trochę mi tego brakuje. Lubiłam pisać te wszystkie głupotki, cieszyło mnie gdy ktoś je komentował... lepiej lub gorzej. Teraz tez tak sobie siedzę, nic nie robię i piszę tylko trzy po trzy.
Mam jakąś dziwną wenę ale nie potrafię jej ogarnąć. Do pisania wracać na pewno nie będę, nie mam czasu, ale jednorazowo bym coś chciała chyba rozkminić....
No i patrzył na mnie, tymi swoimi wielkimi oczyma a ja nie potrafiłam wykrzesać z siebie ani słowa. Nie wiedziałam co mam mu powiedzieć, w głowie miałam jedną wielką pustkę. Mieliśmy być ze sobą szczerzy i wprost mówić o swoich uczuciach a jednak to dalej przychodzi mi z taką trudnością. Nie wiem, może ta pustka w głowie nie wzięła się znikąd? Może... może powodowała ją ta pustka w sercu i te uczucia, których nie mogłam rozpoznać. Byłam tak bardzo zagubiona, że nie potrafiłam odróżnić miłości od nienawiści. Część mnie podpowiadała mi, że nienawiść była by rozsądnym wyjściem, że bym nie cierpiała tak jak do tej pory. Jednak druga część mnie nie wyobrażała sobie życia beż miłości do niego.
Zranił mnie, i to bardzo, chociaż myślałam, że mnie nie da się zranić, zawsze byłam silna, tak wiele już przeszłam. Jednak to ile czułości dał mi wcześniej sprawiało, że nie nie potrafiłam ot tak przestać go kochać.
Przyjaźń-była by tak dobrym wyjściem, nieutralnym, wszyscy byli by szczęśliwi... Jednak co impreza, co choć trochę alkoholu to ląduję na jego kolanach. Tak delikatnie mnie całuje, w głowę, w policzek, w skronia... tak delikatnie mnie dotyka...
Potrząsnęłam głową odganiając te wspomnienia i wracając do rzeczywistości.
Czując zazdrość o każdą dziewczynę, której dotyka łatwo byłoby mi go znienawidzić ale nie czuję, że to będzie idealne wyjście...
Dalej go kochać i wciąż tęskniąc każdej nocy...? Też nie najlepiej.
No i które wyjście mam wybrać? Którą drogą puść? On czeka na moją odpowiedź a ja dalej nie wiem co mam robić.
Znów spojrzałam prosto w jego oczy mając nadzieję, że znajdę jakąś odpowiedź. Jednak w tej niebieskiej, bezkresnej toni nie było nic, co mogłoby mi pomóc, jedynie mogło przynieść mi zgubę.
Chyba widząc, że nie stać mnie na żadną odpowiedź, wziął ostrożnie moją głowę i przyciągnął do swojego torsu. Objął mnie drugą ręką a ja nie mogąc się powstrzymać wtuliłam w niego głowę. Delikatnie głaskając mnie po głowie wziął głęboki wdech i szepnął:
-Nie chcę Cie stracić.
Nie odpowiedziałam nic jego słowa z dziwnego powodu mnie zabolały. Prawdopodobnie dlatego, że zdawałam sobie sprawę z tego, jakie będą następne.
-Tak bardzo mi na Tobie zależy, tak bardzo...-po moim policzku już spłynęła pierwsza łza.-Tak bardzo Cię kocham, chciałbym każdego dnia i każdej nocy mieć Cię przy sobie ale tak bardzo się boję... tak bardzo nie chcę Cię zranić, jestem jeszcze taki głupi i nieodpowiedzialny...
-Już mnie zraniłeś.-Odpowiedziałam cicho, niemal niesłyszalnym głosem. Odsunął mnie trochę, łapiąc w ramionach i zadając nieme pytanie. Nie wiedział, nie miał o niczym pojęcia... był tak mało domyślny.-Ranisz mnie właśnie teraz.-Powiedziałam jedynie, wyswobodziłam się z jego rąk, co nie było trudne bo całkowicie go zamurowało, odwróciłam się na pięcie i odeszłam. Nie zrobiłam pół kroku a po moich policzkach polały się gorzkie łzy. Nie zatrzymał mnie, nie krzyknął za mną, nie pobiegł. Nie zareagował.
Ja, nienawidząc go jeszcze bardziej szłam dalej przed siebie "w ten smutny, szary dzień". Wiatr rozwiewał moje włosy, małe kropelki deszczu, prawie niewyczuwalne, sprawiały, że czułam jakby cały świat płakał razem ze mną. Idąc ze skrzyżowanymi na piersiach rękoma zdawałam sobie sprawę, że dalej kocham go tak samo mocno i znów nie będę umiała o nim zapomnieć, że znów będę płakać po nocach i nie będę potrafiła nic z tym zrobić. A na następnej imprezie na jakiej się spotkamy znów wyląduję na jego kolanach. Jedyna odpowiedź na jego pytanie jaka istniała jest taka, że tak samo go nienawidzę jak kocham przez co czuję się tak cholernie słaba.
Muszę stąd wyjechać, jak najszybciej.
Smutnawe... Ale cóż.. całkiem niestety prawdziwe.
Lekcja z tego jest taka, że jeśli kogoś kochacie, nie możecie bać się bycia z tym kimś. Musicie razem stawiać czoła każdego dnia zamiast nawzajem się ranić.
To tak ode mnie do Was, z własnego doświadczenia :D
tak więc do kiedyś tam, pozdrawiam :**
Wpadłam na Twoje opowiadanie, wpisując frazę "Renesmee i Alec" i jestem zachwycona tym co przeczytałam. W niektórych miejscach kilka błędów, ale miałaś świetny pomysł z tym opowiadaniem :) Ness, która posiada dodatkowy dar, o którym nikt nie wie, tylko Aro. Cała historia trzyma w napięciu i bardzo mi się podoba :) Jestem w szoku, że przez wszystkie notki nikt nie poprawił tego co napisałaś, że nie dostrzegł błędów, jakby nie zwracał uwagi na to co czyta :/ I proszę, nie bierz mojej krytyki jako akt napaści wirtualnej, a raczej jako zachętę :) Upubliczniasz to, by pokazać swój talent i przy okazji umilić komuś czas. Mam nadzieję, że to nie koniec i wrócisz na tego bloga. Będę tutaj wpadać i czekać na kolejną notkę ;)
OdpowiedzUsuńIlly