-Obawiała się Bella. Nie dziwiłam się, miała do tego prawo.
-Nie martwcie się. Ja po prostu.. po prostu muszę sama sobie wszystko poukładać, przemyśleć, nabrać sił. Nic mi nie będzie. Spokojnie.-Starałam się jakoś ich przekonać.
-Tylko proszę, jeśli idziesz sama to nie oddalaj się za bardzo. I wróć niedługo.-Powiedziała i znowu wtuliła się w Edwarda. Łezka pojawiła się z moim oku na ten widok ale szybko mrugnęłam okiem żeby jej nikt nie zobaczył. Odwróciłam się na pięcie do drzwi i wyszłam. Przebiegłam się trochę w stronę La Push, upolowałam coś po drodze i pobiegłam dalej. Czułam się jakby jakaś mała cząstka mnie znowu odżyła. Napiłam się świeżutkiej krwi a nie takiej z pudełka jaką podawał mi Carlise kiedy nie chodziłam na polowania. Biegłam powoli dalej w stronę rezerwatu kiedy usłyszałam kogoś biegnącego za mną. Potem poczułam niesioną z wiatrem wilczą woń. Nie była to ta wspaniała won na którą czekałam od dawna ale na pewno wilcza. Wtedy ten wilkołak wbiegł we mnie, ale ostrożnie i delikatnie mnie przewracając. Ach ten Seth. Jak tylko zobaczyłam jego ślepia sama też się uśmiechnęłam, od tak dawna. Tarzaliśmy się przez jakiś czas w liściach. Wilkołak i ja, po czym w końcu się odezwałam.
-Cześć Seth, jak dobrze cie znowu widzieć.-Zdałam sobie strawę, że nie widziałam żadnego wilkołaka od... od kiedy wróciłam z Włoch. Tak. Zawył cichutko na moje słowa, oddalił się kilka kroków i kiwnął głową jakby prosząc abym za nim poszła. Tak jak podejrzewałam pobiegliśmy do jego domu, gdzie się szybko przemienił i ubrał. Potem rzucił mi się na szyję i szepnął do ucha.
-Nawet nie wiesz jak ja się cieszę. Tak dawno już Cię nie widziałem.-Powiedział wręcz lekko wzruszony.-Jak się czujesz Ness?-zapytał.
-Nie wiem Seth co mam już robić. To już półtora roku...-Głos mi się załamywał ale obiecałam sobie, że nie będę się załamywać. Dlatego zrobiłam jednie krótką przerwę i mówiłam dalej.-Tak mi go brakuje, zaniedbałam się przez ten czas.-Zwierzyłam się.
-Całkiem nieźle wyglądasz. Może nie tak zanim … to wszystko się stało ale naprawdę całkiem się trzymasz.-Powiedział chyba całkiem szczerze.
-Dopiero dzisiaj się ogarnęłam. Dobrze, że nie widziałeś mnie wczoraj, i przedwczoraj.. i przez ostatni rok.-Powiedziałam nawet się pod koniec uśmiechając.
-No niee! TY?! Zawsze byłaś taką wystrojoną laską, że jakoś trudno mi to sobie wyobrazić.-Podpuszczał mnie Seth. 

