Dzięki wielkie za pomoc. Bardzo mi sie spodobała ta sukienka
Niebieska
Wgl na tej stronie jest duzo fajnych sukienek wiec mam nadzieje, że coś znajdę jeżeli jednak się nie zdecyduję na tą niebieską :D Ale w 99% albo poproszę żeby mi krawcowa taką uszyła albo ją kupię :)
No i rozdzialik :D
Rano obudziłam się w łóżku
sama. Było mi z tego powodu trochę przykro ale wiedziałam
przecież, że tak będzie. Podniosłam się, ospale przeciągnęłam
i wstałam w łóżka. Ubrałam się w żółwim tempie po czym
poszłam ogarnąć włosy w łazience. Gdy z niej wychodziłam ktoś
zapukał do drzwi. Przestraszyłam się bo byłam po raz pierwszy
sama w pokoju i nie wiedziałam co powinnam była zrobić. Zawahałam
się przez chwilę i w końcu podeszłam do nich powoli je
otwierając. Odetchnęłam z ulgą gdy przed sobą zobaczyłam
Alec'a. Wpuściłam go wesoła do środa.
-Jesteś gotowa?-zapytał
uśmiechnięty. Wyglądał tak jakby zaraz miał wybuchnąć z
radości.
-Ale na co?-odpowiedziałam pytaniem
na pytanie.
-No mieliśmy iść dzisiaj na
polowanie.-przypomniał w dobrym humorze.
-Stało się coś?-zapytałam trochę
podejrzliwie bo po raz pierwszy widziałam go tak radosnym.
-A co się miało stać?-zapytał
zdezorientowany.
-Nooo... bo jesteś taki wesoły. To
znaczy to bardzo dobrze, cieszę się z tego ale co jest tego
powodem?-wytłumaczyłam o co chodzi.
-Zawsze chodziłem na polowania sam
a teraz mam towarzyszkę.-powiedział a ja się bardzo tym
wzruszyłam. Cieszyłam się, że takimi drobnostkami, mało ważnymi
rzeczami sprawiam mu ogromną radość. Lubiłam patrzeć jak się
cieszy bo mi wtedy też było weselej.-To jak, idziemy?-zapytał
uradowany. Nie mogłam się oprzeć i stając na palcach musnęłam
go lekko w usta.
-Tak, jestem głodna jak
wilk.-powiedziałam śmiejąc się i szybko urywając na wspomnienie
o Jacobie-moim wilku.-Ale Alec. Nie jesteś zły o wczoraj?
Prawda?-Zastanawiałam się czy nie uraziłam go tym jak przerwałam
nasz pocałunek i to co się zaczęło dziać...
-No co ty! Ness, jeśli.. jeśli
będziesz jeszcze chciała to możemy to powtórzyć. Ale jeśli
tylko nie to spoko.-Uśmiechnęłam się do niego i cmoknęłam w
policzek. Pobiegliśmy do lasu, na który ja miałam widok z okna.
Nie mówiliśmy nic Aro ani nikomu innemu. Nie czułam żadnego
zagrożenia z jego strony. Pobiegliśmy a ja byłam ciekawa na co
można tu zapolować. W jakiejś odległości wyczułam sarnę.
Pobiegłam za nią i nie oglądając się na Alec'a wyssałam z niej
całą krew. Prawie się nasyciłam ale miałam ochotę na jeszcze
jedną. Zapolowałam więc na kolejną po czym odszukałam wzrokiem
Alec'a. Patrzył na mnie wstrząśnięty.
-Jak ty to robisz?-zapytał.
-Ale co?
-No, nie ubrudziłaś
się.-powiedział.
-Nie wiem, chyba ma to w
genach.-odpowiedziałam z uśmiechem na twarzy. Nie czułam tęsknoty
za rodziną bo czułam, że przyjadą po mnie, że mnie nie zostawią.
Czułam to jak planują wszystko, jak dzwonią do znajomych jak
naradzają się z watahą. I znowu przypomniał mi się Jake. Czułam,
że moja nienawiść do niego słabnie. Zaczęłam za nim na prawdę
tęsknić. Alec zdążył się najeść i podszedł do mnie.
Zauważył, że ze mną jest coś nie tak.
-Co jest Ness?-zapytał obejmując
mnie. Odsunęłam jednak od siebie jego ręce i powiedziałam.
