piątek, 12 kwietnia 2013

Rozdział 27: ....żadna wielka miłość nie umiera do końca. Możemy do niej strzelać z pistoletu lub zamykać w najciemniejszych zakamarkach naszych serc, ale ona jest sprytniejsza -wie, jak przeżyć. Potrafi znaleźć sobie drogę do wolności i zaskoczyć nas, pojawiając się, kiedy jesteśmy już cholernie pewni, że umarła, albo, że przynajmniej leży bezpiecznie schowana pod stertami innych spraw...

Dotrzymuję słowa i oto przed wami kolejny rozdział książki pt. "Equinox" . Nawet zaprojektowałam z nudów własną okładkę. Jak was się podoba?

Rano obudziłam się bardzo przygnębiona. Ubrałam się leniwie i ogarnęłam trochę włosy. Wyszłam z łazienki i popatrzyłam na Alec'a. Wydawał się jakby spał i miał się zaraz obudzić. Trochę czułam, że jeszcze się do mnie odezwie ale czułam też, że jego już nie ma na tym świecie. Czułam po nim jedynie pustkę dzwoniącą w moim sercu z utęsknienia. Z drugiej strony wydawało mi się, że jestem psychiczna, zostawiając jego ciało tutaj. Ale nie wiedziałam co mam robić a nie chciałam go zostawiać.
Chciałam się przede wszystkim w końcu dowiedzieć kim jestem i mieć to wszystko za sobą. Kręciłam się bezczynnie po pokoju co chwilę patrząc na Alec'a. Chyba byłam jakaś nienormalna biorąc do pokoju trupa. Ale nadal nie potrafię się z nim rozstać. Wtedy ktoś nie pukając do drzwi wszedł do pokoju. Przeraziłam się bo była to Jane.
-Teraz już żarty się skończyły.-powiedziała złowrogo po czym podeszła, złapała mnie za rękę i pociągnęła za sobą. Zeszłyśmy na sam dół ale nie do sali tronowej Zeszłyśmy jeszcze niżej ale nie do piwnic. Otworzyła jakieś tajemne przejście którym teraz szłyśmy. Biegło trochę pod górę aż w końcu u wylotu była ogromna sala. Była znacznie większa niż sala tronowa. Na środku był wielki... nie wiem co to było ale wyglądało trochę jak wielka miska, w której palił się ogień. Ogólnie sala była pogrążona w pół mroku jednak pod sufitem były spore okna. Ja na stojąco spokojnie bym się w nich zmieściła. Właśnie, sufit, to mnie zaciekawiło. Był bardzo wysoko. Myślę, że około dziesięć metrów nade mną. Domyśliłam się, że mniej więcej dolna połowa sali jest pod ziemią a górna nie. Stąd okna tam. Na ścianach również paliły się pochodnie. Ciekawa była komu się wcześniej chciało je zapalać. Wtedy Jane mnie puściła i stanęła ze dwa metry przede mną.
-Wiesz, mam już serdecznie dość tych twoich podchodów i gierek. Pora zakończyć to raz na zawsze zanim będziesz za silna abym mogła cie pokonać. Ja nie jestem taka naiwna jak Aro. A wiesz, mogłaś być najsilniejszą wampirzycą na świecie. Na wieki. Wystarczyło tylko, że ugryzłabyś tego mężczyznę a spokojnie mogłabyś nas pozabijać. Stałabyś się wtedy pełnym wampirem. Oczywiście naszym celem.-mówiła spokojnie choć mrożącym krew w żyłach głosem. We mnie tymczasem wszystko zaczynało się gotować. Zamiast strachu, w moim sercu paliła nienawiść.-Było tak cię nastawić abyś myślała, że nas nie pokonasz...
-Nie musisz mi mówić wszystko wiem.-powiedziałam znudzona.
-Ale jakim cudem się dowied...?-chciała zapytać ale uprzedziłam ją swoją odpowiedzią.
-Wiesz... szczerze mówiąc zupełnie nie wiem jakim cudem ale mam znacznie lepszy słuch. Z tego co mi się wydaje to wzrok i węch także. Nawet znacznie lepszy od was. Za każdym razem kiedy myśleliście, że was nie słyszę to ja słuchałam waszych rozmów jakbyście stali koło mnie.-wytłumaczyłam.