 
Dobrze zrobiło mi spotkanie ze starym przyjacielem, w końcu z kimś porozmawiałam, nawet się pośmiałam. Było dobrze. Wracałam sama do domu, Seth miał jakieś obowiązki kiedy rzeczywistość znów do mnie wróciła. Czułam się trochę lepiej ale ból i tak wrócił. Powolnymi krokami powlokłam się się pod dom Carlise'a, potem pod drzwi i do przedpokoju. Chciałam krzyknąć, że już jestem ale poczułam się tak, jakby brakowało mi sił. Wlokłam się dalej korytarzem, do pokoju, w którym leżał Jacob. Położyłam rękę na klamce, delikatnie nacisnęłam i popchnęłam drzwi, które cicho przy tym skrzypnęły. Ze spuszczoną głową wkroczyłam do pokoju, spojrzałam na łóżko i usiadłam na nim. Chwilę myślałam, a przynajmniej chciałam myśleć ale wydawało mi się jakby mózg mi się zwiesił. Spojrzałam znowu na łóżko...
nie było go!! Nie było z nim Jacoba. Łóżko było puste! Spanikowana szybko się podniosłam, rozglądnęłam dookoła i wybiegłam z pokoju. Po sekundzie wparowałam bez pukania do gabinetu Carlise'a i roztrzęsiona zapytałam.
-Gdzie Jacob?!
-No leży tam gdzie zawsze.-Odpowiedział Carlise nie spoglądając nawet na mnie znad swoich papierów.
-Nie jestem głupia! Nie ma go tam!-krzyknęłam jeszcze bardziej zdenerwowana tym, że on nie wie gdzie jest Jacob. Nie oglądając się już na Carlise'a wróciłam szybko do pokoju, w którym niegdyś leżał Jake. Gdzie on się podział? Nie mógł przecież sobie od tak wstać po półtora rocznej śpiączce i na spacer czy do kibla! A co jak ktoś go porwał?! Ale nie, to było niemożliwie bo nie czułam żadnego obcego zapachu. Rozglądnęłam się znowu po pokoju. Tym razem dokładniej. Biblioteczka i biurko były na swoim miejscu, jego łóżko i szafeczka nocna też, kwiaty w wazonie nietknięte... A za tą szafeczką było okno. Duże okno, na całą wysokość ściany. Takie samo jakie było w gabinecie Carlise'a i w wielu innych pokojach. I co dopiero teraz przykuło moją uwagę, było ono rozbite. Szkło leżało na podłodze a we framudze zostało tylko kilka części. To dlatego wiło mi po nogach chłodne powietrze. Wzięłam głęboki wdech i powoli zaczęłam się uspokajać bo jak na razie byłam tak spanikowana, że nie potrafiłam nawet trzeźwo myśleć. Wzięłam kolejny wdech i zamknęłam oczy.
Dobra, dobra, dobra. Spokojnie.-Mówiłam do siebie w myślach. Wzięłam kolejny głęboki wdech, próbując wyłapać jak najwięcej zapachów.-Ness, nie ma żadnego innego zapachu, nikogo tu nie było. Był tylko Jacob, tylko on. Ale skoro był tylko, to co się z nim stało?-Patrząc na rozbite okno, odpowiedź sama się nasuwała.-Uciekł. Tylko dlaczego? Jakim cudem? W którą stronę pobiegł?-Nie mogłam dłużej stać bezczynnie. Zrobiłam dwa duże kroki rozpędzając się i wyskakując przez okno. W tym samym czasie do pokoju wszedł Edward a zaraz za nim Carlise.
-Ness! A ty dokąd?!-Krzyknął Edward podchodząc bliżej.
-Muszę go znaleźć!-Odkrzyknęłam i już chciałam dalej biec ale mnie zatrzymał łapiąc za ramię.
-Idę z tobą. Nie możesz sama szwendać się po lesie w takim stanie.-Powiedział trochę ostro.
-Nie.-Odpowiedziałam szybko.-Muszę to zrobić sama. Muszę sama z nim pogadać, wszystko zrozumieć.-Sprostowałam.-Spokojnie, przecież dam sobie radę. Nie jestem już małą dziewczynką.-Dodałam, widząc, że nadal ma wiele przeciw temu abym szła sama. Ja się za to już trochę denerwowałam bo niepotrzebnie traciłam czas. Lekko wyszarpnęłam swoje ramię z jego uścisku i nie oglądając się za siebie pobiegłam w stronę lasu. Edward chyba chciał biec za mną ale usłyszałam wtedy głos Carlise'a.
-Edward.-Był to ton ostrzegawczy i bardzo surowy jak na niego. Ale ciszyłam się, że stał po mojej stronie. Oddaliłam się trochę od domu, nie bardzo daleko, zaledwie kilkanaście kroków, po czym stanęłam, rozglądnęłam się i łapczywie zaczęłam wdychać różne zapachy. Zapach lasu, różnych zwierząt, trawy, mojej rodziny, kwiatów i zapach, na który czekałam. Zapach Jacoba. Nie czekając już dłużej pobiegłam w kierunku, gdzie wydawał mi się najsilniejszy. Dobrze wybrałam bo już po chwili wpadłam na jego właściwy trop. Nie mógł uciec daleko, był przecież na pewno bardzo słaby. Nawet przez te dwie godziny przez które mnie nie było nie mógł w pełni odzyskać sił i wybiec z kraju. Biegłam tak dalej po jego zapachu, obraz lekko mi się zamazywał bo biegłam naprawdę szybko. Jego zapach stawał się coraz silniejszy. Biegłam jakimiś chaszczami, nie wiadomo do końca gdzie ale biegłam. Biegłam żeby go w końcu odnaleźć. Mimo że przez ten cały czas leżał u nas w domu to czułam się tak, jakby go jednak nie było. Biegłam dalej, osłaniałam twarz przed gałęziami, w nogę wbił mi się już niejeden kolec, jedną nogawkę spodni miałam już podartą a z dłoni lekko sączyła się krew przez te kolce jeżyn i gałęzie. Dlaczego musiał wybrać aż tak trudną trasę? Myślał, że tędy za nim nie pobiegnę? Nie zastanawiając się nad tym biegłam dalej. Moje serce zabiło mocniej gdy tylko na horyzoncie zobaczyłam zarys jakiejś postaci. Podbiegłam bliżej i w mojej głowie była tylko jednak myśl.-Głupi grzybiarz!-No ale nic, przebiegłam koło niego niezauważalnie szybko i biegłam dalej. Przebiegłam koło małego stadka saren, potem przez niedużą łąkę a potem znowu wbiegłam w las. Tym razem jednak trop ciągnął się po wąskiej ścieżce więc łatwiej mi się biegło. Widziałam też dużo więcej bo las znacznie się przerzedził. I w końcu, po tym wyczerpującym biegu zobaczyłam najprawdopodobniej jego. Tak, to musiał być on. Szedł kompletnie opadnięty z sił, potykając się co chwila, łapiąc drzew i drżąc z zimna. Jego widok sprawił, że przyśpieszyłam jeszcze bardziej.