-Nie, nic nic. Po prostu... cały
czas nie rozumiem tego jak Jacob mógł tak postąpić.-Odpowiedziałam
cokolwiek, żeby go nie chamsko nie spławiać.
-Może opowiesz mi co się stało?
Może Ci ulży, albo jakoś ci pomogę?-Zaproponował Powiedz jedno
słowo a zabiję drania.-powiedział wściekły przez zaciśnięte
zęby z zaciśniętymi pięściami.
-To bardzo miłe... chyba. Ale jeśli
już to sama muszę to zrobić. Poza tym.. Alec, ja przepraszam ale
ja chyba nadal go kocham... I myślę, że to między nami nie ma
sensu.-powiedziałam lekko wyduszając z siebie ostatnie słowo.
Nagle, poczułam jakby wszelka krew ze mnie odpłynęła. Zawirowało
mi coś w głowie a sama zachwiałam się na nogach. Nie wiedziałam,
co to było ale chyba przeszło.
-Wszystko w porządku?-zapytał
zatroskany Alec.
-Tak, chyba...-no i źle osądziłam.
Nagle coś mnie oślepiło i widziałam tylko białą, oślepiającą
mgłę. Czułam się dużo gorzej niż przed chwilą. Nie mogłam
utrzymać się na nogach. W głowie miałam jeden zamęt. W tej
sekundzie poczułam silny, wręcz piorunujący uścisk w podbrzuszu.
Zgięłam się w pół nie mogłam ustać na nogach. Poczułam jak
lecę w dół i miałam wrażenie jakbym leciała w przepaść. Na
szczęście silne ręce Alec'a szybko mnie złapały.
-Renesmee!-krzyknął. Poczułam
jeszcze jak kładzie mnie na ziemi. W momencie się skuliłam wciąż
trzymając za podbrzusze.-Co ci jest?-zapytał przerażony. Nie
mogłam w ogóle myśleć.
-Brzuch.-wydusiłam z siebie
jedynie. Wtedy Alec przyłożył na nim swoją zimną rękę i o
dziwo to przyniosło lekkie ukojenie. Po chwili ból minął a ja
zaczęłam odzyskiwać wzrok. Słońce na początku mnie oślepiło
ale szybko się do niego przyzwyczaiłam.
-Co to było?-zapytał Alec widząc,
że już mi lepiej.
-Nie mam pojęcia.-powiedziałam
próbując wstać. Alec mi nie pozwolił na to i wziął mnie na
ręce.-Nie musisz mnie nosić.-powiedziałam zawstydzona.
-Ale chcę, a nie chcę aby ci się
coś stało.-powiedział patrząc na mnie.
-Jesteś dla mnie jak brat.
Naprawdę.-Alec uśmiechnął się do mnie słodko, jednym z
najcudowniejszych uśmiechów jakie można sobie wyobrazić.
Biegliśmy do zamku a ja wpatrzona a jego twarz zapomniałam o tym
bolesnym nieszczęściu, które mnie spotkało. Chociaż na chwilkę
się od tego oderwałam.
Przed
zamkiem czułam się zupełnie dobrze więc poprosiłam Alec'a
aby mnie postawić. Wiem, że nie chciał tego robić ale nie chciał
też doprowadzić do rozchodzenia się przedziwnych plotek. Szłam
lekko się chwiejąc z stronę schodów kiedy powtórzyło się to co
zawsze mnie spotykało prze drzwiach od sali tronowej, które zawsze
mijałam w drodze od głównej bramy do pokoju. Otworzyły się z
cichym skrzypnięciem a w nich tym razem ukazała się Jane co raczej
nie wróżyło nic dobrego.
-Aro chce cię widzieć.-powiedziała
lodowatym tonem a mnie ciarki przeszły po całym ciele. Weszłam za
nią do tego ciemnego pomieszczenia i zauważyłam siedzącego na
tronie Aro. Tym razem miał znacznie poważniejszą minę niż
poprzednimi razami więc uznałam, że to nie odpowiedni moment na
wybryki. Podeszłam bliżej za Jane i popatrzyłam w lewo.