-Nie ważne. W każdym razie to koniec.-powiedziała Jane po czym skupiła swój wzrok na mnie. Bałam się, już chciałam krzyknąć ale... nic nie poczułam. Nic a nic. Zaszokowana Jane patrzyła na mnie tak jakby jej miały zaraz gałki oczne wyjść. Jednak to nie działało. Nadal stałam nietknięta.-Cóż a zatem będę musiała cię zabić gołymi rękoma.-krzyknęła rozwścieczona i rzuciła się na mnie. Nie miałam pojęcia czy umie walczyć i czy dam sobie z nią radę. Byłam tak oszołomiona, że nie zauważyłam kiedy mnie dopadła, złapała za ramiona i kopnęła w brzuch, który i tak był już lekko obolały. Uderzyłam z impetem o ścianę i dopiero teraz zrozumiałam co się dzieję. Zawsze byłam dzielna, a przynajmniej starałam się nie poddawać bez walki. Podniosłam się szybko choć miejsce po uderzeniu nadal od niego pulsowało. Zacisnęłam pięści i powiedziałam sobie, że mimo wszystko muszę walczyć. Muszę pomścić śmierć Alec'a i wszystkich, których skrzywdzili Volturi nawet jeśli sama mam przy tym zginąć. Popatrzyłam na nią. Stała i nic nie robiła. Nie wiem dlaczego ale nie mogła się ruszyć i coś mi podpowiadało, że to moja sprawka. Nie wiedziałam tylko jakim cudem to zrobiłam. Nie tracąc więc czasu podeszłam do niej, popatrzyłam prosto w teraz już trochę przestraszone oczy i przewróciłam ją na podłogę. Potem szybko podniosłam za szyję do góry i kopnęłam mocno w to samo miejsce, w które on kopnęła mnie. Nie miałam pojęcia skąd we mnie tyle siły i energii. Czułam nienawiść ale nigdy nie byłabym zdolna do czegoś takiego. Uderzyła w jakiś posąg stojący za nią i rozwaliła go w drobny mak. Czułam jak coraz bardziej przepełnia mnie nienawiść, która zajmuje miejsce miłości w moim sercu. Wystraszyłam się tego śmiertelnie bo czułam, że tym samym staję się taka jak ona a nie chciałam tego. Opętał mnie taki strach przed samą sobą, że straciłam panowanie nad sobą a za razem i nad Jane. W momencie się pozbierała, podbiegła do mnie, złapała moje przerażone ciało za szyję i wręcz wgniotła mnie z impetem w marmurową posadzkę. Czułam jak ustępuje ona pod moim ciałem, które nie mogło aż znieść tego bólu. Moje serce w ogóle nie nadążało za dostarczaniem odpowiedniej ilości krwi do poszczególnych narządów. Chciała rozerwać mnie na strzępy ale wtedy coś odwróciło moją uwagę. Poczułam jego zapach. Poczułam go. Nie wiedziałam skąd się wziął. Może już byłam nie w tym świecie ale poczułam zapach Jacob'a. Ten zapach, którego tak bardzo mi brakowało. Ten przyjemnie drażniący moje zmysły a za razem rozbudzający je. Wdychałam go z przyjemnością zapominając gdzie jestem i co się dzieje. Nagle usłyszałam dźwięk rozbijanego szkła. Popatrzyłam w kierunku skąd dochodził ten dźwięk i jedno z okien, które teraz było rozbite. Nim zdążyłam spojrzeć co je rozbiło, coś olbrzymiego porwało Jane znad mnie i rzuciło nią w ścianę. To olbrzymie coś pozostawiło po sobie ten wspaniały przyjemny... Dotarło coś do mnie. Szybko się podniosłam, odskoczyłam wystraszona o kilka metrów i spojrzałam w tamtą stronę. To był on. Pod postacią tego cudownego, rdzawo-brązowego wilkołaka, którego tak mi brakowało z czego dopiero teraz zdałam sobie sprawę. Patrzyłam oszołomiona na niego a on na mnie z utęsknieniem. Wtedy przypomniało mi się co obiecałam mu kiedy następnym razem go spotkam. Nie, nie mogłam go zabić. Nie było takiej opcji. Nigdy! Nawet samo myślenie o tym mnie męczyło właśnie dlatego, że przyszedł tu. Na ratunek mi. Nie oglądając się na to co mu przyrzekłam. Staliśmy wpatrzeni w siebie i zapomnieliśmy o Jane, która właśnie ruszyła na Jacob'a.
