niedziela, 14 kwietnia 2013

Rozdział 29: I kiedy już jest po wszystkim ja jeszcze nie czuję jakby to właśnie koniec tego koszmaru

Jeeej, Jeeeek, jEeeeeeeeeeJ!!! Jesteście kochani! Dzięki wielkie za te 2000 wejść!! Kiedy zakładałam tego bloga nie myślałam, że będę mieć chociaż połowę tej liczby :*
Dzięki jeszcze raz, a w szczególności chciałam podziękować Jessie (Angie, Nocna Pisareczka) bo jako pierwsza chyba zaczęłaś na prawdę czytać i komentować mojego bloga. Chciałam też podziękować Wiki, Kisak96, i oczywiście S. :D Dzięki dziewczyny :D

Druga sprawa to taka, że jestem z siebie dumna. Heheh nie powinnam tak myśleć a już tym bardziej się tym chwalić bo jeszcze popadnę w samozachwyt ale i tak cieszę się, że wszyscy daliście się nabrać i że chyba całkiem nieźle mi to wyszło :)
No a teraz już nie przedłużam bardziej, kolejny rodział przed wami :D Już przed ostatni :)


Pik... Pik...Pik...Pik...Tyle było w moim mózgu na chwilę obecną. Leżałam. Tego też byłam pewna prawie tak samo jak tego że nie było to moje łóżko. Szósty zmysł podpowiadał mi, że nie jestem sama w tym pokoju jednak nie słyszałam żadnych odgłosów. Panowała głucha cisza co chwilę przerywana jakimś piknięciem. Nie otwierałam oczu. Czułam, że mam za ciężkie powieki. Byłam zmęczona jak nigdy i cały mój organizm pracował w zwolnionym tempie. Usiłowałam przypomnieć sobie wydarzenia, które jako ostatnie zarejestrował mój umysł. Myślałam i myślałam ale nie wymyśliłam nic sensownego. Tylko jakieś zamazane obrazy i dziwne emocje mieszały się w mojej głowie. Wiem, że byłam po prostu kompletnie załamana. Nie mogąc sobie nic przypomnieć dałam za wygraną i uznałam, że nie ma to sensu. Zaczęłam więc uważniej nasłuchiwać i starałam się zarejestrować jakiekolwiek odgłosy. Przyszło mi to w sumie całkiem łatwo, o dziwo. Słyszałam spadające krople wody, gdzieś zaraz koło mnie. Wnioskowałam, że była to pewnego rodzaju kroplówka bo wtedy właśnie poczułam, że mam w łokciu wbitą igłę. Nie zastanawiając się nad tym po co, nasłuchiwałam dalej. Usłyszałam właśnie dźwięk, na który czekałam, na dźwięk, który potwierdził, że nie jestem sama w tym pokoju. Bicie serca. Było tak ciche, że ledwo je rejestrowałam. Biło też znacznie wolniej niż zapewne powinno i za słabo ale jednak biło. Tak bardzo chciałam się dowiedzieć kto tu jest. Uchyliłam najpierw powoli jedną powiekę, lewą, i rozglądnęłam się po pokoju. Poznałam go od razu. Łóżko, na którym leżałam stało pod przeszkloną szybą, była na wyciągnięcie ręki. Dosłownie zaraz obok łózka stała kroplówka tak jak się domyśliłam. Płyn w niej był jednak różowawy co dowodzi, że to była pewnie mieszanka jakiś substancji mineralnych, wody i oczywiście krwi. Akurat o tym, że jestem pół wampirem to nie zapomniałam. Naprzeciwko mnie była gablotka z książkami. Odetchnęłam z ulgą bo wiedziałam, że jestem w domu. Nie swoim, w domu Carlise'a ale jednak. A dokładnie w jego gabinecie, z którego wyniesiono biurko i postawiono na jego miejscu łóżko na którym leżałam. Pewnie dlatego, że obok mnie leżał jeszcze ktoś. Zamknęłam lewe oko aby móc otworzyć prawe i w końcu odpowiedzieć sobie na to pytanie. Patrzyłam na czyjeś nogi przykryte cienką kołdrą. Popatrzyłam wyżej i na wysokości bioder tego kogoś były ciemne, duże dłonie wyglądające całkiem znajomo. Nie mogłam ich jednak za bardzo skojarzyć. Patrzyłam wyżej, wędrując powoli wzrokiem posilnych rękach i ramionach. Zatrzymałam wzrok na umięśnionej klatce piersiowej. Unosiła się dosłownie o pół milimetra i z dużym mozołem. Zaczęłam przesuwać wzrok wyżej i wyżej, po szyi i w końcu dotarłam do twarzy....