-Jacob!-Nie mogłam się już powstrzymać i krzyknęłam za nim. Odwrócił się powoli i od razu przyśpieszył kroku. Próbował biec ale się potknął i upadł. Zanim dobiegłam podniósł się ale kolejnego kroku nie zdążył zrobić. Złapałam go szybko, objęłam w pasie i przytuliłam. Nie obchodziło mnie, co on sobie o tym pomyśli nawet jeśli jakoś się od wpoił we mnie. Chociaż nie wiem czy to możliwe. Wiedziałam, że wyglądam okropnie ale to też mnie nie obchodziło. Liczył się tylko Jake. Nareszcie poczułam to jego ciepło, to za którym tak bardzo tęskniłam. Chociaż wiedziałam, że nie jest tak ciepły jak zazwyczaj ale znacznie cieplejszy niż gdy leżał w śpiączce.
-Nie.-Powiedział ostro, złapał w pasie i odsunął stanowczo od siebie.
-Jacob, czemu uciekasz?-zapytałam spokojnie. Nie przejmowałam się tym co właśnie zrobił i powiedział.
-Nienawidzisz mnie! Pamiętasz?!-Niemal na mnie krzyknął ale w jego oczach widziałam kręcące się łezki.
-Jacob, przecież to nieprawda.-Westchnęłam.
-Daj mi już spokój dziewczyno, przecież wiesz o co mi tylko chodziło!-Znowu się wzburzył i chciał iść dalej ale złapałam go w łokciu.
-Oboje wiemy, że to też nieprawda. Jake. Przecież przybiegłeś mi na ratunek, poświeciłeś się dla mnie.
-To nie ważne Ness. Skrzywdziłem Cię. To się liczy. Musisz mnie nienawidzić. Musisz być bezpieczna.-Mówił załamany, nie wiedząc już co ma robić.
-Jestem bezpieczna. My Jesteśmy bezpieczni.-Powiedziałam po czym na siłę, mimo jego oporu przyłożyłam mu dłoń do twarzy i pokazałam śmierć Aro. Jedynie kilka sekund. Ale to wystarczyło aby nim wstrząsnąć. Po jego policzku popłynęła łza. Jedna, samotna łza. Popatrzył na mnie tymi dużymi, smutnymi oczami i powiedział.
-Tak cie skrzywdziłem. Tak bardzo Ness.-mówił.
-Myślałam, że zginąłeś, poświęcając się dla mnie. To wtedy cierpiałam najbardziej.-Powiedziałam. Wtedy Jake wziął mnie, przyciągając do siebie.
-Tak bardzo cię przepraszam. Ness... Tak bardzo mi przykro. Powinnaś mnie nienawidzić.-Gładził moje włosy, drugą ręką obejmował mnie w pasie. Ten jego dotyk, ten głos. Wrócił mój Jacob, ten, którego kocham.
-Nie mów tak, proszę. Żyjesz Jacob, to się dla mnie liczy.-Powiedziałam odsuwając się od niego troszkę.
-Nie mówię, że musimy być przyjaciółmi ale powiedz, że nasza znajomość się nie kończy.-Powiedział patrząc na mnie z nadzieją i smutkiem. To był ten moment, najlepszy, najdoskonalszy moment na ostateczne wyznanie mu, że... Wzięłam głęboki wdech, serce niemal mi stanęło otworzyłam buzię, chciałam coś powiedzieć ale... zacięłam się. Nie mogłam z siebie nic wydusić, nic powiedzieć.
-Jaa.. niee.-powiedziałam tylko. Ale ze mnie idiotka. Przecież wiem, że jest wpojony, kocha mnie, a i tak trudno mi wyznać to co chcę.
-Rozumiem Ness.-Powiedział zrezygnowany odwracając się ode mnie, chcąc iść gdzieś przed siebie. Musiałam to szybko odkręcić. Znowu złapałam go w łokciu, obracając do siebie i zanim dobrze złapał równowagę, stanęłam na palcach delikatnie przykładając swoje usta do jego. Jednak po sekundzie pogłębiłam pocałunek. Jake objął mnie w pasie mocno, drugą rękę kładąc na szyi i przyciągając jeszcze bliżej siebie. Ten pocałunek był nadzwyczajny, zupełnie inny niż poprzednie. Tak namiętny, nieopanowany i gorący, że nie potrafiłam przestać. Z każdą sekundą chciałam więcej, być bliżej. Czułam to samo, co tej nocy którą spędziłam razem z Jacob'em tylko, że znacznie, znacznie mocniej, znacznie głębiej, w sercu. Może to dlatego, że wiedziałam o wpojeniu, może dlatego, że na ten pocałunek czekałam ponad półtora roku a może dlatego, że teraz wyraźnie czułam, że Jake się nie ogranicza, że całuje mnie tak, jak zawsze chciał, że całuje mnie całym sobą. Odsunęłam się troszkę od niego i w końcu powiedziałam.
-Kocham Cię Jacob. Od zawsze i na zawsze.-Patrzyłam w jego oczy, które teraz stały się tak wielkie jak nigdy, jakby doznał szoku.
-Renesmee, ja, ja jestem w ciebie wpojony.-Wyznał drugi raz.
-Wiem Jacob. Wiem.-Odpowiedziałam jedynie nie czekając na jego reakcję. Wiedziałam, że wszystko sobie jeszcze kiedyś dokładnie wyjaśnimy a jak na razie nie chciałam tracić czasu i znowu go całowałam. Wiedziałam, że wszystko jest tak jak powinno. My koło siebie i nasze uczucia już nie skrywane. Byłam szczęśliwa.