-Jacob!-krzyknęłam ale było trochę za późno. Uderzyła go w bok, przeleciał nad ta ogromną miską i wylądował po drugiej stronie z ogromnym hukiem. Przyćmiona nagłą zmianą biegu wydarzeń nie potrafiłam się nawet ruszyć. Jane za to nie traciła czasu. Podbiegła do niego szybko i nie oglądając się wbiła w niego kły. Jacob zaskowyczał, przeszedł przez niego drzesz. Okropny wręcz przeraźliwy jego wilczy krzyk dzwonił mi w uszach. Nie mogłam tego znieść. Ten jad go zabijał. Dobrze o tym wiedziałam. W sekundzie wzeszła we mnie nowa nienawiść ale tym razem inna. Ta była pomieszana z miłością i wiedziałam, że na taką nienawiść mogę sobie pozwolić. W moim ciele coś strzyknęło. Czułam jak oczy robią się czerwone choć nie wiedziałam skąd ja to wiem. Miotały w nich pioruny ale tym razem to ja sama z siebie je wyzwoliłam. Jane popatrzyła na mnie z niedowierzaniem.
-Nie, to nie możliwe.-wydusiła tylko z siebie i zaniemówiła. Unieruchomiłam ją skutecznie. Tym razem nie zrobiłam tego nieświadomie. Stałam naprzeciwko jej. Oddychałam szybko ale nie bałam się niczego. Byłam silna, znacznie silniejsza niż zawsze. Czułam jak ta siła rośnie we mnie z każdą sekundą.
-Mówiłam, że cie zabiję!-wrzasnęłam po czym wyciągnęłam ku niej ręce i wtedy tak jakby zza mnie a częściowo z moich rąk wydobył się ogień. Pędził w stronę Jane z ogromną prędkością i w sekundzie ją pochłonął. Nagle zaczęłam wszystko rozumieć. Tak znikąd. Chociaż nie do końca nadal wiedziałam kim jestem to wiedziałam co dokładnie mogę uczynić. Jaki mam dar. Po prostu panuję nad każdym wampirem nad jakim tylko chcę. Mogę zatrzymać i wznawiać jego ruchy oraz dar. To właśnie dzięki temu potrafiłam sprawić aby Jane stała nie poruszając się. To właśnie dzięki temu jej dar na mnie nie działał. Teraz jeszcze miałam władzę nad ogniem. Potrafiłam zabijać swoim darem a żaden inny wampir tego nie potrafił. Nagle z moich rozmyśleń wyrwał mnie cichy jęk Jacob'a. Podbiegłam więc szybko. Zauważyłam też, że jestem dużo sprawniejsza fizycznie. Klęknęłam przy nim. Dotknęłam delikatnie miejsca ukąszenia. Jad był już w głębi niego. Umierał. Wiedziałam to. Nie chciałam tracić ani chwili. Był bardzo słaby. Nie mógł już nawet utrzymać się przy postaci wilkołaka i przemienił się właśnie w człowieka. Popatrzyłam na niego a on wpatrywał się we mnie jak zaczarowany. Złapał mnie za rękę i mocno ścisnął.
-Wybacz mi.-sapnął ciężko.
-Ciii...-uciszyłam go bo widziałam, jak mu ciężko.-Nie mów nic. Jacob.-szepnęłam. Dotknęłam jego policzka. Był bardzo blady i trząsł się z zimna. Cały drżał.-Jake to nie może się tak skończyć.-jęknęłam załamana.
-To musi się tak skończyć. Jestem podły.-wydyszał.-Ale błagam, wybacz mi.-mówił.
-Jacob, wybaczam ci. Ale nie mów nic.-prosiłam. Już dawno wszystko mu wybaczyłam ale dopiero teraz przyznałam to sama przed sobą.
-Renesmee.-powiedział dotykając mojego policzka.-Ja, jestem, w ciebie, wpojony.-oświadczył mi a ja zaniemówiłam. Jak to? Teraz już nic nie rozumiałam.-Starałem się ciebie ratować. Nie mogliśmy być razem a ja sam nie dawałem rady trzymać się z daleka. Musiałem zrobić coś żebyś mnie znienawidziła.-mówił ciężko a ja już płakałam rzewnie patrząc na niego niedowierzającym wzrokiem.-To był rozkaz. Nie chciałem tego.-tłumaczył urywkami zdań.-Wybacz.-szepnął i przymknął powieki. Jeszcze żył ale już było z nim kiepsko.