To był on! Moje serce od razu zabiło mocniej i żywiej. Jego twarz wyglądała jak maska umarłego. Była nienaturalnie blada i w ogóle nią nie poruszał. Ja jednak wiedziałam, że on żyje. Nie mogłam już usiedzieć na miejscu. W sekundzie odzyskałam dawną siłę i otworzyłam drugie oko. Nawet nie wiem kiedy usiadłam na łóżku. Musiałam podejść ale przeszkadzała mi ta kroplówka. Nie oglądając się na nic oderwałam ją od siebie i spuściłam nogi na podłogę. Troszkę zakręciło mi się w głowie ale gdy tylko spojrzałam na niego, na drugim końcu pokoju od razu poczułam się lepiej. Powoli, powolutku podniosłam się i przytrzymując łóżka utrzymałam równowagę. Nabrałam w płuca powietrza prostując się i puszczając barierki. Byłam gotowa. Silna. Stanowczymi krokami podeszłam do niego ale gdy tylko zobaczyłam jego twarz w tym stanie nie dałam rady się stać o własnych siłach i upadłam na kolana łapiąc się jego łóżka. Zachłysnęłam się powietrzem i szybko złapałam jego rękę. Była zimna, przerażająco zimna a wiedziałam, że powinna być tak przyjemnie cieplutka. Trzymałam jego bezwiedne palce i wpatrywałam wprost w oczy. Zastanawiałam się czy tylko ja wiem o tym, że on żyje czy inni też. Nie wiem, może to nie jest dziwne ale on nie jest podłączony do żadnego urządzenia ani nawet do kroplówki. Wydaje mi się nawet, że to przez to, że nic mu nie pomaga tak długo dochodzi do siebie. Był po pachy przykryty kołdrą ale ja wiedziałam, że i tak mu zimno. Wróciłam więc do swojego łóżka i wzięłam z niego mój koc którym nakryłam go od stóp po szyję. Kiedy poprawiałam mu go pod szyją zobaczyłam jego bliznę. To ewidentnie był ślad po ukąszeniu przed wampira. I wtedy to się stało. Ból głowy uderzył mnie znikąd aż złapałam się za skronie. Znowu upadłam na kolana i wiłam się z bólu. Aż krzyczałam a wszystkie te obrazy, których brakowało w moim umyśle powróciły. Te beznamiętne , umierające twarze.. ich krzyki..Alec, Rodzice, sfora, śmierć Jacoba. Wszystko wróciło. Usłyszałam jak drzwi od pokoju się otwierają a do pokoju wpada Alice.
-Renesmee, Renesmee! Co się dzieje?-krzyczała spanikowana nade mną. Złapała moje ramiona i próbowała chyba popatrzeć w oczy ale zamknęłam je chwilę temu.-Emmett!-zawołała i poczułam w sekundzie jego obecność w pokoju.-Przenieś ją na łóżko.-Powiedziała i poczułam jak jego silne ręce przenoszą mnie na miękkie posłanie. Nie dałam jednak rady leżeć spokojnie. Z zamkniętymi oczami zeskoczyłam z łóżka i wpadłam na szybę przed którą wyleciałam. Trzask szkła oszołomił mnie jeszcze bardziej a po chwili wylądowałam na zimnej, mokrej trawie. Oczywiście za mną wyskoczył Emmett i przytłoczył mnie swoim wielkim cielskiem. Leżałam tam pod nim a Alice podeszła do mnie ze strzykawką. Ale ja wiedziałam, że nie mogę teraz tego przerwać, nie mogłam się poddać.
-Nie, Nie! Alice błagam! Nie teraz! Zaufaj mi!-krzyknęłam a ona stanęła jak osłupiała. Kręciłam się z jednej strony na drugą ale miałam ograniczone ruchy bo nadal trzymał mnie Emmett. I tak szybko jak wszystko się pojawiło to i zniknęło. Poczułam zmęczenie, ogromne zmęczenie. Leżałam bez ruchu i ciężko oddychałam. Wszystko się uspokoiło w moim ciele i mogłabym już wstać gdyby nie ten koleś na mnie.