 Jejku, dzięki wszystkim, którzy dotrwali do końca, tym, którzy komentowali i pomagali. W szczególności Jessie (nocna pisareczka). No i też innym, S., Wika, Kisak96, Cassie i pozostałym :D

Napiszcie ogólnie, co sądzicie o mojej książce.
Jak zakończenie?
Co byście zmienili?
I która piosenka najbardziej się wam spodobała? :D
Żegnam się z tego blogaa. :D
PAaa:** do usłyszenia na innych :D      

3 komentarze:

  1. Jej, jestem smutna, bo to już koniec, już nie będzie tych rozdziałów na które tak chętnie czekałam. To już koniec. KONIEC. Ale jestem też szczęśliwa że wszystko się ułożyło. No cóż, napisałaś wspaniałą książkę i cieszę się że natrafiłam na tego bloga. Co do piosenek wszystkie wspaniałe, ale druga najbardziej mi się podobała. Zakończenie mi się podobało, nic bym nie zmieniała Super, gratulacje napisałaś super książkę. Paa!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. SZkoda że to juz koniec :(
    I co ja teraz będe robic?
    Kasiażka cudowna!!
    Mam nadzieje że nie zawieszasz bloga o Jess :)
    Dziękuje za to ze mogłam przeczytac twoją Książkę :)
    Pa
    S.

    OdpowiedzUsuń
  3. Boskoo! Ale ja i tak czekam na next, bo przeczytałam też następny post! Dziękuje! To ja się ciesze, że mogłam czytać i mam nadzieje, że Equinox nie zakończy jeszcze swojej działalności, za bardzo się przywiązałam…

    OdpowiedzUsuń