-Kocham cię. I nigdy nie przestałam. Uratuję cię.-przysięgnęłam i wbiłam swoje kły w miejsce ugryzienia Jane. Nie byłam jadowita więc nawet nie było żadnej opcji żebym mogła go w jakikolwiek sposób zatruć. Krzyknął głośno, wygiął się w łuk a ja przeraziłam się, że zadałam mu ból. Potem opadł bezwiednie i już nic nie powiedział. Po moich policzkach spływały strumienie gorzkich łez a ja nadal ssałam jad, który w nim był. Po jakimś czasie zaczęłam czuć jego krew. Więc trucizny już najprawdopodobniej nie było jeśli nie dostała się do narządów. Jednak bałam się, że to i tak za późno. Wtedy przeraziłam się jeszcze bardziej. Nie mogłam się odczepić od niego. Jego krew tak mi smakowała. Jak nektar bogów. Nie mogłam przestać. Piłam jej coraz więcej i więcej i czułam, że z każdym łykiem mam ochotę na kolejny łyk. Musiałam znaleźć w sobie siłę aby po prostu przestać. Popatrzyłam na jego bladą twarz. To silne ciało teraz wyglądało tragicznie. Te ręce, które mnie tak obejmowały, te usta. Uśmiechające się tak najcudowniej na świecie i zawsze tylko dla mnie. To one zawsze całowały mnie tak cudownie. Przypomniał mi się jego wspaniały ciepły oddech, który często pieścił moją szyję oraz te tysiące czułych słówek, które wypowiedział. Moje serce zabiło mocniej, poczułam w nim teraz już tylko miłość. Czystą, bezgraniczną, namiętną, nieopanowaną, gorącą miłość, która rozpalała we mnie przyjemny żar. Wtedy szybko się przełamałam i odskoczyłem wręcz od niego wystraszona. Nabrałam w płuca dużo powietrza i przymrużyłam powieki. Zaczęłam opanowywać oddech i własny rytm. Kiedy już byłam pewna, że się kontroluję podeszłam do niego i oparłam ręce na ramionach. Ja byłam w tej cudownej sukni a on leżał nagi przede mną. Jego ciało już straciło dawne ciepło i żar. Był wręcz blady jak ściana. Nie ruszał się, nie oddychał, jego serce również nie biło. Bałam się. Piekielnie się bałam. Tym razem czułam, że mnie opuścił na dobre. Nie czułam go po prostu przy sobie. Zaczęłam jeszcze bardziej płakać. Alec też odszedł. Właśnie! On miał przecież ubrania. Nie mogę patrzeć jak leży nagi. Zaraz, zaraz Heidi ma dar teleportacji... Ona mi pomoże potem. Wszystko miałam już zaplanowane ale teraz musiałam go ubrać. Szybko pobiegłam do pokoju, wzięłam rzeczy i zbiegałam na dół. Dopiero teraz zauważyłam, że zamek jest dziwnie pusty a w moim pokoju nie było ciała Alec'a. Nie miałam czasu jednak się nad tym zastanawiać, musiałam szybko znaleźć się przy nim. Wbiegłam do środka i zrobiłam to szybko i tak aby jak najmniej się ruszał bo przez ruch trucizna, która mogła jeszcze zostać rozpływała się szybciej. Uklęknęłam przy nim kładąc ostrożnie ręce na jego klatce.
-Jacob.-szepnęłam.-Wróć do mnie.-mówiłam czule.-Nie chcę, żebyś odchodził. Zawsze wcześniej to nie było tak na poważnie gdy mówiłam, że cię nienawidzę. Błagam cię.-płakałam i to tak mocno jak nigdy. Nic prawie nie widziałam przez łzy.-Kocham cię najbardziej na świecie. Nie opuszczaj mnie. Już dwa razy przezwyciężyłeś śmierć. Zrób to jeszcze tylko raz a ja już zawsze będę cię chronić. Błagam.-szlochałam nad jego ciałem. Łzy ściekając mi po policzkach lądowały na jego ciele. Na koszuli, na twarzy, na szyi. Klęczałam tak nad nim gdy nagle w tym tajemniczym przejściu usłyszałam czyjeś kroki. To były dwie osoby. Bałam się tego bo nie miałam już siły walczyć a nie chciałam opuszczać tego świata. Poza tym ja przecież nigdy nie poddaję się bez walki. Nastawiłam więc uszu i zaczęłam nasłuchiwać.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Chyba mnie zabijecie za to zakończenie ale hmm... przynajmniej trochę wciągające :D
Komentujcie i napiszcie co sądzicie o okładce :D 