-Emmett.-uśmiechnęłam się do niego.-Wiesz, jednak trochę ważysz.-powiedziałam przekornie ale on nie zszedł ze mnie tylko rzucił mi się na szyję.-Zaraz mnie udusisz.-powiedziałam udając, że się dławię.
-Nareszcie wróciłaś-powiedział roześmiany. Poniósł się w końcu i podał mi rękę. Wstałam szybko i otrzepałam się trochę.
-Renesmee!-krzyknęła Alice. Och! I ten jej wspaniały uśmiech. Tak bardzo mi go brakowało.
-Alice, tak tęskniłam.-powiedziałam i rzuciłam się cioci na szyję.-Jak dobrze być w domu. Ale dlaczego Jacob'owi nikt nie pomaga?-zapytałam udając złą.
-Oj Renesmee...-zaczęła smutna Alice.-On nie miał tam leżeć żebyś nie musiała na niego patrzeć gdy się obudzisz. Przenieśliśmy go tylko na chwilkę, mieliśmy go zaraz zabrać.-Tłumaczyła przygnębiona
-Ale o co ci chodzi? Dlaczego nie miałam na niego patrzeć? Właśnie jego widok spowodował, że odzyskałam siły.-powiedziałam ale nic nie rozumiałam.
-Przykro nam ale on...-powiedział Emm zwieszając głowę.
-Nie, nie, nie. Mylicie się. On żyje. Nie wiem jakim cudem bo teraz już pamiętam co się stało ale on żyje. Nie słyszycie jego serca?-zapytałam.
-No właśnie nie.-powiedział Emmett.
-Ale ja słyszę. Ja słyszę jego serce. Jest słabe i właśnie dlatego się zastanawiam dlaczego nie ma choćby podłączonej kroplówki.-Wytłumaczyłam o co chodzi.
-Ale Ness, jesteś pewna, że to jego serce słyszysz?-zapytała Alice.
-No a czyje twoim zdaniem serce miałabym słyszeć?-zapytałam lekko rozzłoszczona.
-No nie ważne. Masz rację. Więc trzeba coś podłączyć.-powiedziała Alice i weszliśmy za nią do środka. Wzięła z szafki pudełko z witaminami i rozpuściła go w woreczku z wodą z kroplówki. Ja przygotowałam świeżą igłę i wbiłam mu delikatnie w miejsce pod łokciem. Alice powiesiła ten woreczek na stojaku, którego wcześniej ja używałam i podpięła wszystko tak, jak powinno być. Okryłam dokładniej mojego wilczka i wyszliśmy z pokoju. Usiadłam wygodnie w salonie a obok mnie Alice.
-A tak właściwie to gdzie są wszyscy?-zapytałam bo nikogo innego nie było w domu.
-Poszli na polowanie. Powinni niedługo wrócić.-powiedziała Alice
-O rany. Ale byłam zmęczona po tym wszystkim. Długo spałam?
-Nie, tylko tydzień.-powiedziała ironicznie ciocia.
-Tak, tylko tydzień.-powtórzyłam po niej. Przypomniał mi się Alec i reszta moich nowych przyjaciół. Co było z nimi?-Ymmmm... Alice, a inni?-zapytałam.
-Jacy inni?-nie wiedziała o co mi chodzi.
-No, Nathan i Roxann i Heidi z Alec'em. Co z nimi, nie zostawiliście ich prawda?-dokończyłam z nadzieją w głosie.
-Nathan i Roxann mieszkają oddzielnie w mieszkaniu Nathana jeszcze z jego ludzkiego życia a Alec chyba razem z nimi... Emmett chyba całkiem polubił Aleca ale my nie jesteśmy co do niego przekonani...
-Jak możesz tak mówić?! To mój przyjaciel! Próbowaliście chociaż z nim rozmawiać?! Dlaczego im nie pomogliście?!-krzyknęłam na ciocię.
-Wiesz jak Edward z Bellą są nastawieni do Volturii, Carlise zresztą też. Ja sama nie wiedziałam co mam robić...
-To trzeba było chociaż z nim porozmawiać!-Powiedziałam zła.-On nie jest zły. Opiekował się mną w Volterze, był przy mnie jak prawdziwy przyjaciel.
-Nie wiedziałam...-tłumaczyła się Alice ale nie dałam jej dokończyć.