Niepotrzebnie bo przeraziłam się tego widoku. Stał tam jakiś
mężczyzna ze związanymi ustami i rękami. Trzymał go Marcus
stojąc za nim i widziałam, że ledwo się powstrzymywał przed
ugryzieniem go. Mężczyzna był zlany potem, spływała po nim krew.
Bili go specjalnie żeby bardziej kusiło mnie pragnienie.
-Droga Renesmee, jak wiesz nie
zaciągnęliśmy cię tu bez powodu.-zaczął Aro wpatrując się we
mnie.-Pora aby wszystko się wyjaśniło i w końcu zaczęło się to
co nieuniknione.-powiedział mrożącym krew w żyłach głosem.
Momentalnie mój oddech przyśpieszył, serce zaczęło mocniej bić
a po plecach spłynęła mi strużka potu.-Wystarczy tylko, że
napijesz się krwi tego mężczyzny. Wystarczy mały łyczek.-wskazał
na niego ręką z zastraszającym uśmieszkiem. Powiedział, że
wystarczy mały łyczek ale ja wiedziałam, że jeśli tylko spróbuję
tej krwi to nie skończę na małym łyczku. Aro też to wiedział.
Jednak mimo to we mnie wstąpiło szaleństwo. Czułam jego zapach,
kusił mnie jak nigdy ale nie będę zdolna do tego aby zabić
człowieka. Nigdy! Poczułam jak wewnątrz mnie wybucha burza.
Wszystko zakipiało.
-Nigdy! Nie jestem taka jak wy! Nie
zabiję człowieka! Nie zmusisz mnie!-krzyczałam i czułam, że
jestem bardzo blisko jakiejś dziwnej przemiany ale nie mogę się
przełamać. Aro zaśmiał się głucho.
-Posłuchaj, zrobisz to co ci każę
prędzej czy później.-powiedział spokojnie.-Inaczej gorzko tego
pożałujesz a twoja rodzina nigdy więcej nie ujrzy światła
słonecznego.-zagroził. Jednak wiedziałam dokładnie co on o mnie
myśli i że tak naprawdę po prostu dobrze maskuje strach.
-Nie boję się ciebie!-wrzasnęłam
jeszcze i popatrzyłam na wściekłą Jane.-A ty nawet nie
próbuj.-zagroziłam bo wiedziałam, że chce na mnie skorzystać ze
swojego daru. Na jej twarzy wymalowało się zdziwienie pomieszane ze
strachem. Rzuciłam z powrotem gniewne, pełne pogardy spojrzenie
Aro'wi i wyszłam z podniesioną głową z sali. Oczywiście
posłuchałam jeszcze co mają do powiedzenia, chciałam wiedzieć
jak najwięcej.
-Mówiłam ci, że trzeba szybko
zrobić z nią porządek bo nas w końcu pozabija. Jest za silna, nie
skusi się. Musimy ją zabić.-syknęła rozwścieczona Jane.
-Nie.-powiedział stanowczo
Aro.-Jest tu, co oznacza, że boi się uciec co oznacza z kolei, że
jeszcze mamy nad nią władzę.-powiedział Aro po czym słyszałam
jak wychodzą tylnymi drzwiami. Poszłam do swojego pokoju, w którym
był Alec.
-Czego chcieli?-zapytał zanim
zdążyłam jeszcze dobrze wejść.
-Żebym zabiła
człowieka.-powiedziałam smętnym głosem.
-Nie zrobiłaś tego,
prawda?-zapytał z obawą.
-Nie ufasz mi?-zapytałam
podejrzliwie.
-Nie ja po prostu...
przepraszam.-powiedział podchodząc do mnie i dając mi małego
całusa w policzek i gładząc po włosach.
-Alec.... Ja już nie wytrzymam to
długo.-jęknęłam po czym rozpłakałam się na dobre. Nie
wiedziałam nawet, że jestem w aż tak tragicznym stanie. Wtuliłam
w niego głowę po czym pociągnął mnie na parapet przy oknie.
Usiadł i posadził mnie sobie na kolanach. Nie mówił nic,
wiedział, że nie chcę niczego słuchać. Po prostu był przy
mnie.-Czuję, że powoli słabnę.-wyjąkałam gdy trochę już
pozbierałam swoje obłąkane myśli.