4 komentarze:

  1. Masakra!!!
    Jacob umrze? Nie, proszę nie.
    Okładka jak najbardziej super, mi się bardzo podoba na pewno bym kupiła. Rozdział cudny. Dodawaj szybko, bo zżera mnie ciekawość.

    OdpowiedzUsuń

  2. okładka super
    TAk masz racje .... w takim momencie ?
    po :
    1. Jake musi żyć
    2. Jacob musi żyć
    3. ROzdział jest super!!!!!

    CZekam na next a jak szybko nie dodasz to cie ZNAJDE !!!
    S :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Oh, oh nieeee!
    Wiesz, ż miałm podobny pomysł na zakończenie swojej historii o Ness? Nie taki sam, ale też związany z Volturii.
    Rozdział boski, tak samo cała reszta poprzednich. Szczerze mówią ten rozdzialik jest chyba moim ulubionym :)
    Przepraszam, że nie komentowałam, ale najzwyczajniej w świecie brakło mi czasu!
    Fajnie, że podobała ci się ta sukienka. Miło mi, że mogłam służyć pomocą :D
    Życzę weny, czasu itd.
    Czekam na NN
    Ps. To ja JessieBlack / Angie. Poprostu musiałam zmienić konto :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapomniałam dodać, że boska okładka i że Jacob przeżyje. Taaak, ja to wieem :D
      Haha, a ponieważ nie jestem jasnowidzem czekam na next.
      Hah, ja zawsze o czymś zapomne… xd

      Usuń