wtorek, 9 kwietnia 2013

Rozdział 26: Jestem jeszcze zakochana resztkami bezsensownej miłości i jest mi tak cholernie smutno. Na dodatek prawie wszyscy dookoła chcą ode mnie czegoś a ja nawet nie wiem, kim jestem.

Na razie wiadomość do Jessie :d
Dzięki wielkie za pomoc. Bardzo mi sie spodobała ta sukienka
Niebieska
Wgl na tej stronie jest duzo fajnych sukienek wiec mam nadzieje, że coś znajdę jeżeli jednak się nie zdecyduję na tą niebieską :D Ale w 99% albo poproszę żeby mi krawcowa taką uszyła albo ją kupię :)

No i rozdzialik :D
 

Rano obudziłam się w łóżku sama. Było mi z tego powodu trochę przykro ale wiedziałam przecież, że tak będzie. Podniosłam się, ospale przeciągnęłam i wstałam w łóżka. Ubrałam się w żółwim tempie po czym poszłam ogarnąć włosy w łazience. Gdy z niej wychodziłam ktoś zapukał do drzwi. Przestraszyłam się bo byłam po raz pierwszy sama w pokoju i nie wiedziałam co powinnam była zrobić. Zawahałam się przez chwilę i w końcu podeszłam do nich powoli je otwierając. Odetchnęłam z ulgą gdy przed sobą zobaczyłam Alec'a. Wpuściłam go wesoła do środa.
-Jesteś gotowa?-zapytał uśmiechnięty. Wyglądał tak jakby zaraz miał wybuchnąć z radości.
-Ale na co?-odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
-No mieliśmy iść dzisiaj na polowanie.-przypomniał w dobrym humorze.
-Stało się coś?-zapytałam trochę podejrzliwie bo po raz pierwszy widziałam go tak radosnym.
-A co się miało stać?-zapytał zdezorientowany.
-Nooo... bo jesteś taki wesoły. To znaczy to bardzo dobrze, cieszę się z tego ale co jest tego powodem?-wytłumaczyłam o co chodzi.
-Zawsze chodziłem na polowania sam a teraz mam towarzyszkę.-powiedział a ja się bardzo tym wzruszyłam. Cieszyłam się, że takimi drobnostkami, mało ważnymi rzeczami sprawiam mu ogromną radość. Lubiłam patrzeć jak się cieszy bo mi wtedy też było weselej.-To jak, idziemy?-zapytał uradowany. Nie mogłam się oprzeć i stając na palcach musnęłam go lekko w usta.
-Tak, jestem głodna jak wilk.-powiedziałam śmiejąc się i szybko urywając na wspomnienie o Jacobie-moim wilku.-Ale Alec. Nie jesteś zły o wczoraj? Prawda?-Zastanawiałam się czy nie uraziłam go tym jak przerwałam nasz pocałunek i to co się zaczęło dziać...
-No co ty! Ness, jeśli.. jeśli będziesz jeszcze chciała to możemy to powtórzyć. Ale jeśli tylko nie to spoko.-Uśmiechnęłam się do niego i cmoknęłam w policzek. Pobiegliśmy do lasu, na który ja miałam widok z okna. Nie mówiliśmy nic Aro ani nikomu innemu. Nie czułam żadnego zagrożenia z jego strony. Pobiegliśmy a ja byłam ciekawa na co można tu zapolować. W jakiejś odległości wyczułam sarnę. Pobiegłam za nią i nie oglądając się na Alec'a wyssałam z niej całą krew. Prawie się nasyciłam ale miałam ochotę na jeszcze jedną. Zapolowałam więc na kolejną po czym odszukałam wzrokiem Alec'a. Patrzył na mnie wstrząśnięty.
-Jak ty to robisz?-zapytał.
-Ale co?
-No, nie ubrudziłaś się.-powiedział.
-Nie wiem, chyba ma to w genach.-odpowiedziałam z uśmiechem na twarzy. Nie czułam tęsknoty za rodziną bo czułam, że przyjadą po mnie, że mnie nie zostawią. Czułam to jak planują wszystko, jak dzwonią do znajomych jak naradzają się z watahą. I znowu przypomniał mi się Jake. Czułam, że moja nienawiść do niego słabnie. Zaczęłam za nim na prawdę tęsknić. Alec zdążył się najeść i podszedł do mnie. Zauważył, że ze mną jest coś nie tak.
