Dzięki jeszcze raz, a w szczególności chciałam podziękować Jessie (Angie, Nocna Pisareczka) bo jako pierwsza chyba zaczęłaś na prawdę czytać i komentować mojego bloga. Chciałam też podziękować Wiki, Kisak96, i oczywiście S. :D Dzięki dziewczyny :D
Druga sprawa to taka, że jestem z siebie dumna. Heheh nie powinnam tak myśleć a już tym bardziej się tym chwalić bo jeszcze popadnę w samozachwyt ale i tak cieszę się, że wszyscy daliście się nabrać i że chyba całkiem nieźle mi to wyszło :)
No a teraz już nie przedłużam bardziej, kolejny rodział przed wami :D Już przed ostatni :)
Pik...
Pik...Pik...Pik...Tyle było w moim mózgu na chwilę obecną.
Leżałam. Tego też byłam pewna prawie tak samo jak tego że nie
było to moje łóżko. Szósty zmysł podpowiadał mi, że nie
jestem sama w tym pokoju jednak nie słyszałam żadnych odgłosów.
Panowała głucha cisza co chwilę przerywana jakimś piknięciem.
Nie otwierałam oczu. Czułam, że mam za ciężkie powieki. Byłam
zmęczona jak nigdy i cały mój organizm pracował w zwolnionym
tempie. Usiłowałam przypomnieć sobie wydarzenia, które jako
ostatnie zarejestrował mój umysł. Myślałam i myślałam ale nie
wymyśliłam nic sensownego. Tylko jakieś zamazane obrazy i dziwne
emocje mieszały się w mojej głowie. Wiem, że byłam po prostu
kompletnie załamana. Nie mogąc sobie nic przypomnieć dałam za
wygraną i uznałam, że nie ma to sensu. Zaczęłam więc uważniej
nasłuchiwać i starałam się zarejestrować jakiekolwiek odgłosy.
Przyszło mi to w sumie całkiem łatwo, o dziwo. Słyszałam
spadające krople wody, gdzieś zaraz koło mnie. Wnioskowałam, że
była to pewnego rodzaju kroplówka bo wtedy właśnie poczułam, że
mam w łokciu wbitą igłę. Nie zastanawiając się nad tym po co,
nasłuchiwałam dalej. Usłyszałam właśnie dźwięk, na który
czekałam, na dźwięk, który potwierdził, że nie jestem sama w
tym pokoju. Bicie serca. Było tak ciche, że ledwo je rejestrowałam.
Biło też znacznie wolniej niż zapewne powinno i za słabo ale
jednak biło. Tak bardzo chciałam się dowiedzieć kto tu jest.
Uchyliłam najpierw powoli jedną powiekę, lewą, i rozglądnęłam
się po pokoju. Poznałam go od razu. Łóżko, na którym leżałam
stało pod przeszkloną szybą, była na wyciągnięcie ręki.
Dosłownie zaraz obok łózka stała kroplówka tak jak się
domyśliłam. Płyn w niej był jednak różowawy co dowodzi, że to
była pewnie mieszanka jakiś substancji mineralnych, wody i
oczywiście krwi. Akurat o tym, że jestem pół wampirem to nie
zapomniałam. Naprzeciwko mnie była gablotka z książkami.
Odetchnęłam z ulgą bo wiedziałam, że jestem w domu. Nie swoim, w
domu Carlise'a ale jednak. A dokładnie w jego gabinecie, z którego
wyniesiono biurko i postawiono na jego miejscu łóżko na którym
leżałam. Pewnie dlatego, że obok mnie leżał jeszcze ktoś.
Zamknęłam lewe oko aby móc otworzyć prawe i w końcu odpowiedzieć
sobie na to pytanie. Patrzyłam na czyjeś nogi przykryte cienką
kołdrą. Popatrzyłam wyżej i na wysokości bioder tego kogoś były
ciemne, duże dłonie wyglądające całkiem znajomo. Nie mogłam ich
jednak za bardzo skojarzyć. Patrzyłam wyżej, wędrując powoli
wzrokiem posilnych rękach i ramionach. Zatrzymałam wzrok na
umięśnionej klatce piersiowej. Unosiła się dosłownie o pół
milimetra i z dużym mozołem. Zaczęłam przesuwać wzrok wyżej i
wyżej, po szyi i w końcu dotarłam do twarzy....
To był on! Moje serce
od razu zabiło mocniej i żywiej. Jego twarz wyglądała jak maska
umarłego. Była nienaturalnie blada i w ogóle nią nie poruszał.
