No i jestem z ostatnim rozdziałem. Szkoda mi, że się już żegnamy ale mam jeszcze inne blogi. Chociaż jeden z nich zaniedbałam i chyba go zawieszę... Ale mniejsza z tym...
Czytajcie i proszę posłuchajcie muzyki, jest piękna, a to ostatni rozdział więc bardzo zachęcam.
Minął miesiąc...
I drugi...
I trzeci... I nadal nic...
Minął kolejny... a w końcu pół
roku.. Nadal nic...
Kolejne trzy miesiące zleciały i
nadal nic się nie działo. Nie było lepiej ani gorzej. Nie działo
się nic. Leżał, jak żywy trup. Ciekawy paradoks ale tak właśnie
jest. Niby żyje, niby jego serce jakoś bije od tych dziewięciu
miesięcy a wydaje się jakby jednak nie żył.
Mijały
kolejne miesiące i wciąż trwaliśmy w martwym punkcie. Ale
przynajmniej ja chociaż dowiedziałam się przynajmniej co było z
moim brzuchem. Miałam normalnie okres ale co z tego? Nic, skoro jak
na razie nie miałam z kim założyć rodziny. Odwiedzała mnie
Nathalie, Alec też wpadał. Przez te półtora roku moja rodzina
całkiem się z nim zaprzyjaźniła. Rose cieszyła się, że ma
siostrę. No i wszyscy byli jednego zdania. Uważali, że mizerniałam
w oczach z każdym dniem ale co miałam zrobić skoro nawet nie
chciało mi się żyć? Nie chciało mi się bawić moją nową mocą,
nie chciało mi się jeść, nie chciało mi się wygłupiać z
Emmettem, nie chciało mi się po prostu być. Od kiedy Jacob był w
śpiączce właściwie nie wychodziłam z pokoju, w którym leżał.
Czyli prawie przez półtora roku. To było przerażające ale co
miałam zrobić? Nie chciałam go opuszczać nawet na minutkę. Moje
serce chciało trwać przy nim nawet w nieskończoność jeśli by
trzeba było. Zarazem jednak tęskniło za jago wewnętrznym ciepłem,
za jego cudownym głosem, czułymi słówkami, pieszczotami i...
pocałunkami. Po moich policzkach słynęły gorzkie łzy. Wciąż,
tak jak zawsze trzymałam Jacoba za rękę i mówiłam do niego różne
rzeczy. Wszystko co tylko przyszło mi do głowy, ale teraz, kiedy
znowu płakałam i gardło mi się ścisnęło, po prostu milczałam.
Czasami się bałam. Bałam się, że on się jednak nie obudzi... że
robię sobie niepotrzebnie nadzieję na to, że będzie lepiej.
Jakiś czas temu podsłuchałam
rozmowę moich rodziców. Najbardziej w pamięć zapadły mi słowa
Belli: „Edward, nie chcę, żeby tak dalej było. Pamiętam jak.. w
jakim stanie byłam ja, kiedy odszedłeś... A co jeśli Jacob nigdy
już się nie obudzi? Nie czułeś nigdy czegoś takiego, ja tak. Tak
bardzo się o nią martwię. Ta depresja ją wykończy...”. Myśląc
nad tym poszłam do łazienki, do lustra. Dawno na siebie nie
patrzyłam, nie zwracałam uwagi na to jak wyglądam. I teraz kiedy
patrzyłam na swoje odbicie przestraszyłam się siebie samej. Włosy
w strąkach, sińce pod oczami a z mojej całkiem ładnej figury
zostały właściwie same kości i skóra. Podniosłam powoli swoją
dłoń do twarzy. Moja skóra nie promieniała już dawnym blaskiem,
brakowało mi tych rumieńców, które wywoływał u mnie Jacob
prawie każdym swoim spojrzeniem. Była szara... ponura...Tak jak
cała ja. A co.. A co jeśli Jacob się obudzi i mnie taką zobaczy?
Co jak się mnie wystraszy i serce mu ze strachu stanie? Nie mogłam
na to pozwolić chociaż to było bardzo... emm dziwne.. Ale
postanowiłam przynajmniej bardziej o siebie zadbać. Poszłam więc
szybko do siebie, do domku mojego i rodziców. Wzięłam prysznic, w
końcu rozczesałam włosy i przebrałam się w jeansy, top, bluzę
sportową i airmaxy. Na sportowo ale i ładnie. A nie niechlujnie tak
było przed chwilą. Kiedy wysuszyłam włosy związałam je w kucyka
i zeszłam na dół do rodziców. Wbiegłam tak szybko, że nawet się
z nimi nie przywitałam.