-Co jest Ness?-zapytał obejmując mnie. Odsunęłam jednak od siebie jego ręce i powiedziałam.
-Nie, nic nic. Po prostu... cały czas nie rozumiem tego jak Jacob mógł tak postąpić.-Odpowiedziałam cokolwiek, żeby go nie chamsko nie spławiać.
-Może opowiesz mi co się stało? Może Ci ulży, albo jakoś ci pomogę?-Zaproponował Powiedz jedno słowo a zabiję drania.-powiedział wściekły przez zaciśnięte zęby z zaciśniętymi pięściami.
-To bardzo miłe... chyba. Ale jeśli już to sama muszę to zrobić. Poza tym.. Alec, ja przepraszam ale ja chyba nadal go kocham... I myślę, że to między nami nie ma sensu.-powiedziałam lekko wyduszając z siebie ostatnie słowo. Nagle, poczułam jakby wszelka krew ze mnie odpłynęła. Zawirowało mi coś w głowie a sama zachwiałam się na nogach. Nie wiedziałam, co to było ale chyba przeszło.
-Wszystko w porządku?-zapytał zatroskany Alec.
-Tak, chyba...-no i źle osądziłam. Nagle coś mnie oślepiło i widziałam tylko białą, oślepiającą mgłę. Czułam się dużo gorzej niż przed chwilą. Nie mogłam utrzymać się na nogach. W głowie miałam jeden zamęt. W tej sekundzie poczułam silny, wręcz piorunujący uścisk w podbrzuszu. Zgięłam się w pół nie mogłam ustać na nogach. Poczułam jak lecę w dół i miałam wrażenie jakbym leciała w przepaść. Na szczęście silne ręce Alec'a szybko mnie złapały.
-Renesmee!-krzyknął. Poczułam jeszcze jak kładzie mnie na ziemi. W momencie się skuliłam wciąż trzymając za podbrzusze.-Co ci jest?-zapytał przerażony. Nie mogłam w ogóle myśleć.
-Brzuch.-wydusiłam z siebie jedynie. Wtedy Alec przyłożył na nim swoją zimną rękę i o dziwo to przyniosło lekkie ukojenie. Po chwili ból minął a ja zaczęłam odzyskiwać wzrok. Słońce na początku mnie oślepiło ale szybko się do niego przyzwyczaiłam.
-Co to było?-zapytał Alec widząc, że już mi lepiej.
-Nie mam pojęcia.-powiedziałam próbując wstać. Alec mi nie pozwolił na to i wziął mnie na ręce.-Nie musisz mnie nosić.-powiedziałam zawstydzona.
-Ale chcę, a nie chcę aby ci się coś stało.-powiedział patrząc na mnie.
-Jesteś dla mnie jak brat. Naprawdę.-Alec uśmiechnął się do mnie słodko, jednym z najcudowniejszych uśmiechów jakie można sobie wyobrazić. Biegliśmy do zamku a ja wpatrzona a jego twarz zapomniałam o tym bolesnym nieszczęściu, które mnie spotkało. Chociaż na chwilkę się od tego oderwałam.
Przed zamkiem czułam się zupełnie dobrze więc poprosiłam Alec'a aby mnie postawić. Wiem, że nie chciał tego robić ale nie chciał też doprowadzić do rozchodzenia się przedziwnych plotek. Szłam lekko się chwiejąc z stronę schodów kiedy powtórzyło się to co zawsze mnie spotykało prze drzwiach od sali tronowej, które zawsze mijałam w drodze od głównej bramy do pokoju. Otworzyły się z cichym skrzypnięciem a w nich tym razem ukazała się Jane co raczej nie wróżyło nic dobrego.