Ja jednak wiedziałam, że on żyje. Nie mogłam już usiedzieć na
miejscu. W sekundzie odzyskałam dawną siłę i otworzyłam drugie
oko. Nawet nie wiem kiedy usiadłam na łóżku. Musiałam podejść
ale przeszkadzała mi ta kroplówka. Nie oglądając się na nic
oderwałam ją od siebie i spuściłam nogi na podłogę. Troszkę
zakręciło mi się w głowie ale gdy tylko spojrzałam na niego, na
drugim końcu pokoju od razu poczułam się lepiej. Powoli, powolutku
podniosłam się i przytrzymując łóżka utrzymałam równowagę.
Nabrałam w płuca powietrza prostując się i puszczając barierki.
Byłam gotowa. Silna. Stanowczymi krokami podeszłam do niego ale gdy
tylko zobaczyłam jego twarz w tym stanie nie dałam rady się stać
o własnych siłach i upadłam na kolana łapiąc się jego łóżka.
Zachłysnęłam się powietrzem i szybko złapałam jego rękę. Była
zimna, przerażająco zimna a wiedziałam, że powinna być tak
przyjemnie cieplutka. Trzymałam jego bezwiedne palce i wpatrywałam
wprost w oczy. Zastanawiałam się czy tylko ja wiem o tym, że on
żyje czy inni też. Nie wiem, może to nie jest dziwne ale on nie
jest podłączony do żadnego urządzenia ani nawet do kroplówki.
Wydaje mi się nawet, że to przez to, że nic mu nie pomaga tak
długo dochodzi do siebie. Był po pachy przykryty kołdrą ale ja
wiedziałam, że i tak mu zimno. Wróciłam więc do swojego łóżka
i wzięłam z niego mój koc którym nakryłam go od stóp po szyję.
Kiedy poprawiałam mu go pod szyją zobaczyłam jego bliznę. To
ewidentnie był ślad po ukąszeniu przed wampira. I wtedy to się
stało. Ból głowy uderzył mnie znikąd aż złapałam się za
skronie. Znowu upadłam na kolana i wiłam się z bólu. Aż
krzyczałam a wszystkie te obrazy, których brakowało w moim umyśle
powróciły. Te beznamiętne , umierające twarze.. ich krzyki..Alec,
Rodzice, sfora, śmierć Jacoba. Wszystko wróciło. Usłyszałam jak
drzwi od pokoju się otwierają a do pokoju wpada Alice.
-Renesmee, Renesmee! Co
się dzieje?-krzyczała spanikowana nade mną. Złapała moje ramiona
i próbowała chyba popatrzeć w oczy ale zamknęłam je chwilę
temu.-Emmett!-zawołała i poczułam w sekundzie jego obecność w
pokoju.-Przenieś ją na łóżko.-Powiedziała i poczułam jak jego
silne ręce przenoszą mnie na miękkie posłanie. Nie dałam jednak
rady leżeć spokojnie. Z zamkniętymi oczami zeskoczyłam z łóżka
i wpadłam na szybę przed którą wyleciałam. Trzask szkła
oszołomił mnie jeszcze bardziej a po chwili wylądowałam na
zimnej, mokrej trawie. Oczywiście za mną wyskoczył Emmett i
przytłoczył mnie swoim wielkim cielskiem. Leżałam tam pod nim a
Alice podeszła do mnie ze strzykawką. Ale ja wiedziałam, że nie
mogę teraz tego przerwać, nie mogłam się poddać.
-Nie, Nie! Alice
błagam! Nie teraz! Zaufaj mi!-krzyknęłam a ona stanęła jak
osłupiała. Kręciłam się z jednej strony na drugą ale miałam
ograniczone ruchy bo nadal trzymał mnie Emmett. I tak szybko jak
wszystko się pojawiło to i zniknęło. Poczułam zmęczenie,
ogromne zmęczenie. Leżałam bez ruchu i ciężko oddychałam.
Wszystko się uspokoiło w moim ciele i mogłabym już wstać gdyby
nie ten koleś na mnie.
-Emmett.-uśmiechnęłam
się do niego.-Wiesz, jednak trochę ważysz.-powiedziałam
przekornie ale on nie zszedł ze mnie tylko rzucił mi się na
szyję.-Zaraz mnie udusisz.-powiedziałam udając, że się dławię.
-Nareszcie
wróciłaś-powiedział roześmiany. Poniósł się w końcu i podał
mi rękę. Wstałam szybko i otrzepałam się trochę.