-Zawsze będziesz silniejsza od
nich. Pamiętaj.-powiedział po czym dodał.-To ty potrafiłaś
odnaleźć miłość. Nie tylko tą, która była pomiędzy tobą a
Jacob'em. Przybyłaś tu by chronić rodzinę. To najlepszy dowód
miłości. Do tego nie odważyłaś się nigdy zabić człowieka,
nawet teraz. Jesteś od nich silniejsza bo potrafisz zjednać sobie
każdego, kogo tylko zechcesz. Od razu mnie oczarowałaś swoją
mentalnością i zaufałem ci całym sobą. Pamiętaj o tym i nie
dopuść aby ktoś taki jak Aro cię zastraszał. Popatrz tylko jaką
długą drogę przebyłaś aby się teraz dowiedzieć, że nie tylko
sama w sobie jesteś nadzwyczajna ale i masz nadzwyczajną moc. Nie
zaprzepaść tego i za wszelką cenę dowiedź się tego, kim
jesteś.-po tym monologu Alec'a poczułam, że faktycznie jestem
znacznie silniejsza od nich i nic tego nigdy nie zmieni. Nie
zamierzam się poddać i będę z nimi walczyć. Przyrzekłam sobie.
-Dziękuję.-szepnęłam cicho
Alec'owi na ucho.
-Ale za co?-zapytał zmieszany.
-Za to, że po prostu jesteś przy
mnie, że nie odszedłeś po tym jak...-nie chciałam mówić na głos
tego co już raz powiedziałam. Nie chciałam też kolejny raz go
ranić. Siedzieliśmy tak jeszcze jakiś czas ale w końcu podniosłam
się, poszłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic. Gdy się już
ubierałam stanęłam przed lustrem w samej bieliźnie. Nie było za
duże tak samo zresztą jak reszta łazienki ani zbytnio luksusowe
ale ważne, że było. I w dodatku wysokie od podłogi do sufitu.
Zaczęłam z każdej strony oglądać swój brzuch. Przemknęło mi
bowiem przez myśl, że mogę być w ciąży, chociaż nigdy nie
byłam.. no jak to ludzie mówią? Płodna czy coś takiego..
Popatrzyłam na niego więc z każdej strony, nie wiem sama, nie był
gruby. Może mam jakieś zwidy? Przypomniał mi się Jacob i
niedobrze mi się zrobiło na wspomnienie ostatniej nocy z nim.
Kurczę, chyba, tak mi się wydaje, chyba mogę być w ciąży. Nie,
na pewno nie jestem. Jestem przecież wampirem. Zebrałam się do
końca i wyszłam z łazienki. Aleca już nie było ale wspomniał
coś wcześniej, że zaraz będzie musiał iść chociaż mógł mi
krzyknąć chociaż, że już wychodzi. Zaczęłam szukać dla siebie
czegoś na przebranie. Wzięłam sukienkę, którą kupiłam na
zakupach z Alec'em. Była na ramiączkach, powyżej linii bioder do
samej góry była czarna i dopasowana. Niżej była bardzo luźna, z
przodu krótka, przed kolana a z tyłu robiła się długa do kolan.
Od linii bioder w dół była koloru turkusowego. Wróciłam do
łazienki i ją ubrałam. Na stopy włożyłam sandały na koturnach
i już chciałam brać się za suszenie włosów ale właśnie wtedy
ktoś zapukał do drzwi. Wyszłam więc z łazienki i otworzyłam
drzwi w których stał Nathan.
-Hej Nathan, wejdź.-powiedziałam
przyjaźnie ale on z tego co zauważyłam miał raczej smutną minę.
-Nie przyszedłem w odwiedziny. Jane
cię wzywa.-powiedział z drżeniem w głosie no więc z mokrymi
włosami do sali tronowej. Znowu. Już mnie trochę męczyły te
wycieczki na dół ale przypomniałam sobie to co powiedział Alec.
Nie mogę się poddać kiedy jestem już tak blisko odgadnięcia tego
kim jestem. Doszłam do drzwi i chciałam je otworzyć ale zatrzymał
mnie jeszcze Nathan.