-Aro chce cię widzieć.-powiedziała lodowatym tonem a mnie ciarki przeszły po całym ciele. Weszłam za nią do tego ciemnego pomieszczenia i zauważyłam siedzącego na tronie Aro. Tym razem miał znacznie poważniejszą minę niż poprzednimi razami więc uznałam, że to nie odpowiedni moment na wybryki. Podeszłam bliżej za Jane i popatrzyłam w lewo. Niepotrzebnie bo przeraziłam się tego widoku. Stał tam jakiś mężczyzna ze związanymi ustami i rękami. Trzymał go Marcus stojąc za nim i widziałam, że ledwo się powstrzymywał przed ugryzieniem go. Mężczyzna był zlany potem, spływała po nim krew. Bili go specjalnie żeby bardziej kusiło mnie pragnienie.
-Droga Renesmee, jak wiesz nie zaciągnęliśmy cię tu bez powodu.-zaczął Aro wpatrując się we mnie.-Pora aby wszystko się wyjaśniło i w końcu zaczęło się to co nieuniknione.-powiedział mrożącym krew w żyłach głosem. Momentalnie mój oddech przyśpieszył, serce zaczęło mocniej bić a po plecach spłynęła mi strużka potu.-Wystarczy tylko, że napijesz się krwi tego mężczyzny. Wystarczy mały łyczek.-wskazał na niego ręką z zastraszającym uśmieszkiem. Powiedział, że wystarczy mały łyczek ale ja wiedziałam, że jeśli tylko spróbuję tej krwi to nie skończę na małym łyczku. Aro też to wiedział. Jednak mimo to we mnie wstąpiło szaleństwo. Czułam jego zapach, kusił mnie jak nigdy ale nie będę zdolna do tego aby zabić człowieka. Nigdy! Poczułam jak wewnątrz mnie wybucha burza. Wszystko zakipiało.
-Nigdy! Nie jestem taka jak wy! Nie zabiję człowieka! Nie zmusisz mnie!-krzyczałam i czułam, że jestem bardzo blisko jakiejś dziwnej przemiany ale nie mogę się przełamać. Aro zaśmiał się głucho.
-Posłuchaj, zrobisz to co ci każę prędzej czy później.-powiedział spokojnie.-Inaczej gorzko tego pożałujesz a twoja rodzina nigdy więcej nie ujrzy światła słonecznego.-zagroził. Jednak wiedziałam dokładnie co on o mnie myśli i że tak naprawdę po prostu dobrze maskuje strach.
-Nie boję się ciebie!-wrzasnęłam jeszcze i popatrzyłam na wściekłą Jane.-A ty nawet nie próbuj.-zagroziłam bo wiedziałam, że chce na mnie skorzystać ze swojego daru. Na jej twarzy wymalowało się zdziwienie pomieszane ze strachem. Rzuciłam z powrotem gniewne, pełne pogardy spojrzenie Aro'wi i wyszłam z podniesioną głową z sali. Oczywiście posłuchałam jeszcze co mają do powiedzenia, chciałam wiedzieć jak najwięcej.
-Mówiłam ci, że trzeba szybko zrobić z nią porządek bo nas w końcu pozabija. Jest za silna, nie skusi się. Musimy ją zabić.-syknęła rozwścieczona Jane.
-Nie.-powiedział stanowczo Aro.-Jest tu, co oznacza, że boi się uciec co oznacza z kolei, że jeszcze mamy nad nią władzę.-powiedział Aro po czym słyszałam jak wychodzą tylnymi drzwiami. Poszłam do swojego pokoju, w którym był Alec.
-Czego chcieli?-zapytał zanim zdążyłam jeszcze dobrze wejść.
-Żebym zabiła człowieka.-powiedziałam smętnym głosem.
-Nie zrobiłaś tego, prawda?-zapytał z obawą.
-Nie ufasz mi?-zapytałam podejrzliwie.
-Nie ja po prostu... przepraszam.-powiedział podchodząc do mnie i dając mi małego całusa w policzek i gładząc po włosach.
-Alec.... Ja już nie wytrzymam to długo.-jęknęłam po czym rozpłakałam się na dobre. Nie wiedziałam nawet, że jestem w aż tak tragicznym stanie. Wtuliłam w niego głowę po czym pociągnął mnie na parapet przy oknie. Usiadł i posadził mnie sobie na kolanach. Nie mówił nic, wiedział, że nie chcę niczego słuchać. Po prostu był przy mnie.-Czuję, że powoli słabnę.-wyjąkałam gdy trochę już pozbierałam swoje obłąkane myśli.