-Renesmee!-krzyknęła
Alice. Och! I ten jej wspaniały uśmiech. Tak bardzo mi go
brakowało.
-Alice, tak
tęskniłam.-powiedziałam i rzuciłam się cioci na szyję.-Jak
dobrze być w domu. Ale dlaczego Jacob'owi nikt nie pomaga?-zapytałam
udając złą.
-Oj Renesmee...-zaczęła
smutna Alice.-On nie miał tam leżeć żebyś nie musiała na niego
patrzeć gdy się obudzisz. Przenieśliśmy go tylko na chwilkę,
mieliśmy go zaraz zabrać.-Tłumaczyła przygnębiona
-Ale o co ci chodzi?
Dlaczego nie miałam na niego patrzeć? Właśnie jego widok
spowodował, że odzyskałam siły.-powiedziałam ale nic nie
rozumiałam.
-Przykro nam ale
on...-powiedział Emm zwieszając głowę.
-Nie, nie, nie. Mylicie
się. On żyje. Nie wiem jakim cudem bo teraz już pamiętam co się
stało ale on żyje. Nie słyszycie jego serca?-zapytałam.
-No właśnie
nie.-powiedział Emmett.
-Ale ja słyszę. Ja
słyszę jego serce. Jest słabe i właśnie dlatego się zastanawiam
dlaczego nie ma choćby podłączonej kroplówki.-Wytłumaczyłam o
co chodzi.
-Ale Ness, jesteś
pewna, że to jego serce słyszysz?-zapytała Alice.
-No a czyje twoim
zdaniem serce miałabym słyszeć?-zapytałam lekko rozzłoszczona.
-No nie ważne. Masz
rację. Więc trzeba coś podłączyć.-powiedziała Alice i
weszliśmy za nią do środka. Wzięła z szafki pudełko z
witaminami i rozpuściła go w woreczku z wodą z kroplówki. Ja
przygotowałam świeżą igłę i wbiłam mu delikatnie w miejsce pod
łokciem. Alice powiesiła ten woreczek na stojaku, którego
wcześniej ja używałam i podpięła wszystko tak, jak powinno być.
Okryłam dokładniej mojego wilczka i wyszliśmy z pokoju. Usiadłam
wygodnie w salonie a obok mnie Alice.
-A tak właściwie to
gdzie są wszyscy?-zapytałam bo nikogo innego nie było w domu.
-Poszli na polowanie.
Powinni niedługo wrócić.-powiedziała Alice
-O rany. Ale byłam
zmęczona po tym wszystkim. Długo spałam?
-Nie, tylko
tydzień.-powiedziała ironicznie ciocia.
-Tak, tylko
tydzień.-powtórzyłam po niej. Przypomniał mi się Alec i reszta
moich nowych przyjaciół. Co było z nimi?-Ymmmm... Alice, a
inni?-zapytałam.
-Jacy inni?-nie
wiedziała o co mi chodzi.
-No, Nathan i Roxann i
Heidi z Alec'em. Co z nimi, nie zostawiliście ich
prawda?-dokończyłam z nadzieją w głosie.
-Nathan i Roxann
mieszkają oddzielnie w mieszkaniu Nathana jeszcze z jego ludzkiego
życia a Alec chyba razem z nimi... Emmett chyba całkiem polubił
Aleca ale my nie jesteśmy co do niego przekonani...
-Jak możesz tak
mówić?! To mój przyjaciel! Próbowaliście chociaż z nim
rozmawiać?! Dlaczego im nie pomogliście?!-krzyknęłam na ciocię.
-Wiesz jak Edward z
Bellą są nastawieni do Volturii, Carlise zresztą też. Ja sama nie
wiedziałam co mam robić...
-To trzeba było
chociaż z nim porozmawiać!-Powiedziałam zła.-On nie jest zły.
Opiekował się mną w Volterze, był przy mnie
jak prawdziwy przyjaciel.
-Nie
wiedziałam...-tłumaczyła się Alice ale nie dałam jej dokończyć.
-To może trzeba było
z nim porozmawiać?!-wrzasnęłam.-On nie jest zły! I nigdy nie był!
Oddał za mnie życie! Naprawdę! Był gotów oddać za mnie życie,
na szczęście jakimś cudem przeżył. A teraz jest nie wiadomo
gdzie, nie wiadomo czy sobie radzi bo wy pozwoliliście mu odejść.