-Hej.-Powiedziałam smutno ale na
razie na nic więcej nie było mnie stać.-Idę na polowanie.-Dodałam
smętnie.
-Poczekaj, zaraz się
zbierzemy.-Odpowiedział Edward.
-Ale..
Ale ja chcę iść sama.-Spuściłam głowę przy tych słowach. Od
pewnego czasu nawet z nimi nie rozmawiałam a teraz też nie chciałam
spędzać z nimi czasu. Ale ja po prostu musiałam być w samotności.
Poukładać sobie wszystko, odetchnąć od tego półtora roku
czekania i nabrać sił na dalsze czekanie. I wiedziałam, że muszę
to zrobić sama.
-Alee... Dasz radę? Nic ci się ni
stanie? Nie wiem czy dobry pomysł Renesmee..-Obawiała się Bella.
Nie dziwiłam się, miała do tego prawo.
-Nie martwcie się. Ja po prostu..
po prostu muszę sama sobie wszystko poukładać, przemyśleć,
nabrać sił. Nic mi nie będzie. Spokojnie.-Starałam się jakoś
ich przekonać.
-Tylko proszę, jeśli idziesz sama
to nie oddalaj się za bardzo. I wróć niedługo.-Powiedziała i
znowu wtuliła się w Edwarda. Łezka pojawiła się z moim oku na
ten widok ale szybko mrugnęłam okiem żeby jej nikt nie zobaczył.
Odwróciłam się na pięcie do drzwi i wyszłam. Przebiegłam się
trochę w stronę La Push, upolowałam coś po drodze i pobiegłam
dalej. Czułam się jakby jakaś mała cząstka mnie znowu odżyła.
Napiłam się świeżutkiej krwi a nie takiej z pudełka jaką
podawał mi Carlise kiedy nie chodziłam na polowania. Biegłam
powoli dalej w stronę rezerwatu kiedy usłyszałam kogoś biegnącego
za mną. Potem poczułam niesioną z wiatrem wilczą woń. Nie była
to ta wspaniała won na którą czekałam od dawna ale na pewno
wilcza. Wtedy ten wilkołak wbiegł we mnie, ale ostrożnie i
delikatnie mnie przewracając. Ach ten Seth. Jak tylko zobaczyłam
jego ślepia sama też się uśmiechnęłam, od tak dawna. Tarzaliśmy
się przez jakiś czas w liściach. Wilkołak i ja, po czym w końcu
się odezwałam.
-Cześć Seth, jak dobrze cie znowu
widzieć.-Zdałam sobie strawę, że nie widziałam żadnego
wilkołaka od... od kiedy wróciłam z Włoch. Tak. Zawył cichutko
na moje słowa, oddalił się kilka kroków i kiwnął głową jakby
prosząc abym za nim poszła. Tak jak podejrzewałam pobiegliśmy do
jego domu, gdzie się szybko przemienił i ubrał. Potem rzucił mi
się na szyję i szepnął do ucha.
-Nawet nie wiesz jak ja się cieszę.
Tak dawno już Cię nie widziałem.-Powiedział wręcz lekko
wzruszony.-Jak się czujesz Ness?-zapytał.
-Nie wiem Seth co mam już robić.
To już półtora roku...-Głos mi się załamywał ale obiecałam
sobie, że nie będę się załamywać. Dlatego zrobiłam jednie
krótką przerwę i mówiłam dalej.-Tak mi go brakuje, zaniedbałam
się przez ten czas.-Zwierzyłam się.
-Całkiem nieźle wyglądasz. Może
nie tak zanim … to wszystko się stało ale naprawdę całkiem się
trzymasz.-Powiedział chyba całkiem szczerze.
-Dopiero dzisiaj się ogarnęłam.
Dobrze, że nie widziałeś mnie wczoraj, i przedwczoraj.. i przez
ostatni rok.-Powiedziałam nawet się pod koniec uśmiechając.
-No niee! TY?! Zawsze byłaś taką
wystrojoną laską, że jakoś trudno mi to sobie
wyobrazić.-Podpuszczał mnie Seth.