-Zawsze będziesz silniejsza od nich. Pamiętaj.-powiedział po czym dodał.-To ty potrafiłaś odnaleźć miłość. Nie tylko tą, która była pomiędzy tobą a Jacob'em. Przybyłaś tu by chronić rodzinę. To najlepszy dowód miłości. Do tego nie odważyłaś się nigdy zabić człowieka, nawet teraz. Jesteś od nich silniejsza bo potrafisz zjednać sobie każdego, kogo tylko zechcesz. Od razu mnie oczarowałaś swoją mentalnością i zaufałem ci całym sobą. Pamiętaj o tym i nie dopuść aby ktoś taki jak Aro cię zastraszał. Popatrz tylko jaką długą drogę przebyłaś aby się teraz dowiedzieć, że nie tylko sama w sobie jesteś nadzwyczajna ale i masz nadzwyczajną moc. Nie zaprzepaść tego i za wszelką cenę dowiedź się tego, kim jesteś.-po tym monologu Alec'a poczułam, że faktycznie jestem znacznie silniejsza od nich i nic tego nigdy nie zmieni. Nie zamierzam się poddać i będę z nimi walczyć. Przyrzekłam sobie.
-Dziękuję.-szepnęłam cicho Alec'owi na ucho.
-Ale za co?-zapytał zmieszany.
-Za to, że po prostu jesteś przy mnie, że nie odszedłeś po tym jak...-nie chciałam mówić na głos tego co już raz powiedziałam. Nie chciałam też kolejny raz go ranić. Siedzieliśmy tak jeszcze jakiś czas ale w końcu podniosłam się, poszłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic. Gdy się już ubierałam stanęłam przed lustrem w samej bieliźnie. Nie było za duże tak samo zresztą jak reszta łazienki ani zbytnio luksusowe ale ważne, że było. I w dodatku wysokie od podłogi do sufitu. Zaczęłam z każdej strony oglądać swój brzuch. Przemknęło mi bowiem przez myśl, że mogę być w ciąży, chociaż nigdy nie byłam.. no jak to ludzie mówią? Płodna czy coś takiego.. Popatrzyłam na niego więc z każdej strony, nie wiem sama, nie był gruby. Może mam jakieś zwidy? Przypomniał mi się Jacob i niedobrze mi się zrobiło na wspomnienie ostatniej nocy z nim. Kurczę, chyba, tak mi się wydaje, chyba mogę być w ciąży. Nie, na pewno nie jestem. Jestem przecież wampirem. Zebrałam się do końca i wyszłam z łazienki. Aleca już nie było ale wspomniał coś wcześniej, że zaraz będzie musiał iść chociaż mógł mi krzyknąć chociaż, że już wychodzi. Zaczęłam szukać dla siebie czegoś na przebranie. Wzięłam sukienkę, którą kupiłam na zakupach z Alec'em. Była na ramiączkach, powyżej linii bioder do samej góry była czarna i dopasowana. Niżej była bardzo luźna, z przodu krótka, przed kolana a z tyłu robiła się długa do kolan. Od linii bioder w dół była koloru turkusowego. Wróciłam do łazienki i ją ubrałam. Na stopy włożyłam sandały na koturnach i już chciałam brać się za suszenie włosów ale właśnie wtedy ktoś zapukał do drzwi. Wyszłam więc z łazienki i otworzyłam drzwi w których stał Nathan.
-Hej Nathan, wejdź.-powiedziałam przyjaźnie ale on z tego co zauważyłam miał raczej smutną minę.
-Nie przyszedłem w odwiedziny. Jane cię wzywa.-powiedział z drżeniem w głosie no więc z mokrymi włosami do sali tronowej. Znowu. Już mnie trochę męczyły te wycieczki na dół ale przypomniałam sobie to co powiedział Alec. Nie mogę się poddać kiedy jestem już tak blisko odgadnięcia tego kim jestem. Doszłam do drzwi i chciałam je otworzyć ale zatrzymał mnie jeszcze Nathan.