-To może trzeba było z nim porozmawiać?!-wrzasnęłam.-On nie jest zły! I nigdy nie był! Oddał za mnie życie! Naprawdę! Był gotów oddać za mnie życie, na szczęście jakimś cudem przeżył. A teraz jest nie wiadomo gdzie, nie wiadomo czy sobie radzi bo wy pozwoliliście mu odejść. Tak samo jak pozostałym. Muszę ich odnaleźć.-powiedziałam po czym ruszyłam do drzwi, w których pokazała się moja rodzina.-Cześć.-rzuciłam tylko do nim i poszłam przed siebie nie mając pojęcie gdzie się kierować.
-Co jest?-zapytał tato Alice a ona tylko wzruszyła ramionami. Postanowiłam wpaść na trop. Chyba byłam teraz silniejsza więc chyba dam radę ich wytropić. Skupiłam się na Alec'u i po prostu się udało. Czułam jego zapach jakby stał przede mną. Jego trop prowadził gdzieś do Seattle, na przedmieścia. Węszyłam wśród domów prowadzona jedynie jego zapachem. Wystarczyło się tylko na nim skupić i nie czułam nic innego. Kiedyś to nie było takie proste i cieszyłam się z tego jak wzrosła moja moc choć nie przyzwyczaiłam się do tego. Szłam dalej aż natknęłam się na drzwi nie za wysokiego apartamentowca. Miał może z osiem pięter a mieszkania w nim na pewno były bardzo drogie. Otworzyłam powoli drzwi i wsunęłam się przez nie. Tak jak myślałam, wszędzie kamery. Po mojej prawej stronie, za wysokim blatem siedział portier. Na jego plakietce widniało imię Leo. Zgaduję, że nie wpuści mnie tak po prostu.
-Pani do kogo?
-Ja do...-kurczę co miałam powiedzieć?-Ja do Nathana... Kurczę, wiesz co Leo, mogę ci tak mówić? Nie pamiętam jak ma na nazwisko.-Nawet nie wiem jak ma na nazwisko ale na głos o tym nie wspomniałam.-No taki, całkiem wysoki, jasne blond włosy. Ubrany na ciemno. Szedł z nim drugi chłopak. Ciemne włosy mniej więcej tego samego wzrostu. A z nimi czerwonowłosa dziewczyna...-tłumaczyłam jak najęta.
-Zgaduję, że do pana Nathan'a William'a Walker'a?-O no proszę, nigdy nie mówił, że ma tak ładnie na drugie imię.
-Y... tak do niego!Walker! Właśnie, jakoś mi umknęło!-powiedziałam udając rozbawioną z własnej głupoty chociaż cała ta sytuacja była dla mnie zabawna. Leo się do mnie uśmiechnął. Ciekawa byłam ile ma lat. Wątpię żeby miał skończoną trzydziestkę. Był naprawdę bardzo młody i całkiem przystojny ale zupełnie nie w moim stylu. Łysy mulat. Z twarzy trochę podobny do Chris'a Brown'a. Miał fajny kawałem z Pitbull'em. Jak to szło?
„You put it down like New York City I never sleep Wild like Los Angeles My fantasy.. Nanana” Tsaaaa...
-No nie wiem, mała czy mogę ci ufać, wyglądasz na niebezpieczną. A co ja w ogóle będę z tego miał?-wstał opierając łokcie na blacie przede mną i zbliżając się do mnie. Nie wiem jednak skąd wiedziałam, że nie ma on żadnych złych zamiarów typu napastowania mnie i zgwałcenia. Po prostu droczył się ze mną i.. flirtował! A to niedorzeczność! Zaśmiałam się w duchu.-No bo wiesz, on nie ma tak na nazwisko.-powiedział i uśmiechnął się anielsko.
-Dostaniesz całusa od ładnej dziewczyny, jeśli zadzwonisz i zapytasz czy mogę wejść.-zaproponowałam uśmiechając i udając niewiniątko.
-No nieładnie, próba przekupstwa.-zaśmiał się Leo.
-Leo, no proszę.-powiedziałam i robiąc proszące oczka. Położyłam mu rękę na ramieniu.
-No okej okej...-powiedział po czym znowu usiadł i podniósł domofon.-A tak właściwie jak masz na imię?-zapytał.
-Renesmee Cullen.-odpowiedziałam.
-Spoko.-powiedział rozbawiony.