Dobrze zrobiło mi spotkanie ze
starym przyjacielem, w końcu z kimś porozmawiałam, nawet się
pośmiałam. Było dobrze. Wracałam sama do domu, Seth miał jakieś
obowiązki kiedy rzeczywistość znów do mnie wróciła. Czułam się
trochę lepiej ale ból i tak wrócił. Powolnymi krokami powlokłam
się się pod dom Carlise'a, potem pod drzwi i do przedpokoju.
Chciałam krzyknąć, że już jestem ale poczułam się tak, jakby
brakowało mi sił. Wlokłam się dalej korytarzem, do pokoju, w
którym leżał Jacob. Położyłam rękę na klamce, delikatnie
nacisnęłam i popchnęłam drzwi, które cicho przy tym skrzypnęły.
Ze spuszczoną głową wkroczyłam do pokoju, spojrzałam na łóżko
i usiadłam na nim. Chwilę myślałam, a przynajmniej chciałam
myśleć ale wydawało mi się jakby mózg mi się zwiesił.
Spojrzałam znowu na łóżko...
nie było go!! Nie było z nim
Jacoba. Łóżko było puste! Spanikowana szybko się podniosłam,
rozglądnęłam dookoła i wybiegłam z pokoju. Po sekundzie
wparowałam bez pukania do gabinetu Carlise'a i roztrzęsiona
zapytałam.
-Gdzie Jacob?!
-No leży tam gdzie
zawsze.-Odpowiedział Carlise nie spoglądając nawet na mnie znad
swoich papierów.
-Nie jestem głupia! Nie ma go
tam!-krzyknęłam jeszcze bardziej zdenerwowana tym, że on nie wie
gdzie jest Jacob. Nie oglądając się już na Carlise'a wróciłam
szybko do pokoju, w którym niegdyś leżał Jake. Gdzie on się
podział? Nie mógł przecież sobie od tak wstać po półtora
rocznej śpiączce i na spacer czy do kibla! A co jak ktoś go
porwał?! Ale nie, to było niemożliwie bo nie czułam żadnego
obcego zapachu. Rozglądnęłam się znowu po pokoju. Tym razem
dokładniej. Biblioteczka i biurko były na swoim miejscu, jego łóżko
i szafeczka nocna też, kwiaty w wazonie nietknięte... A za tą
szafeczką było okno. Duże okno, na całą wysokość ściany.
Takie samo jakie było w gabinecie Carlise'a i w wielu innych
pokojach. I co dopiero teraz przykuło moją uwagę, było ono
rozbite. Szkło leżało na podłodze a we framudze zostało tylko
kilka części. To dlatego wiło mi po nogach chłodne powietrze.
Wzięłam głęboki wdech i powoli zaczęłam się uspokajać bo jak
na razie byłam tak spanikowana, że nie potrafiłam nawet trzeźwo
myśleć. Wzięłam kolejny wdech i zamknęłam oczy.
Dobra, dobra, dobra.
Spokojnie.-Mówiłam do siebie w
myślach. Wzięłam kolejny głęboki wdech, próbując wyłapać jak
najwięcej zapachów.-Ness, nie ma żadnego innego zapachu,
nikogo tu nie było. Był tylko Jacob, tylko on. Ale skoro był
tylko, to co się z nim stało?-Patrząc
na rozbite okno, odpowiedź sama się nasuwała.-Uciekł.
Tylko dlaczego? Jakim cudem? W którą stronę pobiegł?-Nie
mogłam dłużej stać bezczynnie. Zrobiłam dwa duże kroki
rozpędzając się i wyskakując przez okno. W tym samym czasie do
pokoju wszedł Edward a zaraz za nim Carlise.
-Ness! A ty dokąd?!-Krzyknął
Edward podchodząc bliżej.
-Muszę go znaleźć!-Odkrzyknęłam
i już chciałam dalej biec ale mnie zatrzymał łapiąc za ramię.
-Idę z tobą. Nie możesz sama
szwendać się po lesie w takim stanie.-Powiedział trochę ostro.
-Nie.-Odpowiedziałam szybko.-Muszę
to zrobić sama. Muszę sama z nim pogadać, wszystko
zrozumieć.-Sprostowałam.-Spokojnie, przecież dam sobie radę. Nie
jestem już małą dziewczynką.-Dodałam, widząc, że nadal ma
wiele przeciw temu abym szła sama. Ja się za to już trochę
denerwowałam bo niepotrzebnie traciłam czas. Lekko wyszarpnęłam
swoje ramię z jego uścisku i nie oglądając się za siebie
pobiegłam w stronę lasu. Edward chyba chciał biec za mną ale
usłyszałam wtedy głos Carlise'a.