Tak samo jak pozostałym. Muszę ich odnaleźć.-powiedziałam po
czym ruszyłam do drzwi, w których pokazała się moja
rodzina.-Cześć.-rzuciłam tylko do nim i poszłam przed siebie nie
mając pojęcie gdzie się kierować.
-Co jest?-zapytał tato
Alice a ona tylko wzruszyła ramionami. Postanowiłam wpaść na
trop. Chyba byłam teraz silniejsza więc chyba dam radę ich
wytropić. Skupiłam się na Alec'u i po prostu się udało. Czułam
jego zapach jakby stał przede mną. Jego trop prowadził gdzieś do
Seattle, na przedmieścia. Węszyłam wśród domów prowadzona
jedynie jego zapachem. Wystarczyło się tylko na nim skupić i nie
czułam nic innego. Kiedyś to nie było takie proste i cieszyłam
się z tego jak wzrosła moja moc choć nie przyzwyczaiłam się do
tego. Szłam dalej aż natknęłam się na drzwi nie za wysokiego
apartamentowca. Miał może z osiem pięter a mieszkania w nim na
pewno były bardzo drogie. Otworzyłam powoli drzwi i wsunęłam się
przez nie. Tak jak myślałam, wszędzie kamery. Po mojej prawej
stronie, za wysokim blatem siedział portier. Na jego plakietce
widniało imię Leo. Zgaduję, że nie wpuści mnie tak po prostu.
-Pani do kogo?
-Ja do...-kurczę co
miałam powiedzieć?-Ja do Nathana... Kurczę, wiesz co Leo, mogę ci
tak mówić? Nie pamiętam jak ma na nazwisko.-Nawet nie wiem jak ma
na nazwisko ale na głos o tym nie wspomniałam.-No taki, całkiem
wysoki, jasne blond włosy. Ubrany na ciemno. Szedł z nim drugi
chłopak. Ciemne włosy mniej więcej tego samego wzrostu. A z nimi
czerwonowłosa dziewczyna...-tłumaczyłam jak najęta.
-Zgaduję, że do pana
Nathan'a William'a Walker'a?-O no proszę, nigdy nie mówił, że ma
tak ładnie na drugie imię.
-Y...
tak do niego!Walker! Właśnie, jakoś mi umknęło!-powiedziałam
udając rozbawioną z własnej głupoty chociaż cała ta sytuacja
była dla mnie zabawna. Leo się do mnie uśmiechnął. Ciekawa byłam
ile ma lat. Wątpię żeby miał skończoną trzydziestkę. Był
naprawdę bardzo młody i całkiem przystojny ale zupełnie nie w
moim stylu. Łysy mulat. Z twarzy trochę podobny do Chris'a Brown'a.
Miał fajny kawałem z Pitbull'em. Jak to szło?
„You put it down like New York City I never sleep Wild like Los Angeles My fantasy.. Nanana” Tsaaaa...
„You put it down like New York City I never sleep Wild like Los Angeles My fantasy.. Nanana” Tsaaaa...
-No
nie wiem, mała czy mogę ci ufać, wyglądasz na niebezpieczną. A
co ja w ogóle będę z tego miał?-wstał opierając łokcie na
blacie przede mną i zbliżając się do mnie. Nie wiem jednak skąd
wiedziałam, że nie ma on żadnych złych zamiarów typu
napastowania mnie i zgwałcenia. Po prostu droczył się ze mną i..
flirtował! A to niedorzeczność! Zaśmiałam się w duchu.-No bo
wiesz, on nie ma tak na nazwisko.-powiedział i uśmiechnął się
anielsko.
-Dostaniesz
całusa od ładnej dziewczyny, jeśli zadzwonisz i zapytasz czy mogę
wejść.-zaproponowałam uśmiechając i udając niewiniątko.
-No
nieładnie, próba przekupstwa.-zaśmiał się Leo.
-Leo,
no proszę.-powiedziałam i robiąc proszące oczka. Położyłam mu
rękę na ramieniu.
-No
okej okej...-powiedział po czym znowu usiadł i podniósł
domofon.-A tak właściwie jak masz na imię?-zapytał.
-Renesmee
Cullen.-odpowiedziałam.
-Spoko.-powiedział
rozbawiony.