-Panie Brown?-Brown, mhmm... Hah.-Jakaś Pani przedstawia się jako Renesmee Cullen.-Mówiąc to przejrzał mnie od góry do dołu wręcz rozbierającym wzrokiem. Szczerze to aż się trochę przestraszyłam bo wyglądał jak jakiś zombie wtedy. Chociaż to było całkiem przyjemne. No oprócz tego zombie. Pokręciłam głową odpędzając od siebie ten wzrok.-Możesz wejść. Ostatnie piętro drzwi na lewo.-przywróciły mnie do rzeczywistości słowa Lea. Uśmiechnęłam się przyjaźnie i poszłam w kierunku windy. Czułam na sobie jego wzrok aż do zamknięcia drzwi windy i dopiero teraz odetchnęłam z ulgą. Stresowałam się przy nim. Był jakiś taki dziwny. Owszem trochę czarujący ale po tym zombie mi przeszło. Opadłam na ścianę windy wycieńczona tym udawaniem wesołej, młodej dziewczynki. Tak naprawdę byłam załamana. Myślałam, że po powrocie do domu wreszcie będę mieć choć trochę odpoczynku. A tu co? Moja rodzina nie potrafiła choć przez ten tydzień zając się moimi przyjaciółmi, a przynajmniej im pomóc. Jacob jest w strasznym stanie a ja sama też jestem wycieńczona. Na sto procent jestem pewna tylko jednego, że muszę znaleźć sposób aby przywrócić Jacob'a do życia. Winda wlokła się powoli aż mnie to męczyło a mogłam pobiec schodami. Nabierałam w płuca duże ilości powietrza co miało przynieść mi jakiegoś rodzaju ulgę ale nie czułam się lepiej. Nawet nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo spragniona byłam głosu Jacob'a. Tak za nim tęskniłam, że sprawiało mi to niemal fizyczny ból. Przełknęłam ślinę, nabrałam w płuca tyle powietrza, że aż zawirowało mi w głowie. Nie za bardzo wiedziałam co się stało. Huczało w niej jakby strzelały mi tam pioruny. Wszystko było takie rozmazane, że nie widziałam nawet tych zmieniających się cyferek oznaczających na jakim piętrze obecnie jestem. Zatoczyłam się jak pijana, wystawiłam rękę gdzieś przed siebie żeby oprzeć się o drzwi ale zanim moja ręka się o nie oparła otworzyły się z tym dzwoneczkiem, który jeszcze przez długi czas rozbrzmiewał w moich uszach. Już leciałam na twarz, już miałam zetknąć się z tą zimną podłogą i złamać sobie nos i leżeć w krwi aż znajdzie mnie jakiś bezdomny i zje na podwieczorek. Super! Jeszcze majaczę w myślach. Wydawało mi się powinnam była już upaść ale nic nie widziałam a do tego miałam jakieś niejasności w funkcjonowaniu świata. Wydawało mi się, że minęły już wieki od kiedy zaczęłam upadać ale przecież czas się nie zatrzymał. Już prawie całkiem odleciałam ale wtedy złapały mnie czyjeś miękkie i przyjemne w dotyku ręce. Słyszałam jakieś szumy ale nie miałam pojęcia co oznaczają. Poczułam jak ten ktoś mnie podnosi i właśnie jestem niesiona w czyiś silnych ramionach. Wtuliłam w niego policzek bardziej i nie zastanawiałam się dokąd jestem niesiona. Potem poczułam pod sobą coś miękkiego i przyjemnie chłodnego. Jego zimne ręce dotknęły mojej twarzy i zniknęły. Moje serce zaczęło bić szybciej. Bałam się. Czułam, że jestem sama w tym pomieszczeniu. Mój wybawca od tragicznego upadku mnie opuścił. Oddychałam równie niespokojnie. Po chwili jednak się uspokoiłam bo ten ktoś powrócił. Na mojej głowie pojawił się letni kompres a na moim ramieniu jego ręka. Złapałam ją i pociągnęłam go bliżej do siebie. Chciałam, żeby mnie przytulił. Chciałam czuć się bezpieczna. Spełnił moją niemą prośbę i objął mnie ramieniem wsuwając je pod moją szyję. Już mi zaczęło całkiem przechodzić więc otworzyłam oczy i zobaczyłam znajomą twarz wpatrzoną we mnie. Alec. Mój Alec. Uśmiechnęłam się do niego mając nadzieję, że zrobi to samo ale patrzył na mnie poważnie. Podniósł się do pozycji siedzącej i pomógł zrobić mi to samo. Znajdowaliśmy się w ogromniej sypialni urządzonej w bardzo nowoczesny sposób. Miała niebiesko-szare kolory, które działały bardzo uspokajająco. Sami znajdowaliśmy się na ogromnym, wygodnym łóżku. Oglądnąwszy już pokój spojrzałam na Alec'a. Sięgnął ręką na stoliczek przy łóżku i podał mi kubek. Zajrzałam do niego ale czego mogłam się spodziewać? W nim była krew.