-Nie daj się im i nie bój się.-powiedział starając isę mnie pocieszyć
-Spokojnie. Nathan. Nie boję się ich.-powiedziałam zdeterminowana i jak widać Nathan był w szoku, że jestem tak odważna. Uśmiechnęłam się jeszcze do niego po czym weszłam do środka. Tym razem była tam tylko Jane i siedziała na tronie obok tronu Aro. Wiedziałam, że ona zajmuje ważne miejsce w ich hierarchii i jak widać nie pomyliłam się. Podeszłam pod schody ale nie pokazywałam żadnej uległości tylko stałam z wysoko podniesioną głową. Czułam zapach tego samego mężczyzny co ostatnio ale nie śmiałam się popatrzeć w jego stronę. Piorunowałam wręcz Jane wzrokiem a ona mnie ale mino to dostrzegłam i w niej odrobinkę strachu. Znacznie mniej niż w Aro ale jednak. Starała się mnie zdeterminować ale jej się nie udało. Poczułam jakby chciała mnie porazić swoim darem, chciała mnie zranić ale o dziwo jej nie wychodziło. Nie miałam pojęcia dlaczego ale cieszyłam się z tego.
-Słuchaj ja nie będę się z tobą cackać tak jak Aro. On uważa, że nie powinniśmy cię do siebie zrazić ale dlaczego mamy się kryć z tym jacy jesteśmy?-syknęła jadowicie a ja nie miałam zamiaru puścić jej tego daremnie.
-A o którym mówisz? O tym strasznym guście?-zapytałam wrednie patrząc na nią od stóp go głów.-Czy nienormalnym zachowaniu? Bo sama nie wiem.-zaszczebiotałam jak to robią niektóre blondynki w mojej szkole. Zaszokowała ją moją bezczelna odpowiedź ale szybko się pozbierała.
-Nie pozwalaj sobie gówniaro. Nie wiem czy teraz będzie ci tak do śmiechu. Wprowadzić go!-krzyknęła a ja zmieszałam się po jej słowach. Przecież był już tu jakiś mężczyzna więc po co jeszcze ktoś? Wtedy tylne stalowe drzwi skrzypnęły a w nich pojawił się Caius trzymający przed sobą mocno Alec'a. Szamotali się oboje w drzwiach ale niestety Alec musiał mu ulec. W końcu stanęli oboje przede mną.-Masz teraz do wyboru, albo go ugryziesz.-powiedziała jak zdzira wskazując palcem na obcego mężczyznę.-Albo on.-ciągnęła dalej przenosząc wzrok na Alec'a.-będzie cierpiał.-powiedziała po czym podeszła do Alec'a.-Jaka szkoda braciszku, że przeszedłeś na ich stronę.-krążyła wokół niego. Widziałam jego nienawistne spojrzenie do niej.
-Nigdy nie byłem taki jak wy!-wykrzyknął jej prosto w twarz.
-Wiemy to, i właśnie dlatego poniesiesz karę. Naprawdę uważasz, że zyskasz przyjaźń tej dziewuchy? Nie jesteśmy zdolni do takich uczuć i nie łudź się, że jest inaczej. Jesteś tu tylko pod pretekstem. I tak zaraz po wszystkim miałeś zginąć.-szepnęła bardzo cichutko i tak jak zawsze myślała, że jej nie słyszę ale cóż, myliła się. Na moje szczęście.-A teraz dość gadania, gryź.-nakazała Jane. Popatrzyłam spanikowana na Alec'a. Nie patrzył na mnie ani błagalnie ani z jakąś prośbą w oczach. Był dzielny, nie bał się tego co miało się zaraz stać cokolwiek miało to być. Miał podniesioną głowę i z pogardą patrzył na Jane. Po chwili złapał moje spojrzenie. Wystraszył się go trochę. Zastanowiłam się dlaczego i skupiłam się na moich oczach. Poczułam w nich ogień, którego wcześniej właśnie nie czułam. W moich oczach znowu miotały błyskawice i czułam, że zaczyna się w nich prawdziwa burza. W moim sercu zaczęła witać nienawiść, która przepełniała je coraz bardziej. Zaniepokojony Alec chyba starał się mi coś przekazać w swoich oczach ale nie potrafiłam się na tym skupić. Zaczęłam skupiać się na Jane ale w moich nozdrzach zaczął coraz silniej działać zapach tego obcego faceta. Panicznym wzrokiem popatrzyłam na jego oczy. Bał się jak cholera nas wszystkich, płakał. Wtedy pomyślałam sobie o jego rodzinie, na pewno ją miał. O jego tęskniących dzieciach i żonie. Na pewno nie wiedzą przecież gdzie jest. Nie, nie mogę go zabić ale nie chcę tracić Alec'a. Potem dopilnuję, żeby nic mu się nie stało. Podeszłam więc bliżej mężczyzny a wtedy Alec do mnie krzyknął.