-Panie
Brown?-Brown, mhmm... Hah.-Jakaś Pani przedstawia się jako Renesmee
Cullen.-Mówiąc to przejrzał mnie od góry do dołu wręcz
rozbierającym wzrokiem. Szczerze to aż się trochę przestraszyłam
bo wyglądał jak jakiś zombie wtedy. Chociaż to było całkiem
przyjemne. No oprócz tego zombie. Pokręciłam głową odpędzając
od siebie ten wzrok.-Możesz wejść. Ostatnie piętro drzwi na
lewo.-przywróciły mnie do rzeczywistości słowa Lea. Uśmiechnęłam
się przyjaźnie i poszłam w kierunku windy. Czułam na sobie jego
wzrok aż do zamknięcia drzwi windy i dopiero teraz odetchnęłam z
ulgą. Stresowałam się przy nim. Był jakiś taki dziwny. Owszem
trochę czarujący ale po tym zombie mi przeszło. Opadłam na ścianę
windy wycieńczona tym udawaniem wesołej, młodej dziewczynki. Tak
naprawdę byłam załamana. Myślałam, że po powrocie do domu
wreszcie będę mieć choć trochę odpoczynku. A tu co? Moja rodzina
nie potrafiła choć przez ten tydzień zając się moimi
przyjaciółmi, a przynajmniej im pomóc. Jacob jest w strasznym
stanie a ja sama też jestem wycieńczona. Na sto procent jestem
pewna tylko jednego, że muszę znaleźć sposób aby przywrócić
Jacob'a do życia. Winda wlokła się powoli aż mnie to męczyło a
mogłam pobiec schodami. Nabierałam w płuca duże ilości powietrza
co miało przynieść mi jakiegoś rodzaju ulgę ale nie czułam się
lepiej. Nawet nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo spragniona byłam
głosu Jacob'a. Tak za nim tęskniłam, że sprawiało mi to niemal
fizyczny ból. Przełknęłam ślinę, nabrałam w płuca tyle
powietrza, że aż zawirowało mi w głowie. Nie za bardzo wiedziałam
co się stało. Huczało w niej jakby strzelały mi tam pioruny.
Wszystko było takie rozmazane, że nie widziałam nawet tych
zmieniających się cyferek oznaczających na jakim piętrze obecnie
jestem. Zatoczyłam się jak pijana, wystawiłam rękę gdzieś przed
siebie żeby oprzeć się o drzwi ale zanim moja ręka się o nie
oparła otworzyły się z tym dzwoneczkiem, który jeszcze przez
długi czas rozbrzmiewał w moich uszach. Już leciałam na twarz,
już miałam zetknąć się z tą zimną podłogą i złamać sobie
nos i leżeć w krwi aż znajdzie mnie jakiś bezdomny i zje na
podwieczorek. Super! Jeszcze majaczę w myślach. Wydawało mi się
powinnam była już upaść ale nic nie widziałam a do tego miałam
jakieś niejasności w funkcjonowaniu świata. Wydawało mi się, że
minęły już wieki od kiedy zaczęłam upadać ale przecież czas
się nie zatrzymał. Już prawie całkiem odleciałam ale wtedy
złapały mnie czyjeś miękkie i przyjemne w dotyku ręce. Słyszałam
jakieś szumy ale nie miałam pojęcia co oznaczają. Poczułam jak
ten ktoś mnie podnosi i właśnie jestem niesiona w czyiś silnych
ramionach. Wtuliłam w niego policzek bardziej i nie zastanawiałam
się dokąd jestem niesiona. Potem poczułam pod sobą coś miękkiego
i przyjemnie chłodnego. Jego zimne ręce dotknęły mojej twarzy i
zniknęły. Moje serce zaczęło bić szybciej. Bałam się. Czułam,
że jestem sama w tym pomieszczeniu. Mój wybawca od tragicznego
upadku mnie opuścił. Oddychałam równie niespokojnie. Po chwili
jednak się uspokoiłam bo ten ktoś powrócił. Na mojej głowie
pojawił się letni kompres a na moim ramieniu jego ręka. Złapałam
ją i pociągnęłam go bliżej do siebie. Chciałam, żeby mnie
przytulił. Chciałam czuć się bezpieczna. Spełnił moją niemą
prośbę i objął mnie ramieniem wsuwając je pod moją szyję. Już
mi zaczęło całkiem przechodzić więc otworzyłam oczy i
zobaczyłam znajomą twarz wpatrzoną we mnie. Alec. Mój Alec.