-Nie wolno chodzić nigdzie na głodniaka.-powiedział ale nie było w tym ni krzty humoru. Spojrzałam na niego zła, że tak mnie wita i poirytowana, że nie pomyślałam o tym jak bardzo jestem głodna przed wyjściem. Wzięłam łyka i nagle mnie zatkało. A co jeśli to krew człowieka? Nie poruszyłam się i spoglądałam niepewnie na kubek.-Nie martw się. To krew z krowy. Nathan kupił całego cielaka i sami go... no ten.-powiedział drapiąc się w głowę.-W każdym razie to jest taka krew zapasowa.-dodał i kazał wypić resztę. Od razu poczułam się dużo lepiej. Postawiłam kubek na stoliku i spojrzałam na Alec'a. I co teraz? Trzeba się chyba jakoś przywitać.
-Cześć Alec.-zaczęłam.-Dzięki za ratunek.-powiedziałam wdzięczna i lekko się uśmiechając.
-Dlaczego nic nie jadłaś? Czy ty jesteś mądra? Mogło ci się coś stać!-powiedział lekko podnosząc głos.
-Nie krzycz na mnie! Powinieneś mi podziękować, że w ogóle przyszłam zobaczyć jak sobie radzicie! Chciałam wam pomóc ale jak widzę nic tu po mnie!-krzyknęłam i podniosłam się szybko z łóżka. Szłam do drzwi ale Alec szybko złapał mnie za łokieć i obrócił do siebie pociągając w swoją stronę tak, że wpadłam na niego a on zacisnął swoje ręce wokół mnie.
-Przepraszam. Stęskniłem się za tobą.-powiedział spokojnie.
-A tak właściwie to gdzie jest reszta, bo przecież to Nathan zgodził się, żeby mnie wpuścić?-zapytałam bo stojąc w otwartych drzwiach za uwarzyłam, że salon i przedpokój są puste a mieszkaniu panuje cisza więc pewnie w innych pomieszczeniach też nikogo nie ma.
-Powiedziałem Leo, że Nathan jest w łazience ale, że chce cię wpuścić. A oni są na polowaniu.
-Aha. Okej. Ja przyszłam wam pomóc bo dowiedziałam się właśnie, że moja wspaniała rodzinka nawet wam nie pomogła załatwić jakiś lewych papierów , a ja nauczyłam się nieco od Jasper'a więc... Nie mamy na co czekać. A tak przy okazji. Dziękuję, że całkiem nie uciekłeś.-Wzięłam go za rękę i ruszyłam z Alec'em do jednego znajomego rodziny, który nam organizował paszporty, dokumenty i inne takie. W końcu trzeba mieć takie układy a dużo osób poleci na kasę. Moja mama już raz organizowała u niego paszporty dla mnie i Jacob'a, gdybyśmy musieli uciekać przed Volturi. Przed drzwiami Alec się zatrzymał.
Popatrzyłam na niego zdziwiona.
-A co z Nathanem i Roxann?-zapytał. No tak, no to zaczekamy. Pomyślałam, po czym wróciliśmy do mieszkania. Opowiedziałam Alecowi o moim darze, zwierzyłam się z mojego samopoczucia i tego, że brakuje mi Jacoba. Obiecał, że pomoże mi w ratowaniu Jacoba jeśli tylko będzie umiał. Nie dało mi to tak dużej satysfakcji jaką dałby mi powrót Jacoba do tego świata ale troszkę mnie to podniosło na duchu. Wiedziałam, że nie jestem sama i mam na kogo liczyć.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
I co myślicie?
Domyślam się, że nie możecie się doczekać ostatniego rozdziału :D
Komentujcie, komentujcie, komentujcie :D


1 komentarz:

  1. Jestem rozdarta z jednej strony chce nie mogę się doczekać, kolejnego rozdziału, a z drugiej nie chce, bo to będzie ostatni :( No co ja mam ci napisać? Znów to samo "Rozdział cudny. Czekam na NN", ale chociaż jest to szczera prawda :D Szybko daj next. :))

    OdpowiedzUsuń