-Nie daj się im i nie bój
się.-powiedział starając isę mnie pocieszyć
-Spokojnie. Nathan. Nie boję się
ich.-powiedziałam zdeterminowana i jak widać Nathan był w szoku,
że jestem tak odważna. Uśmiechnęłam się jeszcze do niego po
czym weszłam do środka. Tym razem była tam tylko Jane i siedziała
na tronie obok tronu Aro. Wiedziałam, że ona zajmuje ważne miejsce
w ich hierarchii i jak widać nie pomyliłam się. Podeszłam pod
schody ale nie pokazywałam żadnej uległości tylko stałam z
wysoko podniesioną głową. Czułam zapach tego samego mężczyzny
co ostatnio ale nie śmiałam się popatrzeć w jego stronę.
Piorunowałam wręcz Jane wzrokiem a ona mnie ale mino to dostrzegłam
i w niej odrobinkę strachu. Znacznie mniej niż w Aro ale jednak.
Starała się mnie zdeterminować ale jej się nie udało. Poczułam
jakby chciała mnie porazić swoim darem, chciała mnie zranić ale o
dziwo jej nie wychodziło. Nie miałam pojęcia dlaczego ale
cieszyłam się z tego.
-Słuchaj ja nie będę się z tobą
cackać tak jak Aro. On uważa, że nie powinniśmy cię do siebie
zrazić ale dlaczego mamy się kryć z tym jacy jesteśmy?-syknęła
jadowicie a ja nie miałam zamiaru puścić jej tego daremnie.
-A o którym mówisz? O tym
strasznym guście?-zapytałam wrednie patrząc na nią od stóp go
głów.-Czy nienormalnym zachowaniu? Bo sama nie
wiem.-zaszczebiotałam jak to robią niektóre blondynki w mojej
szkole. Zaszokowała ją moją bezczelna odpowiedź ale szybko się
pozbierała.
-Nie pozwalaj sobie gówniaro. Nie
wiem czy teraz będzie ci tak do śmiechu. Wprowadzić
go!-krzyknęła a ja zmieszałam się po jej słowach. Przecież był
już tu jakiś mężczyzna więc po co jeszcze ktoś? Wtedy tylne
stalowe drzwi skrzypnęły a w nich pojawił się Caius trzymający
przed sobą mocno Alec'a. Szamotali się oboje w drzwiach ale
niestety Alec musiał mu ulec. W końcu stanęli oboje przede
mną.-Masz teraz do wyboru, albo go ugryziesz.-powiedziała jak
zdzira wskazując palcem na obcego mężczyznę.-Albo on.-ciągnęła
dalej przenosząc wzrok na Alec'a.-będzie cierpiał.-powiedziała po
czym podeszła do Alec'a.-Jaka szkoda braciszku, że przeszedłeś na
ich stronę.-krążyła wokół niego. Widziałam jego nienawistne
spojrzenie do niej.
-Nigdy nie byłem taki jak
wy!-wykrzyknął jej prosto w twarz.
-Wiemy to, i właśnie dlatego
poniesiesz karę. Naprawdę uważasz, że zyskasz przyjaźń tej
dziewuchy? Nie jesteśmy zdolni do takich uczuć i nie łudź się,
że jest inaczej. Jesteś tu tylko pod pretekstem. I tak zaraz po
wszystkim miałeś zginąć.-szepnęła bardzo cichutko i tak jak
zawsze myślała, że jej nie słyszę ale cóż, myliła się. Na
moje szczęście.-A teraz dość gadania, gryź.-nakazała Jane.
Popatrzyłam spanikowana na Alec'a. Nie patrzył na mnie ani
błagalnie ani z jakąś prośbą w oczach. Był dzielny, nie bał
się tego co miało się zaraz stać cokolwiek miało to być. Miał
podniesioną głowę i z pogardą patrzył na Jane. Po chwili złapał
moje spojrzenie. Wystraszył się go trochę. Zastanowiłam się
dlaczego i skupiłam się na moich oczach. Poczułam w nich ogień,
którego wcześniej właśnie nie czułam. W moich oczach znowu
miotały błyskawice i czułam, że zaczyna się w nich prawdziwa
burza. W moim sercu zaczęła witać nienawiść, która przepełniała
je coraz bardziej. Zaniepokojony Alec chyba starał się mi coś
przekazać w swoich oczach ale nie potrafiłam się na tym skupić.