Uśmiechnęłam się do niego mając nadzieję, że zrobi to samo ale
patrzył na mnie poważnie. Podniósł się do pozycji siedzącej i
pomógł zrobić mi to samo. Znajdowaliśmy się w ogromniej sypialni
urządzonej w bardzo nowoczesny sposób. Miała niebiesko-szare
kolory, które działały bardzo uspokajająco. Sami znajdowaliśmy
się na ogromnym, wygodnym łóżku. Oglądnąwszy już pokój
spojrzałam na Alec'a. Sięgnął ręką na stoliczek przy łóżku i
podał mi kubek. Zajrzałam do niego ale czego mogłam się
spodziewać? W nim była krew.
-Nie
wolno chodzić nigdzie na głodniaka.-powiedział ale nie było w tym
ni krzty humoru. Spojrzałam na niego zła, że tak mnie wita i
poirytowana, że nie pomyślałam o tym jak bardzo jestem głodna
przed wyjściem. Wzięłam łyka i nagle mnie zatkało. A co jeśli
to krew człowieka? Nie poruszyłam się i spoglądałam niepewnie na
kubek.-Nie martw się. To krew z krowy. Nathan kupił całego cielaka
i sami go... no ten.-powiedział drapiąc się w głowę.-W każdym
razie to jest taka krew zapasowa.-dodał i kazał wypić resztę. Od
razu poczułam się dużo lepiej. Postawiłam kubek na stoliku i
spojrzałam na Alec'a. I co teraz? Trzeba się chyba jakoś
przywitać.
-Cześć
Alec.-zaczęłam.-Dzięki za ratunek.-powiedziałam wdzięczna i
lekko się uśmiechając.
-Dlaczego
nic nie jadłaś? Czy ty jesteś mądra? Mogło ci się coś
stać!-powiedział lekko podnosząc głos.
-Nie
krzycz na mnie! Powinieneś mi podziękować, że w ogóle przyszłam
zobaczyć jak sobie radzicie! Chciałam wam pomóc ale jak widzę nic
tu po mnie!-krzyknęłam i podniosłam się szybko z łóżka. Szłam
do drzwi ale Alec szybko złapał mnie za łokieć i obrócił do
siebie pociągając w swoją stronę tak, że wpadłam na niego a on
zacisnął swoje ręce wokół mnie.
-Przepraszam.
Stęskniłem się za tobą.-powiedział spokojnie.
-A
tak właściwie to gdzie jest reszta, bo przecież to Nathan zgodził
się, żeby mnie wpuścić?-zapytałam bo stojąc w otwartych
drzwiach za uwarzyłam, że salon i przedpokój są puste a
mieszkaniu panuje cisza więc pewnie w innych pomieszczeniach też
nikogo nie ma.
-Powiedziałem
Leo, że Nathan jest w łazience ale, że chce cię wpuścić. A oni
są na polowaniu.
-Aha.
Okej. Ja przyszłam wam pomóc bo dowiedziałam się właśnie, że
moja wspaniała rodzinka nawet wam nie pomogła załatwić jakiś
lewych papierów , a ja nauczyłam się nieco od Jasper'a więc...
Nie mamy na co czekać. A tak przy okazji. Dziękuję, że całkiem
nie uciekłeś.-Wzięłam go za rękę i ruszyłam z Alec'em do
jednego znajomego rodziny, który nam organizował paszporty,
dokumenty i inne takie. W końcu trzeba mieć takie układy a dużo
osób poleci na kasę. Moja mama już raz organizowała u niego
paszporty dla mnie i Jacob'a, gdybyśmy musieli uciekać przed
Volturi. Przed drzwiami Alec się zatrzymał.
Popatrzyłam
na niego zdziwiona.
-A
co z Nathanem i Roxann?-zapytał. No tak, no to zaczekamy.
Pomyślałam, po czym wróciliśmy do mieszkania. Opowiedziałam
Alecowi o moim darze, zwierzyłam się z mojego samopoczucia i tego,
że brakuje mi Jacoba. Obiecał, że pomoże mi w ratowaniu Jacoba
jeśli tylko będzie umiał. Nie dało mi to tak dużej satysfakcji
jaką dałby mi powrót Jacoba do tego świata ale troszkę mnie to
podniosło na duchu. Wiedziałam, że nie jestem sama i mam na kogo
liczyć.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
I co myślicie?
Domyślam się, że nie możecie się doczekać ostatniego rozdziału :D
Komentujcie, komentujcie, komentujcie :D
Jestem rozdarta z jednej strony chce nie mogę się doczekać, kolejnego rozdziału, a z drugiej nie chce, bo to będzie ostatni :( No co ja mam ci napisać? Znów to samo "Rozdział cudny. Czekam na NN", ale chociaż jest to szczera prawda :D Szybko daj next. :))
OdpowiedzUsuń