-Edward.-Był
to ton ostrzegawczy i bardzo surowy jak na niego. Ale ciszyłam się,
że stał po mojej stronie. Oddaliłam się trochę od domu, nie
bardzo daleko, zaledwie kilkanaście kroków, po czym stanęłam,
rozglądnęłam się i łapczywie zaczęłam wdychać różne
zapachy. Zapach lasu, różnych zwierząt, trawy, mojej rodziny,
kwiatów i zapach, na który czekałam. Zapach Jacoba. Nie czekając
już dłużej pobiegłam w kierunku, gdzie wydawał mi się
najsilniejszy. Dobrze wybrałam bo już po chwili wpadłam na jego
właściwy trop. Nie mógł uciec daleko, był przecież na pewno
bardzo słaby. Nawet przez te dwie godziny przez które mnie nie było
nie mógł w pełni odzyskać sił i wybiec z kraju. Biegłam tak
dalej po jego zapachu, obraz lekko mi się zamazywał bo biegłam
naprawdę szybko. Jego zapach stawał się coraz silniejszy. Biegłam
jakimiś chaszczami, nie wiadomo do końca gdzie ale biegłam.
Biegłam żeby go w końcu odnaleźć. Mimo że przez ten cały czas
leżał u nas w domu to czułam się tak, jakby go jednak nie było.
Biegłam dalej, osłaniałam twarz przed gałęziami, w nogę wbił
mi się już niejeden kolec, jedną nogawkę spodni miałam już
podartą a z dłoni lekko sączyła się krew przez te kolce jeżyn i
gałęzie. Dlaczego musiał wybrać aż tak trudną trasę? Myślał,
że tędy za nim nie pobiegnę? Nie zastanawiając się nad tym
biegłam dalej. Moje serce zabiło mocniej gdy tylko na horyzoncie
zobaczyłam zarys jakiejś postaci. Podbiegłam bliżej i w mojej
głowie była tylko jednak myśl.-Głupi grzybiarz!-No
ale nic, przebiegłam koło niego niezauważalnie szybko i biegłam
dalej. Przebiegłam koło małego stadka saren, potem przez niedużą
łąkę a potem znowu wbiegłam w las. Tym razem jednak trop ciągnął
się po wąskiej ścieżce więc łatwiej mi się biegło. Widziałam
też dużo więcej bo las znacznie się przerzedził. I w końcu, po
tym wyczerpującym biegu zobaczyłam najprawdopodobniej jego. Tak, to
musiał być on. Szedł kompletnie opadnięty z sił, potykając się
co chwila, łapiąc drzew i drżąc z zimna. Jego widok sprawił, że
przyśpieszyłam jeszcze bardziej.
-Jacob!-Nie mogłam się już
powstrzymać i krzyknęłam za nim. Odwrócił się powoli i od razu
przyśpieszył kroku. Próbował biec ale się potknął i upadł.
Zanim dobiegłam podniósł się ale kolejnego kroku nie zdążył
zrobić. Złapałam go szybko, objęłam w pasie i przytuliłam. Nie
obchodziło mnie, co on sobie o tym pomyśli nawet jeśli jakoś się
od wpoił we mnie. Chociaż nie wiem czy to możliwe. Wiedziałam, że
wyglądam okropnie ale to też mnie nie obchodziło. Liczył się
tylko Jake. Nareszcie poczułam to jego ciepło, to za którym tak
bardzo tęskniłam. Chociaż wiedziałam, że nie jest tak ciepły
jak zazwyczaj ale znacznie cieplejszy niż gdy leżał w śpiączce.
-Nie.-Powiedział ostro, złapał w
pasie i odsunął stanowczo od siebie.
-Jacob, czemu uciekasz?-zapytałam
spokojnie. Nie przejmowałam się tym co właśnie zrobił i
powiedział.
-Nienawidzisz mnie!
Pamiętasz?!-Niemal na mnie krzyknął ale w jego oczach widziałam
kręcące się łezki.
-Jacob, przecież to
nieprawda.-Westchnęłam.
-Daj mi już spokój dziewczyno,
przecież wiesz o co mi tylko chodziło!-Znowu się wzburzył i
chciał iść dalej ale złapałam go w łokciu.
-Oboje wiemy, że to też nieprawda.
Jake. Przecież przybiegłeś mi na ratunek, poświeciłeś się dla
mnie.