Zaczęłam skupiać się na Jane ale w moich nozdrzach zaczął coraz
silniej działać zapach tego obcego faceta. Panicznym wzrokiem
popatrzyłam na jego oczy. Bał się jak cholera nas wszystkich,
płakał. Wtedy pomyślałam sobie o jego rodzinie, na pewno ją
miał. O jego tęskniących dzieciach i żonie. Na pewno nie wiedzą
przecież gdzie jest. Nie, nie mogę go zabić ale nie chcę tracić
Alec'a. Potem dopilnuję, żeby nic mu się nie stało. Podeszłam
więc bliżej mężczyzny a wtedy Alec do mnie krzyknął.
-Nie rób tego. Renesmee, nie martw
się o mnie.-krzyknął a ja się zatrzymałam.
-Nie byłabym tego taka
pewna.-powiedziała surowo Jane , skupiła swój wzrok na Alec'u i
usłyszałam jego krzyk. Upadł na kolana i zaczął wić się z
bólu po posadzce. Cierpiał niemożliwie. Widziałam to. Chciałam
ją jakoś powstrzymać ale nie wiedziałam jak. Serce zaczęło
łomotać mi w klatce jeszcze szybciej. Nie mogłam nabrać
powietrza w płuca. Zaczęłam panikować. Podbiegłam więc do niego
osłaniając go swoim ciałem.
-Dobrze, zrobię to tylko go
zostaw.-powiedziałam wściekła za to, że jej się udało. Alec
patrzył na mnie błagalnie ale nie mogłam nic na to poradzić.
Chciałam, żeby był jeszcze przy mnie.
-Renesmee.-jęknął ledwo żywy.
Nie wytrzymał by dłużej pod jej darem. Popatrzyłam na niego
pocieszająco i wstałam patrząc się na pół nieprzytomnego
mężczyznę. Zapach tego mężczyzny mnie wabił skupiając moją
uwagę na nim jednak nie umknęło mojej uwadze, że gdy położyłam
się na Alec'u jej dar przestał po prosu działać. Widziałam jak
chciała użyć go na mnie pewnie pod pretekstem, że weszłam jej w
promień daru. Znowu na niego popatrzyłam, na Alec'a i
zadecydowałam. Musiałam ratować Alec'a a to był jedyny sposób.
Polowanie znowu się rozpoczęło. Patrząc na tego faceta spod
przymrużonych powiek szłam powoli ku niemu. Strach w jego czach
mnie przerażał, nie chciałam go przecież zabijać ale cierpienie
Alec'a przerażało mnie jeszcze bardziej. Usłyszałam wtedy jak
mimo bólu, który się go jeszcze trzymał Alec szybko się podnosi
i wtedy w połowie drogi do mnie Jane znowu go atakuje. Tym razem
znacznie silniej. Czułam to. Już chciałam przerwać jej dar ale
wtedy Alec zaczął upadać. Na całe szczęście obróciłam się
wtedy do niego i zdążyłam go złapać. Chciałam powiedzieć, żeby
nie przeszkadzał ale on wtedy zaczął coś mówić.
-Nie rób tego.-wydyszał. Trzymałam
go mocno aż zakręciło mi się w głowie. Wtedy powieki Aleca
opadły i nie wykonywał już żadnego ruchu. Dobiła go. Nie
wierzyłam w to ale jednak.
-Alec.-westchnęłam cicho. Po moich
policzkach zaczęły płynąć łzy. Nie żył. Wiedziałam to. Jane
pozostało jedynie go spalić na co nigdy nie pozwolę. Położyłam
go delikatnie na ziemi sama wstałam i obróciłam się do niej.
-Zabiłaś go-syknęłam wściekła.
-Nie. To ty go zabiłaś. Mówiłam,
żebyś się pośpieszyła.-Powiedziała obojętnie jakby nic się
nie stało.
-Nieprawda! On był w stanie się
poświęcić dla mnie! Nie słyszałaś tego? Mówił to!-krzyczałam
wściekła. W moim ciele znowu zachodziła jakaś dziwna reakcja.
Znowu wszystko zaczęło wrzeć i się gotować. I już po kilku
sekundach byłam nie do powstrzymania. Jane się tego przeraziła i
zaczęła wycofywać małymi kroczkami do tylnych drzwi. -Pożałujesz
tego! Nie teraz, nie mam pojęcia kiedy ale przysięgam, że zabiję
cię!-syknęłam a w każdym słowie była potężna dawka jadu.