-Nie rób tego. Renesmee, nie martw się o mnie.-krzyknął a ja się zatrzymałam.
-Nie byłabym tego taka pewna.-powiedziała surowo Jane , skupiła swój wzrok na Alec'u i usłyszałam jego krzyk. Upadł na kolana i zaczął wić się z bólu po posadzce. Cierpiał niemożliwie. Widziałam to. Chciałam ją jakoś powstrzymać ale nie wiedziałam jak. Serce zaczęło łomotać mi w klatce jeszcze szybciej. Nie mogłam nabrać powietrza w płuca. Zaczęłam panikować. Podbiegłam więc do niego osłaniając go swoim ciałem.
-Dobrze, zrobię to tylko go zostaw.-powiedziałam wściekła za to, że jej się udało. Alec patrzył na mnie błagalnie ale nie mogłam nic na to poradzić. Chciałam, żeby był jeszcze przy mnie.
-Renesmee.-jęknął ledwo żywy. Nie wytrzymał by dłużej pod jej darem. Popatrzyłam na niego pocieszająco i wstałam patrząc się na pół nieprzytomnego mężczyznę. Zapach tego mężczyzny mnie wabił skupiając moją uwagę na nim jednak nie umknęło mojej uwadze, że gdy położyłam się na Alec'u jej dar przestał po prosu działać. Widziałam jak chciała użyć go na mnie pewnie pod pretekstem, że weszłam jej w promień daru. Znowu na niego popatrzyłam, na Alec'a i zadecydowałam. Musiałam ratować Alec'a a to był jedyny sposób. Polowanie znowu się rozpoczęło. Patrząc na tego faceta spod przymrużonych powiek szłam powoli ku niemu. Strach w jego czach mnie przerażał, nie chciałam go przecież zabijać ale cierpienie Alec'a przerażało mnie jeszcze bardziej. Usłyszałam wtedy jak mimo bólu, który się go jeszcze trzymał Alec szybko się podnosi i wtedy w połowie drogi do mnie Jane znowu go atakuje. Tym razem znacznie silniej. Czułam to. Już chciałam przerwać jej dar ale wtedy Alec zaczął upadać. Na całe szczęście obróciłam się wtedy do niego i zdążyłam go złapać. Chciałam powiedzieć, żeby nie przeszkadzał ale on wtedy zaczął coś mówić.
-Nie rób tego.-wydyszał. Trzymałam go mocno aż zakręciło mi się w głowie. Wtedy powieki Aleca opadły i nie wykonywał już żadnego ruchu. Dobiła go. Nie wierzyłam w to ale jednak.
-Alec.-westchnęłam cicho. Po moich policzkach zaczęły płynąć łzy. Nie żył. Wiedziałam to. Jane pozostało jedynie go spalić na co nigdy nie pozwolę. Położyłam go delikatnie na ziemi sama wstałam i obróciłam się do niej.
-Zabiłaś go-syknęłam wściekła.
-Nie. To ty go zabiłaś. Mówiłam, żebyś się pośpieszyła.-Powiedziała obojętnie jakby nic się nie stało.
-Nieprawda! On był w stanie się poświęcić dla mnie! Nie słyszałaś tego? Mówił to!-krzyczałam wściekła. W moim ciele znowu zachodziła jakaś dziwna reakcja. Znowu wszystko zaczęło wrzeć i się gotować. I już po kilku sekundach byłam nie do powstrzymania. Jane się tego przeraziła i zaczęła wycofywać małymi kroczkami do tylnych drzwi. -Pożałujesz tego! Nie teraz, nie mam pojęcia kiedy ale przysięgam, że zabiję cię!-syknęłam a w każdym słowie była potężna dawka jadu. Teraz jednak nie mogłam się obyć bez jakiegokolwiek czynu. Przyskoczyłam więc szybko do niej w takim tempie, że sama byłam w szoku już nie mówiąc o Jane. Stanęłam za nią, złapałam mocno za gardło jedną ręką a drugą chwyciłam jej prawą rękę i wygięłam do tyłu tak, że musiała się zgiąć. Nachyliłam się jeszcze do jej ucha.