-To nie ważne Ness. Skrzywdziłem
Cię. To się liczy. Musisz mnie nienawidzić. Musisz być
bezpieczna.-Mówił załamany, nie wiedząc już co ma robić.
-Jestem bezpieczna. My Jesteśmy
bezpieczni.-Powiedziałam po czym na siłę, mimo jego oporu
przyłożyłam mu dłoń do twarzy i pokazałam śmierć Aro. Jedynie
kilka sekund. Ale to wystarczyło aby nim wstrząsnąć. Po jego
policzku popłynęła łza. Jedna, samotna łza. Popatrzył na mnie
tymi dużymi, smutnymi oczami i powiedział.
-Myślałam, że zginąłeś,
poświęcając się dla mnie. To wtedy cierpiałam
najbardziej.-Powiedziałam. Wtedy Jake wziął mnie, przyciągając
do siebie.
-Tak
bardzo cię przepraszam. Ness... Tak bardzo mi przykro. Powinnaś
mnie nienawidzić.-Gładził moje włosy, drugą ręką obejmował
mnie w pasie. Ten jego dotyk, ten głos. Wrócił mój Jacob, ten,
którego kocham.
-Nie mów tak, proszę. Żyjesz
Jacob, to się dla mnie liczy.-Powiedziałam odsuwając się od niego
troszkę.
-Nie mówię, że musimy być
przyjaciółmi ale powiedz, że nasza znajomość się nie
kończy.-Powiedział patrząc na mnie z nadzieją i smutkiem. To był
ten moment, najlepszy, najdoskonalszy moment na ostateczne wyznanie
mu, że... Wzięłam głęboki wdech, serce niemal mi stanęło
otworzyłam buzię, chciałam coś powiedzieć ale... zacięłam się.
Nie mogłam z siebie nic wydusić, nic powiedzieć.
-Jaa.. niee.-powiedziałam tylko.
Ale ze mnie idiotka. Przecież wiem, że jest wpojony, kocha mnie, a
i tak trudno mi wyznać to co chcę.
-Rozumiem Ness.-Powiedział
zrezygnowany odwracając się ode mnie, chcąc iść gdzieś przed
siebie. Musiałam to szybko odkręcić. Znowu złapałam go w łokciu,
obracając do siebie i zanim dobrze złapał równowagę, stanęłam
na palcach delikatnie przykładając swoje usta do jego. Jednak po
sekundzie pogłębiłam pocałunek. Jake objął mnie w pasie mocno,
drugą rękę kładąc na szyi i przyciągając jeszcze bliżej
siebie. Ten pocałunek był nadzwyczajny, zupełnie inny niż
poprzednie. Tak namiętny, nieopanowany i gorący, że nie potrafiłam
przestać. Z każdą sekundą chciałam więcej, być bliżej. Czułam
to samo, co tej nocy którą spędziłam razem z Jacob'em tylko, że
znacznie, znacznie mocniej, znacznie głębiej, w sercu. Może to
dlatego, że wiedziałam o wpojeniu, może dlatego, że na ten
pocałunek czekałam ponad półtora roku a może dlatego, że teraz
wyraźnie czułam, że Jake się nie ogranicza, że całuje mnie tak,
jak zawsze chciał, że całuje mnie całym sobą. Odsunęłam się
troszkę od niego i w końcu powiedziałam.
-Kocham Cię Jacob. Od zawsze i na
zawsze.-Patrzyłam w jego oczy, które teraz stały się tak wielkie
jak nigdy, jakby doznał szoku.
-Renesmee, ja, ja jestem w ciebie
wpojony.-Wyznał drugi raz.
-Wiem Jacob. Wiem.-Odpowiedziałam
jedynie nie czekając na jego reakcję. Wiedziałam, że wszystko
sobie jeszcze kiedyś dokładnie wyjaśnimy a jak na razie nie
chciałam tracić czasu i znowu go całowałam. Wiedziałam, że
wszystko jest tak jak powinno. My koło siebie i nasze uczucia już
nie skrywane. Byłam szczęśliwa.
Jejku, dzięki wszystkim, którzy dotrwali do końca, tym, którzy komentowali i pomagali. W szczególności Jessie (nocna pisareczka). No i też innym, S., Wika, Kisak96, Cassie i pozostałym :D
Napiszcie ogólnie, co sądzicie o mojej książce.
Jak zakończenie?
I która piosenka najbardziej się wam spodobała? :D
Żegnam się z tego blogaa. :D
PAaa:** do usłyszenia na innych :D