Teraz jednak nie mogłam się obyć bez jakiegokolwiek czynu.
Przyskoczyłam więc szybko do niej w takim tempie, że sama byłam w
szoku już nie mówiąc o Jane. Stanęłam za nią, złapałam mocno
za gardło jedną ręką a drugą chwyciłam jej prawą rękę i
wygięłam do tyłu tak, że musiała się zgiąć. Nachyliłam się
jeszcze do jej ucha.
-Wiesz co mi powiedział pewien
wspaniały mężczyzna? Że zawsze będę silniejsza od was
wszystkich bo potrafiłam odnaleźć miłość. Zgadnij czyje to
słowa.-powiedziałam zjadliwie.
-Tylko nie mów, że Alec'a.-w
takiej jeszcze sytuacji postanowiła pyskować.
-To są jego słowa! I nie waż się
tego podważać! Nigdy!-wrzasnęłam opętana już na maksa i
wyrwałam jej tą rękę, którą wygięłam do tyłu. Krzyknęła
przenikliwie i popatrzyła na mnie litościwie. Trzymałam jej rękę
i wiedziałam o co jej chodzi.
-Zawsze będę silniejsza. Nie
zapominaj.-powiedziałam i rzuciłam jej tą rękę.
-Właśnie widzę.-powiedziała pod
nosem na pewno myśląc, że nie słyszę. Obróciłam się
rozwścieczona jeszcze bardziej. Musiałam ją zabić ale czułam, że
to jeszcze nie czas.
-Powtórz to głośno jak jesteś
taka odważna.-powiedziałam z podniesioną głową patrząc jej
prosto w oczy. Nie powiedziała nic tylko zaczęła podchodzić do
drzwi.
-Tak myślałam.-powiedziałam niby
do siebie ale słowa kierowanie były do niej. Wiedziałam, że się
nie odważy. Popatrzyłam na nią jeszcze tylko pogardliwie i
obróciłam się do Alec'a. Leżał tam, na posadzce, martwy.
Podbiegłam do niego i uniosłam jego głowę.
-Alec.-szepnęłam jeszcze raz i
popłakałam się na dobre. Podniosłam jego głowę. Jak ona mogła
go zabić?! Musiałam coś z nim zrobić. Nie chciałam aby zabrali
jeszcze jego ciało. Wzięłam je więc i wybiegłam z sali. Wszyscy
popatrzyli na mnie jak na wariatkę kiedy stanęłam z nim w drzwiach
sali tronowej. Ale nie zwracałam na to uwagi. Pobiegłam czym
prędzej do pokoju. Wbiegłam tam
i położyłam go na łóżku. Na całe szczęście
nie było Heidi. Nie wiem, czy zniosła by ten widok. Nie miałam
pojęcia co ja mam teraz robić za to wiem, że jutrzejszy dzień
miał być jednym z najcięższych. Musiałam więc położyć się
spać. Zdjęłam Alec'a z łóżka i położyłam na podłodze pod
oknem. Było mi jakoś dziwnie z nim martwym ale nie chciałam go
nigdzie zostawiać. Poszłam szybko się umyć i przebrać w piżamę.
Popatrzyłam jeszcze na niego zanim poszłam spać. Nie mogłam
zasnąć. Cały czas płakałam. Straciłam przyjaciela. Najdroższego
mi przyjaciela. Umarł za mnie. Nie mogłam się pogodzić z tą
myślą. W końcu jednak zmęczenie mnie zmogło i zasnęłam.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
JESTEM FANKĄ JACOBA!!
CIESZYCIE SIĘ?
CIESZYCIE SIĘ?
Komentujcie :D
AAA mega!!
OdpowiedzUsuńTO dobrze że jesteś TEAM JACOB :)
Czekam na nn
S.
Cześć!!!
OdpowiedzUsuńZajefajny rozdział!!! Nawet nie wiesz jak się cieszę że jesteś fanką Jacoba!
Nie mogę się doczekać następnego rozdziału! Doodaawaj szyybkoo!!!
Dodasz dziś rozdział??? Please!!!
UsuńŁoł! To było genialne! Pisz szybko następny rodział, bo się chyba nie doczekam!
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie na renesmee-i-demetri.blog.onet.pl
Pozdrawiam!
Kisak96 ;)