-Wiesz co mi powiedział pewien wspaniały mężczyzna? Że zawsze będę silniejsza od was wszystkich bo potrafiłam odnaleźć miłość. Zgadnij czyje to słowa.-powiedziałam zjadliwie.
-Tylko nie mów, że Alec'a.-w takiej jeszcze sytuacji postanowiła pyskować.
-To są jego słowa! I nie waż się tego podważać! Nigdy!-wrzasnęłam opętana już na maksa i wyrwałam jej tą rękę, którą wygięłam do tyłu. Krzyknęła przenikliwie i popatrzyła na mnie litościwie. Trzymałam jej rękę i wiedziałam o co jej chodzi.
-Zawsze będę silniejsza. Nie zapominaj.-powiedziałam i rzuciłam jej tą rękę.
-Właśnie widzę.-powiedziała pod nosem na pewno myśląc, że nie słyszę. Obróciłam się rozwścieczona jeszcze bardziej. Musiałam ją zabić ale czułam, że to jeszcze nie czas.
-Powtórz to głośno jak jesteś taka odważna.-powiedziałam z podniesioną głową patrząc jej prosto w oczy. Nie powiedziała nic tylko zaczęła podchodzić do drzwi.
-Tak myślałam.-powiedziałam niby do siebie ale słowa kierowanie były do niej. Wiedziałam, że się nie odważy. Popatrzyłam na nią jeszcze tylko pogardliwie i obróciłam się do Alec'a. Leżał tam, na posadzce, martwy. Podbiegłam do niego i uniosłam jego głowę.
-Alec.-szepnęłam jeszcze raz i popłakałam się na dobre. Podniosłam jego głowę. Jak ona mogła go zabić?! Musiałam coś z nim zrobić. Nie chciałam aby zabrali jeszcze jego ciało. Wzięłam je więc i wybiegłam z sali. Wszyscy popatrzyli na mnie jak na wariatkę kiedy stanęłam z nim w drzwiach sali tronowej. Ale nie zwracałam na to uwagi. Pobiegłam czym prędzej do pokoju. Wbiegłam tam i położyłam go na łóżku. Na całe szczęście nie było Heidi. Nie wiem, czy zniosła by ten widok. Nie miałam pojęcia co ja mam teraz robić za to wiem, że jutrzejszy dzień miał być jednym z najcięższych. Musiałam więc położyć się spać. Zdjęłam Alec'a z łóżka i położyłam na podłodze pod oknem. Było mi jakoś dziwnie z nim martwym ale nie chciałam go nigdzie zostawiać. Poszłam szybko się umyć i przebrać w piżamę. Popatrzyłam jeszcze na niego zanim poszłam spać. Nie mogłam zasnąć. Cały czas płakałam. Straciłam przyjaciela. Najdroższego mi przyjaciela. Umarł za mnie. Nie mogłam się pogodzić z tą myślą. W końcu jednak zmęczenie mnie zmogło i zasnęłam.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
JESTEM FANKĄ JACOBA!!
CIESZYCIE SIĘ?
Komentujcie :D

4 komentarze:

  1. AAA mega!!
    TO dobrze że jesteś TEAM JACOB :)
    Czekam na nn
    S.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć!!!
    Zajefajny rozdział!!! Nawet nie wiesz jak się cieszę że jesteś fanką Jacoba!
    Nie mogę się doczekać następnego rozdziału! Doodaawaj szyybkoo!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Łoł! To było genialne! Pisz szybko następny rodział, bo się chyba nie doczekam!
    Zapraszam do mnie na renesmee-i-demetri.blog.onet.pl

    Pozdrawiam!
    Kisak96 ;)

    OdpowiedzUsuń